KOSMICZNE KRONIKI ANATOMII GALAKTYK - odcinek 2 - Obudzony z Nicości

Astro-Izbę przyjęć „Cosmomedicus” wypełniał tłum specjalistów od podróży czasobieżnych, z ramienia Kosmicznej Izby Badań Eksploatacji Lokalnej („KIBEL”). Ultrafioletowe światło makrorespiratorów karbonitowych odbijało się w posępnych twarzach zespołu badawczego, ubranego w szare ołowiane szlafroki. Monitory śledziły powracające funkcje życiowe mężczyzny leżącego na stole zabiegowym.

Wzrok jednego z sanitariuszy przykuła plakietka przyszyta do archaicznego skafandra pacjenta. Doświadczony medyk nie miał problemów z odczytaniem danych z plakietki. Nie spodziewał się, że kiedyś przyda mu się nauka wymarłych alfabetów. Przed laty studiował starożytne języki Zony 07, aby spełnić oczekiwania rodziców. Przypomniał sobie bezsenne, przepłakane noce przed egzaminami, spędzone przy biurku zawalonym podręcznikami do pra-gramatyki. Po tysiąckroć wolałby wtedy być w Kosmoklubie Jowisz, gdzie jego znajomi upijali się w towarzystwie pięknych dziewczyn z akademika Epsilon. Jednak los oddał mu w końcu sprawiedliwość, ponieważ tylko dzięki tym nocnym katorżniczym wysiłkom, teraz mógł być pierwszym człowiekiem, który odczyta nazwisko najstarszego dotąd, odnalezionego hibernata z wraku kosmicznego „Tytan”. Przywołując te wspomnienia, medyk wpatrywał się w plakietkę z napisem Komandor Gwiazdozjusz „Izydor” Sztolcman...

- Wybudza się... Mamy go...! - krzyknął podekscytowany szef zespołu badawczego

- Podać trzy milimetry fizjo-masy termicznej do lewego kłykcia – rutynowym tonem poleciła Internistka

- W tym stanie...?! - zaprotestował Ordynator – Przy sferycznej migalności gruczołu Ebnera...? Na poziomie plus pięć!? Czy Pani oszalała!?

- Proszę nie wchodzić w moje kompetencje Ordynatorze – zimno odbiła piłeczkę Internistka

- Jeśli coś pójdzie nie tak, wszyscy wylądujemy w KIBEL-u przed sądem zawodowym...! - oburzył się

- Od kiedy jest Pan taki wrażliwy na los innych? – fuknęła

- Aha... Więc o to chodzi...! - obruszył się Ordynator – Ile razy mam powtarzać, że co drugi weekend muszę spędzać z bliźniętami! Nic nie poradzę, że akurat wtedy miałaś premierę w teatrze pantomimy...

- Nie ważne... - uniosła się - Dawno przestałam się łudzić, że na dobre rzucisz tę wypucowaną lafiryn...

- Proszę o uwagę! - przerwał przedstawiciel KIBEL-u – Informuję zebranych, że wszystkie szczegóły tego, co się tu dziś wydarzyło, są ściśle tajne... Jak u nas mawiamy... „Co się wydarzy w KIBEL-u, zostaje w KIBEL-u” - wyrecytował – Czy się zrozumieliśmy?

- Oczywiście... - odparła Internistka – Umiem dotrzymać słowa... Nie tak, jak niektórzy...

Ech... - westchnął Ordynator

 

***

 

Wieść o przebudzeniu hibernata rozpaliła ciekawość mieszkańców Zony 07. Jeszcze żaden rozbitek nie został odnaleziony żywym, po tak długim czasie dryfowania w przestrzeni kosmicznej. Wszyscy byli ciekawi jaką wiedzę o zamierzchłych światach może przekazać współczesnym ludziom przebudzony po milionach lat, tajemniczy przybysz z otchłani czasu.

Okazało się, że na odpowiedzi trzeba będzie poczekać, ponieważ zaraz po przebudzeniu, „tajemniczym przybyszem z otchłani czasu” zaczęły targać napady agresji wywołane szokiem. Pierwsze osiem miesięcy atakował personel Cosmomedisusa własnymi odchodami, przegryzał kroplówki i lunatykował do damskiej toalety. Dostał też trądziku.

Po wielu zabiegach hipnozy per rectum, w końcu udało się doprowadzić Komandora Gwiazdozjusza Sztolcmana do stanu komunikatywnego.

Zwołano przesłuchanie w gronie lekarzy, naukowców i urzędników, połączone z konferencją prasową transmitowaną prosto do kory mózgowej obywateli Zony 07, subskrybujących rzeczywistość. Wszystkie dwanaście osób z zapartym tchem śledziło przebieg obrad.

- Proszę się przedstawić! - urzędowym tonem rozpoczął przewodniczący KIBEL-u i „Honorowy Mesjasz Galaktyki, Energeton Ikpeba

- Średni Komandor Gwiazdozjusz „Izydor” Sztolcman – huknął po żołniersku przesłuchiwany

- Do prawdy... Muszę przyznać, że wypada nam się poznać w niecodziennych okolicznościach... – z nutą ukrytej ekscytacji skwitował Energeton

- Chociaż widziałem w życiu wiele osobliwości, muszę się z Panem zgodzić... Aczkolwiek nie jestem skory do okazywania entuzjazmu, ponieważ dawki naświetlań uspokajających jakie przyjmuję, nie pozwalają mi na okazywanie emocji...

- To zrozumiałe... - kiwnął głową Ikpeba - Na początek przedstawię panu sytuację...! - Jest rok 18 548, sześćdziesiątej piątej ery Kuguara, w trzeciej fazie akomodacji Transcendentu Kolibra... - tu przewodniczący zrobił pauzę, chcąc wybadać reakcję przesłuchiwanego – Ustaliliśmy, że dryfował Pan wrakiem „Tytana” około czternastu milionów lat...

Gwiazdozjusz natychmiast pobladł. Na jego czoło wystąpiła mgiełka potu. Milczał z kamienną twarzą i zaciśniętymi ustami.

- Zapewne zastanawia się Pan jak to możliwe, że systemy podtrzymywania życia na „Tytanie” mogły funkcjonować tak długo? - ciągnął Przewodniczący - Otóż po wyczerpaniu żywotności aparatury hibernującej, wrak pańskiego statku musiał przypadkiem napotkać jedną z Mgławic Roszfelda, co spowodowało tak nagły spadek temperatur, że system hibernujący „Tytana” sam uległ efektywnej hibernacji, i przetrwał okres gwarancyjny o dziesięć milionów lat...

- Paradoks VanBastena! - wykrzyknął Komandor – Jednak to prawda...!

- Trafił Pan w dziesiątkę Komandorze... W Pana czasach paradoks VanBastena był pewnie tylko fantastyczną ciekawostką, ale dziś stosujemy go nawet w przedmiotach codziennego użytku i (jako ciekawostkę podam, że...) również w terapiach małżeńskich...

- Niesłychane... A jednak tu jestem, i rozmawiam z Panem... - zamyślił się Gwiazdozjusz – Mówimy tym samym językiem i...

- Nie do końca Komandorze... - przerwał Energeton Ikpeba – Obaj posiadamy wrośnięty biogenny chip do-szyszynkowy, który każdą mowę werbalną czyni zrozumiałą. Dotyczy to wszystkich użytkowników kosmo-aplikacji „Szpieg”. Uznaliśmy za stosowne wyposażyć Pana w to narzędzie...

- Fascynujące... - zachwycił się Sztolcman - Nie mogę uwierzyć, że ludzkość przetrwała tyle milionów lat... I tak niewiele się zmieniła...

- Nie do końca Komandorze... - chrząknął Przewodniczący – Ludzkość wymierała dotąd wielokrotnie. Czasem z powodu wojen, ataków obcych, czy ignorowania etykiet opisujących sposób użycia płynów czyszczących toalety... Dokładnie nie wiadomo ile razy... Natomiast zawsze, nasze DNA w jakiś sposób zachowywało się w przestrzeni kosmicznej i ewoluowało do wyższej postaci. Czasami było odnajdywane w czarnych skrzynkach przez inne gatunki i odhodowywane... Co bardziej mili Obcy, hodowali nowych ludzi kilka milionów lat, nie chcąc nic w zamian. Po wyprowadzeniu ludzkości do etapu ssaków naczelnych odlatywali i zostawiali pocztówkę o treści „Powodzenia. Nie ma za co...” W konsekwencji tych wydarzeń, nie wiadomo gdzie miało miejsce powstanie ludzkości. Dziś żyjemy w konstelacji, którą nazwaliśmy Zoną 07. Jedyne źródła wiedzy o poprzednich generacjach czerpiemy z czarnych skrzynek dryfujących po całej galaktyce. Wystrzelali je w kosmos nasi przodkowie tuż przed wymarciem swojej generacji... Między innymi stąd wywodzi się nasza oficjalna religia, oparta na pradawnych Świętych Księgach Kosmonitu... Tak, czy siak... za każdym razem odradzanie się rasy ludzkiej trwało coraz krócej. Widocznie ewolucja zakłada też adaptację do unicestwienia...

- Więc jestem samotnym ocaleńcem z innego świata... - posmutniał Gwiazdozjusz

- Bezrobotnym ocaleńcem Komandorze... - chrząknął Przewodniczący – W dzisiejszych czasach każdy ma obowiązek pracy na rzecz Zony 07. Zbyt wiele niebezpieczeństw nam zagraża każdego dnia... Dlatego wręczam panu przydział na statek kosmiczny o średniej pojemności generatorów hetero-wodorowych oraz etat w Sekcji Informacyjnej Ubezpieczenia Rewiru, znanej pod skrótem...

- Dziękuję Panie Przewodniczący...! – wtrącił się Gwiazdozjusz

- Po przejściu przyspieszonego szkolenia z dziedziny najnowszych technologii kosmicznych, zostanie Pan oddelegowany do poszukiwań załogi Kapitana Jajcewa i statku Fioletowa Pomarańcza, zaginionych w obszarze Rombu Fallusena... Podejrzewamy, że jest to związane z trwającym właśnie kryzysem promiennym w pierścieniu planety Onanis...

Szczegóły sytuacji i wszystkie akta przedstawi Panu jego nowy Partner, przydzielony z KIBEL-u...

- Partner...? - żachnął się Sztolcman – Widzę, że musimy wyjaśnić jedną sprawę Panie Przewodniczący... Gwiazdozjusz „Izydor” Sztolcman, pracuje wyłącznie sam...

- To nie podlega dyskusji Komandorze...! - stanowczo rzucił Energeton Ikpeba – Od tego zależy przedłużenie Pana badań medycyny pracy...

- A więc „szach i mat...” - zacisnął zęby Gwiazdozjusz – Nigdy nie potrzebowałem pomagiera... Jestem zaprawionym w boju, kosmicznym Komandorem Czternastego Stopnia, a nie niańką jakiegoś żółtodzioba...

- Raczej Żółtodzióbki... - rozległ się głos w drzwiach sali przesłuchań

- Wejdź Andi...! Dobrze, że jesteś... Poznajcie się... - uśmiechnął się Energeton – Komandorze... Przedstawiam Panu świeżo upieczoną agentkę specjalną Kosmobiura Zony 07, ze śledczej komórki KIBEL-u... Pannę Andromedę Kirylenko

Na sali zapanowała cisza. Kiedy Gwiazdozjusz spojrzał za siebie, spotkał się wzrokiem z kobietą, a raczej dziewczyną o zawadiackim wyrazie twarzy i zdecydowanym chłopskim chodzie. Dziwny, nieforemny mundur z dystynkcjami Kosmobiura nie był w stanie zakamuflować niepodważalnej urody agentki Kirylenko. Komandor Sztolcman poczuł nagłe wzmożenie dolegliwości. Najwyraźniej, z jakiegoś powodu działanie leków uspokajających ustępowało...

- Agentka Specjalna Andromeda Anastazja Kirylenko – przywitała się dziarsko, wyciągając dłoń w jego stronę

 

KONIEC CZĘŚCI DRUGIEJ

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania