Lekcja pierwsza - nie siadaj na trawie

Usiedli jak zwykle na trawie nie przejmując się zbytnio rosą,która dokładnie spowiła każde źdźbło trawy na polanie. Spotkania w tym miejscu stały się już cyklicznymi spotkaniami w kultowym dla nich dwóch miejscu. Wyciągnęli skryte pod kurtkami browary,jak zwykle po dwa(jedno mało,trzy już za dużo...). Mariusz wyciągnął paczkę papierosów,bletki,zapalniczkę i kartkę z zerwanej po drodze ulotki wyborczej,pełnej oczywistych i oczywiście nierealnych do zrealizowania obietnic wyborczych. Piotrek wygrzebał z kieszeni zawiniątko,delikatnie zaczął rozwijać. Mimo że nie odzywali się do siebie,wiedzieli dokładnie co,kto i w którym momencie ma robić.

-Dawaj filterka..-powiedział ledwo słyszalnym głosem Piotrek.

-Trzymaj.-odpowiedział Mariusz .

Zaczął rolować palcami bletke z tematem w środku. Wychodziło mu to idealnie. Czasem myślał o tym,że jest to chyba jedyna rzecz jaka mu w życiu wychodzi i potrafi.Delikatnie naślinił klej i zakleił skręta robiąc to ze skupieniem i powagą godną ośmiolatka który pierwszy raz jedzie na rowerze z komunii.

-Zobacz...! Widzisz...? Normalnie Amsderdam..! He he! Dawaj fajera,odpalamy maszyne!

Zapalniczka zatrybiła po trzecim razie. Pierwsze buchy zawsze traktowali jak komunie,z pełną powagą i skupieniem. Jak zwykle oceniali smak,zapach,dymność(,,bo jak temat mokry to dymu z tego nie będzie...,,),i co najważniejsze moc. Codziennie oceniana w skali do 10. Maksimum jeszcze nie było,kilka razy osiem,ale w tych ciężkich kryzysowych czasach skala wahała się przeważnie miedzy 5 a 7.

-Nawet spoko,co nie..?

-Gra gitarra!- odpowiedział Mariusz z nieukrywaną satysfakcją że trafili znowu dobre źródełko.

-Czujesz jak od tej rzeki zapierdala? Śmierdzi jak nie wiem. Tu się człowiek wyluzować przychodzi a nie ten smród wąchać!- z nieukrywanym oburzeniem rzucił nagle Piotrek.

Smród ten był oznaką bliskiej obecności miasta od którego tak bardzo zawsze chcieli uciec. Kiedyś nawet wymyślili że czym więcej ludzie złych uczynków spełniają,tym bardziej śmierdzi. Czasem odór był wręcz nie do wytrzymania. Nieraz było widać dziwne rzeczy,mazie,oleje i inne cuda nie widy płynące wraz z prądem. Dziwili się za każdym razem gdy spotykali jakiegoś rybaka spełniającego swoje marzenia o taaaaaakiej rybie... Ryb nie było. I wędkarzy też jakoś tak z roku na rok coraz mniej.

-Już się powoli wypalam ziomek... Jak ten gibonik... Nic mi stary nie idzie. Jak ten typek,z tą kulą pod górę co tak nagina..

-Syzyf..?-zapytał Piotr

-No..! Właśnie..! Syzyf.. Ale bardziej by chyba pasowało ten żuczek,co kule gówna pcha. Tak ja pcham to swoje życiowe gówno. I przestaje mnie to wszystko bawić. Łapy mi śmierdzą,oczy mnie szczypią... I nic z tego nie mam... Im bardziej chce coś naprawić,tym bardziej to się wszystko jebie. Mam na plecach ciężar który dobija mnie tak że już nosem po ziemi ryje...-Mariusz wziął kilka łyków piwa ,tak dla spokoju...

- To załóż rękawiczki... Łapy nie będą Tobie tak walić- powiedział Piotr z nieukrywanym uśmiechem na twarzy.

Zawsze wiedział co odpowiedzieć aby poluzować trochę i napięte przez ostatnie wydarzenia zwoje mózgowe. Spotykali się prawie codziennie. Pomagali sobie w każdej sytuacji jak tylko mogli. Tylko pieniędzy sobie nie pożyczali bo jak wiadomo,z tego nigdy nic dobrego nie wynika. Żyli według własnych zasad,może trochę nie na te czasy,ale może dlatego te życie jakoś im tak łatwiej mijało.

Zrobili drugiego skręta,który puścili z dymem równie szybko jak pierwszego.

-I co teraz będzie Piotrze..?

-Nie wiem Mariuszu.. Nie mam bladego jebanego pojęcia. Musisz to sobie jakoś w bani poukładać. Nie wiem co mogę Tobie powiedzieć...

- Dawaj idziemy do sklepu. Jeść mi się chce. Mam jeszcze dwa zeta w kiermanie.-Mariusz wstał i przeciągnął się niczym dziecko po leżakowaniu.

- To idziemy. Pomóż mi wstać.

Podał mu rękę,Piotr wstał i głośno się zaśmiał.

-Ha ha ha! Masz mokrą dupę! A mówiłem nie siadaj na trawie!

-Bujaj wroty. Ty też lepiej nie wyglądasz.

Ruszyli w stronę miasta niczym dwa cienie na polanie. Znikali powoli w ciemności,nie przestając rozmawiać o sprawach maksymalnie przyziemnych,jednak sama rozmowa przynosiła cudowną ulgę skołatanym nerwom....

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania