Lilith - demony też pragną miłości. cz 2/3
Jak można się było domyślić, nie zmieściłam się w dwóch częściach, tak więc powstanie jeszcze jedna.
Jednocześnie jest to zaledwie opowiadanie bazowe, na podstawie którego, być może kiedyś powstanie coś dłuższego.
Miłej lektury : D
Przyglądała się obcej z typowym dla dzieci brakiem skrępowania. Po chwili małą buzię rozpromienił uśmiech.
– Jeśli już się znalazłaś, to mogę pokazać ci Samuela.
Po plecach Lilith przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Przecież małej nie było w pobliżu, kiedy wypowiadała tę żałosną wymówkę. Była w obórce, a z takiej odległości żadna ludzka istota nie mogła usłyszeć dosyć cicho słów.
Kim ty jesteś, dziecinko? Starała się odnaleźć w dziecięcej twarzyczce coś, co wskazywałoby na inne niż ludzkie pochodzenie. Na próżno.
– Nie dręcz gościa, Rebeko. Daj tej miłej pani odpocząć. – W głosie gospodarza słychać było przyganę, ale oczy, gdy spoglądał na córkę, wyrażały jedynie dumę i bezgraniczną miłość.
– Woda ze studni jest dobra i zimna – powiedział, wsuwając w ręce nieznajomej gliniany, wyszczerbiony kubek. – Kozy jeszcze nie wydojone, więc chwilowo nie mam nic innego.
– Jest pyszna, wystarczy – odparła, upiwszy pierwszy łyk.
Coś ścisnęło ją od środka na widok zażenowanego uśmiechu na twarzy mężczyzny. Tak dobrze go pamiętała.
Boże, ty naprawdę musisz mnie nienawidzić, prawda? Jak mam wykonać powierzone mi zadanie, rozerwać moje i jego serce na strzępy? A może myślisz, że ja nie mam serca, że przy stworzeniu nie umieściłeś go w mojej piersi? Zapomniałeś, że ono bije? Może nie powinno, ale jednak. Starała się ukryć gorzkie rozmyślania za delikatnym uśmiechem.
– Twojego przyjaciela zaraz z przyjemnością obejrzę – powiedziała do dziewczynki, a mała z tryumfem spojrzała na ojca.
W obórce panował mrok, kiedy jednak dziecko w towarzystwie ojca i nieznajomej przekroczyło próg, zrobiło coś niezwykłego. Mała rączka wysunęła się do przodu, a z wewnętrznej części dłoni zaczęło wydobywać się delikatne światło. Nim jednak blask rozproszył mrok w zakamarkach, został zdławiony przez męską rękę.
– Rebeko, nie wolno ci. – W głosie ojca brzmiało przerażenie.
Mała spojrzała przelotnie na rodzica, po czym utkwiła wzrok w kobiecie. Lilith miała wrażenie, że to niewinne spojrzenie wypala piętno w jej duszy.
– Spokojnie, tatku, ona nas nie zdradzi.
Kobieta demon wiedziała już, dlaczego zakon życzył dziewczynce śmierci. Dziecko, choć z całą pewnością nie szkolone, dysponowało mocą, jakiej nie powstydziłby się żaden z dorosłych zaprzysiężonych mężczyzn. Ponieważ zaś urodziła się niewłaściwej płci, nie mogła zostać zwerbowana. Stanowiła potencjalne zagrożenie.
W niewielkim boksie tuż przy wejściu dreptał bieluteńki jak śnieg źrebak. Rebeka podeszła do niego, ciągnąc za sobą dorosłych.
– To jest właśnie Samuel – przedstawiła konika. – Jego mamusia umarła, kiedy się urodził, i on też umarł, ale ja go zawróciłam.
– Tylko wykarmiła go, kiedy na samym początku był słabiutki – sprostował gospodarz cichutko.
Stał tak blisko, że kiedy mówił, Lilith czuła na karku muśnięcie jego oddechu.
Domyśliła się, że słowa dziecka kryły w sobie prawdę, zaś ojciec próbował je chronić, bagatelizując wspomniane wydarzenie.
Lilith wiedziała już, że nie będzie w stanie wypełnić powierzonego jej zadania. Nie przyłoży ręki do zdławienia cudu, jakim była mała Rebeka. Nie chodziło już teraz tylko o mężczyznę i o to, by nie przysporzyć mu cierpienia. Pragnęła spędzić z tymi ludźmi choćby jeszcze jeden dzień, nasycić się ich obecnością, nim odejdzie i zostawi ich w spokoju.
Pojawienie się na niebie nabrzmiałych deszczem chmur przyjęła z prawdziwie szerokim uśmiechem.
– Chyba zanosi się na burzę, Pani. Jeśli nie przeszkadza ci ciasnota, z przyjemnością zapewnimy gościnę na noc.
– Byłabym bardzo wdzięczna za schronienie. Mówcie mi Lilian. – Z łatwością przekształciła swoje imię.
Komentarze (13)
,,Kim ty jesteś (przecinek) dziecinko?";
,,tuż przy wejściu, dreptał bieluteńki jak śnieg źrebak" - bez przecinka;
,,Jego mamusia umarła, kiedy się urodził i on też umarł" - tu przed ,,i" powinien być przecinek wynikający z takiego szyku, jaki zastosowałaś. ,,Kiedy się urodził" jest zdaniem podrzędnym do wyrażenia przed przecinkiem, a fragment od ,,i" jest do tego podrzędny. Pewnie teraz tym trochę namieszałam, ale gdyby to od ,,kiedy" do ,,i" stało na początku zdania, przecinka by nie było, ale w tej sytuacji jest. Zostawiam jak zwykle 5 :)
Kiedyś, być może powstanie z tego dłuższa historia. Przecinki oczywiście poprawione : )
Szkoda, że tak krótko tym razem, bo mam wrażenie, że urwało się, gdy dopiero zaczęło się rozkręcać. Ale nic straconego, tym bardziej będę zmuszona zajrzeć do kolejnej części, by poznać odpowiedzi na te wszystkie pozostające po przeczytaniu pytania. :)
Zaraz to zrobię. Bardzo dziękuję za komentarz : D
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania