Jeszcze jedeń dzień, zanim umrzemy- 2
Po drugiej stronie, znajdował się jedynie duży, przestronny plac. Pokryty był piaskiem, gdzieniegdzie wyrosła niska trawa. Na końcu znajdowała się ławka i ogromne, masywne drzewo. Freddie trzymał Megan za rękę.
- Zmęczyłeś się?
- Ja? Co ty! Będę wskazywał ci drogę tak długo, jak tylko pragniesz.
- Nieprawda.- powiedziała twardo.- W końcu się zmęczysz. Będziesz lecieć w dół, aż spadniesz i umrzesz.
- Wszyscy umrzemy, Meg. A ja wolę umrzeć lecąc w dół, patrząc na moją ukochaną.- Zatrzymał się. Długo spoglądał przed siebie. Odwrócił wzrok i samotnie udał się w stronę ławki. Dziewczyna dogoniła go i szybko złapała jego rękę.
- Zwolnij.
- Nie da się. Kiedy już zaczynasz biec, nie odpuszczaj. Nie odpuszczaj… Dobrze Meg? Nigdy, proszę cię.- Roześmiała się.
- O czym mówisz?
- Kiedyś sama zobaczysz.
- Nieprawda.- powiedziała i usiadła przy drzewie.
- Zrozumiesz, tylko teraz jest jeszcze za wcześnie. To przychodzi samo.- Spojrzał w jej stronę. Była zmieszana, nie wiedziała co odpowiedzieć.- Kiedy umiera ktoś bardzo dla ciebie bliski, płaczesz. Masz lęki, nienawidzisz świata. To jest to o czym mówię. Nie wstydź się swoich emocji. Na tym świecie tylko one są trwałe.- Megan długo spoglądała w jego stronę.
- Już 11. Muszę wziąć leki. Poczekasz tu na mnie?
- Leć! Tylko nie spadnij!- uśmiechnął się i pomachał jej na pożegnanie. Dziewczyna pobiegła w stronę muru. Przeskoczyła przez ogrodzenie i ponownie znalazła się w ogrodzie. Przeszła przez trawę, drzwi wejściowe , a następnie poszła na drugie piętro gdzie znajdował się jej pokój. Na stoliku stała szklanka wody i dwie różowe kapsułki. Skrzywiła się na sama myśl. Tych nie lubiła najbardziej. Miały goryczkowaty posmak, a język zabarwiał się na wściekły róż. Połknęła to, co leżała na talerzyku i z uśmiechem na twarzy wyszła z pomieszczenia. Gdy zbliżała się do schodów, opiekun Stonem potrącił ją, skacząc przez schody i znikając za drzwiami prowadzącymi do ogrodu. Chwilę po tym, obok niej przebiegło jeszcze innych kilku ludzi.
- Co się dzieje?- zapytała i z przerażeniem cofała się w stronę swojego pokoju.
- Wróć do siebie Meg, natychmiast!- powiedziała jedna z pielęgniarek.
- Ale Susan..Powiedz mi co się stało. Czemu oni wszyscy biegną?- Kobieta kazała Megan usiąść na łóżku.
- Ogrodnik zobaczył Freddiego. Był po drugiej stronie ogrodu. On.. powiesił się.- Megan wzięła trzy głębokie wdechy.
- Nie mogę oddychać. Susan! Wypuść mnie! On żyje, on jest wolny… On nie mógł, tego zrobić!- Krzyczała i jak najszybciej pociągnęła za klamkę. Na korytarzu panował chaos.
- Freddie!! Freds, błagam!- Zbiegła ze schodów i wybiegła przez drzwi. Zobaczyła jak dwóch mężczyzn niesie Freddiego, pan Stonem szedł za nimi ze spuszczoną głową.
- Oddajcie mi go! On nie jest wasz! Co mu zrobiliście!?- Dziewczyna rozpłakała się, pięściami biła się w brzuch i twarz.
- Susan! Zatrzymaj ją, wezwij pielęgniarki.- rozkazał Stonem.
- Puszczaj mnie! Freddie!!!- Złapała się jego zimnej dłoni.- Ja nie chcę biec.. Ja tak bardzo nie chcę uciekać.. Ja chcę, żebyś się obudził! Nie umieraj!- W tej chwili dwie pracownice szpitala odciągnęły Megan i siłą zabrały ją do z powrotem do pomieszczenia.
Następnego ranka, dziewczyna obudziła się w tym samym pokoju. Zobaczyła tą samą, starą szafę i trzy różowe tabletki na stoliku nocnym. Przed nią stał doktor Stonem.
- Jak się spało?- powiedział czule, dotykając ją po włosach. - Za godzinę zaczynamy zajęcia.- Dodał i wyszedł. Megan założyła buty i płaszcz. Przywitała się z personelem i wyszła na dwór. Wzięła głęboki oddech.
- Kiedy już zaczynasz biec, nie odpuszczaj. Nie odpuszczaj… Dobrze Meg?- Roześmiała się i pobiegła przed siebie.
Komentarze (11)
mimo wszystko szkoda, że to już koniec
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania