Poprzednie częściIronia losu Część 1

Ironia losu Część 3

Wchodząc do domu rozdzwonił mi się telefon , nie miałam już jak rozmawiać przez telefon w autobusie , postanowiłam że odzwonie jak dotre do domu.

Jednak to nie było takie proste bo telefon nie dawał mi spokoju i ciągle dzwonił więc odebrałam i to był niestety telefon z komisariatu:

-Witam , nazywam się komisarz Jan Krawczyk.Mam dla pani źle wieści.Muszę pani to powiedzieć z wielkim bólem , pański narzeczony niestety miał wypadek samochodowy-powiedział z żalem

O nie! Miał wypadek , o nie czemu właśnie on , on żyje?.Uspokoiłam oddech.

-Ale żyje? Proszę powiedzieć że żyje , no proszę coś powiedzieć!-wykrzyczałam do słuchawki

-Niestety z bólem muszę powiedzieć że nie żyje.Przykro mi.

Upuściłam telefon na ziemie , zaczełam płakać i opadłam na ziemie i płakałam , płakałam i wrzeszczałam dlaczego.

Podeszła do mnie jego matka widząc mnie w takim stanie ona już zrozumiała o co chodziło i sama mnie przytuliła i zaczeła płakać.

Nie mogłam zrozumieć jedego dlaczego on zginoł , kto zrobił coś tak strasznego i odebrał mi mój skarb? Nie rozumiałam tego wszystkiego , nie mogłam tego pojąć czemu i co się tak naprawdę dzieje.Nie panowałam nad swoimi emocjami czy zachowaniem.

Nigdy nie czułam się tak okropnie , źle czy winna że nic nie zrobiłam.

**

Minął już czwarty dzień od śmierci Piotra , całe dnie leżałam w łóżku i płakałam i żeby zasnąć w nocy musiałam łykać tabletki nasenne.

Codziennie budziłam się z krzykiem , bez niego obok i już nigdy nie mogłabym go przytulić.To było dla mnie straszne , że nie mogłam tak po prostu poczuć jego zapachu , dotyku czy nawet spojrzeć na jego błyskotliwy uśmiech.

Rodzice Piotrka przygarneli mnie do siebie.Pani Maria była w ciężkim stanie psychicznym , jego ojciec trzymał się i był twardy.Wziełam urlop w pracy , nie byłam w stanie pracować.

Dzisiaj nadszedł dzień pogrzebu Piotra , wstałam nawet wcześnie.

Uczesałam włosy w luźny kok , ulubiona fryzura , ubrałam czarną bluzką i tego samego koloru spodnie i wyszłam do kościoła.

W kościela cała rodzina Piotra była dla mnie miła , każdy wiedział co tak naprawdę czuje.Gdy już nadszedł moment zasypywania trumny odaliłam się jak najdalej ale zaczełam płakać , upadłam na ziemie ale dawny kolega Piotra , Szymon pomógł mi wstać:

-Wszystko już dobrze?- zapytał z troską.

-Nigdy nie było lepiej- odpowiedziałam z ironią.

Jak miałam się czuć gdy moja ukochana osoba umarła?Gdy już nigdy nie zobaczę mojego Piotra?

-Dobrze,podtrzymam Cię żebyś znowu nie upadła.

Dobrze , może i tak byłoby lepiej nie umiałam nad sobą zapanować.Moja głowa i moje myśli to był jedny wielki chaos.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania