Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Klejnoty Vizre. Historia głupiej przygody - Rozdział I

Nizna – mała urocza wieś na południu królestwa Givru. Rozciągające się na brzegu brudnej rzeki – której nawet nikt nie pokwapił się nadać imienia – zadupie nie wyróżnia się niczym na tle innych. Wiejskie życie jest tu takie samo jak wszędzie indziej; za dnia chłopi urabiają się po łokcie w polu, młodzieńcy pilnują bydła na pastwisku; beztrosko się przy tym wylegując pod drzewem;

a kobiety bawią ryczące bachory i szykują strawę. Po zachodzie słońca zaś, prostacy oddają się jedynej, ale i ulubionej rozrywce – urzynają się w trupa, biją, chędożą i idą spać. I tak do swojej marnej śmierci, aby dopiero gdy niemiły szkielet w czarnych szatach wyciąga ku nim rękę, zrozumieć, że ich życie było bezsensownym krótkim epizodem w dziejach świata.

Zazwyczaj staram się unikać takich miejsc, ale są dwa przypadki, dla których zmieniam zasady. Pierwszym jest dobra wódka, drugim okazja do zarobienia. Akurat w tej cholernej dziurze, mogę dostać obie te rzeczy.

Cholera! Znowu zapomniałem. A mamusia – nim tatko roztrzaskał na jej potylicy butelkę najlepszego alkoholu – zawsze wpajała, abym się ładnie umiał przedstawić. Nazywam się Viza i mam zdecydowanie za dużo lat, aby mówić o sobie niepotrzebne rzeczy. Skupcie się na tym, że jestem Viza, szukam pieniędzy, alkoholu i dobrej przygody!

Wróćmy więc do tematu. Moje nogi pokierowały mnie w to odrażające miejsce, bo żołądek domaga się jedzenia, a głowa tęgiego upicia, a jedyna okazja do zdobycia monet jest tutaj. Z natury staram się nie rzucać w oczy, ale jak do cholery unikać wzroku, gdy przez całą wieś prowadzi aż jedna droga?! Na domiar złego słońce kuli się ku zachodowi i wszyscy wieśniacy podążają do karczmy. Mówi się trudno. Kaptur na głowę i liczyć, ze obejdzie się bez incydentów.

Duża drewniana karczma, wokół której zbiera się tłum ludzi, jest najokazalszym budynkiem w całej wsi. Zbudowana z grubych ciemnych bali i podmurowana, prezentowała się bardzo okazale na tle rzeki, której mętna woda odbija ostatnie promienie chowającego się słońca. W środku upchało się jeszcze więcej ludzi, niż na drewnianym tarasie. Miedzy ławami zgrabnie przemykały młode dziewczyny o bujnych fryzurach i błyszczących oczach. Niemiło patrzy się i jakiś dziwny żal za serce chwyta, gdy te piękne anioły roznoszą grubiańskiemu towarzystwu piwo, bimber, chleb, kasze i wszystko inne na co akurat chęć złapie pijanego klienta.

Nie unosząc głowy, podszedłem do wysokiego baru za którym stoi chudy staruszek. Po ilości zmarszczek na zmęczonej kościstej twarzy nie odróżnia się od pospolitego chłopa, ale nie można tego powiedzieć o jego ubiorze. Spod zaplamionego szarego fartucha, śnieżną bielą bije nowa koszula, a takich butów nie nosi zwykły chłopek, ba! Staruszek musi się obracać w niemałych pieniądzach.

- Co podać? - zapytał skrzekliwym głosem i rzucił na mnie krzywe spojrzenie.

- Informacje.

- Jakich tu informacji szukata? Mała tu wieś i nico tu nie znajdzieta ciekawego.

Stary sposób. Nic nie wiem, póki nic nie zamówisz, a przy tym nie dorzucisz napiwku. I tutaj pierwsza zasada podróżnika. Masz dwie sakiewki: jedna z pieniędzmi na jedzenie, druga na łapówki. I zapamiętaj, że choćbyś zjadał własną nogę, nie możesz ruszyć pieniędzy innych pieniędzy! Używasz ich tylko do łapówek i wyciągania informacji. Jeżeli nie umiesz się zastosować, rób wszystko inne, tylko nie zostawaj podróżnikiem!

- Napiłbym się – położyłem na blacie monety – i może do tego kawałek jakiegoś mięsiwa.

- Służę.

Staruszek zebrał kościstymi długimi palcami monety i zniknął za płachtą przedzielającą bar od zaplecza. Korzystając z jego nieobecności, mogę rozejrzeć się po otoczeniu i innych gościach, którzy zdają się nie zwracać na mnie uwagi, ale w takich miejscach zawsze trzeba być czujnym. Jestem przybłędą, a tacy nigdzie nie są mile widziani. Chłop zawsze skory jest do bitki, a pijany dla chorej rozrywki gotów jest takiego nieznajomego oskórować i nabić na pal. A ci tutaj wyglądaj na szczególnie bojowych i głupich. Jedyną osobą, która może stanąć między nimi, a mną jest gospodarz, który jak zniknął za zasłoną, tak go nadal nie ma. Chyba nie zamierza mnie okraść? Czy staruszek może być tak głupi? Oby nie, bo pod tym znoszonym płaszczem kryje się błyszczące obusieczne narzędzie, które dawno nie smakowało walki i krwi, i bardzo chcę, aby tak zostało, ale jak mus, to mus.

- Zimna! - zawoła na swoje szczęście wracający staruszek. - Żeby dobrze wchodziła!

Postawił z impetem kieliszek, napełnił przezroczystą substancją i odstawił butelkę na bok. Zawołał na jedną z dziewczyn, aby ta przyniosła talerz z chlebem i kawałkiem świeżej kiełbasy. Kawałek wędzonego mięsa wygląda apetycznie, ale śmierdzi niemiłosiernie paskudnie, a smakuje jeszcze gorzej. Schłodzona wódka niestety nie lepsza, ale skoro już pieniądze przepadły, nie ma co wybrzydzać.

- Co was tu sprowadza? Wyśta na pewno z daleka.

- Szukam człowieka. Handlarza, który dostarcza wam ryby i inne pierdoły.

- Ach! Źle trafiliście. Pan Sivo rzadko przypływa osobiście. On mieszka daleko, bardzo daleko. Interesy załatwiają jego ludzie.

- A ich nie znajdę?

- Znajdzieta! Ale jutro, gdy rano przypłyną z towarem… Może więc noclegu szukata?

Stary ma łeb na karku i wie kiedy może zarobić trochę gorsza. Ale źle trafił, bo nie trudne dla mnie spanie na na dworze pod drzewem, a noce jeszcze ciepłe i widne.

- Nie, ale dzięki.

- Jak wolicie. Ale uważajta na siebie. Nie lubią tu takich jak wy.

Spostrzegawczy jesteście staruszku. Po prostu otworzyliście mi teraz oczy! Nienawidzę takich głupich ostrzeżeń, ale o czymś świadczą. Gospodarz dobrze wie jacy są tutejsi, a skoro nieznajomego przestrzega przed nimi, nie może być dobrze. Teraz wszyscy są niezainteresowani moją osobą, ale nie wiadomo, gdy coś strzeli im do głupich głów i będą prosić się o guza. Szybko opuszczę tę budę i znikam. W słowach łatwy plan, ale łatwe plany zawszą są zdradzieckie.

- Ej! - zawołał zza moich pleców chłop.

Zapanowała martwa cisza. Nie może być inaczej. Woła do mnie. Mogę udać, ze nie słyszę jego głupich zaczepek i odejść, ale dwóch rosłych wąsaczy iście po mistrzowsku, w niepostrzeżony sposób ustawiło się się przy wyjściu i w równie niepostrzeżony sposób czekają, aż się zbliżę.

- Głuchyś?! - woła dalej. Kolega zdecydowanie wypił za dużo kieliszków.

- Nie – odparłem najspokojniej jak umiałem, nie odwracając się do awanturnika – ale nie szukam problemów.

- A czy jo szukom problemu?! Za kogo ty mnie mosz?! Przłazisz byle skąd i mnie łobrożosz?! Ty kundlu!

Wąsacze spod drzwi postawili w moim kierunku pierwsze kroki. Gospodarz wolał się w to nie mieszać i zniknął na zapleczu, a inni goście odstąpili na bok. Spokojna rozmowa nic nie da. Zostają mi tylko słowa pięści.

Pierwszy z krnąbrnych wąsaczy ruszył na mnie z impetem jak byk. Szybki odskok w bok, podłożenie nogi i napastnik zarył o drewnianą podłogę. Drugi wyprowadził śmieszny atak, który zablokowałem najprostszym blokiem. Szybkie wygięcie ręki, uderzenie w łokieć i chłopa czeka kilkudniowa przerwa w pracy. Został ostatni, przewodzący całym zajściem łysy knypek. Chwiał się jak tyczka na wietrze i walcząc z grawitacją starał się utrzymać bojową postawę. Rzucał przy tym najróżniejsze groźby i przekleństwa. Spokojnie podszedłem do liliputa i mocnym ciosem ułożyłem go do snu.

Rozejrzałem się po sali, aby upewnić czy aby ktoś jeszcze nie ma chęci zebrania kilku siniaków, ale po małym pokazie moich umiejętności, nikt już nie kwapił się do bitki. Poprawiłem kaptur, wyrównałem bródkę i spokojnie opuściłem karczmę.

Średnia ocena: 2.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Krzysztoff 11.11.2019
    Cud miód.
  • PisarzemByć 11.11.2019
    Oby następne też się tak podobały :D
  • Arti 11.11.2019
    Mało można wywnioskować z tego tekstu, ale może tak miało być. Jest coś ciekawego w tym i może się fajnie rozkręci, ale oby nie były to wymęczone opisy bez akcji
  • PisarzemByć 11.11.2019
    Rozkręci się, spokojnie haha

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania