LBnP XVII - Pod latarnią na Mirror Street

Sierżant Vincenna stał i patrzył, jak kruki, nic sobie nie robiąc z jego obecności, wydziobują denatowi oczy. Jego wzrok spoczywał na destrukcie pistoletu maszynowego marki Beretta – rzadkości, jeśli chodzi o okolicę. Ci, którzy ginęli na Mirror Street, najczęściej byli okradani do gołej dupy przed przyjazdem policji i rzadko kiedy leżało przy nich cokolwiek, co mogło wskazywać na okoliczności.

Ktoś gwizdnął. Ptaki nie poruszyły się niespokojnie; on tak. Odwrócił głowę w stronę gwiżdżącego.

Kapitan Anson patrzył na niego wyczekująco.

– I jak, Vincenna? – zawołał. – Nasz?

Sierżant uśmiechnął się pod wąsem.

– Trudno powiedzieć, kruki siedzą mu na gębie.

Rozległ się strzał, spłoszone czarne kształty odleciały w noc, kracząc.

– Szkoda naboju, szefie.

Kapitan parsknął.

– Podatnik płaci – rzekł z uśmiechem. Wskazał ruchem głowy trupa, oświetlonego blaskiem latarni. – Co on tam ma?

– Em dwunastkę, wierz lub nie, wygląda jak po przejściach. Sam podejdź, Bell będzie za pół godziny dopiero, odwiedza Marka w szpitalu.

Anson podszedł, odpalił papierosa. Nie częstował Vincenny, pet zwisał mu z kącika ust.

– Ty, kurwa, faktycznie, em dwunastka. I kto to niby jest? Pasvalys? Vikkam? Czy ten trzeci z braci Hunkka, jak mu tam… Vlad? Varg?

– Avery.

– Właśnie, Avery. – Wydmuchał dym, strzepnął popiół z czubka żaru. – Myślisz, że to któryś z nich, Nick?

– Poczekamy na Bell, nie będziemy ruszać trupa bardziej – zdecydował za nich obu Vincenna.

+

Po przyjeździe Bell ustaliła dwa fakty: trupem nie był żaden z braci Hunkka, gdyż ci nie tatuują sobie łacińskich sentencji na klatce piersiowej, tylko raczej cerkwie i pajęczyny; oraz że Vincenna i szef to “zwykłe chuje, którym się nie chciało odgonić ptaszysk” i “pierdolone leniwe palanty, niegodne miana policjanta”. Na miejscu przetestowała też pistolet maszynowy, z którego zestrzeliła ptaszysko siedzące na latarni.

– Ej, ej, kurwa, Bell! Materiał dowodowy!

Bell, szczupła pięćdziesięciolatka z rozczochranymi kucykiem, wzruszyła ramionami i pociągnęła z piersiówki, nic sobie nie robiąc ani z obecności Nicka, ani z kapitana Ansona.

– Oj tam, kurwa, materiał dowodowy. – Sięgnęła ku magazynkowi, wyjęła i pokazała obu policjantom. – Było piętnaście, jest czternaście, wielkie mi halo. – Wbiła magazynek z powrotem do gniazda.

– Bell, ogarnij się, rozumiem, że możesz mieć w dupie, ale chociaż robotę rób porządnie, co? – Kapitan uśmiechnął się lekko, zachęcająco.

Bell skrzywiła się niemiło.

– Znowu próbujesz mnie przelecieć, Bob? Nie pamiętasz, jak w dziewięćdziesiątym ósmym ci powiedziałam “nie”, a w dwa tysiące siódmym, rok temu bez… ośmiu dni, bodajże, powiedziałam, że po moim trupie? – Opuściła w jego stronę pistolet maszynowy, nacisnęła spust.

Nie spodziewała się wystrzału.

+

Sekundę potem wytrzeźwiała z wrażenia. Pocisk minął o włos kapitana i trafił w karoserię jego samochodu, tuż obok drzwi.

– Bell! Opamiętaj się, kurwa! Oddawaj gnata, głupia pizdo! – Kapitan dostał ataku kurwicy i byłby dał jej w twarz, ale w mgnieniu oka zaszedł ją z tyłu Nick i wyrwał broń z jej nieprotestujących rąk.

– Nie sądziłam, że wystrzeli… – powiedziała, roztrzęsiona. Jej wielkie, bladoniebieskie oczy wydawały się puste i zupełnie bez wyrazu. Anson objął ją ramieniem.

– Odwiozę ją – powiedział szef do Nicka. – Weź coś zrób z tym… – Tamten wzruszył ramionami i kopnął denata.

Jeszcze światła wozu Ansona nie zniknęły za zakrętem, Vincenna sprawnie ładował trupa do bagażnika swojego Crown Vic'a.

Kruki patrzyły chwilę, po czym odleciały za wozem Ansona.

+

Vincenna zrobił krótki kurs w stronę policyjnego garażu, skąd pobrał kilka pudełek zużytych tarcz hamulcowych, które miały trafić na złom. Stamtąd udał się na most, gdzie opróżnił kieszenie trupa, rozebrał go do naga i obwiązał linką holowniczą z samochodu. Sprawnie powiązał ciało ze starymi tarczami i wypchnął przez barierkę.

Ciało uderzyło w czarną toń i błyskawicznie zniknęło w głębinie. Vincenna odpalił papierosa, jak to miał w zwyczaju w takich sytuacjach, upewniając się, że jednak nie wypłynie.

Za jego plecami świeciła na żółto latarnia, usiłując zrobić coś z wszechobecnym mrokiem.

+

Siedząca na tylnym siedzeniu Bell patrzyła pustym wzrokiem za szybę. Zaczynało siąpić.

– A co z, z…

Kapitan spojrzał na nią w lusterku wstecznym.

– Z trupem?

Pokiwała głową. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.

– Nie miał twarzy, Bell. Pistolet nie miał numerów, nikt poza nim nie zginął… Śledztwo utkwiło wiesz, gdzie?

Tylko nie mów “w twojej dupie”, pomyślał. Proszę.

– W martwym punkcie? – powiedziała głucho.

No, proszę, pomyślał kapitan; musi być serio załamana.

– Vincenna wszystkim się zajmie. Ty tylko przybijesz pieczątkę raportu, machniesz szlaczek i po sprawie.

Pokiwała bezwiednie głową.

– Mark umarł. – Bell nigdy nie nazwała własnego ojca inaczej, niż po imieniu.

– Wiem, Bell, dzwonili do mnie ze szpitala. W końcu to mój brat… był.

+

To była trudna noc, myślała potem w łóżku Bell. Nie dość, że udusiła własnego starego, to później o mało co posłała do piachu jego brata.

Zerknęła przez okno, na poblask latarni ulicznej kilka pięter niżej. Westchnęła i próbowała zasnąć.

Nie udało jej się jednak zmrużyć oka ani tej nocy, ani następnej. Trzeciej zaś nocy wyjechała do matki, ale i wtedy miała problemy z zaśnięciem. Gdziekolwiek się udała, podążały za nią i nocami koncertowały wielkie, czarne ptaki.

 

W odróżnieniu od znieczulonych na krzywdę swoich braci ludzi, kruki walczyły z nieprawością.

Wynajęły nawet znajomego zabójcę, który czwartej nocy zabił śpiącą w nausznikach Bell w jej własnym łóżku. Nawet otworzył okno, by mogły wlecieć i wyjeść jej oczy, zacierając tym samym ślady po wbiciu szpikulca w mózg przez oko.

 

Kolejne śledztwo w martwym punkcie, uznał Vincenna w swoim raporcie. Nie odnalazł żadnych śladów zabójcy… sam musiałby je zostawić, a przecież nie o to chodziło.

Pod latarnią najciemniej, zwykł mawiać, mając w pamięci sporą piramidę zwłok, systematycznie rosnącą odkąd wstąpił do policji.

 

Taki oneshot dla funu, bez spiny na wygraną, yo

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 9

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (20)

  • Witamy kolejne opowiadanie w Bitwie i życzymy wygranej
  • Canulas 29.10.2018
    "Sierżant Vincenna stał i patrzył, jak kruki, sobie nie robiąc z jego obecności, wydziobują denatowi oczy." -zjadłeś "nic". Całość jutro lub w najbliższych dnaich, ale pewnie jutrem.
  • Okropny 29.10.2018
    Głód objawia się w najdziwniejszy sposób, proszę księdza.
  • Canulas 29.10.2018
    Zabrzmiało jak coś, na co się odpowiada: "nie ma za co". Progresix w wydalaniu uczyć ;)
  • jolka_ka 30.10.2018
    Jako, że na bitwę, to jestem. Chociaż kryminały...nie mój gatunek ;)

    "I rzadko kiedy leżało przy nich cokolwiek, co mogło wskazywać na okoliczności" — tu wydaję mi się, że zabrakło dopowiedzenia. Jakich okoliczności? Czego? (Wiadomo, że zbrodni, ale ja bym to doprecyzowała, żeby nie było w domyśle).
    "– Znowu próbujesz mnie przelecieć, Bob? Nie pamiętasz, jak w dziewięćdziesiątym ósmym ci powiedziałam “nie"(...)" – Tutaj szyk mistrza Yoda, zamieniłabym na: "powiedziałam ci". Cała ta wypowiedź mi się podoba, aż do wystrzału. Fajnie to pomyślane :D

    "Nie udało jej się jednak zmrużyć oka ani tej nocy, ani następnej. Trzeciej zaś nocy wyjechała do matki, ale i wtedy miała problemy z zaśnięciem. Gdziekolwiek się udała, podążały za nią i nocami koncertowały wielkie, czarne ptaki." — za dużo tu tych "nocy".

    Oba tematy zawarte — fajnie. Sprawnie konstruujesz dialogi. Nie ma zbytniej nadopisowości. Nie moja działka, ale nie wynudziłam się. Humor też chyba taki stricte pod kryminał. Widać, że pisane na luzie i łatwo Ci to przyszło. Bardzo udana scenka.

    Pozdrawiam!
  • Okropny 30.10.2018
    Yo,
    Powtórzenia, zwłaszcza te niepotrzebne, mimo, że uważam, to specjalność moja, jak i szyk zdania przestawiony, o, tak, młody Jedi.
    Napisałem to na jednym wdechu, przerywając tym samym ciszę i odwenienie odpisanie wuttemperdament rejpminirvanyzację wypopielniczkowanie

    Dziękuję za wizytę, komentarz, temat, wynalezienie błędów, błyskotliwe uwagi i przyznanie się ;-)
    Z przyjacielskim pozdrowieniem -
  • swen norwald 30.10.2018
    Nieźle, nieźle. Jeśli zaczynam czytać i po pierwszym zdaniu chce mi się czytać kolejne to znaczy, że umiesz zainteresować przeciętnego zjadacza swoja historią. Daję 4+, a że się technicznie nie da, to dam 5.
  • Okropny 30.10.2018
    Dzięki. Powiedziałbym, że zapraszam pod inne moje teksty, ale że nie powiem, to chrząknę znacząco i poruszę dziko brwiami ;-)
    Dzie
    Pozdrøx
  • Freya 31.10.2018
    Niezła rodzinka. Trochę jest zagmatwane w fabule, te koligacje rodzinne i zawodowe - no jakoś poszło. Merytorycznie trudno się do czegoś przyczepić, ale jednak w pistolecie maszynowym beretta M-12 - najmniejsze magazynki mają 20 szt. amunicji. Gdyby to pisał Lee Child, byłoby wszystko nabazgrane, łącznie z tym jak grzybkuje pocisk i jakiej wielkości dziurę wyrywa w bebechach :)
    Jeśli kultowy radiowóz, to tylko Ford Crown Victoria - najpopularniejszy policyjny model. W filmach nieodzowny element pościgowy oraz widowiskowych karamboli. Samochód duży i bezpieczny nawiasem mówiąc - z pojemnym bagażnikiem, a więc debeściarsko na niby :)
    Wszystko we włoskim klimacie (razem z imionami czy nazwiskami) - podobnie jak ta giwera, Bell ma pięć dych na karku, więc ojciec którego zadusiła musiał być staruszkiem. Zapewne także mieć wiele na sumieniu i pracę w tej samej branży. No i ona sama też - skoro stryjek jej nie darował i zastosował szpikulec (będącym elementem niegdysiejszych kryminałów) od rozbijania lodu w stylowo-modnym, klasycznym gatunku.
    Trochę sztampowe to wszystko, ale ładnie wkomponowane w treść tematy bitwy :) Pzdr
  • Okropny 31.10.2018
    Wiesz, sztampa jest specjalnie, jak i wszystkie jej elementy. To mogli być żydowscy fryzjerzy jeżdżący Citroenami kaczkami po alejach Nowego Oregonu na Ziemi 7, strzelający z impulsowych flak-granatów. Ale uznałem, że lepiej będzie tak właśnie: zwyczajnie, swojsko wręcz. Co do M12, robi to różnicę, ile jest pocisków w magazynku? Przecież nie napisałem, że magazynek był pełny (?)
  • Okropny 31.10.2018
    No i tak się tym magazynkiem zaaferowałem, że zapomniałem o podziękowaniu za wizytę i komentarz. Niniejszym dziękuję :-)
  • Freya 31.10.2018
    Eee jasne, mógł być wcześniej teges przecież. To tylko takie przydupianie się, że cuś wim - kapiszzz.
    Nie mam tej książki w pdf, nie cuduj że se jej nie znajdziesz jeśli chcesz... Czytałem w materii i była tam zamieszczona taka interpretacja zjawiska dyniowego. Nie fikam se raczej, a jeśli to tylko dla zabawy. Aleksandrę Ziółkowską tesz naprawdę znam :)
  • Canulas 01.11.2018
    Pochwalony.
    Jadę na lekkich oparach, ale jeszcze postanowiłem zacumować.
    Ładne, choć były już dużo lepsze teksty. Takie mniej krwiste, ale nie przez niedobór krwi, tylko pazura. Takie łagodniejsze. Dla ludzi. Takie: Macie i jedzcie.
    Zadowolonym, choć nie, że zachwyconym
  • Okropny 01.11.2018
    Dziękuję za wizytę, wasza ekscelencjo. Tekst zaiste, nienajlepszy, przyznaję, w pierś uderzam. Czasy moich najlepszych tekstów dawno przeminęły z wiatrem, obróciły w pył, zrównały z nicością. Amen
  • Zapraszamy Szanownego Autora do zagłosowania na Forum
  • Margerita 12.11.2018
    nie chciałabym być w skórze tego sierżanta to musiał być upiorny widok nieboszczyka, któremu kruki pięć
  • Okropny 12.11.2018
    Dzięki za komentarz pierwszego zdania, wow
    Pozdro
  • marok 12.11.2018
    W ogóle nie moja bajka. Ale to bez znaczenia bo teraz to se moje upodobania schowam w kieszeń. Widać, że siedzisz w tym nie od dzisiaj i pisanie idzie ci łatwiutko. Szacun za zawarcie obu tematów i fajne dialogi. Ogólnie to jestem na tak.
  • Justyska 13.11.2018
    Dobrze się czytało. Ciekawa akcja i dialogi. Temat zawarty.
    pozdrawiam:)
  • Jutro mija termin głosowania!
    Szanowny Opowijczyku wziąłeś udział w Bitwie, więc zagłosuj.
    Zapraszamy na Forum

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania