Pokaż listęUkryj listę

Konszachty z diabłami (cz. II) (OPOWIADANIE Z WIEDŹMINA)

***

Geralt spojrzał na piaszczystą ziemię. Nie miał pojęcia, gdzie wylądował. Przynajmniej zrobił to na tyle cicho, że nikt z odchodzących się nie obejrzał. Mężczyzna zlustrował otoczenie. Pustkowie. Tylko piasek i prażące z nieba słońce. I nic, za czym mógł się przyczaić. Nie pozostało mu nic innego. Wyciągnął miecz, przeszedł kilka kroków i ruszył biegiem, unosząc miecz.

Najpierw... najpierw czarodziej. To on był najgroźniejszy. Wiedźmin bez wysiłku wybił się i przeskoczył nad elfem, odcinając mu w locie lewe przedramię. Nie czekając, aż przeciwnicy zorientują się w sytuacji, obrócił się i drasnął go końcem miecza po gardle. Ręka i struny głosowe. Dwie części ciała potrzebne do czarowania. Chciał pchnąć ostrze w serce Vessiela, ale natrafił na drugą klingę, która z nieprzyjemnym dźwiękiem odbiła jego cios. Niziołek po lewej stronie czarodzieja, obronił go zręcznie. Geralt cofnął się o krok, uginając nogi. Poprawił szybko uchwyt na rękojeści i zaraz skoczył do przodu, wykonując cięcie nyżkiem. Cofnął się, wyprowadził cios z prawej kierując go na korpus elfa, jednak w ostatniej chwili zbliżył się o krok i zamiast sztychem, uderzył go płazem. Kątem oka zobaczył jak pozostałe niziołki dobywają swoich broni. Były to młot i dwa toporki. Mogło być gorzej. Wdzięcznie uchylił się przed sinistrą wymierzoną w jego udo i za pomocą szybkiego wypadu przebił właściciela miecza. Wsunął się pod swoją broń, łapiąc ją tuż pod jelcem. Rękojeścią zablokował uderzenie młota, wyszarpnął ostrze z bezwładnego ciała i wykorzystując włożoną w to siłę, uderzył głowicą w szczękę nadchodzącego niziołka. Zaatakował fintą pionowo od góry na głowy, ale po lekkim przesunięciu się w lewo ciął odlewem, rozpłatując przeciwnika do połowy torsu.

Spojrzał na elfa, który próbował coś mamrotać pod nosem i wywijał kikutem jakieś kółka. Cholera, niedobrze. Widać jego atak wcale nie pozbawił go możliwości mówienia. Może trochę utrudnił, ale czarodziej wciąż mógł szeptać zaklęcia. Swoją drogą, ciekawe czemu jeszcze żadnego nie rzucił w niego. Geralt wiedział, że nie do wszystkich zaklęć ofensywnych potrzebne były obie dłonie. Niestety jego czas na rozważania się skończył. Pozostałe przy życiu niziołki zaatakowały go jednocześnie z dwóch stron. Wiedźmin zakręcił się i ciął w lic tego, którego miał po prawej. Nie był to groźny dla jego życia atak, ale spowolnił go na tyle, by mógł zaatakować bastllerą drugiego z przeciwników. Przepołowił go praktycznie do samego końca. Widząc szarżującego ostatniego niziołka, wyciągnął miecz i ustawił się. Tym razem trzymał oręż nisko. Chciał zaatakować w pion. Jednak zanim zdążył ruszyć, musiał odbić cios poziomo, nad głową. Ostrze topora policzkiem ześlizgnęło się po zbroczu. Geralt od razu przystąpił do kontry. Odskoczył trochę i sieknął przeciwnika, przecinając mu tętnicę szyjną. Zakręcił młynek i jeszcze dla własnej satysfakcji zahaczył sztychem o tętnicę biodrową. Niziołek zachwiał się i upadł na ziemię. Pod nim zaczęła się tworzyć plama jasnoczerwonej krwi.

Geralt żałował, że nie wiedział, gdzie jest. Przydomek Rzeźnik z Blaviken już mu się znudził. Ale Rzeźnik z nieznanego pustkowia brzmiało fatalnie. Obojętnym wzrokiem potoczył po czterech trupach. Został jeszcze ostatni. Odwrócił się i podszedł do elfa. Dopiero teraz mógł mu się przyjrzeć. Czarne długie włosy splecione w gruby warkocz sięgały mu prawie do pasa. Grzywka była postrzępiona i opadała na prawą stronę. Ciemnozielone oczy spoglądały na niego z nienawiścią, ale i niepokojem. Wiedźmin podniósł miecz, gotowy do przebicia serca czarodziejowi.

- Nie rób tego! Nie możesz! Tylko ja panuję nad wezwanymi demonami! Jeśli mnie zabijesz, zapanuje chaos! – Krzyk, który wydobył się z jego gardła, zatrzymał rękę Geralta. Co prawda, nie wiedział, czy to co powiedział Vessiel było prawdą, ale nie mógł wykluczyć tej opcji. Przecież na własne oczy widział, jak spętał Adramelecha, a to nie była byle jaka sztuczka.

- Zabiłeś trzynaścioro niewinnych dzieci. – Geralt zmrużył oczy, ale ton miał obojętny. – Wynajęto mnie, bym unicestwił potwora, który je porwał i zamordował.

- Ach, czyli jednak dobrze podejrzewałem, że jesteś wiedźminem. I nie trzynaścioro tylko czternaścioro – poprawił go, a Rzeźnik pożałował jeszcze bardziej, że nie wbił miecza głębiej w gardło tego cholernego elfa. Może przynajmniej byłby cicho.

- Jestem. Ale wciąż nie rozumiem, czemu mam cię oszczędzić.

- To całkiem proste – machnął lekceważąco pozostałą mu ręką, a Geralta naszła ochota, by ją również odrąbać. Ten elf strasznie go irytował. – Wszystkie czternaście demonów, które wezwałem są związane ze mną na 100 lat. Ich głównym zadaniem miała być pomoc w wojnie z ludźmi, ale jeśli trzeba to rozkażę im, aby mnie bronili.

- Nie zdążysz nawet o nich pomyśleć, żeby tu przybyli, a już będziesz martwy – wycedził przez zęby, najbardziej na świecie pragnąc zetrzeć mu ten pełen wyższości uśmieszek z twarzy.

- Nie możesz mnie zabić – pokręcił głową i podparł się na ręce. – Tylko ja trzymam te demony w ryzach. Jeśli zginę, pozostaną na tym świecie jeszcze przez wiek. Niepilnowane, bez nadzoru. Zaczną gwałcić kobiety i dzieci, mordować mężczyzn. Będą siać zniszczenie i chaos. Nikt inny nie ma takiej mocy, by nad nimi zapanować. Jeśli nie chcesz mieć na sumieniu końca świata, to niestety będziesz musiał obejść się bez zabicia mnie.

Geralt nie wiedział, czy Vessiel blefował czy nie, ale w tej chwili nie mógł go ot tak przebić mieczem. Gdyby chodziło tylko o życie czarodzieja, jego współpracowników, a nawet jego samego, Geralt najpewniej by się nie wahał, tylko poświęcił, aby powstrzymać większe zniszczenie. Ale w tym wypadku niczyja śmierć nie gwarantowała bezpieczeństwa innym. Czyżby znalazł się w sytuacji bez wyjścia? Albo wypełni zadanie i na świecie zacznie się apokalipsa, albo oszczędzi tego potwora i... no właśnie, co? Przecież on i tak chciał wykorzystać te demony w wojnie. Jeśli go unicestwi, to po prostu przyspieszy to, co chciał zrobić elf. Geralt uśmiechnął się nieładnie i oparł na mieczu, wbijając go w ziemię.

- Vessiel, wezwałeś demony, żeby pomogły ci w wojnie z ludźmi. Czyli pozwolisz im zabijać, gwałcić i plądrować. Na tym polega wojna. Jeśli zginiesz, owszem, demony będą mogły pozostać na ziemi przez najbliższe 100 lat. Będą zabijać, gwałcić i plądrować. Sytuacja identyczna dla wszystkich poza tobą. Jedynym skutkiem twojej śmierci będzie przyspieszenie tego chaosu o kilka lat – powiedział obojętnie, obserwując spływającą po ostrzu krew. – Ach, zapomniałbym. Będzie jeszcze drugi skutek. Pozbędę się ze świata plugastwa, którym jesteś – dodał, spoglądając kątem oka na wściekłego czarodzieja, który zaciskał dłoń na piasku. Tak, dokładnie o to mu chodziło. O rozjuszenie niewzruszonego elfa. Żeby zaczął działać pod wpływem chwili. Wiedźmin wyrwał swoją broń z gleby i zamachnął się z lewej strony, jakby zamierzał odrąbać głowę swojemu przeciwnikowi.

- Brońcie mnie! – krzyknął Vessiel i zakręcił ręką, układając palce w jakiś znak, którego Geralt nie rozpoznał. Ułamek sekundy później wokół nich pojawiło się czternaście postaci.

Biały Wilk zatrzymał miecz tuż przed długimi, smukłymi palcami, które ochraniały szyję czarodzieja. Podniósł wzrok i ujrzał przed sobą ciało mężczyzny. Idealne. To jedyne słowo, którym mógł je określić. Drobne, szczupłe, ale z delikatnie zarysowanymi mięśniami, które wyłaniały się spod ciemnego płaszcza. Jednak ludzka głowa była zastąpiona lwią. Biała grzywa opadała na ramiona, a z paszczy szczerzyły się do niego ogromne kły w złowrogim uśmiechu. Demon pokręcił głową i odsunął ostrze, chuchając na nie. Wiedźmin tylko uśmiechnął się krzywo i ponownie oparł się na mieczu.

- Czy zdradzisz mi swe imię? – spytał spokojnie Geralt, przyglądając się uważne diabłu.

- Jestem Ariel, zwierzchnik demonów oraz władca wiatru – odpowiedział głębokim głosem.

- Też zostałeś zmuszony do służenia temu paskudztwu, prawda? – To pytanie było retoryczne, ale jednak poczekał na potwierdzające kiwnięcie. – Sto lat służby. Jesteś wieczny, więc dla ciebie ten okres to jak mrugnięcie okiem, ale czy naprawdę chcesz się w to bawić? Mógłbyś przecież spokojnie wrócić do Piekła razem ze swoimi towarzyszami – ciągnął wciąż spokojnie, bez żadnych oznak zdenerwowania. Zatoczył ręką półkole, wskazując na każdą z istot. – Wszyscy już dziś możecie wrócić do Piekła, zamiast spełniać zachcianki tego elfa.

- Nie możemy! – Syk nadszedł ze wszystkich stron. Pełen gniewu i nienawiści, ale również bezradności. Geralt uśmiechnął się w duchu. - Spętał nas. Dusze ofiarowanych nam dzieci były pieczęciami kontraktu – mówił dalej paw, występując do przodu. – Ja nazywam się Adramelech, jestem wielkim kanclerzem Piekła, obecnie ósmym z dziesięciu arcydemonów. Czemuż to twierdzisz, że już dziś możemy wrócić do zaświatów?

- Zabiję Vessiela – odpowiedział bezbarwnie i niedbale wskazał na czarodzieja, który leżał na piasku, przyciśnięty do podłoża przez jednego z demonów. – Wówczas pakty zostaną zerwane i będziecie wolni. A ja będę mógł się poszczycić, że zrobiłem coś, czego nie potrafił arcydemon.

- Twoja propozycja wydaje się wręcz niewiarygodnie dobra. A takie propozycje nie istnieją. Czego chcesz w zamian, Geralcie? A może powinienem spytać Geralcie z Rivii? W końcu tak się przedstawiasz. – Wiedźmin odwrócił głowę w lewo, skąd padło pytanie. Diabeł miał ogromne czarne skrzydła, które wystawały znad jego ramion i sięgały prawie do podłoża. Jego głowa w tej chwili była całkowicie ludzka, ale jeszcze chwilę wcześniej należała do barana. – Zwą mnie Asmodaj. Jestem demonem zgłębiającym tajniki matematyki, mogę również uczynić człowieka niewidzialnym jeśli zechcę. Jednak moim najpotężniejszym darem jest przewidywanie przyszłości. Powiedz proszę moim braciom, czego chcesz w zamian! – krzyknął i rozłożył skrzydła, a jego głowa zmieniła się w łeb byka. Geralt miał nadzieję, że matematyk nie wyliczał właśnie prawdopodobieństwa jego wygranej. Wiedział, że było niskie, ale mimo wszystko bez dokładnego stosunku miał jakąś nadzieję.

- W zamian oczekuję tylko, że NATYCHMIAST po śmierci Vessiela wrócicie do Piekła. WSZYSCY – podkreślił jeszcze, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że rozmawia z diabłami. Najbardziej przebiegłymi istotami jakie istnieją we wszystkich wymiarach. – I nie wrócicie przez najbliższe sto lat. Nie chciałbym, żebyście, korzystając z okazji, pałętali się po tym świecie.

- Hm... Nie jest to najgorsza propozycja. Jednak musisz wziąć pod uwagę, że póki nie zabijesz tego elfiego bękarta, będziemy musieli wykonać cokolwiek nam rozkaże. Nawet wbrew swojej woli. Tak działają kontrakty – przypomniał mu Adramelech. Wiedźmin to wiedział. Jeśli tylko Vessiel rozkaże, aby go zabić, nie będzie miał szans. Nie mógł równać swoich zdolności z mocami diabłów. Szczególnie tak potężnych jak tych, których zgromadził elf.

– Poza tym, odzyskanie przez nas wolności to dość niska cena za powrót do Piekła. Sam zauważyłeś, że 100 lat to dla nas niewiele – odezwał się piękny anioł siedzący na smoku. W prawej ręce trzymał żmiję, którą powoli głaskał po łebku. – Jestem Astarot, wielki Książę Piekła, skarbnik i nauczyciel sztuk wyzwolonych. Zaproponuj nam coś jeszcze, odważny wiedźminie.

Geralt zaklął pod nosem po krasnoludzku. Mógł się tego spodziewać. Szczególnie po snobistycznym skarbniku Piekła. Skarbnicy zawsze mówili tylko o pieniądzach, albo równowartej wymianie. Spojrzał po zaintrygowanych demonach, aż w końcu jego wzrok padł na czarodzieja. Pięknie okuty but z piersi przeniósł się na szyję, uniemożliwiając mu mówienie. Musiało stać się to już jakiś czas temu, bo w innym wypadku elf by protestował. W końcu to on dzięki rytuałom dostał nad nimi władzę. Rytuały... Wiedźmin uśmiechnął się lekko, ale wciąż nieładnie, na myśl, która właśnie wpadła mu do głowy.

- Dostaliście dusze dzieci w zamian za stuletni kontrakt służalczy. Pakt mogę zerwać, ale ich

nie odbiorę. Ewentualnie mogę sie jeszcze zgodzić, żebyście podzielili się duszą i mocą Vessiela.

Doskonale zdajecie sobie sprawę jak potężny jest. Duch kogoś takiego jest bardzo... cenny – zawahał się na chwilę przy ostatnim słowie. Miał nadzieję, że dla demonów również miał wartość.

- Ta propozycja bardziej nam odpowiada. Ale możemy pojawić się w tym świecie, jeśli ktoś nas wezwie podczas tego wieku. Musimy odpowiadać na wezwania. – Geralt kiwnął głową, to było ich prawo i obowiązek. - Spiszmy kontrakt i możesz przystąpić do działania. Osobiście... – potoczył wzrokiem po swoich braciach. - Tak, postaramy ci się jak najmniej przeszkadzać w wykonywaniu zadania – dodał z pełnym wyższości uśmiechem Astarot i sięgnął do kieszeni spodni. Wyjął z nich pergamin i pióro. – Ach, jeszcze jedno. Jeśli ci się nie uda i któryś z nas cię zabije, pożremy twoją duszę.

Geralt wziął dokument do jednej ręki, do drugiej pióro i spojrzał na umowę. Spisana w Starej Mowie, jak miło z ich strony. Kiedy już upewnił się, że pisemna treść jest identyczna jak ustna, wziął głębszy oddech i podpisał pakt krwią wypływającą z ręki czarodzieja. Nie chciał wpaść w pułapkę, jaką mogły zastawić demony. Jeśli to był cyrograf to wcale w treści nie musieli zawrzeć informacji o zabraniu jego duszy. A choć wiedźmin nie wierzył w życie pozagrobowe, to wolał nie ryzykować własnym istnieniem. On uważał diabły za potwory z innego wymiaru, a nie upadłe stworzenia boskie. Oddał kontrakt, który chwilę później zniknął w powietrzu. Poczuł się trochę dziwnie. Coś skręcało go w środku. Właśnie przehandlował czyjeś życie. Miał nadzieję, że nigdy więcej nie będzie do tego zmuszony.

Geralt wziął głęboki oddech, oczyszczając umysł z niepotrzebnych myśli. Teraz wystarczyło tylko ominąć czternastkę demonów i przebić czarodzieja mieczem. Wyciągnął broń z ziemi i nie patrząc na nic, zaatakował. Diabły zaskrzeczały i ruszyły do obrony. Obowiązywał ich jeszcze poprzedni rozkaz. Odbił włócznię płazem, ale niestety zahaczyła o niego gdzieś nad prawym obojczykiem. Schylił się i z rozpędu przewrócił na bok demona z kocim łbem – Rauma. A przynajmniej tak mu się wydawało. Jeśli dobrze pamiętał, to jego obowiązkami było burzenie miast i pozbawianie ludzi godności. Otrząsnął się wewnętrznie. Walka to nie jest odpowiedni czas na przypominanie sobie takich rzeczy. Głowicą uderzył kolejnego i przesunął się o krok w stronę swojej ofiary. Czarodziej widząc, że diabły zawarły nowy pakt i nie są zbyt skore do ochraniania go, zaczął rzucać zaklęcia w wiedźmina. Geralt ledwo uniknął czerwonej błyskawicy posłanej w jego stronę. Przeturlał się pod nogami Ariela i ciął samą końcówką sztychu w nogę czarodzieja. Ten skrzywił się, ale nie przerwał inkantacji. Za to kolejny z diabłów rzucił się na niego. Wiedźmin odsunął się w bok i odtrącił miecz przeciwnika swoim. Złapał się na tym, że oddycha mu się ciężej. Nie dość, że toczył walkę z czternastoma lepszymi przeciwnikami to jeszcze była to jego druga w dość krótkim czasie. Widać to mogło go trochę zmęczyć. Odchylił się do tyłu, unikając w ten sposób sinistry wymierzonej w jego pierś. Niestety przez ten ruch, dostał w bark i poleciał do przodu. Podparł się na jednym ręku i odskoczył w bok, w stronę elfa. Wywinął młynka, odtrącając maczetę zmierzającą w jego lewe udo. Wiedział, że gdyby diabły dawały z siebie wszystko, przegrałby już w pierwszych kilku sekundach. Był im wdzięczny, że dotrzymują punktu umowy. Schylił się, nacierając na Asmodaja. Potwór rozłożył potężne skrzydła, zasłaniając w ten sposób widok wiedźminowi. Wtem przed oczami pojawiła mu się kula ognia, lecąca prosto na jego twarz. Nie miał gdzie uciec otoczony przez demony. Nie miał nawet możliwości złożenia znaku. Czuł coraz większe ciepło, przygotowywał się na uderzenie. Nagle zerwał się silny wiatr i ognista kula przeleciała dalej. Poza obszar walki. Wiedźmin rozejrzał się i dostrzegł Ariela uśmiechającego się z wyższością. To było ciekawe doświadczenie, żyć dzięki demonowi.

- Któryś z nas musi cię zabić, a nie ten elf! – krzyknął i doskoczył do niego, uderzając mieczem z prawej.

Geralt odruchowo sparował cios i wyprowadził kontrę. Kopnął go z półobrotu i przebiegł kawałek dalej. Pięścią uderzył jakiegoś demona w brzuch, zrobił piruet i zakończył to pchnięciem w ramię Astrota. Przemknął szybko pod jego wyciągniętą ręką, uniknął zielonej mazi lecącej w jego stronę i przypadł do Vessiela, wbijając ostrze miecza prosto w jego serce. Następnie wyciągnął miecz, na którego końcu znajdowało się serce elfa. Ataki demonów ustały w jednej chwili. Zaczęło silnie wiać, ziemia się zatrzęsła, piasek wirował, wpadając mu do oczu i ust.

- Do zobaczenia za sto lat, Geralcie z Rivii! Wówczas będę mógł cię tak nazwać i nie skłamię! – krzyknął Asmodaj, załopotał skrzydłami i rozpłynął się w powietrzu razem ze swoimi dwunastoma braćmi.

- Przy naszym następnym spotkaniu zabiorę twoją duszę – wyszeptał mu prosto do ucha Adramelech groźnym i obiecującym tonem, stojąc za nim.

Ale gdy wiedźmin się odwrócił, jedyne co po nim zostało to długie, szafirowe pawie pióro ze szmaragdowym oczkiem w środku. Geralt wziął je do ręki i przeciągnął po nim ręką. Miękkie, puszyste, bardzo przyjemne w dotyku. Mógłby na nim nieźle zarobić, gdyby sprzedał je jako ozdobę, ale nie zamierzał sprzedawać tak drogocennej pamiątki. Pamiątki ze spotkania, z którego uszedł z życiem, choć powinien zginąć. Wiedźmin westchnął i rozejrzał się po piasku.

- Pięć trupów, zalane krwią pustkowie, brak jakichkolwiek podejrzeń dotyczących miejsca pobytu, bolący bark, rozcięta skóra nad obojczykiem, obietnica zabrania mojej duszy przy kolejnym spotkaniu i jedno pióro. Oto co człowiekowi zostaje po konszachtach z diabłami – zaśmiał się gorzko sam do siebie i spojrzał na zakrwawiony miecz. Skrzywił się i podszedł do martwego ciała Vessiela. Chwycił jego koszulę i starannie wytarł ostrze w materiał. Schował broń do pochwy, a pióro przełożył przez dziurkę w pasie i przycisnął je do torsu. Wyciągnął z kieszeni kawałek suszonej wołowiny, jakąś kromkę chleba i ruszył do przodu, w stronę, gdzie wcześniej zmierzał elf z niziołkami. Gdzieś przecież musieli zmierzać. A on po prostu musiał znaleźć jakieś miasto, dowiedzieć się gdzie jest i jak ma wrócić do wioski po swoje wynagrodzenie.

Słońce powoli chowało się już za horyzontem, gdy Geralt szedł spokojnym krokiem przez piaszczystą ziemię. Szafirowe pióro połyskiwało w ostatnich promieniach i przypominało, że ma tylko sto lat spokoju.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania