LBnP XXIV - Koalescencja
W trakcie badania zjawisk łączenia się czarnych dziur, z danych zaczął wynikać dość oczywisty problem. Fale grawitacyjne wskazywały na pewien nadmiar energii, skłaniający je do zlewania, jeśli tylko znajdą się w okolicy. Zaburzenia dopplerowskie, emitowane przez mijające się na względnie bezpiecznych, hiperbolicznych orbitach dziury, wykazywały anomalne hamowanie zaraz po rozminięciu, sprzyjające powstawaniu stabilnych, zamkniętych orbit, prowadzących nieuchronnie do zderzenia. Z kolei kształt fal w trakcie samej koalescencji sugerował, że jakaś dodatkowa siła przeciwstawia się odśrodkowej, i z rosnącym udziałem wpycha je w siebie.
Obliczenia naszego zespołu wskazywały, że samej grawitacji dziur nie wystarcza, zaś energia tracona z falami była za mała. Może więc ciemna materia?
Wprawdzie tłumaczenie jednego nieznanego zjawiska innym, podobnie zagadkowym, nie było zbyt mile widziane, ale praca na ten temat zyskała pewną popularność w świecie naukowym. Spekulowano o gromadzeniu się w pobliżu pary dziur obłoków ciemnej materii tak gęstych, że ujawniały one swą obecność w sposób niegrawitacyjny. Zespół EHT szukał śladów w obrazach przestrzeni sub-horyzontalnej, badacze od ICNO szukali śladów neutrin tworzonych, gdyby ciemna materia była złożona z cząstek Majorany, ale w naszym zespole powoli narastało przekonanie, że to nie tędy droga.
Kilka osób skupiło się na poszukiwaniach nowej, antyeuklidesowej geometrii, mogącej tłumaczyć kształt czasoprzestrzeni w bliskości dwóch czarnych dziur; profesor Chandyamyawann z uporem postulował powstawanie czarnych dziur wirtualnych, a ja przeglądałem spływające dane, usiłując znaleźć błąd systematyczny.
Nie do końca dobrze pamiętam początek koncepcji. Było to w weekend, w barze, gdzie relaksowałem się z kierownikiem projektu i paroma doktorantami. Ja wypiłem dwa kufle piwa, inni też nie pozostawali w tyle. Między nami krążyły blanty z dobrą, marokańską marihuaną. To było na prawdę bardzo luźne spotkanie. Rozmowy zeszły na zasadniczy problem, nikt się jednak nie spinał i zdaje się, że w pewnym momencie zaczęliśmy sobie z tego żartować. Padały koncepcje w rodzaju niewidzialnych krasnoludków czy skraplania się czerni odparowanej przez mechanizm Hawkinga na jakiejś kosmicznej lodówce. I wtedy ktoś rzucił kolejny taki pomysł. Miałem wrażenie, że to któryś z doktorantów, albo może nawet ktoś się przysiadł. Kierownik mówił potem, że to ja podsunąłem koncepcję, ale doprawdy zapamiętałem dopiero końcówkę dyskusji, gdy przerzucając się serwetkami zapisywaliśmy sobie kolejne fantastyczne całki i macierze.
Czynnik S był taką właśnie głupią propozycją. Siła, która generalnie przyciąga podobne obiekty ku sobie, czyniąc to tym wyraźniej, im bardziej są wyjątkowe. Dla pospolitej materii, czerwonych karłów czy gwiazd podobnych słońcu, ma wartość niemierzalną. W pewnych sytuacjach, gdy identyczne jakościowo obiekty tłoczą się w dużej gromadzie, może nawet przyjąć znak ujemny. Jednak dla obiektów bardzo specyficznych, czarnych dziur, gwiazd kwarkowych czy obiektów Thorna-Żytkowej, osiąga duże wartości. Wielkość siły przyrastała zarówno przy zmniejszającej się odległości, jak i przy obecności przeciwstawnych sił, niemal uniemożliwiających złączenie.
Pod sam koniec wieczoru, gdy połowa towarzystwa nie bardzo nadawała się do rozmowy, kierownik projektu zebrał wszystkie kartki i chichocząc pod nosem zapisał sumaryczny wzór, opisujący wszystkie rzucane luźno warunki. Niespełna trzy linijki, mała macierz, pismo zaskakująco wyraźne, jeśli brać pod uwagę stan piszącego. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności nie zostawiliśmy jej na stoliku; szef chyba chciał zapisać czyjś numer i wrzucił odruchowo do torby.
Kolejnego dnia zmięta kartka znalazła się na biurku, gdzie pod nieobecność kierownika zainteresowali się nią asystenci. Po południu główna tablica zespołu była już zasmarowana wyprowadzeniem analitycznym, a pod koniec dnia operator superkomputera zapytał go, czy włączyć obliczenia dla tej nowej hipotezy, jaką dziś przyniósł. Kierownik nie pamiętał o co chodzi, więc przyklepał pomysł.
Gdy symulacja wykazała zgodność z obserwacjami, z początku nie ujawnialiśmy źródeł koncepcji. Było to tylko pewne pole, nazywane S, które wytwarzało pęd o kierunku, zwrocie i wartości zależnych od listy warunków. W zasadzie można to było potraktować jak ćwiczenie dla ćwiczenia - znajdźmy sytuacje, w których to działa, potem się zastanowimy z czym rzeczywistym to powiązać. Wiele pięknych koncepcji powstało w taki sposób. Tego, że wzory osiągną tak oszałamiający sukces predykcyjny, nikt z nas się nie spodziewał.
Stopniowo rozwijaliśmy pomysł. W sumie w zespole znalazła się niemal większość tamtego szczęśliwego towarzystwa z baru, nawet Thomas, który doktoryzował się z literatury staroangielskiej. Pierwsza publikacja wywołała wielkie zainteresowanie, prace rozwijające nasz wzór popłynęły szerokim strumieniem. Jednak wszystkich, a szczególnie laików, najbardziej interesowała odpowiedź na pytanie, czym jest pole S i siła M, które wtedy wymyśliliśmy? Czy był to tylko zbieg okoliczności, że wzór zgodził się z rzeczywistością, czy też może było trochę prawdy w tamtym głupim pomyśle rzuconym na początku?
Bo prawda wygląda tak, że wtedy w barze siedzieliśmy i wygłupialiśmy się, i ktoś nagle zaproponował, że może obiekty które są wyjątkowe i rzadko miały styczność z podobnymi sobie, czują ogarniającą cały wszechświat Samotność, a ku sobie popycha je siła Miłości?
Komentarze (19)
Coś z twoim linkiem na Forum... nie działa. Spróbuj jeszcze raz wkleić.
Literkowa
Ale samo podejście kosmiczne, dla mnie na tak. Tylko z tym siłami nie można przeginać za bardzo.
Istnieje teza, że gdy dwa obiekty niezupełnie całościowo będące w ruchu, na siebie się nałożą, to może powstać bezruch, gdy się wzajemnie wyhamują:) A zatem... to jeno skrót myślowy. Pozdrawiam→?????
Jak dla mnie naukowość dodaje uroku.
Kurczę, aż nie wiem na kogo będę głosować, bo wszystkie teksty podobają mi się w równym stopniu.
Zapraszamy Autora na Forum do wątku: http://www.opowi.pl/forum/literkowa-bitwa-na-proze-glosowanie-w935/#reply
Czytamy i nagradzamy punktami według zasady 3-2-1 plus krótkie uzasadnienie lub długie.
Czas głosowanie do soboty tj. 02 listopada (północ)
Obowiązkowo!
Literkowa pozdrawia i życzy przyjemnego czytania i komentowania kosmicznej miłości.
A wszechświat to całość wyobrażeń o pochodzeniu świata o ewolucji ciał niebieskich, przeważnie tych z Układu Słonecznego.
A Majorany, fermiony, które są same dla siebie antycząstkami. Niemożność zrozumienia tego całego wszechświata. Po prostu kosmos, egzotyka.
Zawsze spoglądamy w niebo i oczekujemy, poszukujemy tam odpowiedzi. Czekamy na spadającą gwiazdę i wymawiamy życzenie... i ono jest przeważnie w sprawie miłości.
Samotność jest częstą przyjaciólką w tej kosmogoni. Zanurzamy sie w gwiazdach.
Ładnie poruszyleś zmysły, i poddałeś myślenie przyszłości.
Pozdrawiam
Dzięki za przeczytanie.
A ty jak się nazywasz na innych kontach?
Czyli, nadałeś tym obiektom prawa, którymi poniekąd rządzi się świat ludzki (w sumie będący częścią wszechświata).
Dobry pomysł.
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania