Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Krwawe słońce. Część 2. Zemsta.

Stałem tak w cichym domu i rozmyślałem. W końcu nie słychać żadnych wrzasków, marudzenia, awantur i dźwięków tłuczonego szkła. Byłem wolny. Nikt mnie już nie stłucze na kwaśne jabłko, nie zwyzywa od najgorszych. Koniec. Upajałem się tymi myślami, lecz musiałem wrócić do rzeczywistości. Ta suka leżała na ziemi w kałuży krwi z zastygłym na twarzy wyrazem zaskoczenia. Co teraz? Przecież nie może tu gnić. Trzeba się jej pozbyć, tylko jak? Podszedłem i próbowałem wytaszczyć ją na zewnątrz. Nic z tego. Ciężka była cholera, a mi nadal dawały się we znaki skutki ostatniego spotkania z chłopakami. Szlag by to trafił. Myśl - napomniałem sam siebie. Wtedy go usłyszałem, po raz pierwszy od dłuższego czasu. Głos:

- ???? ??Ę ????????? ???? ?? ?? ?????? ?????Ą?????.

- Jakie?

- ???????Ż ?? ?????́??? ???? ?????, ?? ???? ? ???? ?Ą ??́Ż?? ????Ę???? ? ??? ?????, ??? ????Ę?

- To prawda, ale co w związku z tym? - spytałem zdziwiony.

- ??́Ż, ???????? ??Ę ??? ????Ś ???????? ? ???????

- Tak.

- ?? ?? ??Ź ?? ??? ? ????? ??Ę ?? ??????.

- Jakiej roboty?

- ??? ?? ?? ????????? - powiedział, a w mojej głowie rozległ się jego złowieszczy śmiech.

Po co mu te wszystkie narzędzia? Wydawało mi się to dziwne, ale skoro mają pomóc, to kłócił się nie będę.

Poszedłem więc do szopy. Wziąłem siekierę. Była odpowiednio naostrzona, w końcu ktoś musiał rąbać drewno na opał. Tym kimś byłem oczywiście ja. Gdy miałem już wszystko, podjechałem taczką pod drzwi wejściowe domu.

Tak, tylko co teraz? - zastanawiałem się. No nic, chwyciłem przyrząd do rąbania drewna i wróciłem do kuchni, gdzie leżało to ścierwo.

- Mam wszystko, lecz co zrobić? - zawołałem, ale głos nie odpowiedział.

Wtedy doznałem olśnienia. Ciało, którego nie jestem w stanie podnieść i wynieść na dwór. Narzędzia. Taczka, siekiera. Czy on chce, abym porąbał je na mniejsze "kawałki"? Szalony pomysł, ale z jakiegoś powodu spodobał mi się. W dodatku rozwiąże problem. Podszedłem do tego czegoś, co kiedyś śmiało zwać się matką. Spojrzałem w jej martwe oczy i znów widziałem to, czego doświadczyłem przez ostanie dziesięć lat. Wszystko. Kadr po kadrze, jak w filmie. Strasznej produkcji, która przez tak długi czas nie wywołała u nikogo reakcji. Poczułem gniew.

Zadałem pierwszy cios. Ból rozrywał mięśnie, ale adrenalina dodawała sił. Odrąbałem głowę. Krew trysnęła na wszystkie strony. Poczułem świeży i znajomy już, słodko-metaliczny zapach. To było jak narkotyk. Zaciągnąłem się. Miałem wrażenie, jakby ciało właśnie tego pragnęło, gdyż przestałem odczuwać jakikolwiek ból. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, odrąbałem ręce, a potem nogi. Ciało matki wyglądało teraz jak części od dziecięcej zabawki, którą trzeba złożyć w całość.

Niestety, tej nie da się już poskładać.

 

Zarówno moje ubranie, dłonie i twarz, wszystko było we krwi. Szkarłatnej cieczy życia i śmierci. Uśmiechnąłem się. Tyle lat żyłem w strachu, że ta szmata sprowadzi na mnie śmierć, a to ją pierwsza dosięgnęła. Co prawda nie nacierpiała się tak jak ja, ale będzie się smażyć w piekle, przez wieczność. Piękna sprawiedliwość - powiedziałem do siebie.

Wtem usłyszałem głos:

- ???????Ł? ??????. ???????Ł??, Ż? ????? ?????????. ????? ????? ?????? ?Ą ??Ą? ?????Ś ?????ŹĆ.

- I chyba nawet wiem gdzie - rzekłem i zacząłem ładować rozczłonkowane ciało na taczkę.

- ? ?????Ę, ????Ę, ?Ż ????????? Ł???Ć, ? ?? ? ??? ????????? ??????. ??Ś?Ę, Ż? ??????Ś?? ?? ??? ??? ?????Ł, ??? ??????? ??Ę.

- Dom znajduje się na granicy wielkiego lasu. Gdy byłem dzieckiem, często tam uciekałem, chcąc schować się przed matką. Pewnego razu odkryłem znajdujące się w samym jego środku, ogromne bagnisko. Przesiadywałem tam godzinami i dla zabawy rzucałem różne rzeczy. Kamienie, patyki i takie tam. Nic nigdy nie wypłynęło na powierzchnie. Rozumiesz? - spytałem głos.

- ???, ????Ś??Ł?? ? ??? ?????. Ś???????, ? ????? ????? ?????? ?????Ć ??Ę ??? ???? ??Ę???.

- Nie ma problemu.

Poszedłem do salonu i wziąłem leżący na podłodze dywan, którym przykryłem zwłoki. Rozejrzałem się dookoła, czy przypadkiem nikogo nie ma i po chwili wjechałem taczką do lasu. Znajdowały się tam zarówno drzewa liściaste jak i iglaste. Bór był zdecydowanie stary, o czym świadczyły rozmiary drzew oraz ich korony, które splatały się z innymi, nie pozostawiając żadnego prześwitu dla słońca. Dlatego też w większości panował tu półmrok, nawet w dzień. Poruszałem się ścieżką, którą sam wydeptałem. Droga w normalnych okolicznościach zajmowała około piętnastu minut. Jednak teraz z powodu mojego stanu oraz balastu, dotarcie na miejsce trwało aż pół godziny.

Zatrzymałem się na skraju bagniska. Wyglądało jak wielkie jezioro błota. Rozciągała się nad nim, nigdy nieznikająca mgiełka. W niektórych miejscach bulgotało. Prawdopodobnie uwalniały się tam jakieś gazy, o czym świadczył również nieprzyjemny zapach. Nie rozmyślając nad niczym dłużej, zabrałem się do roboty. Zdjąłem z taczki dywan. Był cały poplamiony krwią, jak zresztą wszystko, co miało styczność ze zwłokami. Postanowiłem więc zwinąć go i również wrzucić do bagna. Przez chwilę utrzymywał się na powierzchni, lecz potem zatonął, jak uszkodzony statek, który powoli, ale stopniowo nabierał wody. Potem, uczyniłem to samo z rękami i nogami.

Została tylko głowa.

Wziąłem ją w ręce i trzymając na wysokości swojej twarzy, ostatni raz spojrzałem w jej oczy.

- Tutaj się rozstajemy, „matko” - powiedziałem szyderczo i splunąłem na ziemię. - Utoniesz w tym bagnie i nikt już nawet nie będzie pamiętał o twoim istnieniu. A wiesz dlaczego? - spytałem z uśmiechem. - Bo nie byłaś nawet człowiekiem, tylko zwykłym potworem. A potwory nie zasługują na pamięć, ani nawet na istnienie.

 

Z tymi słowami wrzuciłem ją w odmęty nicości.

 

*

 

Od tamtego „pożegnania” minął tydzień, w którego trakcie moje ciało dochodziło do siebie po wcześniejszych obrażeniach. Nie mogłem przecież zrealizować swojego celu, nie będąc w pełni sprawnym. W tym czasie praktycznie nie wychodziłem z domu. Robiłem tylko to, co było konieczne. Nie pojawiłem się również od tamtej chwili w szkole. Miałem nadzieję, że fakt ten, nie pokrzyżuje mych planów. Chciałem trochę posprzątać w domu po ostatniej „robocie”, ale szybko porzuciłem ten pomysł. Po prostu zapach, który unosił się wszędzie dookoła, był przecudowny. Dodawał mi sił i pomagał zdrowieć. Jak to wyjaśnić? Zastanawiałem się nad tym przez cały ten czas i doszedłem do pewnych wniosków. Otóż wdychając wszechobecne opary, tętno przyspieszało, a co za tym idzie, zwiększał się przepływ krwi w moim organizmie. W żyłach za to buzowała adrenalina. Wszystko to przyspieszało transport tlenu do komórek, a w związku z tym także proces regeneracji. Kiedyś czytałem, że niektóre zapachy mogą tak działać na człowieka, więc bardzo możliwe, iż właśnie tak było. Gdy snułem te swoje iście medyczne rozważania, w mojej głowie znów pojawił się głos.

- ????Ę, Ż? ?????Ś ??Ż ??????????? ????́?. ????? ?????????? ??????? ???? ???? ????? ???Ż??. ????Ę????, ???? ?? ???? - spytał.

- Tak, zemsta - odparłem.

- ???Ł?????, ???Ł????? ??Ę ??????? ?????? ???????́?. ????? ?? ??? ????Ą ??Ę ?????Ą, ? ?? ??Ś?????. ??????Ą ?? ?? ??????, ??? ????Ę?

- Tak - odpowiedziałem niepewnie.

- ??Ą? ?? ??Ą??????? ? ????? ?Ł?????

- Nie wiem, czy podołam wyzwaniu.

- ??????????. ??????Ń ???? ???????Ł?Ś ????? ?????????. ???? ???, ??? ??Ę ?????????Ł? ?, ?? ?????? ?????????Ć ?. ?? ??????, ??? ?Ą?Ź ??Ę??? ????. ?????????? ????? ?? ??? ?? ???????, ????? ?? ????????? ????. ?? ?????????? ?????. ??????, ??? ????? ????????, ?????? ?? ??????Ą?, ??????Ł? ?? ????? ? ????? ????????Ł? ??? ????? ??????, ??? ??́????Ż ? ??????. ?? ?????Ł?? ?Ę ??????????Ę ? ?????, ???́??? ????Ś???? ?????Ł?Ś. ?????? ?????

- Nie! - krzyknąłem stanowczo.

- ??? ??Ś??Ł??. ????Ę???, ??? ?????? ??? ?Ł???, ??Ę?? ??????????, ?????? ??????. ?? ??Ę ??Ż? ??????Ć ?Ł?, ???? ??????, ??? ???Ą??ĄĆ ??Ś ??????? ?????? ?Ż?Ć ??Ł?. ??????Ę??? ??.

- Ok, tyle gadania, ale jaki z tego wniosek?

- ? ?? ???? ??́? ????? ???????????, Ż? ?????? ??Ę ???Ś??Ć ?? ??????Ą ???Ę, ??? ????́? ????? ? ?????.

- Rozumiem.

To, co mówił, miało sens. W końcu sam byłem przez całe dotychczasowe życie dobry i co? Nie pokonałem zła, lecz dostałem go jeszcze więcej. No, a tydzień temu? Udało mi się pokonać jedną podłą kreaturę. Co prawda przy pomocy niezbyt moralnych z punktu widzenia zwykłych ludzi środków, ale z drugiej jednak strony, czy zło, które pokonuje zło, można nazwać złem? Co decyduje o tym, iż na przykład zabicie złodzieja przez policjanta jest dobre, ale kradzież już nie? A może przestępca kradł, aby zdobyć pieniądze na leczenie swojej małej śmiertelnie chorej córeczki? Kto wie. Co decyduje o takiej kwalifikacji tych dwóch czynów? Otóż punkt widzenia. A jaki on jest, ktoś mógłby spytać? Względny, bo zarówno policjant, jak i złodziej mogą mieć inny, który dla nich wydaje się słuszny. Tak samo opinia publiczna. Skoro jednak wszystko to jest względne, to znaczy, że może być zarówno dobre, lub złe. Zależy to tylko od tego, kto patrzy i jak.

Dochodząc do tych wniosków, podjąłem zdecydowaną decyzję.

 

Zemsta będzie słodka.

 

*

 

Piątek. Godzina wychowawcza, ostatnia lekcja klasy 1a.

- I żeby mi to było ostatni raz, zrozumiano? - grzmiał nauczyciel. - Nie mam zamiaru po raz kolejny świecić za was oczami przed radą pedagogiczną.

- Tak jest! - zakrzyknęli wszyscy chórem.

- A i jest jeszcze jedna sprawa. Od tygodnia nie było w szkole Bartka. Próbowałem dodzwonić się do jego matki, ale na próżno. Ktoś z was się z nim koleguje i mógłby zajść do niego dowiedzieć się, czemu jest nieobecny? No... Może ty Adam? Słyszałem, że trochę się z nim kumplujesz. Zajdziesz do jego domu? - spytał wychowawca.

- Ja? A dlaczego pan nie może tego zrobić?

- Mam... Mam teraz ważniejsze rzeczy do roboty niż latanie za uczniami. Poza tym skoro się z nim kolegujesz, to co ci szkodzi?

- No, coś tam się kolegujemy - powiedział ironicznie Adam. Zobaczymy co tam u tego małego gnojka słychać - rzekł do siebie i uśmiechnął się.

 

Chłopak nie wiedział jednak, co go czeka.

 

*

 

Sobota w południe. Wracałem właśnie z lasu, gdzie ściąłem niewielkie drzewo, które miałem przerobić na opał. Gdy zbliżałem się do domu, usłyszałem jakiś głos i o dziwo nie był to ten, co zawsze. Podszedłem po cichu i schowałem się za szopą. Nasłuchiwałem.

- Halo, przepraszam, jest tu kto?! - wołał. Nikt mu nie odpowiadał. - Nauczyciel kazał mi sprawdzić co z Bartkiem, gdyż nikt nie odbierał jego telefonów! - nie przerywał. - Pff, że też dałem się na to namówić. Debil pewnie gdzieś przepadł albo w końcu matka go wykończyła. Zresztą kogo to obchodzi - narzekał.

 

Jakież miałem dzisiaj szczęście - pomyślałem. Przecież to Adam. Jeden z moich cudnych oprawców. Usłyszałem głos:

- ???????, ??? ??Ę???? ??Ę ?Ł?Ż?Ł?. ????? ??? ????????Ł ?? ??????. ??????? ?????? ??? ??Ż?? ??Ł? ????? ???????Ć. ????? ?? ????Ć.

- Oj tak, wiem - powiedziałem pewnie.

Zacząłem powoli i po cichu, zbliżać się do niego. Dalej nawoływał i marudził. Wystarczająco głośno, aby nie usłyszeć, że się zbliżam. Stanąłem za nim, wziąłem zamach i uderzyłem go obuchem siekiery w głowę. Padł na ziemię jak kłoda. Przytaszczyłem go do domu. Posadziłem na krześle. Poszedłem po sznur, na którym wieszałem pranie. Pociąłem go na mniejsze kawałki, a potem związałem nimi ręce i nogi Adama.

Czekałem aż się ocknie.

Zleciała tak dobra godzina, więc zniecierpliwiony, nabrałem do miski wody i chlusnąłem mu nią w twarz. Odzyskał przytomność niemal natychmiast.

- O kurwa, co jest?! - krzyknął zdezorientowany.

- Witam śpiąca królewno, jak się spało? - spytałem ironicznie i uśmiechnąłem się.

- Ba... Bartek? Co ty do cholery pieprzysz?

- Pobawimy się w pytanie-odpowiedź, co ty na to? A spróbuj tylko jeszcze raz krzyknąć, a przekłuję ci nożem oczy. Rozumiemy się? - rzekłem i dla pewności pokazałem mu duży kuchenny nóż, który trzymałem w lewej dłoni.

- Chy... Chyba żartujesz - powiedział Adam, ale szybko musiał wycofać się z tych słów. W końcu bowiem zrozumiał, co widzi i czuje. Prawie wszędzie były plamy zaschniętej krwi, a w powietrzu unosił się jej intensywny zapach. Po karku przeszedł go dreszcz. Zaczął się bać.

- Co... Co ty zrobiłeś Bartek?

- Cóż, jakiś czas temu miałem taką małą „robótkę”, ale to nieważne. Jak już mówiłem, pobawimy się w pewną grę. Ja będę zadawał ci pytanie, a ty masz mi na nie odpowiedzieć, ok?

- Do... Dobra, odpowiem na nie.

- A jeszcze jedno. Lepiej, aby twoje odpowiedzi mnie zadowoliły. Inaczej stracisz palca u dłoni, zrozumiano?

- Bartek, no co ty...

- Pytam, czy zrozumiano? - spytałem stanowczo.

- Ta... Tak - odparł Adam.

- Lepiej, aby odpowiedzi był wystarczająco dobre. Ok, pierwsze pytanie. Co słychać u Daniela i gdzie teraz jest?

- Daniel jest w domu. Rozchorował się.

- Jesteś pewny?

- Tak.

- Ale na sto procent? - spytałem i zbliżyłem nóż do jego twarzy.

- Tak, tak - powiedział szybko. - Byłem wczoraj u niego i tak jak mówię, jest chory.

- Niech ci będzie. Drugie pytanie. Z kolei, gdzie teraz znajdę Mateusza?

- Nie wiem.

- Nie wiesz? Jesteś pewny?

- Tak, naprawdę. W ogóle dzisiaj go nie widziałem - tłumaczył się.

- Dobrze.

Podszedłem do stolika obok i wziąłem z niego wcześniej przygotowaną szarą taśmę klejącą. Zakleiłem Adamowi usta. Złapałem go za prawą dłoń i szybkim ruchem odciąłem mu kciuk. W pierwszym przypływie szoku nie wiedział, co się stało. Dopiero po chwili dało się słyszeć jego stłumiony ryk bólu.

- Widzisz, mój drogi Adamie. Ostatnia odpowiedź mnie nie zadowoliła, dlatego musiałem cię ukarać, zgodnie z naszą umową. Widziałem, jak w jego oczach pojawiają się łzy. Przeszedłem teraz na drugą stronę, do lewej dłoni. Teraz już zapewne wiedział, co go czeka, gdyż zaczął krzyczeć i się wiercić. Jednak niewiele to dało. Powtórzyłem całą wcześniejszą procedurę. Na ziemi leżały teraz dwa kciuki, a z dłoni Adama tryskała świeża krew. Znów ten cudowny zapach. Czułem się świetnie.

- Widzisz, ogólnie, żadna odpowiedź mi się nie podobała. Co poradzę, że jesteś jebanym idiotą. Chociaż mniejsza o to. Teraz pora na ważniejszą karę.

Na te słowa, Adam pomimo bólu, ożywił się. Widać było, że pomiędzy jękami chciał też coś powiedzieć.

- Nie dziw się, dobrze słyszałeś. Otóż przez tak wiele lat robiłeś tyle złych rzeczy, zarówno mnie, jak i innym. Ty parszywa gnido - pod wpływem złości, uderzyłem go w twarz. Nie widziałeś tego, a przecież nie jesteś ślepy, czyż nie? Z tego wynika, że nawet jeśli widzisz, to i tak niczego nie dostrzegasz, więc po co ci oczy?

Adam wiedział, co się święci. Zaczął wyć, ale taśma skutecznie wszystko tłumiła. Zresztą pewnie i tak nikt by go tutaj nie usłyszał, gdyż dom leżał na uboczu miasteczka z dala od głównego zgiełku. Zaczął się więc rzucać i protestować, ale bezskutecznie.

- Masz rację. Pozbędę się za ciebie tych niepotrzebnych narządów.

Przybliżyłem nóż najpierw do lewego oka i przebiłem je. Adam jęczał i ryczał jak zarzynane zwierze. Muzyka dla uszu. Zająłem się drugim. Gdy było już po wszystkim, wyglądał, jakby płakał krwią. To ciekawe. Z tego, co kiedyś czytałem, płakać krwią zdarzało się niektórym świętym, lecz ścierwo siedzące przede mną, zdecydowanie nim nie było. Szkarłatna ciecz spływała po twarzy, kapiąc na bluzę. Ktoś powiedziałby pewnie, że wygląda strasznie, ale dla mnie był piękny. Dlaczego? Bo to wspaniałe widzieć jak cierpi ten, który sprawia, że cierpią inni. Swoiste katharsis dla duszy.

- Muszę powiedzieć, że wyglądasz ślicznie mój drogi Adamie. Mam dla ciebie dobrą nowinę szumowino, choć na nią nie zasłużyłeś. W przeciwieństwie do ciebie, ja będę miłosierny i...

 

Wziąłem zamach, którym poderżnąłem mu gardło. Krew rozlała się jak wodospad po nierównościach bluzy.

 

...zabiję cię.

Gdy Adam wyzionął ducha, pojawił się głos.

- ?????, ????? ? ?Ł???. ??????? ???́??. ????Ę ?????????Ć, Ż? ?????Ś ????? ?????? ? ???, ?? ??????. ?????? ? ?????? ?????. ? ????, ?? ????, ??????Ł?Ś ??????????, ? ??? ????? ???? ??????, ??Ę? ????????? ???ĄĆ ??Ę ????? ???. ??? ??Ś?????

- Taki miałem zamiar - odparłem.

- ????? ????????? ??Ę ???????????, ???Ż ????? ?Ę?????? ????????Ł ????Ł???? ???? ?????. ? ????? ?? ?? ?Ę?Ę ??́??Ł. ????Ę, Ż? ?????, ?? ???? ????Ć, ??Ę? ??Ź ?? ????Ą ?????Ę.

- Nie martw się, pójdę - powiedziałem pewnie.

- WIEM - rzekł dumnie głos i na powrót zniknął.

Zająłem się zbieraniem i pakowaniem do plecaka najpotrzebniejszych rzeczy. Trzy pętka kiełbasy, bochenek chleba, dwie półlitrowe butelki wody i trzy konserwy ze śledzi. Do tego lina, którą związałem Adama, taśma, oczywiście telefon, ładowarka i zapałki. Znalazłem jeszcze małą latarkę. No i zabrałem najważniejsze, czyli nóż, którego do tej pory używałem.

Usłyszałem, że pada. Jak widać, nawet aura mi sprzyja - pomyślałem. Otóż przez deszcz, tych, którzy zostali, nie będzie na zewnątrz. Mówiąc tych mam na myśli ludzi, którzy nie pracują w ogromnej oddalonej o jakieś piętnaście kilometrów fabryce drewnianych mebli, zatrudniającej prawie wszystkich mieszkańców tego zapyziałego miasteczka, w tym rodziców Daniela. W soboty pracują zazwyczaj do dwudziestej, więc zdążę załatwić sprawę, zanim zaczną wracać.

Mając już wszystko zapakowane, zacząłem się ubierać. Włożyłem swój przeciwdeszczowy płaszcz z kapturem, pod którym ukryję twarz. Do kieszeni schowałem parę rękawiczek, używanych przy czyszczeniu toalety. Na nogi za to założyłem kalosze, gdyż nie zostawiają one żadnego charakterystycznego śladu. Jednak wieloletnie czytanie kryminałów na coś się przydało - pomyślałem.

Na koniec wziąłem zapałki i stojącą na blacie w kuchni flaszkę. Przy ich pomocy podpaliłem zasłony na oknach i bluzę Adama. Zanim ktoś w tym popierdolonym miasteczku cokolwiek zauważy i zareaguje, wszystko doszczętnie się spali. Na myśl o mieszkańcach splunąłem na podłogę.

Opuściłem przeklęty dom i udałem się w kierunku miejsca zamieszkania Daniela.

 

*

 

Będąc już zupełnie sprawnym, poruszałem się dość szybko. Tak jak przewidywałem, mój dom, był już w znacznym stopniu pożerany przez płomienie, a do tej pory nikt nic nie zauważył. Dom Daniela znajdował się jakieś piętnaście minut drogi piechotą od mojego. Aby się tam dostać, trzeba było przejść przez coś zwanego Rynkiem miasteczka, choć był to tylko niewielki plac wyłożony kostką, na którego środku stała malutka fontanna. Zgodnie z przewidywaniami w miasteczku nie było żywego ducha. Będąc już przy fontannie, skierowałem się na południe, gdzie znajdowała się główna droga. Gdy wyszło się na nią od tej strony, domem Daniela był trzeci budynek od lewej. Popatrzyłem jeszcze dookoła, upewniając się, czy nikogo nie ma. Ukradkiem zerknąłem również na okna sąsiednich domów. Wszędzie były pozasłaniane rolety. Mając już pewność, że nikt mnie nie widzi, skierowałem się w stronę docelowego budynku. Po chwili byłem pod drzwiami. Spojrzałem jeszcze za siebie. Deszcz wykonał swoje zadanie i znacznie maskował dym płonącego domu. Po każdej ze stron drzwi stało kilka doniczek z kwiatami. Z tego, co pamiętałem, rodzice Daniela zgubili kiedyś klucze wejściowe i nie mogli dostać się do mieszkania, bez pomocy ślusarza. Od tamtej pory trzymali pod którąś z doniczek zapasowe. Zacząłem szukać. Podniosłem jedną, drugą... piątą, nic. W końcu, po podniesieniu szóstej z kolei, znalazłem to czego szukałem. Wszedłem do domu. Było ciemno. Na wprost wejścia znajdowały się schody na pierwsze piętro, a na lewo od nich był korytarz prowadzący prawdopodobnie do kuchni i salonu. Poszedłem schodami na górę, najciszej jak mogłem. Nie była to duża przestrzeń. Kilka metrów od schodów po lewej i prawej stronie znajdowały się zapewne, sypialnia rodziców i pokój Daniela. Na wprost zaś, możliwe, że zapasowy pokój dla gości. Sprawdziłem drzwi po lewej. Sypialnia. Potem po prawej. Znalazłem go. Spał w łóżku jak kamień. Chyba naprawdę był chory, tak jak mówił Adam. Widać, choć raz, ten gnój powiedział prawdę - pomyślałem. Mniejsza o to. Przede mną spał nie gorszy śmieć. Powoli podszedłem do niego. Dyszał ciężko, widać było, że jest rozpalony od gorączki.

- Oj, jaka szkoda. Nie będzie zabawy. No cóż, trudno - powiedziałem szeptem.

Bez zbędnych ceregieli założyłem na dłonie rękawiczki i wyjąłem nóż.

- Przykro mi, ale nawet choroba nie pomoże na zgniły charakter - rzekłem bezceremonialnie i wbiłem Danielowi nóż w gardło, tak głęboko, że poczułem, jak wwierca się w materac.

Nie mógł wydać żadnego dźwięku. Z powodu szoku i bólu otworzył tylko oczy i po chwili wyzionął ducha. Dzięki użyciu kołdry, gdy wyjmowałem nóż, krew nie rozlała się na moje ubranie. Sięgnąłem do plecaka po zapałki i podpaliłem ją. Potem nakryłem ciało.

Zebrałem wszystko i wyszedłem z domu, zamykając drzwi.

- ??, ?????Ś ????? ???Ż?? ???Ą???Ę??? ????. ????? ???????Ł? ??Ż ????? ?????ŹĆ ?????????? - powiedział głos.

- To nie będzie takie proste. Nie wiem, gdzie jest.

- ?????, ?? ??Ż? ??Ć ??????????????. ????????? ?Ę???? ????????Ć ???????, ???́?? ???Ą ?????Ę???? ?????????????Ń????, ?Ż ??Ż? ??? ??Ć. ????? ???, ????? ????Ł?, ??????????, ???? ???, ? ??? ?????.

- Trudno, nie pozostaje nic innego, tylko szukać - rzekłem kwaśno.

 

*

 

Była już dziewiętnasta. Straciłem godzinę na szukanie tego chuja, a za niedługo mieszkańcy mieli wracać z pracy. Odwiedziłem wszystkie, można rzec „ważne” miejsca w miasteczku. A ten przez cały czas był na wysypisku śmieci. Znalazłem go przypadkiem, gdy szedłem szukać gnoja nawet w kościele. Przechodząc obok wejścia na wysypisko, usłyszałem przebijające się przez ulewę i pożary skomlenie szczeniaka. Okazało się, że to ścierwo torturowało przy pomocy noża myśliwskiego małego pieska. Postanowiłem zakończyć ten okrutny proceder.

- Mateusz, palancie! Zostaw tego zwierzaka! - ryknąłem.

- Patrzcie, kogo przywiało. Nasz bohater Bartuś - powiedział ze szpetnym uśmieszkiem. - Myślisz, że co mi zrobisz, hę?

- Zostaw kurwa tego psa!

- O, jaka niewyparzona gęba. Może grzeczniej, chuju! Bo cię zaraz nakłuję jak prosiaka.

- Gówno mi zrobisz tym czymś.

- Gówno, powiadasz? Zaraz się przekonamy. Swoją drogą, te pożary to twoja sprawka? - spytał.

- Oj, skąd takie brutalne przypuszczenia?

- Bo tylko ty jesteś na tyle pojebany, aby coś takiego zrobić.

- Popierdolony to jesteś ty, z tą swoją zgniłą naturą. Tak poza tym, twoi kumple nie żyją - rzekłem i zacząłem się śmiać.

- Jak to? - zdziwił się.

- Normalnie idioto. Zajebałem ich - powiedziałem chłodno.

- O żesz ty gnoju! - wydarł się i ruszył na mnie z nożem.

- ???? ? ????, ????́?, ? ????? ?? ???????? - odezwał się nagle głos, a moje ciało wykonało kombinację niemal automatycznie. - ?????Ę ??, ????? ??Ś???? Ś?????? ?? ??????.

Mateusz nie trafił, a popchnięty runął na ziemię.

- Dzięki - odparłem w myślach.

I tak zaczął się nasz pojedynek. Przy akompaniamencie syren strażackich, ulewy oraz wspaniale rozświetlonym światłem pożarów niebie, staliśmy naprzeciwko siebie.

- Widzę, że lubisz bawić się nożami. Dobrze, że i ja mam swoją zabaweczkę - powiedziałem i wyjąłem z plecaka nóż. Dawaj, zabawimy się.

Widziałem wściekłość w jego oczach. Te słowa podziałały na Mateusza jak płachta na byka. Ruszył z kopyta z bronią w górze, gotową do długiego cięcia.

- ?????? ? ????? ? ??Ę??? ?? Ż??????.

Miałem właśnie wykonać manewr, gdy nagle dostałem w twarz błotem. Musiał wziąć trochę w drugą rękę, gdy leżał na ziemi. Nic nie widziałem. Zachwiałem się i poczułem, jak jego nóż przeciął zewnętrzną stronę przedramienia mojej prawej ręki. Syknąłem z bólu, ale udało mi się uniknąć poważniejszych obrażeń. Słyszałem, że się cieszy i rusza do następnego ataku.

- ??????? ??Ę ? ??????? ????Ś??????? ??????.

- Na szczęście zdążyłem pozbyć się tego cholernego błota z twarzy i odzyskałem wzrok. Nadciągał, tak samo, jak poprzednio. Tak jak mówił głos, odskok w prawo i ciąć po żebrach. Udało się. Usłyszałem ryk bólu Mateusza. Nóż ciął głębiej, niż myślałem. Przeciwnik padł na kolana i trzymał się za lewy bok, z którego sporym strumieniem płynęła krew. Gdy podchodziłem, aby go wykończyć, ostatkiem sił machnął nożem. Rozorał mi lewy policzek od powieki oka, aż do końca brody. Zabolało jak diabli, ale nie przestałem się zbliżać. W końcu złapałem jego prawą rękę i przeciąłem wewnętrzną stronę nadgarstka. Zawył z bólu i upuścił broń.

- To koniec twojego parszywego żywota.

- Proszę nie, zlituj się - błagał na kolanach.

Utrata sporej ilości krwi odebrała mu siły. Już nic nie mógł zrobić.

- Dla potworów nie ma litości - powiedziałem chłodno.

Stanąłem za nim. Złapałem go za włosy i pociągnąłem głowę do góry, odsłaniając szyję.

- Pozdrów ode mnie swoich koleżków, gdy już będziesz w piekle - rzekłem beznamiętnie i jednym płynnym ruchem poderżnąłem mu gardło.

I w tym momencie odezwał się głos:

- ????????? ???Ą??Ę??Ś?? ???́? ???. ????????? ?????????, ???́?? ????? ???? ???????Ł? ?? Ż????, ??? Ż??Ą. ??? ??Ę ????????

- Mimo odniesionych ran, czuję się świetnie. W końcu wszyscy dostali to, na co zasłużyli. Teraz mam pewność, że już nikt nie będzie ze mnie szydził. Przeszłość odeszła. Nadchodzi nowe! - krzyknąłem radośnie.

 

Wiedziałem już, że na zło odpowiadać trzeba złem. Na ogień, ogniem. Poza tym nie ma czegoś takiego jak zło, czy dobro. Jest tylko punkt widzenia. To od niego zależy, co jakie się wydaje.

 

- Zostało nam pół godziny. Musimy stąd zniknąć - rzekłem

- ???Ł?????, ?????? ?? ???Ą, ?? ?? ??Ł? ? ????? ?? ????, ?? ?Ę????.

Wziąłem na ręce pieska, który przez cały ten czas, kulił się przy kontenerze na śmieci, chroniącym go przed deszczem i chłodem.

- Opuszczamy to przeklęte miejsce razem, mój mały włochaty przyjacielu. Nie mamy tutaj już nic do roboty - powiedziałem stanowczo.

 

Ognista gwiazda zachodziła już powoli za horyzont barwami żółci, pomarańczy i czerwieni, tworząc na niebie wspaniały spektakl.

 

Po raz kolejny, podczas krwawego słońca przelano krew.

 

Bowiem zemsta została dokonana.

 

Shogun

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (20)

  • Pasja 05.04.2020
    No w tej części masakra. Zemsta jest słodka? Czy na pewno? Człowiek oprócz zla posiada w sobie tez dobro. Posiada sumienie. Czy Bartek potrafi żyć z takim obciążeniem?
    Wiedziałem już, że na zło odpowiadać trzeba złem. Na ogień, ogniem. Poza tym nie ma czegoś takiego jak zło, czy dobro. Jest tylko punkt widzenia... To chyba tak nie działa. Często niesprawiedliwość nasuwa takie wnioski i czesto litera prawa jest ślepa. Ale co by było, gdybyśmy wszyscy dokonywali zemsty i działali w szaleńczym amoku. Jego głos wewnętrzny testuje go na mordercę. I dopóki nie przeciwstawi się jemu to będzie brnął dalej w przepaść.
    Stworzyłeś Hannibala Lectera w postaci Bartka. Geniusza zbrodni, symbolu niewyobrażalnego dla zwyklego czlowieka i wyrafinowanego zla. Jego podniecające rytuały morderstw przeplatajają się z bolesną przeszłością, brakiem miłości i patologią społeczną. To wszystko kiedyś może rozpalić bunt i wyobraznię. Słabość i wykluczenie ze społeczeństawa prowadzi do takich zachowań.
    Ciekawie prowadzisz akcję, ale jest dużo powtorzeń: moja, moje, mnie,mi, ja, ją, nią...
    Wsadziłem ją do taczki i podjechałem nią pod drzwi wejściowe domu. - ją, nią?
    No nic, chwyciłem przyrząd do rąbania drewna i - za obuch cieślicy - za topór?
    Każdą klatkę, każdy kadr,- masło maślane - Kadr po kadrze?
    gdyż przestałem czuć jakikolwiek ból - odczuwać?
    - Tutaj się rozstajemy, „matko” - powiedziałem szyderczo i splunąłem na ziemię. - Utoniesz tutaj i nikt - 2x tutaj
    Miałem nadzieje, że fakt ten, nie pokrzyżuje mi planów - ogonek nadzieję
    końcu zrozumiał, co widzi i czuję.- czuje?
    Teraz pora na ważniejszą karę.- straszniejszą?
    *Zaznaczam, że to tylko moje sugestie i nie bierz je dosłownie. Nie jestem ekspertem.
    Czy bedzie dalsza część?
    Pozdrawiam
  • Shogun 05.04.2020
    Zemsta musiała być krwawa ;) Czy jest słodka? Dla Bartka, w jego aktualnej sytuacji na pewno. To prawda, ludzi posiadają w sobie też dobro, lecz u mieszkańców miasteczka tego nie widać. Są strasznie obojętni i bierni, na zło, na cierpienie, nawet na pożary, co do których zareagowali strasznie późno. Bartek wiedział, że tak będzie, znał specyfikę tego miejsca i ludzi. Wiedział, że nie są normalni. Nawet nauczyciel w szkole nie zrobił sam nic odnośnie nieobecnego ucznia poza telefonami, a ostatecznie do domu Bartka wysłał Adama, zamiast zająć się tym osobiście.
    Głos subtelnie namawia, lecz nie mówi niczego wprost. Ostatecznie Bartek dochodzi do wszystkiego sam. Głos można by rzec motywuje go do dalszych działań.
    Hannibala Lectera? Hmm, może trochę, choć kanibalizmu nie było :)
    To prawda, wszystkie te czynniki spowodowały to, iż Bartek stał się taki, a nie inny, choć przyznać muszę, że i tak długo wytrzymał. Sądzę, że tym co najbardziej wpłynęła na rozwój jego zabójczej strony, było to, iż przekonał się, że bycie dobrym nie ma sensu. Gdyż jedyne co za to otrzymał, jedyne czego doświadczył, to zło.

    Co do sugestii, wezmę je pod uwagę, gdyż masz rację. Jest za dużo powtórzeń, których nie zauważyłem. Będę musiał zminimalizować ich ilość.
    Dalsza część będzie na pewno, lecz na tę chwilę nie jestem w stanie określić dokładnie kiedy. Chyba znów będę mnie musiała najść "wena" :D. Ale tak, będzie kontynuacja.
    Również pozdrawiam ;)
  • Kocwiaczek 05.04.2020
    ?? ????????? ????? - przypomnij

    ? ?? ??? ??́? - taki

    rzekł do siebie i uśmiechną się - uśmiechnął

    ładowarkę - ładowarka

    O rzesz - o żesz

    Łaaaa.... końcówka taka, że mam ciary:D Bardzo dobre Shogun. Nie zawiodłam się. Aż zaczynam się ciebie bać... ;)
  • Shogun 05.04.2020
    Dziękuję za wyłapanie literówek, będzie co poprawiać ;)
    Dziękuję, cieszę się, że nie zawiodłem :D.
    Cóż, miały być emocje, miało być strasznie jak z horroru i sądząc po Pani reakcji, jest ;D
    Mnie? Bać? Nie no, skąd :) Ja milutki jestem, a może... ;)
  • Kocwiaczek 05.04.2020
    Shogun no scena z Adamem była ciężka. Bartek taki zimny i wyrachowany. Psycholem jechało na odległość. Co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że zbudowałeś atmosferę perfekcyjnie. Brawo:). Gratuluję i czekam na ciąg dalszy.
  • Shogun 05.04.2020
    Kocwiaczek dziękuję za tak miłe słowa :) Cóż, znów może minąć sporo czasu do następnej części, ale pojawi się z pewnością. Od dzisiaj zaczynam już myśleć nad koncepcją kontynuacji :D
  • Kocwiaczek 05.04.2020
    Shogun tak sobie pomyślałam że Bartek mógłby być idealnym partnerem dla Anieli. Później. Po wszystkim co ma nastąpić. I jedno i drugie wymierza sprawiedliwość w swój własny pokręcony sposób. Tylko czy w efekcie nie pozabijaliby siebie nawzajem?
  • Shogun 05.04.2020
    Kocwiaczek muszę przyznać, ciekawe spostrzeżenie. Jak tak o tym wspomniałaś, to rzeczywiście mógłby być idealny. Racja, wymierzają własną pokręconą sprawiedliwość.
    Hmm, myślę że, zakładając czysto hipotetycznie, iż Aniela ma jednak delikatne i kruche wnętrze pod tą twardą skorupą, a Bartek byłby zimny i wyrachowany, to jakoś by się dogadali. W końcu przeciwieństwa się przyciągają ;D
  • Akwadar 05.04.2020
    Część bardziej dopracowana, pomysł interesujący, studium psychologiczne podążało dobrą drogą, tylko, zaznaczam dla mnie, drogą polną, słabo utwardzoną ;)
    Zabrakło środków wyrazu, które sprawiłyby, że poczułbym zapach krwi, ból i wszechobecny, śmierdzący strach ofiar... jednym słowem - emocji. Doznań kata i ofiary.
    W skrócie - niezły tekst ;)
  • Shogun 05.04.2020
    A jednak. Kurcze, tak myślałem, że redukcja środków wyrazu to nie będzie za dobry pomysł. Ograniczałem je trochę, bo nie chciałem, aby tekst był zbyt długi, choć i tak w obecnej formie ma osiem stron.
    Cóż, pomyśle nad tym jeszcze, może coś dodam, aby tę drogę utwardzić ;)
    Dzięki za szczerą opinię :D
  • Akwadar 05.04.2020
    Shogun Ograniczenie tekstu, tylko dlatego, aby zmieścić się w wyimaginownych ramach, to zbrodnia na żywotności prozatorskiego utworu literackiego. Oczywiście zwięzlość i kondensacja, przy zachowaniu klarowności tekstu jest ideałem, do ktorego dąży autor. Jednak trzeba pamiętać, że tworząc jakąś historię, chcemy przekazać odbiorcy obrazy naszej wyobraźni (mówimy o wymyślonej fabule) w jak najbardziej przekonujący sposób. Do tego potrzebne są odczucia, empatia opisującego, który poprzez postawienie się na miejscu bohaterów, pozwala czytelnikowi ujrzeć przedstawiane postacie i świat wokół nich "w kolorach".
    Jeżeli autor "czuje" ból i opisze doznanie w sposob: "...przeszywający ból złamanego żebra rozchodził się po całym ciele, spłycając oddech i nasilając obrzęk stłuczonego ramienia. W obawie przed najmniejszym ruchem, mogącym spowodować jeszcze większe cierpienie, chłopak zmuszony był do utrzymywania się jednej pozycji..." - czytający ma szansę na doświadczenie, choć części doznania poszkodowanego bohatera;
    w przypadku: "... ból zlamanego żebra sprawił, że chłopak nie podnosił się z przyjętej pozycji..." - jeśli czytelnik nie posiada wyrobionej wyobraźni, odnotowuje tylko fakt i ze szkodą dla fabularnego wątku "leci" dalej po tekście..., a przecież nikt nie chce, aby "zaliczano" jego tekst, pragnie, aby to, nad czym pracowaliśmy, poświęcaliśmy czas, myśli, wrażliwość, zostało docenione, zrozumiane i wywarło zamierzone przez autora przesłanie.
    Także mniej nie zawsze lepiej ;)
  • Shogun 05.04.2020
    Akwadar dzięki za tak dokładne i obrazowe przedstawienie sprawy. Masz całkowitą rację. Będę musiał rozbudować pewne fragmenty, aby zawszeć w nich wszystko to, co powinno się tam znaleźć ;)
    Prawda, nie piszemy tylko po to, aby pisać, lecz, aby poruszyć czytelnika poprzez emocje, czy to pozytywne czy też negatywne. Aby utożsamiał się z bohaterami, czy też odczuwał to co oni, widział to co oni. No, a tutaj tego "widzenia" trochę brakuję.
    Dzięki, dałeś mi pozytywnego kopa i motywację to tego, aby w wolnym czasie jeszcze nad tym popracować ;D
  • Szpilka 05.04.2020
    Shogun, podoba mi się zabieg z głosem, czyta się dobrze, ode mnie piątak ?
  • Shogun 05.04.2020
    Miło mi to słyszeć :)
    Dzięki za piątaka. Będzie na browara ;D
  • Bajkopisarz 11.04.2020
    Wypominki

    „jak zapowiedział to głos.”
    To zbędne
    „Koniec z tym. Upajałem się tymi”
    Wystarczy: Koniec!
    „krwi oraz z zastygłym”
    Oraz – zbędne
    „Podszedłem do niej i próbowałem wytaszczyć ją na zewnątrz.”
    Do niej – zbędne
    „to, co mnie spotkało przez”
    To, czego doświadczałem (i już nie masz zaimka)
    „jakby tego właśnie pragnęło moje ciało,”
    Jakby ciało właśnie tego pragnęło (i zaimek mniej)
    „Na mym obliczu pojawił się uśmiech.”
    Prościej: Uśmiechnąłem się (i znów zaimek znikł)
    „powiedziałem sam do siebie.”
    Sam – zbędne
    „?????Ś ?????ŚĆ.”
    Wywieźć
    „okolicznościach zajmuje około”
    Lepiej: zajmowała
    „zabrałem się do tego, po co tu przyszedłem”
    Zabrałem się do roboty (i dwa kolejne zaimki zamieniają się w pajączki i sobie idą)
    „moje tętno przyspieszało, a co za tym idzie, zwiększał się przepływ krwi w moim”
    Moje – moim – wystarczy jedno z nich
    „czytałem o tym, że niektóre”
    O tym – zbędne
    „czy podołam temu wyzwaniu.”
    Temu – zbędne
    „Tak więc co decyduje”
    Tak więc – zbędne
    „a przekuję ci”
    przekłuję
    „Bowiem w końcu zrozumiał,”
    W końcu bowiem
    „ale to nie ważne.”
    Nieważne
    „a w jego oczach zagościł strach.”
    Ale zaczął się bać już wcześniej, co zaznaczyłeś, wiec strach już w nim był, nie mógł zagościć teraz.
    „zarówno mi, jak i”
    Mnie
    „gdyż dom Bartka leżał na uboczu”
    Nie może być „Bartka” bo to wprowadza narratora trzecioosobowego, a ty piszesz w pierwszej osobie
    „po jego twarzy, kapiąc na jego bluzę.”
    2 x jego – oba zbędne
    „dwie pół litrowe butelki wody”
    Półlitrowe
    „mebli. Zatrudnieni są tam prawie”
    Mebli, zatrudniającej prawie wszystkich… (i znów bez zaimka)
    „W soboty wszyscy pracują zazwyczaj”
    Wszyscy – zbędne i powtórkowe
    „zdążę wszystko załatwić,”
    Wszystko -> sprawę i znów unikasz powtórki
    „rękawiczek, których używałem”
    rękawiczek, używanych (znika powtórka)
    „Na nogi za to ubrałem kalosze,”
    Założyłem – ubiera się choinkę
    „Opuściłem ten przeklęty dom”
    Ten – zbędne
    „Zgodnie z moim założeniem”
    Zgodnie z przewidywaniami (i zaimek ubity)
    „Mając już pewność co do tego, że”
    Co do tego – zbędne
    „drzwi po mojej lewej.”
    Mojej – zbędne
    „wbiłem Danielowi nóż w gardło, tak głęboko, że poczułem, jak wbił”
    Wbiłem- wbił, znajdź synonim
    „wyjmowałem nóż, krew nie rozlała się na moje ubranie. Wyjąłem”
    Wyjmowałem – wyjąłem – powtórka
    „przy wspaniale rozświetlonym światłem pożarów niebie,”
    Przy – zbędne
    „Widziałem wściekłość w jego oczach. Te słowa podziałały na niego”
    Zaimek zastąp np. imieniem
    „Mój przeciwnik padł na kolana”
    Mój – zbędne
    „przeciąłem mu wewnętrzną stronę”
    Mu – zbędne
    „Nadchodzi nowa przyszłość”
    Przyszłość może być tylko nowa ? Dlatego lepiej: Nadchodzi nowe!

    Dawno temu, kuzyn grał w GTA 1 a ja mu kibicowałem zawsze tymi samymi słowami: "Zabij ich, Nikki, zabij ich wszystkich!" Czyli byłem takim głosem :) Niestety, kuzyn zwykle sam ginął po około dwóch minutach...
  • Shogun 11.04.2020
    Wielkie dzięki. Wiedziałem, że jest jeszcze co poprawiać. Zaraz się za to wezmę, a potem będę mógł trochę ulepszyć tekst, a dokładnie dodać parę rzeczy :D

    Bajkopisarzu, nakłaniałeś tak do złego? No nie spodziewałbym się :D Widać masz coś w sobie z geniusza zła ;)
    Jeszcze raz dzięki za "wypominki" ;D
  • Clariosis 18.07.2020
    Ostre. Osobiście uważam, że nie ma nic bardziej przerażającego niż człowiek, co morduje nie z wyrachowania, ale dlatego, że nie ma już po prostu nic do stracenia. Ten pierwszy to po prostu psychopata, co popełnia zbrodnię dla jakiejś wewnętrznej satysfakcji. W drugim przypadku nie ma tak naprawdę satysfakcji, ani nagrody, a tylko ulga w palącym cierpieniu, którego i tak nic już nie ugasi, gdyż co niby by mogło. Kilka lat temu pod obrazkiem jednej polki na stronie DeviantART przeczytałam taką historię, w której opisała, że gdy szantażujesz ofiarę strachem, że odbierzesz jej coś, co jest dla niej wszystkim, masz ją w kontroli. Ale gdy naprawdę odbierzesz jej tą rzecz, nagle uświadamiasz sobie, że tą kontrolę straciłeś. Szczególnie zapadło mi to w pamięć, gdyż o zgrozo, tak naprawdę jest... Człowiek pozbawiony uczucia bezpieczeństwa, skazany na poniewieranie, szykany i cierpienie, w pewnym momencie pęknie. Nie każdy oczywiście zacznie mordować jak główny bohater, ale zwierzęce instynkty się obudzą i przejmą kontrolę. Tylko ten, co poczuł na własnej skórze ten wewnętrzny, nieposkromiony gniew zrozumie, jak przerażający jest to moment. I bynajmniej to nie objaw zła.
    To jest po prostu wrzask bezsilności i rozpaczy.
    Zostawiam pięć.
  • Shogun 18.07.2020
    Dokładnie tak, człowiek, który nie ma nic, który wszystko stracił i po prostu nie ma już nic do stracenia, jest zdolny tak naprawdę do wszystkiego. Wtedy już nikt nie ma nad nim kontroli, bo jego samego już nic nie obchodzi.
    Dobrze powiedziane, nie jest to objaw zła, bo czy tak naprawdę główny bohater jest zły? Został doprowadzony do granicy wytrzymałości psychicznej i pękł. Teraz musi poskładać się na nowo, tylko nie wiadomo jeszcze, co z tego nowego poskładania wyjdzie.
  • Onyx 03.11.2020
    " - WIEM - rzekł dumnie głos i na powrót zniknął." - z takiej części wizualnej, to chyba lepiej trzymać się jednej czcionki.
    " - Na szczęście zdążyłem pozbyć się tego cholernego błota z twarzy i odzyskałem wzrok." - dlaczego dywiz, skoro to nie dialog?

    Świetne. Dzieje się, dzieje. Szkoda mi bohatera. To nie jego wina, że został tak wychowany. Zło rodzi zło, ale można się z tej zasady wyłamać
  • Shogun 03.11.2020
    Aj, te błędy wszędzie się wkradają, no haha :D

    Dziękuję.
    Bardzo dobrze powiedziane. Trudno się nie zgodzić.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania