Kosmiczni Piraci cz.1

Nota: Hejo tu Numi - tak wciąż żyję :P Chciałbym Was przeprosić za mój ostatni brak aktywności przy waszych opowiadaniach. Jest to spowodowane najzwyczajniejszym w świecie brakiem czasu. Nie mam go, żeby pisać, a co dopiero, żeby czytać i oceniać prace innych. Jednocześnie obiecuję, że jak tylko znajdzie się kilka wolnych dni, to nadrobię już upatrzone sobie przeze mnie teksty. Pozdrawiam was ciepło :) ΘΣ

 

Dedykacja: Dla mojego przyjaciela, który ostatnio powiedział mi, że nie wierzy w miłość i odmienne stanowisko uważa jako naiwne. Obyś się mylił stary...

 

 

PROLOG

 

- Jesteś pewien bracie, że ten klejnot w ogóle istnieje? – mężczyznę ubranego w zadbany, oficerski mundur dobiegł znajomy głos z prywatnego komunikatora na jego statku.

- Oczywiście! – zaperzył się. – Czy kiedykolwiek się myliłem?

- Wiele razy braciszku – odpowiedział mu szybko.

- Nie tym razem! – zdenerwował się wojskowy. – Kryształ Eloenów da nam władzę, której szukaliśmy! Nieograniczoną władzę!

- Jednakże… To wciąż może okazać się tylko legendą… - jego brat rzekł sceptycznym tonem.

- Istnieje – upierał się oficer.

- Nie wiesz nawet gdzie on jest… Niezbadane Sektory są tak rozległe, że nikt się tam nie zapuszcza.

- Jest pewna mapa.

- Ale nie możesz przecież sam… - głos w komunikatorze usiłował zaprotestować, ale wojskowy pozostawiał nieprzejednany.

- Znajdę kogoś, kto wszystkim się zajmie – odparł hardo, ucinając tym samym rozmowę. Wydając z siebie rozdrażnione westchnienie, usiadł wygodnie w fotelu i z groźnym, przebiegłym wyrazem twarzy zaczął rozmyślać, o tym jak będzie wyglądał świat, kiedy już rzuci wszystkich swoich wrogów na kolana.

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

Rex Radborn z zadowoleniem spoglądał przez pancerną, transparentną szybę wykonaną z super-wytrzymałych, utwardzonych nanopolimerów, która wmontowana w przednią część kadłuba mostka jego statku pozwalała na doskonałą widoczność rozciągającej się przed załogą przestrzeni kosmicznej, zachowując przy tym standardowe wymogi bezpieczeństwa podróży kosmicznych. Materiał był odporny na zniszczenia mechaniczne, a także ekstremalne temperatury towarzyszące lotom. Rex zdawał sobie sprawę, że nie był to jakiś tam wyszukany luksus. Większość nowoczesnych jednostek Imperium Ziemskiego była wyposażana już w wysokiej rozdzielczości projektory holograficzne, które w czasie rzeczywistym z najwyższą dokładnością przekazywały obraz sprzed okrętów. Jak na realia roku dwa tysiące osiemset czternastego jego statek, który ochrzcił imieniem Avenger i tak pozostawał jednak całkiem nowoczesną jednostką. Posiadał znaczne uzbrojenie, zestaw super-dokładnych czujników, a także jeden z lepszych modeli generatorów osłon, jaki wszedł na rynek w ostatnich latach. Na swoje zaplecze komputerowe również nie narzekał. Dawniej piloci takich krążowników zmuszeni byli polegać wyłącznie na instrumentach pokładowych, które nie opierając się na kwantowych centralach obliczeniowych nie mogły być przecież aż tak dokładne, jak dzisiejsze przyrządy. W ostatnim stuleciu technologia wciskana do statków międzygwiezdnych uległa gwałtownemu skokowi i Rex bardzo skwapliwie to wykorzystywał.

Podobna sytuacja miała miejsce z jego najnowszym nabytkiem. Ze swojego stanowiska kapitana patrząc tak na oddalony o zaledwie parędziesiąt kilometrów konwój handlowy Imperium nie mógł nie pogratulować sobie doskonałego zakupu, jakim okazał się najnowszy model kamuflatora optycznego, który po promocyjnej cenie parę tygodni temu nabył na czarnym rynku, u handlarza z planety Ion. Dzięki niemu załoga podążającego spokojnie w kierunku Ziemi konwoju nie miała bladego pojęcia, że tuż za nimi czai się w pełni uzbrojony, ciężko opancerzony piracki krążownik gotowy do natychmiastowego ataku. Nie byli w stanie wykryć ich sygnatury za pomocą radarów, ani nawet dostrzec gołymi oczami. Niesamowity wynalazek!

I tak, zgadza się. Rex był piratem. Jednym z niewielu pozostałych przy życiu, od kiedy paręnaście lat temu Imperium wypowiedziało bezwzględną wojnę jednostkom wyjętym spod prawa, takim jak on. Teraz jednak, gdy dynastia cesarska na Ziemi osłabła, a wpływy Imperium ustępowały rosnącej władzy gubernatorów oraz watażków, utrzymujących w garści niemal całą potęgę militarną Imperium, piractwo ponownie zaczęło rozkwitać w odleglejszych sektorach, kontrolowanych przez ludzkie osiedla. Tutaj jednak, niemal w samym sercu Imperium, Sektorze Centralnym, uważanym za jedno z najbezpieczniejszych miejsc w znanym kosmosie, Rex był jednym z nielicznych, wciąż pozostających na wolności kosmicznych piratów. Niesławny, budzący przerażenie, ścigany przez wszystkie ziemskie organizacje porządkowe, kpił z praw Imperium, jego bogactw oraz z niezliczonych nagród, wyznaczanych za jego głowę.

Na mostku panowała pełna napięcia cisza. Wszyscy wpatrzeni byli w sunący powoli konwój. Cała jego załoga wyczekiwała z ekscytacją na zbliżający się atak. Planowali to od dawna, a Rex obiecał im, że nie pożałują. Ten konwój, składający się z olbrzymiego transportowca oraz eskortujących go czterech ciężkich fregat Floty Imperium, miał przewozić największe bogactwa, na jakie udało im się trafić w ciągu ostatnich miesięcy. Łupy tak znaczne, że na wiele lat mogły zapełnić po brzegi kieszenie ich wszystkich. Aż dreszcz go przechodził na myśl, że gdyby nie cynk od dobrze znanego mu pasera z Ion taka okazja przeszłaby im koło nosa.

- Nie widzą nas – wyszeptał w pewnym momencie stojący u jego boku kwatermistrz, przerywając jego rozmyślania. Był to postawnej postury, czarnoskóry mężczyzna wychowany na jednej z ziemskich kolonii górniczych. Naprawdę nazywał się Ato Umbra, ale na pokładzie nikt nie zwracał się do niego w ten sposób, chyba, że akurat liczył na zarobienie wyjątkowo bolesnej chłosty z rąk samego kwatermistrza. Był to człowiek o niezłomnym, hardym charakterze. Nie znosił sprzeciwu, niesubordynacji i niekompetencji, a swoje niezadowolenie okazywał często w wyjątkowo brutalny, albo nawet i okrutny sposób. Mimo tak silnej osobowości służył jednak wiernie kapitanowi i utrzymywał w ryzach i porządku całą załogę, co tak naprawdę tylko Rex’a interesowało.

- Jestem tego świadom – odburknął Radborn, zerkając z ukosa na podwładnego. Rex nie lubił, kiedy przerywano mu, podczas gdy pochłonięty był w momencie zadumy. kwatermistrz dobrze o tym wiedział, ale i tak od czasu do czasu denerwował go swoimi niepotrzebnymi komentarzami. Teraz tylko zmarszczył brwi na swoim czole i odwrócił ponownie wzrok w kierunku nanopolimerowej szyby. Kapitan mógł westchnąć tylko poirytowany i raz jeszcze przeskanować wzrokiem uproszczony interfejs pokładowy na swoim przedramieniu, zawiadujący o stanie systemów całego okrętu. Po chwili jego myśli ponownie wróciły jednak do osoby kwatermistrza. Bardzo ciężko określić relację, jaka wywiązała się między nimi przez prawie trzy lata wspólnej służby. Czasami Rex odnosił wrażenie, że kwatermistrz był bardziej porywczą, stanowczą i okrutniejszą wersją jego samego, czym często dopełniał go i przesądzał o podejmowanych przez niego decyzjach. Mężczyzna wiedział, że jego towarzysz był bezwzględny, bezlitosny i nie zawaha się przed niczym, by osiągnąć swoje własne, egoistyczne cele. To właśnie sprawiało, że był on tak niezbędny Rex’owi, który sam często wahał się między tym co słuszne i słabe, a tym co właściwie i dobre dla jego załogi. kwatermistrz pozbawiony był podobnych dylematów. Było to wyraźne do tego stopnia, iż czasami Rex miał wrażenie, że wszelkie procesy myślowe zachodzą u Ato w potężnych muskułach zamiast głowie.

- Kapitanie! – ze swojego stanowiska niespodziewanie odezwał się nawigator pokładowy. W jego stosunkowo młodym głosie pobrzmiewało zdenerwowanie, co odrobinę zaniepokoiło pirata.

- Melduj! – rozkazał, odwracając głowę w stronę nie dalej niż dwudziestopięcioletniego chłopaka, który na ten widok niemal natychmiast zasalutował mu nieporadnie, zrywając się ze swojego miejsca. – Na litość boską! Mów żesz!

Chłopak zająknął się tylko na to niewyraźnie, a oczy wręcz wyskoczyły mu z orbit. Wyglądało na to, że na nogach utrzymywał się tylko jakimś nadludzkim wysiłkiem.

- Rozmawiasz z kapitanem glizdo! – warknął kwatermistrz wściekle, robiąc krok w kierunku młodzieńca, ale Rex powstrzymał go szybko:

- Spokojnie.

- Kapitanie?

- Co to za młokos? – spytał w końcu, przyglądając się chłopakowi badawczo. Na widok jego surowego spojrzenia nogi znów zatrzęsły się pod nim tak mocno, że omal nie osunął się z powrotem na swoje miejsce.

- Przedstaw się! – Ato ryknął do młodego nawigatora, który w odpowiedzi był w stanie wykrztusić jedynie:

- Perry Woods, sir…

- Lata z nami od zaledwie od tygodnia, kapitanie – wyjaśnił mężczyzna.

- A co z Kastusem? – Rex zmarszczył czoło, usiłując sobie przypomnieć, gdzie podział się jego poprzedni oficer nawigacyjny. Nie lubił takich niespodzianek. Stanowiły one dla niego bardzo irytującą niedogodność. Dlatego właśnie to Ato miał za zadanie wiedzieć, co działo się ze wszystkimi członkami załogi Rex’a. Dlatego właśnie teraz spojrzał pytająco na czarnoskórego mężczyznę.

- Kazał go pan zabić kapitanie – odparł Kwatermistrz. Teraz Rex sobie przypomniał.

- Chyba ty kazałeś go zabić – czuł się w obowiązku sprostować. Jednocześnie obdarzył podwładnego karcącym spojrzeniem.

- Może i tak – wzruszył ramionami, ale kąciki jego grubych warg wykrzywiły się w nieznacznym, acz pełnym samozadowolenia uśmiechu.

- Trudno… - mruknął Rex bez specjalnego przejęcia, po czym ponownie zwrócił się do drżącego ze strachu chłopaka: - Mów wreszcie, o co chodziło!

- Za piętnaście… dziesięć minut konwój znajdzie się w zasięgu posterunku łączności na granicy Centralnego Sektora, sir…

- Jeśli mamy uderzać, to teraz – dodał Kwatermistrz skwapliwie.

- Racja – zgodził się kapitan, wstając szybko ze swojego fotela i przechodząc na stanowisko bojowe bliżej szyby oraz znajdujących się przed nią ekranów systemowych, skąd będzie miał znacznie lepszy widok na przebieg całej akcji. – Pełen raport Vica – odezwał się przestrzeń, a już po sekundzie odpowiedział mu pobrzmiewający z głośników głęboki, sprawiający wrażenie odrobinę chłodnego, kobiecy głos:

- Systemy operacyjne w gotowości, reaktor plazmowy w pełni sprawny, silniki jonowe działające na dwadzieścia pięć procent mocy. Avenger jest gotowy do działania.

- Przeskanowałaś te fregaty? – raz jeszcze zwrócił się do sztucznej inteligencji, uśmiechając się przy tym w duchu. Z początku wdawało się mu, że rozmawianie z własnym statkiem jest co najmniej dziwne, ale z czasem przyzwyczaił się do tego i teraz trudno było mu się już nawet obejść bez profesjonalnych informacji oraz porad udzielanych mu przez Vickę. Była to wyjątkowa SI – przynajmniej dla Rex’a. Zbudowana w oparciu o zaawansowane, uczące się algorytmy cyfrowej sieci neuronowej, korzystająca z niepojętej mocy obliczeniowej, jakiej dostarczał jej masywny komputer kwantowy zamontowany na pokładzie. Była praktycznie sercem całego tego statku. Mózgiem zresztą też – choć Radborn wołał tego nie przyznawać – jako, że podpięta była do wszystkich systemów Avengera i w razie konieczności mogła zarządzać nimi samodzielnie. Jako jedyny członek załogi cieszyła się również przywilejem mówienia do niego po imieniu, na co reszta jego ludzi patrzyła czasami zazdrosnym okiem. Radborn miał ich jednak gdzieś.

- Już dawno Rex – odrzekł głos Vicki, po czym na ekranie wyświetliła się pełna specyfikacja wrogich jednostek, a także ich obecny stan.

- Tylko bez przechwałek – skarcił ją z lekkim uśmiechem.

- Fregaty typu Maelstrom. Świeżynki… - stwierdził kwatermistrz wesoło, dołączając do Rex’a na stanowisku bojowym i z uwagą przyglądając się wyświetlonym danym.

- Ciężko opancerzone jednostki bojowe uzbrojone w dwa działka plazmowe oraz cztery wyrzutnie pocisków, wyposażone w super-wydajne reaktory plazmowe zasilające po cztery silniki jonowe. Świeżo wypuszczone z produkcji, wyposażone w najnowsze technologie kosmiczne elitarne jednostki wśród lekkiej klasy statków Floty Imperium Ziemskiego – SI uściśliła uczynnie.

- Dzięki robocie – burknął kwatermistrz ironicznie, posępniejąc na twarzy.

- Nie jestem robotem – Vica zaprzeczyła natychmiast z charakterystycznym dla siebie buntowniczym uporem. – Jestem zaawansowaną, niezależną jednostką operacyjną, funkcjonującą w oparciu…

- Wystarczy – Rex przerwał jej szybko, po czym wskazując na fregaty zapytał: - Jakaś obrona pasywna? Wieżyczki, czy coś w tym rodzaju?

- W jednostkach tego typu zazwyczaj nie montuje się wieżyczek turbolaserowych.

- To chyba dobra wiadomość.

- Jednakże – ciągnęła sztuczna inteligencja. - …owe okręty oprócz osłon energetycznych wyposażone są w gromady zautomatyzowanych nanitów, pokrywające większą cześć ich kadłuba.

- To coś nowego… - mruknął kwatermistrz pochmurno, drapiąc się po brodzie z konsternacją. Mina myśliciela nie pasowała do Ato w tak wielkim stopniu, że Rex skrzywił się mimo woli. Jego uwaga szybko skupiła się jednak z powrotem na konwoju.

- Po cholerę im te nanity? – zdziwił się pirat. Po krótkiej chwili z głośników odpowiedział mu surowy głos Vicki:

- Brak danych.

- Świetnie…

- Jeśli wolno kapitanie…? – niespodziewanie wtrącił się oficer technik.

- Nie powinniście być w maszynowni Harrols? – kwatermistrz rzucił w jego stronę ze złością.

- Właśnie tam szedłem – niski, korpulentny mężczyzna zaczął się niepotrzebnie tłumaczyć, coraz mocniej irytując tym Rex’a. – Słyszałem o tych nanitach…

- A konkretnie? – dopytywał się kapitan, marszcząc brwi. Tracili czas, co powodowało u niego rosnące rozdrażnienie.

- One… One mają za zadanie na bieżąco łatać ubytki w poszyciu statku, sir.

- Czy to jakaś przeszkoda dla naszych dział?

- Nie sądzę – technik odparł szybko. – To spełnia swoją rolę raczej przeciw lekkim pociskom albo małym meteorytom.

- W takim razie nie mamy się czym martwić – uciął rozmowę Rex. – Kończy nam się czas. Jaki jest stan ich załogi? – po raz ostatni zwrócił się do Vicki.

- Biorąc po uwagę cały konwój wyczuwam sto dwadzieścia trzy istoty organiczne.

Rex wydał z siebie ostatnie ciche westchnienie, po czym rozkazał stanowczo:

- Ustawić statek czterdzieści stopni nad nimi, przygotować wyrzutnie!

- Sugeruję, by zminimalizować ciepło oraz emisję elektromagnetyczną okrętu do minimum w celu redukcji ryzyka wykrycia – odezwał się głos Vicki.

- Wykonać! – polecił tylko Rex. Piętnaście sekund później na ekranie pojawił się przekaz od drugiego oficera technicznego.

- Praca reaktora zmniejszona o połowę. Moc silników zredukowana do dziesięciu procent - zakomunikował.

- Jesteśmy na pozycji, sir! – krzyknął pilot niemal w tym samym momencie.

- Dobrze – ucieszył się Rex, w myślach zacierając ręce. – Pora zaczynać – dodał, po czym skinął głową w kierunku kwatermistrza. Mimo iż nie należał do specjalnie lotnych, ten gest zrozumiał błyskawicznie.

- Zacznijcie zagłuszać ich komunikacje, namierzyć mi te fregaty, odpalić IEM – mężczyzna rzucał rozkazami na prawo i lewo, spoglądając przy tym ostro na każdego z podkomendnych.

- Niech ludzie przy śluzie będą w pełnej gotowości. Gdy tylko te fregaty pójdą na dno, lecimy na transporter – dorzucił jeszcze Rex. Lubił jeśli sprawy były postawione jasno. Nie było miejsca na pomyłki.

- Impuls elektromagnetyczny poszedł! – drżącym z podniecenia głosem zawołał jeden z kanonierów.

- Ich systemy elektroniczne doznały krytycznych uszkodzeń. Osłony zostały dezaktywowane – obwieściła SI. Rex wyraźnie ożywił się na tą wiadomość.

- W takim razie nie ma już co się ukrywać! – krzyknął. – Pełna moc. I dawać mi tu te pociski!

- Tak jest! – zasalutował kwatermistrz, po czym zawołał do kanoniera: - OGNIA!

Ułamek sekundy później, cztery potężne rakiety z hukiem opuściły wyrzutnie Avengera i z gigantyczną prędkością pomknęły w stronę wrogich fregat. Statki Floty nie miały żadnego czasu na reakcję. Radborn z niekrytym zadowoleniem obserwował, jak wszystkie cztery okręty niemal w tym samym czasie eksplodują wielką kulą pomarańczowo-błękitnego ognia, a ich szczątki z trzaskiem ryją kadłub transportera, który teraz był w stanie zaledwie dryfować bezradnie w przestrzeni, zdany na łaskę piratów.

- Działa plazmowe załadowane? – spytał Rex, obracając się nieznacznie do kanoniera.

- Tak, sir! Ale…

- Możemy uszkodzić łup! – dokończył za niego kwatermistrz z przejęciem. Radborn nie podzielał tej obawy.

- Celujcie w silniki – Rex rzucił krótko. – Pokażmy im, że trzeba się nas bać!

Kwatermistrz bez słowa pokiwał głową na znak zrozumienia, a następnie dał sygnał kanonierowi. Moment później kolejne huki wystrzałów wstrząsnęły statkiem, a zaraz potem silniki transportera stanęły w płomieniach.

- Ustawić się burta w burtę – polecił kapitan. – Do abordażu!

- Rozkaz – potwierdził pilot i bezzwłocznie rozpoczął manewr. Avenger był co najmniej dwa razy większy od fregat, które dopiero co zestrzelili. Teraz to transporter miał jednak przewagę wielkości i masy. Lepiej było unikać kolizji, przemknęło piratowi przez myśl. Jego pilot był jednak fachowcem. O prawdopodobieństwo stłuczki się więc nie martwił. Gdy już znajdą się w środku też nie powinni napotkać oporu. Przecież nawet się ich nie spodziewali. To ma być gładka akcja… Dwudziestka ludzi powinna wystarczyć. Jedna czwarta jego załogi, ale dla takiego łupu warto zaryzykować. Nawet ich życiami…

- Wystrzelili kapsuły ratunkowe Rex – ostrzegł go głos Vicki.

- Kapsuły? – powtórzył niepewnie, nagle kompletnie wytrącony z równowagi. Co robić? – to pytanie nagle rozbrzmiało mu w głowie dudniącym echem.

- Puść ich. Nie uciekają przecież razem z łupem. To pewnie niewinni ludzie. Nie muszą ginąć… - łagodny głos odezwał się w jego głowie. Był przekonujący i Rex gotów już był wydać rozkaz, ale wtedy do zdania doszła druga część jego osobowości:

- To niebezpieczne! Mogą wezwać pomoc i zdradzić nasze położenie. Stracimy przewagę czasu. Trzeba ich usunąć. Zestrzel ich! Wydaj rozkaz!

- Nie musi tak być… - wcześniejszy głos powiedział uspokajająco, lecz alter ego Rex’a nie dało się tak łatwo uciszyć:

- Nie pozostawiaj świadków! Zabij ich! – krzyczał gwałtownie głos, przyprawiając pirata o ból głowy. Do rzeczywistości ściągnął go dopiero rzeczowy ton kwatermistrza:

- Nie powinniśmy ich puszczać kapitanie. Mogą sprowadzić na nas pół Floty…

- Masz rację… – Rex przyznał po chwili, chociaż robił to z ciężkim sercem. – Zestrzelić je. Wszystkie…

- Sir? – upewnił się kanonier. Nerwy Rex’a znalazły się na granicy.

- Wykonać! – warknął, na co jego podwładny przełknął głośno ślinę.

- Tak jest – wykrztusił, a po paru sekundach po kapsułach ratunkowych pozostały jedynie szczątki.

- Straty w ludziach: sześćdziesiąt – mostek wypełnił chłodny ton SI. Rex bez słowa zszedł ze stanowiska bojowego, po czym stanowczym krokiem skierował się do włazu.

- Kapitanie? – zatrzymał go zaskoczony głos Ato.

- Utrzymujcie statek w stabilnej pozycji.

- Ale gdzie pan idzie…?

- Osobiście poprowadzę natarcie – Rex odrzekł oschle, po czym upewniając się, że pas z dwoma szybkostrzelnymi pistoletami plazmowymi oraz elektroostrzem spoczywa bezpiecznie na jego biodrach, w ponurym milczeniu opuścił mostek.

Następne częściKosmiczni Piraci cz. 2

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (10)

  • alfonsyna 22.11.2015
    Już rzeczywiście zaczynałam myśleć, że nie żyjesz i przyjdzie nam się spotkać w zaświatach... Cóż, może innym razem... :D
    Przytrafiło Ci się troszkę zapomnianych przecinków, szczególnie na początku tekstu, ale pewnie sam to wyłapiesz, jak jeszcze raz przejrzysz. No i liczby powinny być napisane słownie. Poza tym to głównie jakieś literówki:
    "Lupy tak znaczne" - Łupy
    "Lata z nami od zaledwie od tygodnia" - za dużo o jedno "od"
    "samo zadowolenia" - samozadowolenia
    "zwrócił się drżącego ze strachu" - zwrócił się do
    "Gdy już znajdą środku też nie powinni napotkać oporu" - gdy już znajdą się w środku
    Ale i tak Ci dam 5, bo po pierwsze to są drobnostki, a po drugie znowu mnie zadziwiasz dokładnością i szczegółowością opisów :)
    Życzę jak największej rozciągliwości czasoprzestrzennej, żeby Ci nie brakowało czasu na pisanie, pozdrawiam ;)
  • Numizmat 22.11.2015
    Dzięki wielkie, już staram się poprawić :)
  • ausek 22.11.2015
    ''... zadumy. kwatermistrz dobrze o tym wiedział...'' - Uciekła ci tu duża litera na początku zdania. Tekst świetny! Opisy powalające. Czekam na ciąg dalszy. :) 5
  • elenawest 07.01.2016
    Super tekst, bardzo mi się podobał i z chęcią dałabym ci za niego 5, ale niestety widzę tu zbyt duże zbieżności z Gwiezdnymi Wojnami :-/ nie poprawiłeś też błędów, które wypisały ci dziewczyny. Wobec tego wszystkiego zostawiam 3,5, czyli 4 ;-)
  • Numizmat 07.01.2016
    Nie ma żadnych zbieżności z GW Lol. To po prostu taki gatunek. Sci-fi. One po prostu takie są. GW wyznaczyły pewien trend ale to było 40 lat temu. Podobieństwa są nieuniknione. Znajdziesz tysiące takich opowiadań
  • elenawest 07.01.2016
    Prawdopodobnie... Niemniej jednak tak mi sie to kojarzy i nic ci na to nie poradze :-/
  • MrJ 07.01.2016
    elenawest nie sądzę, żeby skojarzenie z innym dziełem SF było powodem do obniżania ocen. Nawet jeśli się inspirował, to co w tym złego?
  • elenawest 07.01.2016
    MrJ no wybacz, ale ja w tym tekscie za bardzo widze GW niestety i tyle
  • Numizmat 07.01.2016
    No ale to nie odpowiada na pytanie. Za dużo widzisz, ale to nie ma znaczenia. I mówisz jakby to coś złego było. GW są super, a to opowiadanie to zwykły gatunek sci-fi. Z GW mogłoby się koajrzyć jakby to jacyś jedi zaczęli latać
  • elenawest 07.01.2016
    Numizmat ja kocham GW bo sa genialne. Moze zle odebralam twoj tekst, za co cie najmocniej przepraszam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania