Literatura homo defectusów
Tworzenie dzieła wiąże się z wysiłkiem i wymaga przygotowania do jego odbioru, lecz teraz wysiłek jest traktowany jako nudziarstwo; problem poruszany w utworze nie powinien być trudny, gdyż wszystko, co wykracza poza łatwe rachowanie na palcach, uważane jest za treść nieomal awangardową. Budzi histeryczny zachwyt i uruchamia w czytelniku estetyczne konwulsje. Stąd lansowani są marni, lecz gwarantujący szybką sprzedaż gryzipiórkowie. Stąd współcześni autorzy starają się być twórcami kultowymi, produkującymi konwencjonalne fabuły.
Autorzy pragną w nich powiedzieć tyle jedynie, ile chce dowiedzieć się z utworu ten, co mu płaci. A on zazwyczaj niczego dowiedzieć się nie pragnie, bo nic nie czyta i interesuje go tylko zarabianie. Od czytania ma LUDZI. Pisarze chcą mieć zatem taką wyobraźnię, jakiej od nich oczekuje mocodawca. Piszą więc stylem bezbarwnym, masowo poprawnym, emocjonalnie letnim. Dzieje się tak, ponieważ literat światopoglądowo dyspozycyjny, przynosi zakładany zysk.
*
Styl, to wypadkowa przeżyć. To, w jaki sposób widzę i przetwarzam świat, zależy od moich filtrów, od zdarzeń, które mi się przytrafiają, albo które żyją we mnie za pomocą przetrawionych lektur, filmów, muzyki, obrazów.
Nikt nie żyje w izolacji od wrażeń i wszystkie mają na niego wpływ. W tym znaczeniu nie istnieje pojęcie samotności absolutnej. Chcemy czy nie, jesteśmy bez przerwy bombardowani doznaniami. Wchłaniamy je przez wszystkie zmysły. Na jawie, lub w trakcie snu, nieustannie i niepodzielnie władają nami kolory i dźwięki. Powstają w nas obrazy przeszłości, to, co jest teraz i to, co antycypujemy, słowa wypowiedziane przez najbliższą osobę, a także słowa zasłyszane w tramwaju, filmy oglądane samemu, z rodziną, w telewizorze, albo w sąsiedztwie ciemności w kinie.
Zależnie od miejsca „poboru” wzruszeń, które modelują nam osobowość, w zależności od „surowca” (tandeta, albo perła), dzięki któremu potrafimy odczuwać, jesteśmy albo ludźmi wyposażonymi w subtelność, albo widziadłami krążącymi po umysłowej piaskownicy.
Reasumując: jeżeli mam do wyboru wzdychadło „w pogoni za utraconym wiaderkiem”, albo książkę Prousta, wolę Prousta, ponieważ on mnie rozwija. Jeśli jednak zakończę edukację na disco polo, wkrótce zacznę ujadać, podpisywać się krzyżykami, a miejscem, w którym będę cokolwiek rozwijać, stanie się toaleta.
Komentarze (4)
Pan porusza pytanie o kontrahentów. Czy oni istnieją I jaki mają wpływ na nasze doznania.
Czy to, że człowiek jest sam we własnej osobie a Bóg w trzech, którym nic nie można ofiarować to już inne pytanie. Tu pojawia siẹ prośba. Najstarsza naukowa definicja Boga: Jestem pewny, ale nie umiem wytłumaczyć. Faktycznie, wiele tłumaczyło siẹ potem ze skutkiem.
Miejsce poboru wzruszeń jest dla wszystkich jednak jednakowy, tylko czas ich trwania różny, chociaż tak. Zmierzony przez psychologów.
Myślẹ, że nie chce nam siẹ gadać.
5
Pozdr
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania