LBnP XV (Trrrrrrrryt)
Nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok. Lewy, prawy, lewy, prawy. Albo leżę na wznak i patrzę w czerń sufitu. W szarość właściwie, bo trochę widać, trochę światła wpada, zimny poblask latarni przeciska się przez brudne firanki, żółte od papierosowego dymu. Latarnia jeszcze świeci, jeszcze chuligani nie stłukli żarówki, jeszcze żaden nie rzucił kamieniem, może pijani byli i trafić nie mogli? Nie mogę zasnąć, bo myślę o atramentowym sercu. Serce, atrament, krew. Krew, atrament, serce. Krew – czerwone. Atrament – niebieskie. Serce – pompa. Myśli o atramentowym sercu, a właściwie o tym, co można z tego wyciągnąć, co można z tego namotać, wwiercają się w głowę jak stalowe mątwy w Matriksie wwiercały się w statek - bazę rebeliantów. Nie mogę zasnąć przez te myśli. Rozsiadły się w głowie, rozparły, rozpełzły, zapuściły pędy, wlazły do każdej dziury, zajęły wszystkie nory, pakamery, komórki i graciarnie. Zagraciły jeszcze bardziej i tak już zagraconą moją puszkę mózgową. Czuję jak się te graty, przygniecione kolejnym złomem, przewalają i tłuką, a hałas przy tym, jakbyś puszek po piwie nawrzucał do pustej pralki i włączył program „prać”.
Przez atramentowe serce aż przestałem myśleć o kapciach. Że muszą stać równo. Kapcie muszą stać równo przy łóżku. Na baczność. Inaczej nie zasnę. Zawsze przed zaśnięciem muszę jeszcze wstać, zapalić światło i sprawdzić, czy dobrze ułożyłem kapcie. Inaczej nie zasnę. Kapcie muszą stać jeden obok drugiego, stykać się wewnętrznymi krawędziami, żaden nie może być pierwszy. Muszą stać tyłem do łóżka, równo w połowie między przodem, a nogami. Równo w połowie między miejscem gdzie mam głowę i miejscem gdzie mam nogi. Stopy właściwie. Więc teraz przez chwilę przestałem myśleć o kapciach, bo myślałem o atramentowym sercu, co to serce może właściwie oznaczać i co można z tego sklecić. Kapcie przygniecione atramentowym sercem na chwilę odpuściły, wycofały się, schowały. Ale tylko na chwilę. Bo przecież znowu o nich myślę. Myślę o tym, że o nich nie myślałem. Gdybym w ogóle o nich nie myślał, to wtedy tak! Wtedy OK. Ale takie niemyślenie o kapciach, spowodowane przygnieceniem atramentowym sercem, nie może się przecież liczyć! Zresztą co to za niemyślenie, skoro właśnie myślę o tym, że o nich nie myślę.
A przecież jest jeszcze spłuczka, która lubi się zaciąć, po spłukaniu nie odbija i przycisk wciśnięty nie wraca, a wtedy woda się leje i nabija mi licznik. Trzeba uważać i, kiedy się zatnie, lekko unieść klapę żeliwną przykrywającą rezerwuar, wtedy przycisk wraca na dobrą pozycję i woda przestaje się lać. Czy na pewno sprawdziłem spłuczkę podczas ostatniej wizyty w toalecie przed zaśnięciem? Nie pamiętałem tego i wiedziałem, że nie zasnę, dopóki nie wstanę i nie sprawdzę. Im dłużej będę zwlekał, tym bardziej będę pewny, że trzeba wstać i sprawdzić. Ale żeby sprawdzić spłuczkę muszę założyć kapcie, więc nawet jeśli wcześniej sprawdziłem, że stoją równo przy łóżku, to to sprawdzenie będzie już nieaktualne. Znowu będę musiał pamiętać, aby po sprawdzeniu spłuczki, przed położeniem się do łóżka ułożyć je równo, na baczność, żeby nie zostawić ich w nieładzie anarchistycznym, bo wtedy nie zasnę…
I teraz jakby tego wszystkiego było mało, jeszcze wbiło mi się w głowę to nieszczęsne atramentowe serce. I oprócz kapci i spłuczki, to serce będzie mnie prześladować i nie da mi zasnąć. Nawet jak uporam się z kapciami i spłuczką. Nawet jak ułożę równo kapcie i odciągnę przycisk unosząc klapę i będę już leżał gotowy na sen, wtedy atramentowe serce uwolnione od kapci i spłuczki, zaatakuje mnie ze zdwojoną siłą.
Muszę! Muszę coś wymyślić, bo inaczej nie zasnę. Szlag mnie chyba trafi. Co to za temat w ogóle jest na opowiadanie? Krew – czerwone. Serce – pompa. Atrament – niebieskie. Błękitna krew! Tak to jest jakiś trop. To mógłby być jakiś punkt wyjścia. Ta droga prowadzi do tunelu, w którym widać światełko. Niestety. Ktoś już tamtędy szedł. Widać świeże ślady. Ktoś już wszedł na K2. A tylko pierwsze wejście się liczy. Może być tylko jeden Jackson Pollock, każdy następny pryskający pędzlem będzie tylko nie wartym uwagi epigonem.
Nuncjusz. Ukradł mi pomysł. Cwaniaczek. Ledwo ogłosili konkurs, a on już wyskoczył z opowiadaniem, jak Filip z konopi. Człowiek zagapi się przez chwilę, pochyli się żeby zawiązać sznurowadło, a w międzyczasie jakiś cwaniaczek z miodem w uszach już coś wypichci, i pomysł, co w bólach i niekończących się nocnych przewracaniach z boku na bok się urodził, zarezerwował i zawłaszczył. Pewnie jest w zmowie z moderatorem i wcześniej znał temat. Albo wykradł go, albo zdobył podstępem... Więc muszę wymyślić coś innego, błękitna krew odpada.
Atramentowe serce. Krew – czerwone, serce – pompa, atrament – niebieskie. Może czerwony atrament? Krew atramentem. Atrament krwią… Krew to mnie chyba zaraz zaleje. Lewy bok i patrzenie w ścianę. Potem na wznak i patrzenie w sufit. Potem prawy bok i ściana. Prawy, lewy, sufit, ściana, sufit, ściana. Nie ma nawet co marzyć o zaśnięciu. Co z tego, że kapcie okiełznane stoją przy łóżku na baczność, spłuczka sprawdzona, nie trzeba już wstawać i sprawdzać i rozburzać kapci, skoro myśl o katastrofalnym braku weny jest niczym wyjący alarm w samochodzie porzuconym przez złodziei na pustyni moich nocnych majaków…
Może miała rację kioskarka dając mi zawsze paczkę papierosów z impotentem. Śmiałem się z niej i nawet mi się podobało, że daje impotenta, a nie raka płuc albo zgniłą nogę. Kioskarka jest złośliwą jędzą, ma wąsy, wągry i nos jak hamulec od karuzeli. Plotkuje całymi dniami z drugą starą prukwą, co przesiaduje u niej w kiosku. Nawiedzone dewotki. Nienawidzą palaczy. Upokarzają kupujących fajki podając im paczki papierosów z obrazkiem nawiązującym do ich ułomności. Zdzisław, który stracił kończynę dolną z powodu cukrzycy wywołanej opilstwem, zawsze dostaje paczkę z trupiosiną, pełną szpetnych blizn nogą. Zgniłozębny Janusz o cuchnącym oddechu zawsze obdarzany jest pudełkiem z obrazem zrakowaciałej jamy ustnej wypełnionej resztkami próchniejących pieńków ledwo przypominających zęby… Naprawdę wolałem już skulonego na łóżku faceta ze smutną miną, smutną z powodu niepowodzeń łóżkowych, których trudno byłoby się nawet domyślić, gdyby nie informujący o tym napis.
Więc śmiałem się z głupiej kioskarki, co ona może wiedzieć o moim życiu seksualnym, myślałem sobie, taka stara rura, nawet największy ogier po viagrze miałby problem ze wzwodem patrząc na jej kostropaty głupi pysk… Śmiałem się aż do dzisiaj. Śmiałem się do momentu, w którym nie przeczytałem tematu najnowszej bitwy literkowej, śmiałem się dopóki atramentowe serce nie uświadomiło mi mojej niemocy twórczej, śmiałem się dopóki nie zrozumiałem, że nic nie potrafię wymyślić i że nic nie wymyślę. I przewracając się z boku na bok, oprócz rozmyślań o niemożności ogarnięcia tematu atramentowego serca, na które niczym flash backi nakładały się myśli o kapciach i spłuczce, myślałem również o szpetnej kioskarce i zrozumiałem wreszcie dlaczego dostawałem od niej zawsze papierosy z impotentem na obrazku. Wcale nie chodziło jej o seks. O aluzje do seksu. Seks kompletnie jej nie interesował. Ten impotent na paczce był aluzją do mojej kondycji pisarskiej. Był komentarzem do mojej twórczości…
Tylko skąd ona mogła znać moją twórczość? Nie tylko twórczość ale też fakt, że na temat atramentowego serca to ja ni chuja nic, zero null. Nie dawało mi to spokoju. Przestałem prawie całkiem myśleć o kapciach i spłuczce, w innych okolicznościach nawet ucieszyłbym się, bo to myślenie przeszkadzało mi w zasypianiu. Ale co z tego skoro w lukę po kapciach wdarła się wredna kioskarka. Teraz dopiero, kiedy zrozumiałem aluzję, czułem piekące, kpiące, kłujące szyderstwo kioskarki, za każdym razem kiedy sięgałem po papierosa i musiałem patrzeć na impotenta na pudełku. I w nocy, kiedy nie mogłem przestać o tym myśleć. Kioskarka musiała być użytkownikiem portalu opowi.pl albo był to spisek Nuncjusza. Nuncjusz najpierw ukradł mi pomysł, zaklepał temat, a potem spiknął się z kioskarką i powiedział jej, że ja o atramentowym sercu ani be ani me, żeby ta mogła mnie wyszydzać.
I teraz ja przez to wszystko nie mogę zasnąć i przewracam się z boku na bok, albo na plecy. I patrzę w sufit albo w ścianę. Kapcie stoją równo przy łóżku, spłuczka odciągnięta…
Ale czy na pewno? Może jednak warto sprawdzić jeszcze raz przed zaśnięciem?
Komentarze (26)
ale teraz sprawy techniczne:
1. Zmień kategorię na Bitwy (edytować możesz pracę na swoim profilu w zakładce Publikacje)
2. Wklej link w wątku http://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-linki-do-w934/#reply
Fajny tekst, jesteś moim drugim faworytem. Pierwszym jest Ritha
Niezłe.
Jeszcze prosimy o wklejenie linku na Forum
Lecę myśleć o tym atramentowym sercu!
Ślę pozdrowienia!4+
Can, słuchamy ;)
Przepraszam ze się wtracilam
Nei, ja nie chciałam.
Rozpoczynamy głosowanie. Potrwa do piątku
„Nie mogę zasnąć. Przewracam się z boku na bok. Lewy, prawy, lewy, prawy. Albo leżę na wznak i patrzę w czerń sufitu. W szarość właściwie, bo trochę widać, trochę światła wpada, zimny poblask latarni przeciska się przez brudne firanki, żółte od papierosowego dymu. Latarnia jeszcze świeci, jeszcze chuligani nie stłukli żarówki, jeszcze żaden nie rzucił kamieniem, może pijani byli i trafić nie mogli? Nie mogę zasnąć, bo myślę o atramentowym sercu. Serce, atrament, krew. Krew, atrament, serce. Krew – czerwone. Atrament – niebieskie. Serce – pompa. Myśli o atramentowym sercu, a właściwie o tym, co można z tego wyciągnąć, co można z tego namotać, wwiercają się w głowę jak stalowe mątwy w Matriksie wwiercały się w statek - bazę rebeliantów” – no wreszcie, czytam te teksty z Bitwy i czekam na coś, co mi siądzie tak na setę, początek Twojego tekstu dobrze rokuje w tym temacie, gdzieś tam jakieś prowadzenie narracji, które mi oko cieszy, kombinacje słów, ciachanie, motyw Matrixa (mam fiksację), zobaczymy
„Nie mogę zasnąć przez te myśli. Rozsiadły się w głowie, rozparły, rozpełzły, zapuściły pędy, wlazły do każdej dziury, zajęły wszystkie nory, pakamery, komórki i graciarnie. Zagraciły jeszcze bardziej i tak już zagraconą moją puszkę mózgową. Czuję jak się te graty, przygniecione kolejnym złomem, przewalają i tłuką, a hałas przy tym, jakbyś puszek po piwie nawrzucał do pustej pralki i włączył program „prać”” – taa, nie mam pytań
„Przez atramentowe serce aż przestałem myśleć o kapciach. Że muszą stać równo” – ja pierniczę, cały fragment o kapciach (daruję sobie kopiowanie), czytałeś kiedyś Rubia? Macie coś wspólnego.
„Ale tylko na chwilę. Bo przecież znowu o nich myślę. Myślę o tym, że o nich nie myślałem (…) Zresztą co to za niemyślenie, skoro właśnie myślę o tym, że o nich nie myślę” – cudna rozkmina, bardzo lubiem
„Nuncjusz. Ukradł mi pomysł. Cwaniaczek. Ledwo ogłosili konkurs, a on już wyskoczył z opowiadaniem, jak Filip z konopi” – heh, jest i poczucie humoru, fajnie to zrobiłeś, czuć Ciebie, jak tak zasnąć nie możesz i rozmyślasz o tym opku, cudo
„Atramentowe serce. Krew – czerwone, serce – pompa, atrament – niebieskie. Może czerwony atrament? Krew atramentem. Atrament krwią… Krew to mnie chyba zaraz zaleje” – tak samo se myślałam, zanim przystąpiłam do pisania opka na ten temat, identycznie :D
„Co z tego, że kapcie okiełznane stoją przy łóżku na baczność, spłuczka sprawdzona, nie trzeba już wstawać i sprawdzać i rozburzać kapci, skoro myśl o katastrofalnym braku weny jest niczym wyjący alarm w samochodzie porzuconym przez złodziei na pustyni moich nocnych majaków…” – hahahaha, z naciskiem na „nie trzeba już wstawać i sprawdzać i rozburzać kapci” :D
„Może miała rację kioskarka dając mi zawsze paczkę papierosów z impotentem. Śmiałem się z niej i nawet mi się podobało, że daje impotenta, a nie raka płuc albo zgniłą nogę. Kioskarka jest złośliwą jędzą, ma wąsy, wągry i nos jak hamulec od karuzeli. Plotkuje całymi dniami z drugą starą prukwą, co przesiaduje u niej w kiosku. Nawiedzone dewotki. Nienawidzą palaczy. Upokarzają kupujących fajki podając im paczki papierosów z obrazkiem nawiązującym do ich ułomności” :DDDD
„Przestałem prawie całkiem myśleć o kapciach i spłuczce, w innych okolicznościach nawet ucieszyłbym się, bo to myślenie przeszkadzało mi w zasypianiu. Ale co z tego skoro w lukę po kapciach wdarła się wredna kioskarka” :DDD O Boże, nie uśmiałam się tak ze dwa tygodnie.
Czytając ten tekst mam w głowię te piosenkę Teksański - „gdyby chociaż mucha zjawiła się, to mogłabym ją zabić, a później to opisać”. Bardzo mi się podoba podejście do tematu, takie klimaty, opis detali, mikroświata wokół, napisałam kiedyś tekst, że „żelazko się na mnie patrzy”, są mi więc bliskie takie klimaty. Przeczytałam dopiero połowę tekstów z bitwy, ale póki co jesteś moim nr 1.
Bardzo pedantyczny bohater rozprawiający nad sercem i jego kolorem krwi przed snem. Początek kojarzy mi się z piosenką Maleńczuka "Ostatnia nocka" potem już kapcie, spłuczka i bezsenność nocy. Powracanie do tych rzeczy to jak przewijanie klatek, scenek z codziennego repertuaru zasypiania. Strasznie męczący ten rytuał ale muszę przyznać, że ciekawe podejście do tematu i uchwycenie małych rzeczy.
Pozdrawiam
Było zabawnie i wydawało się, że takie coś mogło się wydarzyć. Ogólnie ja zawsze tak mam wieczorami, jak rozkminiam jakiś ważny wątek w swoich historiach, albo obmyślam rozgryzienie zestawu na TW czy jakikolwiek temat na tekst. Trzy razy zastanawiam się, czy schowałam obiad do lodówki, czy drzwi są zamknięte, a światło na dole jest wyłączone, czy kot jest zamknięty, czy królik dostał jedzenie... Masakra... Takie myślenie jest bardzo męczące :)
Biję się w pierś, bo mogłam to przeczytać 3 miesiące temu i zagłosować. Byłbyś moim faworytem, zaraz po Rithcie :)
Pozdrawiam!
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania