Kroniki Saaradu: Gildia Wojowników #1

Mam na imię Leia. To przynajmniej o sobie wiem. Moja matka zmarła przy moich narodzinach, a mój ojciec zginął podczas Wojny Trzyletniej... choć to niechlubna część historii Brandmanu, z którego pochodzę. A przynajmniej tak o śmierci moich rodziców mówiła pani Annah, która zajmowała się mną na krótko podczas służby wojskowej mojego ojca. Gdy dotarła do niej wiadomość o tym, że zginął, sprzedała mnie na targu jakiemuś staremu handlarzowi. To dzięki niemu znalazłam się w Saaradzie. Przechodziłam z rąk do rąk, od jednego człowieka do drugiego. I tak minął mi rok - na usługach u różnych rodzin i powrotach na targ, gdzie znowu byłam sprzedawana za niskie sumy. Mój los się odmienił, gdy wraz z tym starym wariatem, który był "łaskaw" mnie kupić od Annah, przybyliśmy do Taggaru, stolicy Saaradu.

Jest to największe miasto w całym państwie i równie piękne, jak to opisują liczne legendy, krążące po odległych miastach i zapomnianych portach. Jest to miejsce pełne roślin, przeróżnych kwiatów, niesamowitych budowli i obfitujące w bogactwo. Rozkwita tu handel, jest wiele świątyń zdobionych prawdziwym złotem, a wszyscy są dla siebie mili i życzliwi. Tak mi się przynajmniej wydawało.

Nie mogę jednak narzekać. W końcu jestem tą szczęściarą, która może tu mieszkać i przede wszystkim - może być wolna. Choć to chyba za dużo powiedziane, gdyż nadal należę do kogoś, a w zasadzie czegoś.

Zapadał zmierzch i Varlad, gdyż tak brzmiało imię mojego "władcy i pana", jak sam siebie zwykł określać, był zdenerwowany i rozczarowany tym, że nikt mnie nie kupił, podczas gdy staliśmy tu cały dzień. Rzecz jasna nie byłam jedyną, którą handlował, lecz nie wolno było mi rozmawiać z innymi dziewczynami. Na koniec dnia po raz kolejny zostałam tylko ja i on. Wiedziałam, że po powrocie do miejsca, w którym się zatrzymaliśmy, on mnie zakatuje i próbowałam się na to przygotować mentalnie. Ale jak można się oswoić z wizją śmierci, kiedy ma się ledwo dziewięć lat i całe życie przed sobą?

Kiedy już wsiadaliśmy na wóz, pojawił się mój prawdziwy wybawca. Choć wtedy jeszcze nie wiedziałam, kim on był ani czego chce. Był bardzo dobrze zbudowany, miał ciemne, długie włosy związane w kucyk i ciemną brodę, gdzieniegdzie poprzetykaną siwizną. Miał na sobie ciężkie buty i lekką zbroję, lecz nawet w takim ubiorze wyglądał majestatycznie.

- Ile? - rzucił prawdziwie męskim, czystym głosem, uprzednio skinąwszy w moją stronę.

- Bierz ją pan nawet za darmo, jak ci się podoba. Same utrapienie z nią mam - Varlad wstał i ściągnął mnie z wozu, po czym popchnął mnie w stronę mężczyzny. Potknęłam się i runęłam jak długa. Varlad się zaśmiał i już byłam przygotowana na to, że człowiek, który postanowił mnie przygarnąć rozmyśli się. Ten jednak złapał mnie za wątłe ramiona i podniósł. Rzucił pod nogi handlarzowi sakiewkę z monetami i warknął:

- Nie jestem ci nic winien.

Czy wiedziałam wtedy, jak wielki zaszczyt mnie spotkał? Nie. Oczywiście, że nie. Myślałam, że posłużę u tego mężczyzny góra parę dni. Tyle sobie dawałam.

Całą drogę pokonaliśmy w milczeniu. Idąc za nim, często się potykałam i przewracałam. Byłam chodzącą ofiarą i niezdarą. Pamiętam jak dziś wstyd, który czułam przy każdym upadku. Jednakże tajemniczy wybawca miał anielską cierpliwość i czekał na mnie, aż wstanę. Po chyba półgodzinnym marszu dotarliśmy na miejsce. Moim oczom ukazał się potężny, wielopiętrowy budynek zbudowany na planie koła. Wyglądem przypominał mi jakąś wieżę, choć teraz już wiem, że z najwyższego piętra nie widać całego miasta. Gdy przeszliśmy przez ogromne, drewniane drzwi, usłyszałam jego lekko rozbawiony na widok mojej miny głos:

- Witaj w siedzibie Gildii Wojowników, mała. Zaraz do ciebie ktoś podejdzie, wyznaczy kwaterę i porę treningów. Do zobaczenia!

Byłam zbyt zaszokowana, aby się odwrócić czy wyrzucić z siebie choć jedno słowo. Stałam jak wmurowana i patrzyłam na przechodzących ludzi. ubranych w szaty różnego koloru czy już tych chodzących w zbrojach. Spoglądałam na strażników, stojących przy marmurowych schodach, na czerwone dywany, pokrywające niemal całą podłogę, na ustawione pod ścianami regały z książkami, na śmiejące się w kącie dziewczyny i wpatrujących się w nie z przeciwległej strony chłopców.

'Chyba zaszła jakaś pomyłka, to przecież niemożliwe, ja nie jestem wojo...'

- Cześć! Ładnie tu, prawda? Nazywam się Omvell i pokażę ci twój pokój - moje rozmyślania przerwała nastoletnia, czarnoskóra dziewczyna z przyjaznym uśmiechem na ustach. Skinęłam głową, gdyż tylko tyle potrafiłam zrobić, a ona wzięła mnie za rękę i poprowadziła ku schodom. Po wdrapaniu się niemalże na samą górę dotarłyśmy do piętra mieszkalnego. Weszłyśmy w jedne z drzwi, potem znów weszłyśmy po schodach i na szczęście tu zakończyła się nasza podróż, gdyż byłam bardzo zmęczona.

- W pokoju są dwa łóżka. Na razie nie masz współlokatorki, poza tym musisz się tu zadomowić - rzekła uprzejmie. - Wybierz sobie, gdzie chcesz spać. Zaraz przyślę tu kogoś, żeby przyniósł ci kolację z kuchni, choć już minęła pora jedzenia. Muszę komuś powiedzieć, żeby przyniósł ci też świeże szaty, bo...

- Omvell... kim był ten człowiek, który mnie tu przyprowadził? - zapytałam słabym, łamiącym się głosem.

- Co? A, tak, pewnie to Staggar, Król Wojowników, on...

Lecz ja jej już nie słuchałam. W mojej głowie krążyło mi tylko jego imię. Teraz już wiem, jak wielki zaszczyt mnie spotkał i jak wielkie miałam szczęście, że ten mężczyzna postanowił mnie wykupić z niewoli.

Dziś nie jestem już tą samą dziewczyną, co wtedy. Nie potykam się o każdą rzecz, nie jestem drobna ani krucha, takich ludzi jak Varlad już się nie boję, nie służę nikomu prócz tym, których zlecenia przyjmuję i po wielu ciężkich latach treningów z czystym sumieniem mogę to powiedzieć - jestem prawdziwą wojowniczką.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Czy Targ Wiosenny, o którym wspomniałaś na wstępie opowieści, był targiem niewolników?
  • RainyDruid 12.05.2017
    Tak, na Targu Wiosennym również sprzedawano niewolników.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania