Pokaż listęUkryj listę

Look at the stars, look how they shine for you -2-Jestem

- Pożegnania to coś okropnego. – wyjęczała Lilianne, gdy stałyśmy przed wbramą prowadzącą do ośrodka. Na podjazd wjechała właśnie taksówka.

- Trzymaj się, Lil. Niedługo się widzimy. – powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę, a następnie podeszłam i uścisnęłam dłoń stojącej nieopodal pani dyrektor.

- Powodzenia. – powiedziała – Mam nadzieję, że dasz nam znać, czy bezpiecznie dotarłaś na miejsce.

- Oczywiście. – zapewniłam i wsiadłam do samochodu.

Kierowca ruszył, a ja patrzyłam na znikające w oddali szare mury ośrodka i cieszyłam się, że już nigdy do niego nie wrócę.

Po jakiś dwudziestu minutach dotarliśmy na miejsce. Wyciągnęłam z torby portfel i zapłaciłam kierowcy, który pomógł wyjąć mi walizkę z bagażnika. Niedługo potem weszłam pokład samolotu i zajęłam swoje miejsce. Siedzenie obok mnie jeszcze było puste, ale postanowiłam nie przejmować się potencjalnym towarzyszem podróży. Wyjęłam ipoda i wsadziłam do uszu słuchawki, a chwilę potem zapadłam w sen.

Obudził mnie płacz małego dziecka. Otworzyłam oczy i przeciągnęłam się. Z zaskoczeniem zauważyłam, ze miejsce obok mnie jest zajęte. Siedział na nim wysoki, wysportowany chłopak z krótkimi blond włosami Na uszach miał ogromne, czarne słuchawki i intensywnie pisał coś na laptopie. Nagle zaczerwieniłam się, bo uświadomiłam sobie, że chłopak widział mnie śpiącą. "Wyglądasz prześmiesznie, jak śpisz." chichotała Lilianne niedawno "Zupełnie jak małe dziecko".

Z pewnością był przystojny. Przyglądałam się jego skupionej twarzy trochę za długo, ponieważ nagle uniósł głowę i spojrzał na mnie krótko roztargnionym, błękitnym spojrzeniem, uśmiechnął się lekko, mignąwszy białymi zębami i powrócił do pracy. Do końca podróży siedziałam spięta i odwrócona w kierunku okna, czekając na zbawienny komunikat o lądowaniu. Wiedziałam, że jestem brzydka i już dawno się z tym pogodziłam, więc nie znosiłam, gdy przyłapywali mnie na tym, że się im przypatruję.

-Prosimy o zapięcie pasów, podchodzimy do lądowania. – przyjemny głos stewardessy rozległ się z głośników, a ja odetchnęłam z ulgą. Niemalże w tej samej chwili żołądek zacisnął mi się w bolesny węzeł, ponieważ uprzytomniłam sobie, że lądowanie na nowojorskiej ziemi oznaczało spotkanie z ojcem, którego przez lata nauczyłam się nienawidzić.

Gdy tylko wylądowaliśmy, szybko odpięłam pasy i zebrałam swoje rzeczy, żeby skrócić czas przebywania w towarzystwie chłopaka do minimum. Potem skierowałam się w kierunku taśmy bagażowej. Czekałam i czekałam, minuty ciągnęły się w nieskończoność, a mojego bagażu wciąż nie było widać. Po pół godzinie przy pustej taśmie zostałam już tylko ja i wtedy uświadomiłam sobie, że mój bagaż nie przybył razem ze mną do Nowego Yorku. „Może to i dobrze.” pomyślałam „ Teraz nic nie będzie przypominało mi o tym, co zostawiłam za sobą.”

Odeszłam od taśmy i poszłam w stronę wielkiej hali, gdzie zwykle zbierali się oczekujący na pasażerów. W tej chwili stała tam bardzo liczna, głośno rozmawiająca rodzina, dwie wystraszone kobiety i jeden posiwiały mężczyzna, trzymający w dłoniach wyglądającą w tych okolicznościach zupełnie idiotycznie tabliczkę z napisem „Megan”.

Po chwili wahania podeszłam i stanęłam przed nim. Ojciec nie okazał się wysoki. Mogłam dostrzec każdą zmarszczkę na jego twarzy, każde siwe pasmo w niegdyś rudych włosach.

- Megan? – spytał ojciec przejętym głosem, a jego zielone oczy ożywiły się – To ty?

- To ja. – mój głos brzmiał zimno i obco – Dzień dobry panu. – wyciągnęłam rękę i ujęłam dłoń, którą wyciągnął zupełnie bezwiednie, a potem potrząsnęłam nią.

- Megan, ty…- głos ojca drżał – bardzo wyrosłaś. Jesteś taka podobna do matki.

Nie odezwałam się i staliśmy przez chwilę w milczeniu, aż w końcu ojciec zapytał:

- Gdzie twój bagaż?

- Zgubił się. – odpowiedziałam, patrząc w bok.

- To może poczekasz w samochodzie, a ja zgłoszę, że zaginął? - zaproponował ojciec z napięciem w głosie. Chyba bardzo się starał, żeby nasze pierwsze spotkanie wypadło najlepiej, jak to tylko możliwe.

Pokiwałam głową i ruszyłam za ojcem w stronę parkingu. Podszedł do srebrnego Volvo i otworzył mi drzwi od strony pasażera.

- Wsiadaj. – zachęcił, a ja posłusznie zajęłam miejsce i włączyłam radio – Niedługo wrócę.

Patrzyłam w ślad za ojcem, gdy oddalał się w kierunku hali, a myśli przelatywały przez moją głowę z prędkością światła. Wyjęłam z kieszeni telefon i napisałam wiadomość do Lil: "Jestem."

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • Megi :3 21.02.2015
    Chętnie przeczytam dalsze części. Trochę mi ten sms nie pasuje. 4 :)
  • BreezyLove 21.02.2015
    Przyjemnie się czyta Twoje opowiadanie. 4 :)
  • NataliaO 21.02.2015
    Lekki styl :) 4:)
  • KarolaKorman 22.02.2015
    Będę śledzić dalszy ciąg. Dzisiaj zostawiam 5 :D
  • Dummy 22.02.2015
    Szkoda, że taka krótka część. Powoli zaczyna się robić ciekawie. :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania