Poprzednie częściJeźdźcy Smoków - Wstęp, opis

Jeźdźcy Smoków - Rozdział 2

Pociąg zaczął zwalniać i po chwili staliśmy już w miejscu. Nareszcie! Ciekawe jak będzie wyglądać akademia, będzie wielka, czy raczej mała, pytania pojawiały się w mojej głowie. Dyrektorka zaprowadziła nas pod budynek akademii. Była to wielka, a jednak ogromna budowla, czteropiętrowa, coś w stylu średniowiecznego zamku...

- Klasy I zostają, reszta idzie do siebie - Powiedziała Mia i zwróciła się do nas - pewnie już wiecie, że nie jesteście normalni, tutaj nauczycie się panować nad zdolnościami, bo poza jeździectwem na smokach, zostaniecie obdarowani mocami, to zależy od was ile się ma mocy. Niektórzy z was już je znają, ale niektórzy nie mają pojęcia - spojrzała na mnie wymownym wzrokiem. - Ah, zapomniałabym, zaraz przyjdą wasi starsi koledzy, i was oprowadzą po akademii. Potem zgłoście się po plan lekcji. Gdzie, to się już dowiecie sami.

 

Pięć minut później pojawili się starsi uczniowie. Wszyscy się przekrzykiwali, by znaleźć odpowiednią osobę. Ja jednak stałam i czekałam, czekałam, już miałam iść, gdy usłyszałam swoje imię.

- Karen! Karen Hall! - wołał jakiś chłopak i machał rękami, żebym go zauważyła, no jak nie zauważyć takiego czubka? Wymachuje rękami jak jakiś debil... blondyn z niebieskimi oczami. Nagle gdy nasze spojrzenia się spotkały, wytrzeszczał na mnie oczy i spojrzał na jakąś kartkę. Starałam się ukryć swoje zniesmaczenie i ruszyłam w jego kierunku z obojętnością.

- To ty będziesz mnie oprowadzał?

- Na to wygląda. - uśmiechnął się szeroko i ruszył przed siebie - Chodź!

Szłam tuż za nim, chłopak co chwilę obracał się, by sprawdzić czy nadal jestem. Taa... Bo zaraz stąd wyparuję. W sumie...

- Jesteśmy teraz na tyłach akademii. - Stanął tak, że niemal na niego wpadłam. Miałam ochotę mu to wygarnąć, ale zaniemówiłam. Przede mną był wielki plac, na środku stała duża arena, pomieściła by chyba z połowę uczniów tej szkoły... Wow.

Dalej były miejsca dla łuczników, nic Zaskakującego. - Tutaj odbywają się walki, lekcje z bronią i takie inne.

Ruszyliśmy teraz w stronę wnętrza. Na samym środku jak się wchodzi, były dwustronne schody, tak jak w tych filmach z księżniczkami. A na prawo i lewo korytarze. - Tam dalej- wskazał na drzwi za schodami, nie były schowane, były po prostu z tyłu na widoku... - Jest sala balowa. Kiedy skręcisz w prawo - wskazał teraz prawy korytarz- dojdziesz do stołówki a jak w lewo, to przejdziesz przez pusty korytarz, jedynie są tam toalety i gabinet dyrektorki i nauczycieli.

- Ok. Zgaduję, że piętro wyżej są mieszkania?

- Tak... Po części. - Uniosłam jedną brew a on się uśmiechnął. - Zaraz zobaczysz.

Chwycił mnie za rękę i pociągnął w kierunku schodów. Nie wyrwałam się, co było najdziwniejsze, poczułam lekkie ciepło. Ominęliśmy ostatni stopień kręconych schodów i zatrzymaliśmy się. Staliśmy w centrum wielkiego korytarza, no... coś w stylu korytarzy szkolnych, były tu szafki i wejścia do sal lekcyjnych... Przed nami był kolejny korytarz, tym razem wchodziło się do niego po paru ( czyt. Trzech) schodkach.

- Norma, lekcje po bokach a przed nami korytarz do akademików. - Weszliśmy po schodkach.

- Mhm... - Tylko tyle zdołałam powiedzieć. Na ścianach były piękne malowidła, chyba... Przedstawiało wszystkie moce...? Albo jakąś historię... Nie ważne. Miejsce wydawało się być wypełnione magią, uspokajało.

- Chodź dalej. - Weszliśmy głębiej w korytarz i po chwili doszliśmy do jego rozgałęzienia, gdzie znajdowały się pufy, wyglądały na wygodne, i dużo telewizorów w paru centralnych punktach. Chłopak wskazał na rozgałęzienia od głównego korytarza.

- Tutaj są akademiki. Do skrzydła męskiego idzie się inną drogą... No chyba że zamierzasz korzystać? - Spojrzał na mnie chytrze z uniesioną brwią. Wyglądał tak słodk... Jak debil!

Zaczerwieniłam się i odwróciłam wzrok.

- Idiota...

- No weź przestań! - Rozsiadł się na jednej z puf i tak jakby oprzytomniał.

- Gdzie moje maniery!

- Nie masz ich. - Wymamrotałam cicho, żeby nie usłyszał.

- Jestem Scott. - wyszczerz.

- Karen. - oddałam uśmiech. - Aha... Wiesz może kiedy dowiem się gdzie mieszkam i inne takie rzeczy?

- Ah, zapomniał bym, twoje mieszkanie jest tam. - Zaprowadził mnie pod drzwi z numerem 60. - Masz dwie współlokatorki. Do zobaczenia!

- Cześć!

Otworzyłam drzwi i zobaczyłam dziwną scenę.

Czerwono włosa dziewczyna, zdałam sobie sprawę, że to Essie, stała na środku pokoju i... Sprzątała, jeśli tak to można nazwać. Wszystkie przedmioty wokół niej fruwały, włącznie z drugą dziewczyną, fioletowo włosą. Hmm... Ciekawe.

- Essie! Uspokój się, bo przestraszysz nową!

- Za późno... - Dodałam. Essie odwróciła się a druga dziewczyna upadła z hukiem na podłogę i przeklęła.

- Karen?! Boże to ty! - Rzuciła mi się na szyję ognisto włosa.

- D...usisz...

- Przepraszam! Jestem strasznie zdenerwowana, a to ma skutki.

- Piękne pierwsze wrażenie... - Wymamrotała dziewczyna na ziemi i szeroko się do mnie uśmiechnęła.- Jestem Rose.

- Będzie zabawa! - Zapiszczała Essie

 

Pogadałam chwilę z moimi nowymi ,,przyjaciółkami,, chyba mogę je tak nazwać, w końcu zamieszkam z nimi parę dobrych lat, dowiedziałam się, że Rose jest jasnowidzką, chodzi do II klasy, Essie również, tylko że ona ma skomplikowane moce. Może poruszać przedmiotami, oraz włada ogniem! Cudo!

Lekcje tutaj są mieszane klasami, bo jak by to powiedzieć, klasy, to są tak jakby tylko liczby symbolowe, mówią ile lat uczymy się w tej akademii.

- Zbieraj się Karen, zaraz idziemy na apel, tam przydzielą ci odpowiedni wzór tatuażu. Są różne i każdy ma inne cechy. Jak zauważyłaś, ja mam wytatuowanego jastrzębia, ma doskonały wzrok... Essie kulkę - zachichotała, co mnie rozśmieszyło - um... tak, ognistą. - dodała, gdy napotkała wściekłe spojrzenie koleżanki.

 

-------------------------------------------------------------

 

Później doszłyśmy do sali, w której miało się to odbywać. Do stołówki, czy tam jadalni... Na samym tyle był podest, było tam pianino, a teraz stała również dyrektorka. Po kolei przyzywała do siebie uczniów, które potem odchodziły z bananem na twarzy... Żałosne. Nadeszła moja kolej.

 

- Karen Hall! - Drugi raz ktoś woła moje imię... Cała zdrętwiałam, oczy wszystkich były skierowane na mnie. Na mnie! Cholera... Powoli wstałam i weszłam na środek podestu. Przywitał mnie ciepły uśmiech dyrektorki.

 

- Spokojnie, teraz stój tu, zaraz na twoim ciele pojawi się tatuaż, ale nie martw się, nie będzie bolało...

 

Brzmiało to tak... Sztucznie.

 

Stałam tak i stałam, rozglądając się wokół, wcale się nie niecierpliwię, ja tylko... podziwiam obrazy. Tak. Kobieta obok mnie z dłońmi na mojej głowie, przeklęła, co wywołało u mnie dreszcze. Co jest? czego nic się nie dzieje? To trwało zdecydowanie za długo...

 

Nagle zauważyłam, że całe moje ciało świeci, świeci pięknym białym światłem, jednak mogło nie być ono pozytywne. Tak samo, jakbym zapłonęła w mulistej ciemności. Dokładnie tak, jak słońce. Bo jest ono żółte, prawda? A przynajmniej nam się tak wydaje. Nasze oczy tak to odbierają, gdyż nie poradziły by sobie z tak wielką mocą i barwą kolorystyczną. To samo jest teraz. Nie wiem, czego się spodziewać.

 

Po chwili to samo światło uformowało się w kształt kuli przede mną i tak jakby kazało mi się dotknąć... Tak zrobiłam. W momencie gdy moje palce dotknęły światłą a raczej zanurzyły się w niej, wybuchło oślepiające światło, poczułam jak coś zapełnia szpary w mojej duszy, wypełnia je szczęściem i siłą, mądrością i wytrwałością, bo dusze bez tęczy, są jak oczy bez łez.

 

Opadłam na kolana jak sparaliżowana a wokół mnie wybuchła burza. Dosłownie. Z dachu strzelały błyskawice, czarne gromy i w pomieszczeniu latały smoki a na nich jeźdźcy w pelerynach. To nie są ludzie z naszej szkoły, na pewno nie. Uczniowie I roku chowali się po kontach a wszyscy inni walczyli, kątem oka zobaczyłam jak ktoś próbuje zaatakować grupę nowicjuszy. Poddaje się swojej mocy. Odwracam się w ich kierunku i krzyczę, mój głos falami dotarł do przeciwnika, zabijając go na miejscu, uczniów ominął szerokim łukiem, ale inni źli w tej sali nie mieli takiego szczęścia. Wszyscy którzy przed chwilą nas zaatakowali, padli trupem, a smoki najwidoczniej uwolniły się spod ich panowania. Żyją. To najważniejsze. Zakręciło mi się w głowię i upadłam na ziemię, po chwili coś mnie złapało i podniosło, lecz ja już odpłynęłam. Nie miałam sił.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Kociara 04.10.2016
    :O - tak wyglądała moja twarz pod koniec. Suuuuuper :D czyli tak, dziewczyna jak pisało we wstępie jest najsilniejsza ze wszystkich, fajnie :D teraz tylko musi ogarnąć kontrolę nad mocami. Piąteczka :D
  • Frodo Baggins 06.10.2016
    Bardzo ciekawa historia. czekam na dalszą część :)
  • KarolWes 06.10.2016
    Świetne opowiadanie. Coraz bardziej mi się podoba. Czekam na następne części. Drobna uwaga: Nie można chować się po kontach. Konta są w banku, a w pomieszczeniu są kąty ;-) Trzymaj się. Piąteczka wpadła
  • nagisa-chan 13.10.2016
    Super przeczytalam wszystko i moge stwierdzuc ze opowuadanie bylo godne poswiecenia mojego czasu uwielbiam klimaty jak to powiefzieli inni jak z Harego Potera i mam nadxieje ze szybjo pojawi sie bastepna częsc *o*
  • nagisa-chan 27.10.2016
    Gdzie ciąg dalszy :'(

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania