Lwów, czyli pierwszy raz na Ukrainie

Pierwszy raz na Ukrainie

W tej relacji chcę opowiedzieć o wyprawie przynajmniej, jak dla mnie przełomowej. Otóż w lipcu 2017 roku wybrałem się po raz pierwszy do dawnego ZSRR, a konkretniej na Ukrainę, do Lwowa. Jadąc tam dostałem kilka rzeczy w pakiecie – pierwsze zetknięcie z tak zwanym ‚ruskim światem’, możliwość odwiedzenia miasta, które dawniej było polską dumą na Kresach, no i zaobserwowania realiów współczesnej Ukrainy, kraju rozdartego między Rosją a tak zwaną Europą.

 

Pociąg z Przemyśla

Lwów był trzecim i ostatnim punktem mojej wyprawy. Celem pierwszym był Sanok - miasto rozsławione fabryką autobusów ale też postacią wybitnego malarza i jego syna czyli Zdzisława i Tomasza Beksińskich. Spędziłem tam kilka dni. Z Sanoka pojechałem do Przemyśla, które obleciałem w kilka godzin. I w końcu na pięknym dworcu przemyskim wsiadłem do całkiem nowoczesnego ukraińskiego pociągu międzymiastowego, który co najważniejsze był dość tani, koszt 13 zł. Można jeszcze taniej jakimiś marszrutkami od granicy, ale nie chciało mi się. Jeszcze na terenie Polski peron dla pociągu z Ukrainy oddzielony jest siatką co by nikt niepowołany nie dostał się na wschód bez kontroli. Lub odwrotnie.

 

Podróż do Lwowa nie była jakoś strasznie męcząca. Na granicy Medyka-Mosty też długo nie zeszło. A potem tak mniej więcej 25 minut. W podroży postanowiłem być uczynny i pomogłem jakiejś dziewczynie wstawić walizkę na półkę bagażową. Walizka jak walizka, typowa duża na kółkach. Ile to może ważyć, góra 20 kilka kilo? Myliłem się. Jak ją złapałem to myślałem, że mnie pociągnie do podłogi. Tam było chyba z 50-60 kg zbitego ładunku. Trochę dziwne. Sukienki na pewno tyle nie ważą. Chyba, że mają przymocowane ciężarki ołowiane jak u Królowej Brytyjskiej. Jakie ciężarki? Płyty ołowiane.

 

Dworzec i okolice

Docieram na lwowski dworzec zbudowany przez Polaków na początku XX wieku i na szczęście nie zrównany z ziemią przez Sowietów. Z tego co czytałem dodali jedynie drobne socrealistyczne detale we wnętrzu budynku, ale generalnie zostawili go w takim samym kształcie jak przed 1939 rokiem.

 

Wciągam pierwsze wdechy ukraińskiego miejskiego powietrza. Gęste od oleju napędowego. Od razu idzie poczuć gdzie się jest. Nie bądźmy jednak jak Michael Jackson co to wszędzie jeździł z namiotem tlenowym. Nie pasuje ci? Nie oddychaj.

 

Przy głównym wejściu jest małe rondo, na którym znajduje się fontanna z dawnych czasów. A tuż obok chaotyczna pętla marszrutek na jakimś błocie. Widok niczym z Afryki.

 

Żeby nie było, że się pastwię. Podobno od mojej wizyty ten obszar jest modernizowany. Z tego co się dowiedziałem z internetu w 2019 roku wróciły już tramwaje. Miejmy nadzieje, że i z marszrutkami również coś będzie zrobione. Najlepiej by było je wszystkie zlikwidować i wprowadzić normalne autobusy, które będą czekały na pasażerów na normalnej pętli a nie na klepisku czy gdy spadnie deszcz w bagnie. Nie, nie jestem jakimś fantastą. Widziałem takie rzeczy w Moskwie, Leningradzie czy Stambule. Tam marszrutki jeśli jeszcze są to tylko na dalekich przedmieściach.

 

Dla zakochanych we wschodnich realiach turystów, którzy jednak nie wiadomo czemu nie chcą tu zamieszkać można zostawić jeden egzemplarz muzealny, oczywiście jeżdżący bez rozkładu, czekający na odjazd aż się zapełni do tego stopnia, że można jeszcze wrzucać ludzi na tych stojących.

 

Są plany włodarzy Lwowa co by w ogóle mocno zmodernizować transport publiczny, nawet Unia Europejska ma im coś dać na to. Miejmy nadzieje, że nie zostanie to rozkradzione i nie chodzi tu o jakieś bezczelne rabowanie, ale o akcje jak z ‚Misia’ Barei, czyli słomiana inwestycja za duże pieniądze, tak jak to widać nierzadko również w Warszawie.

 

Miasto nowych wrażeń

Swoim zwyczajem, żeby od razu więcej zwiedzić i przy okazji oszczędzić na dojazdach idę do swojego hotelu na piechotę. Spytałem się dziewczyny na ulicy czy daleko. Podobno tylko 5 km. Bywało gorzej. Przejście z walizką na kółkach jest tutaj sporym wyzwaniem. Nie tylko jezdnia jest zmasakrowana. Chodniki również. Nowe są tu jedynie tablice informacyjne, na które Unia dała. Informacja o mieście po ukraińsku i po angielsku. Nic nie ma o tym, czyje to miasto było kiedyś. Tak po prostu się rozwijało w niewiadomo jakich realiach.

 

W biały dzień, w centrum miasta śpią obok siebie w trawie dwa menele. Wróć - zmęczeni ludzie. No takich widoków to nawet na Słowacji nie doświadczyłem, żeby leżeli w parach. Jeden pan śpi na trawie w rozdartych spodniach. Pewno zrywał kwiatka dla ukochanej na miejskim klombie i strażnik psy spuścił. A teraz odpoczywa.

 

Idę główną arterią, ulicą o nazwie Gorodska czyli po prostu Miejska. Mijam między innymi dawne słynne więzienie, czy sowiecko wyglądający cyrk, taki jak z ‚Wilka i Zająca’.

 

Mówią ale nie umieją

Niektóre kamienice są tu naprawdę piękne ale mocno zaniedbane. Sypią się i naprawdę trzeba tu sporo kasy wpakować, żeby przywrócić je do dawnego blasku. A gdyby jacyś komisarze brukselscy tu przyjechali na inspekcje to nieźle wytrzęsło by im tyłki na tych wertepach. Dlatego UE zwleka z przyjęciem Ukrainy. Wyzysk siły roboczej i lokalnej infrastruktury nie wyrównałby wydatków na inwestycje. A bezinteresownie to tylko w bajkach takie historie.

 

Trochę się gubię pomimo mapki z internetu, ale koniec języka za przewodnika. Wchodzę się spytać o dojście na kwaterę w innym hotelu, na którym w aż czterech językach napisali, żeby nie trzaskać drzwiami. Poligloci jednym słowem. Choć już na recepcji cieżko było się dogadać. Parafrazując ‚C.K. Dezerterów’ ze sceny ze śpiewaniem hymnu: „oni angielski znają ale nie umieją”.

 

Docieram do opery, mijam handlarzy ulicznych sprzedających oczywiście mleko w butelkach po napojach czy nawet ryby na sztorc i stąd już niedaleko mam do mojego hotelu.

 

Hotel dumnie europejski

No i wreszcie. Wiem, że jestem we właściwym miejscu. Hotel Dolinsky, gdzie będę spać to nie jakaś speluna ale dumny europejski obiekt. Zdobi go flaga Ukrainy a tuż obok niej Unia Europejska. A na recepcji jest piękna galeria flag krajów europejskich, ale też Gruzji czy Mołdawii. Nie mogłem jednak dopatrzeć się rosyjskiej.

 

Właściciel urządził ten obiekt z wyczuciem i taką zachodnią lekkością. Nie ma tu nic z ociężałego wschodniego stylu. Musiał jeździć po Europie i przy okazji dorobić się sporej kasy. Chciał pokazać, że Ukraina to Europa a nie jakieś tam Sowiety. Nakierował się też na europejską klientelę. Przeciętnego Ukraińca pewno nie stać, żeby sobie wynająć tu pokój gdy z jakiegoś powodu przyjedzie do Lwowa.

 

A pod hotelem dla kontrastu parkuje dziwne Wołgo-podobne coś. Stary, topornie szpachlowany samochód z przedłużoną rurą wydechową. Nie wiem w jakim celu jest ona taka długa. Czy żeby było bardziej ekologicznie, przynajmniej dla kierowcy w kabinie, czy po prostu akurat tyle mu się nadsztukowało, bo na fabryczne to raczej nie wygląda. Nawet rosyjscy konstruktorzy nie mają aż takiej finezji.

 

Warto się odświeżyć po podroży. Przede wszystkim by zmyć z siebie lwowski smog. Mój pokój jest ok, choć z byle jakim widokiem na obdrapaną kamienicę. No ale dobrze, że chociaż jest okno. Nie ma telewizora. Internet jednak jest, więc do snu nastawiam sobie lokalne lwowskie radio internetowe ‚Lviv Wave’. Po głowie chodzi mi utwór zespołu Brainstorm ‚Maybe’. Hotel jest koło torów kolejowych. Przejeżdzające pociągi to dla mnie coś w rodzaju szumu morza. Relaksuje mnie to i śpię przy tym wyśmienicie.

 

Na Stare Miasto

Pierwszy pełen dzień we Lwowie zaczynam od miejsc najłatwiej dostępnych czyli od niby banalnej wycieczki na Stare Miasto. Po drodze mijam napisy na budynkach - po polsku, w jidysz i cyrylicą. Nie są one zamazane jak to czasem ma miejsce z niemieckimi napisami na Śląsku. Sprawiają nawet wrażenie odrestaurowanych.

 

Są też antyrosyjskie murale. Nie nawołują one jednak do zemsty, ale bardziej podkreślają tragedie tego konfliktu, który niszczy zarówno tożsamość narodową jak i aspiracje Ukrainy do świata zachodniego.

 

Jeśli się lepiej przyjrzeć samochodom to wiele z nich ma tablice rejestracyjne schowane za takimi siatkami. Wynika to z racji lokalnej plagi jaką jest kradzież tablic dla okupu. Rzecz szczególnie uciążliwa dla turystów.

 

Plac operowy jest pełen ludzi. Sporo ich koło fontanny. Na ławkach rezydują regularnie emeryci grający w szachy. Po drugiej stronie ulicy jest hotel o nazwie ‚Panorama’. Idę tam zobaczyć widok z góry na miasto. Na recepcji nie zatrzymują, nie pobierają opłat, nie robią problemów. Wjeżdżam windą na siódme piętro. Znajduje się tam wypasiona restauracja, ale akurat nie ma gości i można sobie spokojnie wyjrzeć przez wielkie okna i popatrzeć na Lwów. Aż dwa razy tam wjeżdżałem.

 

Rynek

Idę po pamiątki. Obszedłem kilka sklepów. W jednym chciałem kupić magnes, no ale usłyszawszy, że kartą płacić nie można i jak ‚nie ma gotówki to nie ma magnesu’ poszedłem do drugiego sklepu gdzie udało mi się wyszukać jeden jedyny kubek z polskim przedwojennym Lwowem.

 

Jeśli chodzi o typowe gadżety ze Lwowa, których nie spotka się we wschodniej Ukrainie można też kupić do wyboru: papier toaletowy bądź wycieraczkę z Putinem, a także ukraińskie prawa jazdy wystawione na Andrzeja Dudę, Angele Merkel czy innych znanych i lubianych. No i niestety jest też wiele suwenirów związanych ze zbrodniczą organizacją jaką była banderowska OUN-UPA. Czarno-czerwone szmaty wiszą tuż obok ukraińskich niebiesko-żółtych flag.

 

Na środku staromiejskiego rynku mieści się ratusz. W nim jest między innymi centrum Informacji Turystycznej, gdzie pracuje bardzo kompetentna pani. Zna miasto, mówi również po angielsku i ma dostępne darmowe mapki nawet po polsku.

 

Czym wyróżnia się rynek lwowski? A na przykład słynną czarną kamienicą, zabytkiem z epoki renesansu jakiego nigdzie indziej nie spotkałem. I przede wszystkim przejeżdżającym przez niego

tramwajem.

 

Nie chodzę po restauracjach bo szkoda mi na nie pięniędzy, więc omijam Baczewskiego. Poza tym chyba każdy polskojęzyczny vloger czy bloger o tym wspomina. Wszedłem za to na chwilę do polecanego mi przez jedną panią jeszcze w Polsce lokalu o nazwie ‚Pijana Wiśnia’. To taka sieciówka ukraińska z alkoholami. Ich firmowy napój to więcej szumu niż rzeczywistej wartości smakowo-kalorycznej. Po prostu wkładają wiśnie do wódki i każą za to przepłacać. Cena 50 zł za litrową nalewkę to zwykle złodziejstwo. W domu sobie takie coś zrobie.

 

Metalowe kieszenie

Odwiedzam kilka kościołów, mijam pomnik Nikifora - tego od prymitywnych obrazków. Potem pomnik Tarasa Szewczenki. Niewielu jest poetów takich typowo ukraińskich i bohaterów bez skazy (choć na pewno więcej niż na Słowacji) dlatego ten człowiek jest czczony wszędzie. Był bardzo gnębiony przez Rosjan, ale życia i tak nie zmarnował.

 

No i dochodzę do posągu brodatego faceta. A tam targ książek. Nie tylko religijnych, ale i o zdrowiu seksualnym. Można też tu kupić medale z czasów ZSRR, przedwojenną ‚Gazetę Lwowską’, nazistowskie niemieckojęzyczne czasopisma i inne tego typu przedmioty. Zdaje się, że ‚Das Schwarze Korps’ nie mieli, bo chyba bym kupił. Bardzo ciekawa pozycja. Mimo, że była oficjalną gazetą SS, to dziennikarzy mieli zdolnych. Usprawiedliwiali oczywiście zbrodniczą politykę ale czynili to w sposób inteligentny, bez fanatycznego zadęcia. Kupić można, tylko problem póżniej z przewozem przez granicę. Rzeczy wytworzone przed 1945 nie wolno wywozić ot tak sobie.

 

Jeśli chodzi o staromiejskie centrum to należy wspomnieć o dwóch ciekawych pomnikach. Jeden to wynalazca lampy naftowej czyli Ignacy Łukasiewicz a drugi to Sacher - ale nie ten od torcika wiedeńskiego, tylko masochista. Podporządkował się kochance i napisał o tym książkę. Oba pomniki mają miejsca, w które ludzie wkładają pieniądze. Tak więc gdy chce się za darmo przeżyć dzień to można im tam trochę pogrzebać.

 

Parasole

We Lwowie jest mnóstwo śladów polskiej bytności. Polak, który tu przyjedzie czuje się jak Niemiec na polskich Ziemiach Odzyskanych. Nadal imponujące wrażenie robi dawny Pałac Potockich. Właściciele mieszkali tu aż do wejścia Sowietów. Do ciekawych wydarzeń należy zaliczyć tragiczne lądowanie amerykańskiego pilota, który wpadł samolotem w budynek oraz jakże ‚edukacyjne’ wystawy niemieckich i austriackich nazistów o tyfusie i jego związkach z narodem wybranym. Obok pałacu, który jest teraz lwowską rezydencją prezydenta kraju mieści się park miniaturowych budynków. Na mnie jednak wrażenie zrobiły parasole wiszące nad ulicą obok.

 

Kebab koło Mickiewicza

Pomnik Mickiewicza we Lwowie jest całkiem okazały, choć ja przyznam, że nigdy nie byłem fanem jego przynudzania w ‚Panu Tadeuszu’. Blisko jednak jest jakiś bar szybkiej obsługi, a konkretniej kebab. Głodny jestem, więc wchodzę, bo mam po drodze. Zawsze dwie rzeczy świadczą o jakości miejsca. Zapach i tłumy ludzi. Tu nie ma ani jednego ani drugiego. Wydałem aż 85 hrywien czyli 11 złotych za porcje obiadową - trochę nijakiego mięsa kurczakowego z jakimś suchym ryżem. Oczywiście porcja za mała. Będę musiał gdzieś wstąpić do spożywczego i dopchnąć się bułkami. Poster reklamujący to miejsce zdobią aż trzy flagi: ukraińska, unijna i turecka. Mogliby chociaż zdrapać tą turecką, bo to miejsce to wstyd dla prawdziwej, aromatycznej i sycącej żołądek kuchni tego kraju.

 

Parkowanie na środku ulicy

Zjadłem niby obiad a się nie najadłem. Wstępuje więc do supermarketu. Kupuje między innymi całkiem dobre lody, które od razu jem i przy okazji nagrywam duszący się sygnał karetki. Ten kraj jest tak rozkradziony, że nawet pojazdy uprzywilejowane mają zepsute ‚koguty’. Lubię nagrywać pociągi i takie odgłosy. W różnych krajach brzmią one inaczej.

 

A co do ruchu ulicznego to zaobserwowałem jeszcze jedno ciekawe zjawisko. Kierowcy samochodów, nawet tych dostawczych i ciężarowych gdy potrzebują zaparkować to po prostu stają na środku ulicy, na skrzyżowaniach. Nawet awaryjnych nie włączają dla pozorów. Nikt się nie przejmuje tu jakimiś przepisami ruchu drogowego. Ukraina. Wolność w stylu polskich lat 90-tych.

 

Wspinaczka na „zamek”

Niedaleko mojego hotelu mam jedno bardzo ciekawe miejsce, o którym nie zawsze wiedzą przyjeżdżający tutaj. Chcę dotrzeć na wzgórze, na którym kiedyś był zamek zbudowany z rozkazu Kazimierza Wielkiego. A po drodze mam jeszcze pomnik pamięci pomordowanych z informacją również po polsku o Polakach. Zbaczam też na małą stacje kolejową Podzamcze.

 

No i w końcu wspinaczka. Wiadomo jeśli idzie się pod górę to jest to męczące. Dopiero pod samym wzgórzem kończą się „kocie łby” a zaczyna asfalt. Coś tu budują, bo asfalt jest nieskończony. Kiedyś tu były aż dwa zamki - jeden tak zwany wysoki, do celów obronnych i drugi niski - mieszkalny. Niestety Austriacy w XIX wieku rozebrali oba miejsca. Z wysokiego pozostały jeszcze jakieś resztki a w miejscu niskiego jest bazar a planuje się zrobić parking. Wyjdzie taniej i z zyskiem, po co komu zabytki.

 

Tak więc ‚wysoki zamek’ to jedynie nazwa okolicznego parku. W 1869 roku powstał tu kopiec dla uczczenia 300-lecia Unii Lubelskiej. Symbolicznie przywieziono tu ziemie z grobów poetów jak Mickiewicz, Słowacki, z różnych stron Polski ale przede wszystkim jako budulca użyto ruin okolicznego zamku.

 

Kopiec ma 413 m n.p.m., więc choroba wysokościowa raczej nam nie grozi, co najwyżej zadyszka. Lepiej też zbytnio nie ufać barierkom przy podejściu. Momentami się rozwalają i zsuwają ze wzgórza. Na wzgórzu jak to na wzgórzu powiewa flaga ukraińska a obok jest maszt zdaje się radiowy.

 

Napoje mi się pokończyły, więc gdy wróciłem do miasta wstępuje do spożywczego. Po raz pierwszy w życiu spróbowałem kwasu chlebowego. W krajach dawnego ZSRR nie warto kupować jakiś tam soków czy tym bardziej amerykańskich wynalazków. Kwas chlebowy jest najtańszy i najlepiej gasi pragnienie. Nie to co Cola, że po chwili masz suchość w ustach. Kwas ortofosforowy (V) jest przecież higroskopijny, czyli pochłania wodę, stąd zapewne takie objawy. Kasjerka trochę zdziwiona moją angielską kartą płatniczą, obraca, patrzy z obu stron. Na jej pytanie co to za karta odpowiadam, że ‚unikalnaja’.

 

Drugi dzień we Lwowie kończę wyjściem w pobliże hotelu. Nagrywam sobie pociągi. Te tu na wschodzie są dłuższe niż te w Polsce. Jak przejeżdża towarowy to z kilka minut. Jedzie i jedzie. W nocy brzmi to jeszcze bardziej przejmująco. Przy okazji złapałem też jakieś śpiewające pijane dziewczyny, ale czułość źle nastawiłem i wyszło słabo. Poza tym nie wiem czy nie śpiewały czegoś objętego prawami autorskimi. Zawsze wieczorami przeglądam zdjęcia z dnia w terenie. Okazało się, że zupełnie przypadkiem sfotografowałem faceta w cienkim płaszczu jak jakiś ekshibicjonista, w masce hokejowej w stylu tego mordercy z horroru ‚Piątek 13-tego’. Ten podejrzany typek patrzy się dziwnie na dziewczynę w ładnej, krótkiej sukience idącą z chłopakiem.

 

Wielki pomnik Bandery

Blisko dworca kolejowego jest bulwar imienia Stepana Bandery. Okoliczne ulice nazwano na cześć jego popleczników. Trzeci i czwarty dzień we Lwowie zajęła mi głównie ta tematyka. Na początku bulwaru nazwanego na cześć tego radykała i inspiratora mordów na Wołyniu znajduje się jego imponujący pomnik.

 

Kim był Bandera? Był założycielem tak zwanej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów OUN, którego wojskiem była Ukraińska Powstańcza Armia UPA. Przez część Ukraińców, szczególnie tych z zachodu kraju postrzegany jest jako patriota i niestrudzony bojownik o wolną Ukrainę. I do tego momentu ok. Można by nawet zrozumieć Ukraińców walczących zarówno z regularnymi wojskami czy to polskimi czy z sowieckimi. Nie można jednak zaakceptować tego co bojówki banderowskie wyprawiały z ludnością cywilną - mordując na wyszukane sposoby nawet kobiety ciężarne i małe dzieci, robiących rzeź wśród modlących się ludzi. I jeszcze to wszystko było robione z poparciem ukraińskich duchownych. Mordowano nawet Ukraińców, którzy w jakimkolwiek stopniu wspierali Polaków. I gdyby wreszcie Niemcy w 1941 roku pozwolili Ukraińcom na własne państwo z Banderą na czele to byłaby to totalitarna dyktatura porównywalna z ustaszowskim Państwem Chorwackim - NDH. Współcześnie Ukraina nie mając zbyt bogatych tradycji historycznych stawia pomniki nawet takim ludziom. Bandera został zabity w Monachium przez Sowietów i to już po śmierci Stalina, z rozkazu Chruszczowa. Zasłużenie.

 

Muzeum w więzieniu

Mijając pomnik Bandery idę wzdłuż bulwaru jego imienia. Co ciekawe mieści się tu polski lokal o nazwie ‚Zapiekanka’, a także kocia kawiarnia, do której zapraszają plakaty i ulotki również w języku polskim. Ale nie to mnie interesuje najbardziej.

 

Prawie, że na przeciwległym końcu ulicy mieści się dawne więzienie zwane ‚przy Łąckiego’. Było ono najpierw polskie, potem sowieckie, następnie niemieckie i znów sowieckie i jeszcze przez pewien czas ukraińskie. Dwa razy tam chodziłem, bo za pierwszym razem nie zostałem wpuszczony przez opryskliwego ochroniarza. W środku dnia mają godzinną przerwę, ale chyba trochę im się przedłużyła względem tego co było napisane na tablicy na murze. Nie poddałem się jednak i za drugim podejściem w końcu udało mi się wejść do środka.

 

Na budynku można obejrzeć wystawę malunków związanych z martyrologią ludzi uwiezionych tutaj oraz kilka nowszych i starszych tablic pamiątkowych. W samym więzieniu, przynajmniej na parterze skoncentrowano się głównie na zbrodniach sowieckich. Można sobie obejrzeć cele mieszkalne, pokój przesłuchań z portretem Stalina, sowiecką propagandę, celę śmierci. Rzadko się zdarza, że chodzę razem z przewodnikami, bo w większości są nudni.

 

No ale tu nie da rady bez. Można było poruszać się swobodnie jedynie na parterze. Na piętro już nie można bez asysty i go nie zwiedziłem, bo za kilkanaście minut miałem mieć zabukowany z wyprzedzeniem autobus do Warszawy. Poza tym pani, która robiła wykład odwiedzającym nie miała charyzmy, tylko leciała wyuczonymi formułkami. Można było odczuć, że jest lekko nieprzyjazna wobec Polaków. Z tego co czytałem w internecie to nie ja pierwszy ją krytykuje.

 

To miejsce było areną masowego mordu NKWD na więźniach w 1941 roku, gdy mieli wkraczać tu Niemcy. Był akurat środek lata, więc zwłoki po masakrze rozkładały się szybko. Gdy budynek przejęło Gestapo to zatrudnili Żydów do sprzątania zwłok a pozostałą ludność do zwiedzania co by zobaczyli jak krwawi potrafią być bolszewicy. Sami Niemcy potem jednak nie byli lepsi. Dziś to wydarzenie upamiętnione jest kartką na ksero z informacją nawet po angielsku i nawet ze wspomnieniem faktu, że i Polacy tu ginęli.

 

Generalnie wspomina tu się głównie Ukraińców. Informacja jest też głównie po ukraińsku. Nieliczne miejsca mają podpisy również angielskie. Nie wymagam, żeby wszystko było przetłumaczone na polski, no bo jakim prawem? Ale angielski to łacina współczesnego świata i wypadałoby wysilić się i chociaż to ulepszyć. We Lwowie jest jeszcze drugie niesławne byłe więzienie, tak zwane ‚Brygidki’ na ulicy Gorodskiej 20, gdzie działy się podobne historie.

 

Studenckie jedzenie

Wiele jest urokliwych restauracji we Lwowie. Mnie one jednak nie interesują. Chyba, że jako muzea bo mają na przykład ciekawy wystrój. Jednak, żeby zjeść idę nie tam gdzie taniej, ale najtaniej. Każdy grosz się liczy, bo potem trzeba na to pracować. A ja pracować nie lubię, szczególnie jeśli jest to połączone z przymusowym przebywaniem z głupimi ludźmi co szkodzi mi to na psychikę. Wolę dziadować i jestem nawet z tego dumny.

 

Tak więc gorąco polecam miejsce o nazwie ‚Puzata Hata’. Te bary mleczne znajdują się w wielu dużych ukraińskich miastach. Ceny są najniższe a jednocześnie jest tu czysto. Umywalki dla klientów znajdują się tuż przy wejściu a nie to co w dobrych restauracjach, gdzie toaleta jest ukrytym przywilejem dla płacących. Tutejsza kuchnia jest tradycyjnie ukraińska i to w tym znaczeniu, że nie są to jakieś dania z książek o dawnej kuchni, takie w stylu Makłowicz wam pokaże szesnastowieczną zupę, tylko to co normalni ludzie jedzą na codzień.

 

Lokal zlokalizowany jest koło studenckich kampusów, więc prawidłowo. Typowy student jest głodny i biedny. Przychodzą tu jednak zwykli Ukraińcy, od nastolatków po ludzi starych. Jeśli w tak biednym kraju jakim jest Ukraina ludzie przychodzą do jadłodajni bo nie chce im się gotować to jest to najlepsza renoma tego miejsca. Najadłem się tu do syta kilkudaniowym posiłkiem za zaledwie 20 i pół złotego.

 

Po wyjściu z lokalu oczywiście mamy typowo zachodnioukraińskie klimaty. Flagi UE na budynkach i obgryziony trolejbus z pasażerami. Nawet we Lwowie aż tak zrujnowany pojazd nie jest regularnym widokiem, więc robię mu kilka zdjęć. Z przodu w miejscu tablicy rejestracyjnej jest zardzewiała dziura znaczy kiedyś coś tu było. Nie ma jednak potrzeby zawracać sobie głowę takimi bzdurami jak rejestracja w pojeździe, którego i tak nikt nie ukradnie, a jeśli kierowca spowoduje wypadek tym trolejbusem to nie trudno będzie go ustalić. Ma przecież numer boczny.

 

Cmentarz i okolice

Dopiero wieczorem, tak około 19-tej, znalazłem chwilę, żeby dotrzeć do kolejnego ważnego miejsca na turystycznej mapie Lwowa czyli do słynnego Cmentarza Łyczakowskiego, gdzie leżą wybitni Polacy, Ukraińcy, ale też profesor orientalistyki z Azerbejdżanu.

 

Droga do niego prowadzi obok imponujących fortyfikacji, które wyglądają jak zamek, koło Bramy Gliniańskiej. Następnie idę dość długo przez lepszą dzielnicę, ulicą Piekarską. Po drodze widzę imponujące, przedwojenne rezydencje zbudowane dla polskich elit. Pomieszane jest to z nowszymi budynkami należącymi do uniwersytetu lwowskiego - jak można przeczytać na fasadzie - wydziałem weterynarii i biotechnologi.

 

Wstęp na cmentarz jest płatny, ale bym to jakoś przebolał albo wszedł bokiem. Jednak nie miałem motywacji, żeby łazić tam tuż przed zmrokiem, zostać zamkniętym na noc, a potem przełazić płotami. Średnio mi się to widziało. Zrobiłem więc trochę zdjęć zza płotu i się nasyciłem. Koło muru a właściwie ‚cmentarnej’ blachy jest tak zwane Pole Marsowe. Chowano tu między innymi fukcjonariuszy NKWD poległych w walce z UPA, ale są tu też groby więźniów pomordowanych przez Sowietów oraz Ukraińców walczących z Polakami o Lwów w latach 1918-19.

 

Ostatni dzień i powrót

Do Polski wracam autobusem. Z Lwowa do Warszawy to nie jest jakaś ekstremalna odległość. Miałem tylko lekki stres czy ten powrotny przejazd będę miał spod dworca Głównego czy ze Stryjskiego, który jest położony bardziej na obrzeżach miasta.

 

Po wymeldowaniu się z hotelu poszedłem jeszcze jak to już wcześniej wspomniałem zobaczyć muzeum w dawnym więzieniu, a także przeszedłem się bazarkiem. Ile tu produktów z Polski. Nawet płyny do czyszczenia toalet i żarówki mają polskie napisy.

 

Znów jestem na dworcu, z którego wysiadłem na samym początku. Zaobserwowałem parę fajnych scenek. Na przykład rower leżący tuż przez autobusem. Kierowca by się zapomniał i przejechał by po nim. Rowerzysta by się zdziwił: ‚o rany, nie zauważyłem, że autobus tu stał’.

 

‚Powietrze jest tu czyste, da się oddychać’ - miejscowi kierowcy jeden po drugim nie wyłączają silników i tak te autobusy smrodzą sobie nawet 20-30 minut. Taki obyczaj.

 

Gdy nadjechał autobus z Polski to jakby inny świat. Powiew zachodu. Kierowca nie sprawdza biletów przy wejściu a tylko paszporty i wizy. Ma do Ukraińców bardzo ‚duży szacunek’ i darzy ich ‚wielką sympatią’. Już po wejściu do autobusu pasażerów obchodzi jakiś człowiek i rozdaje darmową wodę a przy okazji wizytówkę jakiejś firmy. Po drodze jeszcze robie trochę zdjęć. Na bazarku gra weteran wojenny. Podobne występy można zaobserwować na ulicach rosyjskich miast, choć oczywiście nie pod banderowską flagą.

 

Przejazd powrotny przez granicę w Hrebenne był bardzo męczący. Autobus stał z kilka godzin. W końcu kontrola graniczna i celna. Strażniczka graniczna jakaś nieprzyjemna gdy kazała mi zdjąć okulary, żeby porównać ze zdjęciem z paszportu, z którego trzeba też zdjąć okładki. No ale to mała rzecz. Polskie służby strasznie trzepią Ukraińców z autobusu. Granica jak twierdza. Wszyscy musieli wysiąść i to razem z bagażami. Do swoich bardziej ugodowi. Choć toaleta mogła być jednak darmowa.

 

Znów w ojczyźnie

W Polsce nie tylko wszystko jest bardziej zadbane. Powietrze jest lepsze. Trochę śpię, trochę grzebię w komputerze, choć pomimo, że niby wi-fi jakaś jest to nie mogę jej złapać. Przejeżdżam przez Zamość, Lublin. Gdy po drodze robimy postój w zajeździe pod miastem to kierowca strofuje Ukraińców jak dzieci, że mają być na czas. Kończę moją podróż na warszawskim Dworcu Zachodnim. Wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Doceniajmy to co mamy.

 

Komunikacja miejska

Tradycyjnie w mojej relacji musi być o komunikacji miejskiej. Lwów pod tym względem mocno kuleje. To nie do pomyślenia, żeby 700 tysięczne miasto opierało swój transport publiczny na małych busikach. Nie lubię marszrutek i na szczęście Lwów jest na tyle kompaktowy, że nawet raz nie skorzystałem z tej opcji transportu. Dopiero póżniej w Odessie się przełamałem. Autobusy w ich miejsce pomieściłyby więcej pasażerów i zanieczyszczenie środowiska też byłoby mniejsze od takich pojazdów. I to nawet gdyby w miejsce pięciu marszrutek jeździł jeden stary autobus, ropniak.

 

No i płatność, oddzielna za każdym razem. Tu chodzi o ten brak wolności. Nawet jeśli taki przejazd jest tani to irytuje to, że trzeba co chwile wyciągać pieniądze. Jak się ma bilet okresowy to człowiek tak nie myśli. Chce mu się podjechać jeden przystanek to też jedzie. Powinna być karta miejska.

 

Brak tu inicjatyw ze strony rządzących a ludzie zgnębieni przez lata życia w ruskim świecie nie protestują. Na małą skalę przewoźnicy probują jakoś to wszystko ulepszyć. Widziałem nawet marszrutki niskopodłogowe z wejściem na wózki inwalidzkie.

 

Autobusy póżniej jednak udało mi się jakieś spotkać, ale jest ich niewiele. Jeżdżą na maksymalnie kilku liniach. Inne opcje transportu to tramwaje, w większości przestarzale, choć widziałem i nowe modele.

I jeszcze dochodzą trolejbusy. Niektóre wyglądają jakby uciekły przed zgniatarką promieniotwórczego złomu w czarnobylskiej strefie.

 

Podsumowanie

Byłem tu 2 pełne dni plus 2 na przyjazd i powrót. I wróciłem zaspokojony jeśli chodzi o samo miasto. Nie wszedłem na Cmentarz Łyczakowski, Orląt Lwowskich. Może kiedyś. Jest jeszcze jedno miejsce gdzie naprawdę żałuję że nie dotarłem: skład maskotek dziecięcych. Zapomniałem o nim, nie sprawdziłem gdzie to dokładnie jest.

 

Lwów mi się podobał. Czasami dlatego, że był ładny, czasami tak paskudny że aż pękały oczy, ale to też ma swój urok. Piękno w brzydocie. Miasto ma sporo atrakcji, dla ludzi różnego kalibru i jest to wszystko finansowo łatwo dostępne. Na Ukrainie jest też ta specyficzna wolność, która kończy się w Polsce, że nie wspomnę o krajach zachodniej Europy. Fajnie jest sobie pooglądać nie tylko typowe atrakcje, ale też różne absurdy wynikłe z biedy. Oczywiście jak to śpiewał Bono w piosence ‚Do They Know It’s Christmas’: ‚dzięki Bogu, że to oni a nie ty’.

 

Ludzie generalnie są przyjaźni i nie gapią się na ciebie nachalnie bez powodu jak to niestety ma miejsce w mojej rodzinnej Warszawie gdzie wychowania często brak. Niektórzy Polacy mogą się tego uczyć również od Ukraińców. Pomimo widocznego kultu Bandery jako Polak nie byłem odbierany jakoś wrogo. Było tylko parę momentów kiedy czułem się tu 'niepożądany' - w sklepie z pamiątkami, na granicy i przede wszystkim w tym muzeum - więzieniu. Tak więc polecam to miejsce. Może niekoniecznie do zamieszkania, ale na krótki wypad na pewno warto tu wpaść.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (67)

  • Morus 25.05.2021
    No tak, tyle że tych busików jest multum, i jeżdżą co chwila. Nie jest to takie złe, jak się załapie według jakich reguł. Kaskę podaje się kierowcy przez pasażerów stojących bliżej, którzy ją wrzucają do tacki. Szkoda, gdyby to zlikwidowano, to ma urok. To są jakieś japońskie w większości busiki.
  • MarkD 25.05.2021
    Bieda jest urocza, jeśli się ją obserwuję z perspektywy turysty z bogatszego kraju. Zadaj sobie proste pytanie – czemu nawet w miastach Rosji czy Turcji odchodzą od tego, jeśli tylko mają pieniądze na autobusy?
  • Morus 25.05.2021
    MarkD, a komu to tam przeszkadza? Pięknoduchom, którzy jeżdżą limuzynami. Marszrutkę możesz zatrzymać w każdej fazie jazdy, machając ręką i wsiąść, możesz też wysiąść gdzie chcesz, na żądanie. Czy to nie jest dobre? Z tego co wiem, są one wszędzie, byłem w Stanisławowie, Kołomyi, Brodach. W Brodach, nie pamiętam ich, ale w Stanisławowie chyba są.
    Heh.
  • MarkD 25.05.2021
    Morus Komu to przeszkadza? Ano ludziom, ktorzy jezdza w wielkich miastach stloczeni jak sardynki malymi autobusikami. Inwalidom, ktorzy nie moga sie czyms takim przemieszczac. Podroznym, ktorzy z ciezka walizka musza wsiadac do czegos takiego. Czy wreszcie srodowisku naturalnego. Emisja spalin z tylu busikow jest wieksza niz z ekwiwalentu autobusow podstawionych w to miejsce.
  • Morus 25.05.2021
    MarkD z walizkami to taksi?

    To też tam wyjątkowe złomy, ale jedziesz samodzielnie.
  • MarkD 26.05.2021
    Morus Oderwany jestes od rzeczywistosci. Taksowki sa drogie i nie kazdy ma pieniadze do wywalenia na taksiarza.
  • Morus 26.05.2021
    MarkD turystę z Polski z pewnością stać, jak się brzydzi jazdy marszrutką. Mnie tam się to podobało, nawet bardzo.
  • MarkD 26.05.2021
    Morus Turysta to sobie przyjedzie na krótko i czy go powiozą na ośle, czy limuzyną to będzie postrzegać jako przygodę. Spójrz na to z perspektywy mieszkańca. Czym lepiej się podróżuje z pracy, na zakupy, gdy jest się emerytem? Zatłoczonym, małym autobusikiem czy przestrzennym jadącym planowo autobusem? W Moskwie jeżdżą nowoczesne klimatyzowane autobusy elektryczne. Po co im to jak przecież mieli marszrutki? To co jest na Ukrainie jest koniecznoscią a nie udogodnieniem. Jakby to prościej wytłumaczyć. Człowiek ktory musiał przez wiele lat prać ubrania w rzece gdy dostanie pralkę automatyczną to co wybierze? No chyba, że jest turystą i uważa ze tara do ubrań jest lepsza niż wirnik, bo to przecież takie urocze.
  • Morus 26.05.2021
    Marku, zapewne masz racje ze swojego punktu widzenia. Ale skoro oni na to nie narzekają. Takie busy jeżdżą też w wielu miastach Polski, z tego co wiem dojazd do Krakowa z wielu podkrakowskich gmin realizowany jest wyłącznie przez takie małe busiki. Ja nie wiem, jak tam wsiadają niepełnosprawni. Oni mają chyba swoje własne busy, bo czasem takie widzę. Poza tym ulice Lwowa to prawie wyłącznie bruk, kocie łby, kostka chyba jeszcze przedwojenna, więc nie wyobrażam sobie jak autobusy miałyby po tym jeździć. Trzęsłyby się i kolebały podobnie jak te japońskie marszrutki.
  • MarkD 26.05.2021
    Morus Ludy wschodu mają przetracone kręgosłupy, więc oni się nie buntują. Z kobietą w Moskwie o tym rozmawiałem. Puścili im piękną nowoczesną komunikacje, a im to bez różnicy. Mieli by furmanki byłoby tak samo. A znam temat co do Małopolski. Pamiętam, jak, gdy byłem w Rabce, to się tym regularnie tłukłem do Krakowa. Z prostego powodu. Pociąg i PKS zlikwidowali za Platformy. Stacja kolejowa była, pociągi nie jeździły. Po co dotować transport? Lepiej rozkraść kasę z podatków. Teraz PiS przywraca. Ty postrzegasz Lwów, jak jakieś miasto z innej planety. Czy w Krakowie, w Warszawie nie było kocich łbów? Mimo tego asfalt położyli i jakoś te autobusy jeżdżą.
  • Morus 26.05.2021
    Marku, masz rację, ale we Lwowie trzeba by było zacząć od asfaltu, a tam do zrobienia jest całe miasto. Ulice przeważnie nie najlepszej jakości. Bo o prowincji to nawet nie ma co wspominać. Ja ostatnio byłem w 2016 roku, jak odbudowywali dziurawą drogę w kierunku Kijowa. Robiły to jakieś firmy tureckie. Dojechałem jedynie do Oleska i Podhorców, ze względu na to, że chciałem zobaczyć miejsce urodzenia Sobieskiego, no to główna droga była nawet Ok, ale jak następnego dnia pojechaliśmy w kierunku Tłumacza i Stanisławowa, nie mówiąc już o Obertynie, Kołomyi, czy Śniatyniu, masakra. Między Obertynem a Kołomyją w ogóle nie było prawie asfaltu, normalna droga gruntowa z wielkimi dziurami, resztki asfaltu zmyte walały się na poboczu albo w ogóle znikły. Tak jest na większości dróg Ukrainy. Zresztą nie tylko w interiorze, bo jak zwiedzałem Sokal, nad Bugiem, przy naszej granicy, to było podobnie. Dziurska jak leje po wybuchach bomb. Nie sądzę, że przez ostatnich pięć lat wiele się tam zmieniło. Na takie drogi, to dobre tylko marszrutki, albo jakieś wytrzymałe terenowe auta, bo mają wytrzymałe podwozia i są ogólnie mocne. Kusiło mnie, żeby pojechać tam własnym autem, ale nie żałowałem, że tego nie zrobiłem.
  • befana_di_campi 26.05.2021
    Nie dziwi nic...
  • pansowa 26.05.2021
    Jak zwykle Mark.
    Wiesz jak lubię klimat, twój zmysł obserwacji i styl.
    Po to czytam, aby przenieść się w wyobraźni w miejsca, które opisujesz.
    W związku z tym nie korzystam z żadnych środków lokomocji, więc bicie piany na ten temat zostawiam miejscowemu znawcy o wszystkim.
    Jakby to miało jakieś znaczenie dla treści, czym się kto porusza po Lwowie.
  • MarkD 26.05.2021
    Sam jak to pisze to się przenoszę w tamte miejsca, więc wiem co czujesz. Dzięki za komentarz.
  • Narrator 26.05.2021
    Przeczytałem z ciekawością. Przez Lwów przejeżdżałem jeszcze za czasów ZSRR, niestety nie było czasu obejrzeć to miasto. Znam je jedynie z fotografii i w twoim opowiadaniu trochę mi zabrakło jego piękna. Oczywiście głównie opisujesz z perspektywy podróżnego, bardziej uwikłanego w problemy logistyczne, szybko topniejącą kasę, aniżeli zachwycanie się pejzażem. Nie ze wszystkim się zgadzam, ale to nie umniejsza poziomu tekstu. Na przykład Bismarcka u nas uważają za polakożercę, ale podróżując po Niemczech nikomu do głowy nie przychodzi krytykować pomników wzniesionych ku jego pamięci.

    Znalazłem kilka drobiazgów, oto jeden z nich:
    „ Z Sanoka pojechałem do Przemyśla, które obleciałem...” ->
    „ Z Sanoka pojechałem do Przemyśla, który obleciałem...” Przemyśl rodzaj męski.
    Albo:
    „ Z Sanoka pojechałem do miasta Przemyśla, które obleciałem...”

    Pozdrawiam.
  • MarkD 26.05.2021
    Myśląc kategoriami w stylu Bismarcka można też Niemcom zostawić Hitlera. No przecież dla Niemców był dobry. Bismarck gnebil Polakow w XIX wieku, nie wywolal wojny swiatowej, wiec mu sie upieklo w Niemczech. A Bandera to nie był jakiś tam antypolski działacz niepodległościowy co to walczyl z wojskiem – wtedy bym to zrozumiał, ale był on inspiratorem masowych mordów niewinnych ludzi, czystek etnicznych i jesli by mogl to i ekspansji terytorialnej na tereny, ktore ukrainskie nigdy nie byly. A Ukraina, jeśli chce mieć polskie wsparcie, to nie tylko powinna go usunąć z pomników, ale jeszcze płacić reparacje za Wołyń i inne swoje akcje w czasie wojny. Jesli uważaja sie za spadkobiercow UPA-OUN to dochodzi do tego rowniez ciemna strona dzialalnosci tych organizacji. Pieniądze trzeba szanować, bo mi po znajomości nikt ciepłej posadki nie załatwił i praca jest dla mnie złodziejem życia, więc chce w niej, spędzać jak najmniej czasu. Gdyby nie pieniądze, to bym w ogóle do niej nie chodził i zajmował się tylko rzeczami, które rozwijają mnie jako człowieka czytaj: chciałbym mieć je napisane na nagrobku, czy w krótkiej biografii.
  • Morus 26.05.2021
    Narratorze, są tacy co krytykują. Bodajże Szpilka krytykowała pomnik króla belgijskiego Leopolda, który uważany jest za jednego z głównych rzeźników Konga, gdy było on jeszcze belgijską kolonią. O ile nie mam amnezji, to chyba ona o tym pisała z dezaprobatą.
  • Narrator 27.05.2021
    Morus A co złego może komu zrobić pomnik? Stoi w miejscu, gołębie go obsrywają, lecz mu i tak wszystko jedno. Źle może czynił człowiek komu ten pomnik postawiono, ale skoro już nie żyje, to po co sobie jego pomnikiem zawracać głowę?

    Mnie się podobają Chińczycy. Podczas krótkiego pobytu w Beijing, rzuciło mi się w oczy mnóstwo pomników. Przed każdym ważnym gmachem, urzędem, budynkiem publicznym, w parkach, na placach, przy alejach, na skrzyżowaniach oraz rondach ruchliwszych ulic. Pytam się jakiegoś przechodnia:
    — Czemu lubicie mieć aż tyle pomników?
    A on na to:
    — Bo one nic nie powiedzą, nikogo nie krytykują, ani nie oskarżą.
  • MarkD 27.05.2021
    Narrator Pomniki na całym świecie nie służą jako toalety dla gołębi. Gdyby tak było to nazywano by je toaletami dla gołębi lub podobnie. Pomnik, tak jak flaga buduje tożsamość narodową tak jak flaga. Chyba ma dla ciebie znaczenie pod jaką flagą żyjesz? Jeśli człowiek na pomniku czynił źle, to jego złe czyny są wzorcem dla ludzi współczesnych. Tak to trzeba postrzegać. Myśląc twoimi kryteriami to zarówno Hitler, jak i Stalin mogą sobie stać, no bo kogo, to obchodzi. A jednak takie pomniki obalono. I nawet w Chinach, o których wspominasz jest kult Mao. I to w realiach, gdy jego teorie odeszły do lamusa. Jest dla nich symbolem, założycielem współczesnych Chin i, gdyby ktoś chciał zmienić, to tak jakby obalał całe współczesne Chiny po 1949 roku.
  • Morus 27.05.2021
    Narratorze, przyłączam się do zdania Marka. Może widziałeś nie pomniki, ale rzeźby terenowe, bo też tak gatunek sztuki tworzonej celem urozmaicenia miejskiego krajobrazu istnieje. Jakieś bryły geometryczne, sylwetki ptaków, zwierząt?
  • Narrator 28.05.2021
    MarkD A kto ma decydować komu pomnik postawić, czyj pomnik zburzyć? Omylny człowiek czy rada skorumpowanych ludzi? Przychodzi tyran każe zwalać pomniki poprzednika i jego świty, na ich miejscu stawiają pomniki jemu oraz jego pobratymcom. Do czasu gdy nie nadejdzie następny tyran i cała ta zabawa nie zacznie się od nowa. Dla mnie pomnik nic nie oznacza, poza tym czy jest miły dla oka, czy szpeci okolicę. Czasami mnie rozśmieszają. Dlatego gdy mam do wyboru między pomnikami a żywymi ludźmi, wolę tych ostatnich.

    A co do symboli narodowych, nie budują one żadnej tożsamości. Każdy może złapać za biało-czerwoną chorągiew, drzeć mordę, opluwać innych, rzucać petardy na balkony. Tożsamość buduje się wzajemną pomocą, solidarnością, wspólną pracą nad jednym celem. Niestety w Polsce tego nie ma, może nigdy nie było i nie będzie.
  • MarkD 28.05.2021
    Narrator Wiekszość pomników jak polskich poetów, bohaterów trwają pomimo zmian reżimów, bo chce tego naród. I budują one tożsamość, stanowią hołd dla wybitnych ludzi. Pomniki przypominają ludziom kim są, nie jakimiś ruskimi ludźmi, tępą masą, niewolnikami, ale Polakami. No chyba że przyjdzie banda sponsorowanych z zagranicy lewaków, wnuczków i dzieci komuchów ustawionych na dawnym i nowym systemie i będą próbowały je zniszczyć, przy okazji, plując na policjantów i wykrzykując wyzwiska. I nie po to, żeby walczyć o jakieś prawa tylko, żeby dopchać się do żłoba i kraść. A co do tożsamości poczytaj 'Kamienie na szaniec', nocne akcje z pomnikami Kopernika, usuwanie przez Niemców pomników Kilińskiego, czy Mickiewicza w czasie okupacji to może zmądrzejesz. Naiwne, niedojrzałe myślenie. A współpraca będzie, jeśli zdrajcy z totalnej opozycji przestaną patrzeć na swoje egoistyczne interesy (czyli jak się nachapać) a będą współpracować w imię polskiego, narodowego interesu. Będzie im zależeć na obywatelach, żeby żylo im się lepiej a nie na kombinowaniu jak ich okradać.
  • Narrator 28.05.2021
    MarkD Akurat Kopernik nie uważał się za Polaka, tylko mieszkańca Warmii. Polski był dopiero jego trzecim językiem, po łacinie i niemieckim. W jego czasach ludzie nie przywiązywali dużej wagi do przynależności narodowej, jeśli już to identyfikowali się z niedużym regionem, w którym żyli. Tak samo Mozart wcale nie był Austriakiem. Nacjonalizm przyszedł wiele lat później. Powoływanie się na jednostki jak Kiliński czy Mickiewicz, nie zmienia faktu, że Polacy są dziś podzieleni bardziej niż za czasów rozbiorów, okupacji, czy nawet PRL. To, że arbitralnie używasz określenia „zdrajcy” jest tego najlepszym dowodem. Masz bardzo naiwne wyobrażanie o mentalności ludzi, a zwłaszcza ambicjach polityków skoro piszesz „będą współpracować w imię polskiego, narodowego interesu. Będzie im zależeć na obywatelach, żeby żylo (sic) im się lepiej a nie na kombinowaniu jak ich okradać.” Puste frazesy, nic nie znaczące, pompatyczne słowa, zapożyczone z pierwszomajowej akademii. Sam chyba w to nie wierzysz, a jeśli wierzysz to szczerze ci współczuję.
  • MarkD 28.05.2021
    Narrator Tożsamość narodowa i państwowość pomogła rozwinąć się Europie czy Ameryce Północnej. Jeśli tego nie rozumiesz, to porównaj plemienne realia afrykańskie, gdzie ten temat nadal jest na poziomie wczesnego średniowiecza. Jeśli w Europie nie będzie państw w to miejsce powstanie lewicowy totalitarny konglomerat, coś w rodzaju nowego Związku Radzieckiego albo państwo islamskie, zjednoczone jedną ideologią religijną. Ja wolę państwa i mądry nacjonalizm, który nie jest szowinizmem. Nazywam ich zdrajcy, nie dlatego bo mają inne poglądy (szczerze to nie mają żadnych poza dorwaniem się do koryta) czy dlatego, że krytykują partię rządzącą tylko dlatego, że szkodzą państwu polskiemu i zwykłym obywatelom. Zresztą mieli swój czas i zrobili z Polski neokolonie, gnębili i okradali zwykłych ludzi poprzez swoje 'reformy' czy wprost, jak przez piramidy w rodzaju Amber Gold. Realnie okradali a nie tylko gadali głupoty. Znam osobiście ludzi przez nich pokrzywdzonych. Ci, co są teraz nie wszystko robią co mi pasuje, ale robią coś konstruktywnego dla interesu polskiego. A polityków trzeba kontrolować i wybierać tych, którzy się sprawdzają. Tak jak wybierasz dobrego hydraulika a nie partacza.
  • Morus 28.05.2021
    Narratorze, łacina była w obiegu kościelnym w ówczesnym czasie, to oczywiste że musiał ją znać Kopernik, który był duchownym, i w takim języku pisano wówczas książki. Były dzięki temu zrozumiane w całej Europie. I wcale nie sądzę, żeby nie czuł się Polakiem, skoro przygotowywał olsztyński zamek do obrony przed atakującymi krzyżakami, choć de jure z urodzenia był obywatelem państwa zakonnego. Ale wcale nie był Niemcem, bo na tamtym terenie państwa niemieckiego wówczas nie było. Niemcy sobie przypisują Kopernika do swojej narodowości, ale to wcale oczywiste nie jest. Zresztą Związek Jaszczurczy już na długo przed urodzeniem Kopernika życzył sobie zwierzchności polskiego króla i Polski nad Prusami, a nie chciał władzy zakonników niemieckich, co pokazuje jakie była orientacja narodowa większości mieszkańców Prus. Mieszczanie tamtejsi raczej poczuwali się do związków z Koroną Polską, niż z państwem zakonnym. A obrona Olsztyna pokazuje lojalność Kopernika wobec Polski.
  • Narrator 29.05.2021
    Morus Lojalność nie oznacza, że się za Polaka uważał. Nasz ostatni król też był lojalny w stosunku do Kasi ze Szczecina, co z tego wynika? Chodzi mi o to, że nie ma dokumentu wyraźnie stwierdzającego, za kogo Kopernik siebie uważał. Po niemiecku napisał więcej niż po polsku, dlatego większość Niemców uważa go za swego. To, że walczył z Zakonem Krzyżackim nie ma znaczenia, ponieważ w tamtych czasach Zakon nie reprezentował wszystkich Niemców, rozbitych na wiele księstw: Prusy, Saksonię, Bawarię, Brandenburgię, by wymienić tylko kilka. Jego przynależność narodowa do dziś jest przedmiotem debaty. Osobiście uważam, że swoją pracą oraz poglądami Kopernik należał do całego świata.
  • Morus 29.05.2021
    Narrator ja bym się jednak upierał, że Nicolaus copernicus był Polakiem. Całe życie zamieszkiwał i służył naszemu krajowi.
  • Wrotycz 29.05.2021
    Kopernik należy do Rodu Wybranego. Który wywodzi się z Mądrości, która wie, że jak ktoś napada, trzeba napadniętego bronić, a chorych leczyć. Że niestety pieniądz gorszy wypiera lepszy.Że władza i stanowiska przeszkadzają rozwojowi. Że nie jesteśmy pępkiem wszechświata. Że mądrość to jest to, do czego warto zmierzać. I podziwiać. Dar najcenniejszy.

    Kopernik jako poeta, cytuję końcowy fragment Jego poematu:

    Siedem gwiazd

    "(...)
    Cóż to znowu za cuda w tym Pańskim kościele?
    Widno sędziwych starców razem z tym chłopczykiem,
    Z nim o wielkim Mesjaszu rozmawiają wiele,
    A wszyscy go witali radości okrzykiem.

    Jakże on zawsze skromny, jak mądrze rozprawia,
    Jak jasno niezgłębione tłumaczy podania,
    Jak czysto każdy przedmiot tym starcom przedstawia,
    Jak trafną ma odpowiedź, jak trafne pytania!

    Dla nabycia mądrości, lat długich nietrzeba,
    Gdy swą mądrością natchnie Duch zesłany z nieba;
    To dziécię, dwakroć starcem dojrzałością ducha,
    A starzec dwakroć dzieckiem, kiedy Go wysłucha".
  • pansowa 29.05.2021
    Wrotycz Musiał być prawdziwym Polakiem.
    Koronny dowód to fakt, że nie był Żydem i lewakiem.
  • Morus 29.05.2021
    Wrotycz, nie wiem czy przeszkadzają, gdyby nie stanowiska które piastował i funkcje które pełnił, nie miałby kasy na realizację zainteresowań i hobby, po śmierci wuja, który wcześniej pomagał mu finansowo w studiach na jagiellonce, a później we Włoszech. Co do zasady, teoretycznie przeszkadzając, tłamsząc ducha, ale tak faktycznie w praktyce się przydają.
  • Wrotycz 29.05.2021
    Morus, biskupstwa przyjąć nie chciał.
    Mirek, ciekawa jestem co by odpowiedział na pytanie o przynależność etniczną.
  • Morus 29.05.2021
    Wrotuś, on podobno nie miał nawet święceń duchownych, chociaż był kanonikiem kapituły fromborskiej. Z pewnością był Polakiem, bo cały czas spędził w służbie polskiej. Polski król przysyłał mu odsiecz dla obrony Olsztyna. Więc raczej jednoznacznie się opowiedział. Krzyżacy spustoszyli wówczas Frombork.
  • pansowa 29.05.2021
    Wrotycz Nie pamiętam, aby kiedykolwiek deklarował się jako Polak.
    Językiem, którym posługiwał się na co dzień był niemiecki.
    A że bronił zamku w Olsztynie przed Krzyżakami?
    Czyli jak książęta Rzeszy walczyli z cesarzem, to walczyli z niemieckością?
    Trzeba być tępym jak piła po wycięciu lasu, aby przenosić współczesne wzorce przynależności narodowej do średniowiecza.
    To klasyczne przypisanie postaci do kanonu patriotyczno - narodowego.
    Coś w rodzaju ataku chłopskiej piechoty pod Grunwaldem w filmie Forda.
    Trza było akcentu społecznego, to się historię dorabia i przeinacza.
  • Wrotycz 29.05.2021
    Morusku, nie miał, bo przewidział, że KK umieści w Indeksie dzieł Zakazanych jego heliocentryczną wykładnię, mądry był :)
    A co do biskupstwa. Jego wuj, biskup, chciał go do tego przygotować od strony formalnej, o czym pisze K. Górski w książce: Mikołaj Kopernik. Środowisko społeczne i samotność. Toruń: Wydawnictwo UMK, 2012.
  • Wrotycz 29.05.2021
    Mirek :) Mnie nie tłumacz.
  • pansowa 29.05.2021
    Wrotycz Wiesz, że nie Tobie tłumaczyłem :)
  • Wrotycz 29.05.2021
    Ale muszę się przyznać, że za młodu wierzyłam w kiks z ubranymi w skóry Litwinami pod Grunwaldem. A przecież Witold, wygrywając z kuzynem na Litwie, dysponował super wyposażonym wojskiem.
    Ot, siła ekranu.
  • pansowa 29.05.2021
    Wrotycz Mnie raczej chodzi o moment, kiedy ze wzgórza uderza chłopska piechota na rozkaz Jagiełły.:)))
    A że pięknie to wyglądało i miało swój wydźwięk słusznie społeczny?
    No sam byłem zafascynowany !
  • Morus 29.05.2021
    Wrotuś, w każdym razie szparagów w jakimś księstewku Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego nie ścinał, tylko pełnił funkcje na terytoriach Królestwa Polskiego, więc z pewnością lepiej służył Polsce niż niejedni dzisiaj.
  • Wrotycz 29.05.2021
    Mirek, ten Ford ze swoim rosyjsko-żydowskim pochodzeniem wpisał się w prawdziwy polski patriotyzm oparty na tzw. prostym człowieku Polaku.
  • Wrotycz 29.05.2021
    Morusku.... :)))
    Super się czuję, ale muszę spadać, nie pobijcie się!
    Do napisania, Panowie!
  • pansowa 29.05.2021
    Morus Jak nie masz co matole powiedzieć to jedziesz takimi tekstami:)))
    Norma.
    Dziwić się głupocie grupy. Tamo robią twoje dwie koleżanki :)
    Spoko Wrotek, z gównem się bić nie będę :)
  • Morus 29.05.2021
    Cześć Wrotuś;)) Powodzenia.
  • pansowa 29.05.2021
    Morus Dodaj "kochana" :)))
  • MarkD 29.05.2021
    Widzę, że niektórzy tu prezentują myślenie totalnej opozycji, co to jak teraz się dowiedziałem usuwała portrety Pileckiego czy Kolbego z Muzeum II wojny światowej w Gdańsku. No bo przecież, jak Polak może być wybitnym człowiekiem – bohaterem albo naukowcem? Złodziejom i zdrajcom najlepiej rządzi się tępą masą bez wzorców. Takie podejście w stylu III Rzeszy, bo nawet komuniści w Polsce kultywowali pamięć o niektórych, wybitnych Polakach. Wmawianie głupot, rozmywanie polskiej tożsamości i historii. Ten nie był Polakiem, bo miał nie takie nazwisko, a ten służył carycy, a jeszcze inny więcej pisał po niemiecku. Co to za argumenty? Polakami wedle tej narracji powinni być jedynie ludzie bez wykształcenia, dzicy i prymitywni. A tak nie było i nie jest. Kopernik mieszkał na ziemiach polskich, wspierał interes polski jakim było wywalenie Krzyżaków, więc według tych kryteriów jest Polakiem. A że niefartownie się stało, że nie miał PESELu, a Niemcy były jedynie zbieraniną księstw, więc nie mogły mu nadać paszportu niemieckiego z czarnym orłem to żaden argument. A jak obywatelowi Kopernikowi taka narracja nie pasuje, to niech wstanie z grobu i zaprzeczy. Spytaj się Białorusina, Litwina czy Ukraińca, czy wedle ich kryteriów taki Mickiewicz to był ich czy może po prostu był Ruskiem? Że nie wspomnę o Tarasie Szewczence, który też nie dożył nadania mu obywatelstwa ukraińskiego. Przecież Ukraińcy, czy Białorusini nawet nie mieli swoich trwałych państw tak do 1991 roku. Mimo tego każdy kreuje historie, żeby była inspiracją dla kolejnych pokoleń i chyba tylko w Polsce mieszkają jacyś zakompleksieni, którzy próbują to negować. "Trzeba być tępym jak piła po wycięciu lasu, aby przenosić współczesne wzorce przynależności narodowej do średniowiecza." - o właśnie to. Niektórzy desperacko szukają kwitów na Kopernika, Jagiełłę i innych.
  • pansowa 29.05.2021
    MarkD Było fajnie, gdy prezentowałeś świetne teksty podróżniczo - reporterskie.
    Wdawanie się w przepychanki ideologiczno - historyczne nie umiejsza wartości Twoich tekstów, ale bardzo umniejsza autorowi.
    Z przyjemnością czytam te opowieści, a Twoje poglądy mnie nie interesują.
    Do czasu, aż zaczniesz je wsadzać w tekst.
    Na szczęście na razie tego nie robisz.
  • Morus 29.05.2021
    Brawo Marku, i nie pozwól sobie narzucić jakimś niezrównoważonym osobnikom, o czym możesz, a o czym nie możesz pisać.
  • pansowa 29.05.2021
    Morus Zamknij kłapaczkę kochany morusiku.
    Nie pisałem do ciebie to spadaj.
  • Morus 29.05.2021
    To, dlaczego narzucasz innym, co mogą, a czego nie mogą pisać, w tekstach czy komentarzach.
  • MarkD 29.05.2021
    pansowa Ale ja nie pozwolę się cenzurować. A historia to moja pasja. Polityka również. Można wtedy zobaczyć prawdziwe, a nie pocztówkowe realia danego miejsca i na wartości tekstowi to nie ujmuje. Od pewnego czasu zacząłem robić vlogi i zapraszam na mój kanał 'markdmowskiyoutuber' i jest tam relacja z takiej na przykład Chorwacji – piękny kraj, z ludźmi, którzy też są ogólnie w porządku, ale niestety. Taka ichnia Platforma nadal tam rządzi i robi syf zarówno dla mieszkańców, jak i dla turystów. Drożyzna jak w Anglii, a mimo tego transport i usługi nie działają jak trzeba. Tego się nie da oddzielić od pięknych krajobrazów i starych zamków. Szczególnie jeśli jadąc autobusem międzymiastowym niemieckiej firmy (bo rządzący sprzedali Niemcom za bezcen państwowego przewoznika) zaledwie kilkanaście kilometrów płacisz ponad 60 zł, a gdy chcesz się dostać na wyspę, gdzie jest muzeum dawne więzienie z czasów Tity to chcą, żebyś zapłacił za 20 minutowy podjazd byle jakim stateczkiem 140, ale Euro.
  • pansowa 29.05.2021
    Morus Znowu grasujesz kochany dupku?
  • pansowa 29.05.2021
    MarkD Pisałem o tekście, a nie o Twoich dywagacjach historyczno - politycznych, które byłeś uprzejmy zamieścić pod tekstem
    I na koniec wartościować ludzi za poglądy.
    Moja prywatna sprawa, czy mam je zgodne z opozycją, rządzącymi., diabłem, czy chorym idiotą tego portalu.
    Jeśli to Twoja pasja to pisz o niej ku chwale oszołoma morusika.
    Ja wysiadam.
  • Morus 29.05.2021
    Nie rozumiem, dlaczego kochany userze, po chamsku usiłujesz tutaj zmuszać i przekonywać ludzi do akceptacji swoich chorych obsesji? Nikt pod Twoje teksty nie włazi, nie robi obory i nie przekonuje, żebyś je zmieniał. Jeśli są na tym portalu miłośnicy Twoich chorych bredni, to niech sobie pod nimi piszą swoje komentarze. Ale prawem wzajemności, daj pisać innym autorom, i czytelnikom, dla których te teksty są ważne.
  • pansowa 29.05.2021
    Morus Kochany morusku.
    Wyraziłem opinię jak pisze autor teksty i że niepotrzebnie je politycznie komentuje.
    Ty uwielbiasz takie gównoburze, więc takie polemiki to miód dla twojego, patologicznego móżdżku.
    Autor może sobie pisać co chce.
    Podobnie jak ja.
    Jeśli choć w przybliżeniu jesteś w stanie napisać reportaż z podróży na podobnym poziomie to może pogadamy.
    Na razie spadaj.
  • pansowa 29.05.2021
    Acha, i wskaż mi porąbańcu, gdzie po chamsku narzucam autorowi jakie ma mieć poglądy.
    Od tego akurat to ty zawsze byłeś i będziesz.
  • MarkD 29.05.2021
    pansowa Miło, że podoba ci się to, co pisze. Ale to, co pisze w kwestiach politycznych to rozwinięcie głównego tekstu. Zresztą te tematy są w wielu moich tekstach, bo według mnie nie da się tego oddzielić, a jeśli się próbuje, to jest to zakłamywanie rzeczywistości. Polityka ma wpływ na miejsce, ludzi, kulturę, obyczaje. A jeśli kogoś nazywam 'złodziejem', to dlatego, że kradnie i krzywdzi w ten sposób drugiego człowieka. Podobnie ma się sprawa z określeniem 'zdrajca', które nie jest tożsame z byciem przeciwko partii rządzącej, a działaniem wbrew interesowi kraju i narodu, byle tylko za wszelką cenę i po trupach odzyskać władzę. Za Targowice ludzi wieszano.
  • pansowa 29.05.2021
    MarkD Robiłeś to z wyczuciem.
    Teraz już nie.
    A poglądy są twoją sprawą o ile nie robisz indoktrynacji i nachalnej, jednostronnej interpretacji historii.
    A właśnie dołączasz do klubu tych macherów.
  • Morus 29.05.2021
    Arbiter elegancji się znalazł. Śmiechu warte.
  • pansowa 29.05.2021
    Morus Amen kochany oszołomku :)))
  • MarkD 29.05.2021
    pansowa Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i czy ktoś ma z tego konkretne korzyści. Wtedy nagle okazuje się że ludzie nie chcą zauważać pewnych rzeczy. Można sie rożnić i mieć respekt do poglądów innych, ale zło trzeba nazwać złem. A co do jednostronnej intepretacji, to wskaż gdzie, chętnie się ustosunkowuje.
  • pansowa 29.05.2021
    MarkD To by było na tyle.
  • Morus 26.05.2021
    Jeszcze a propos kultu Bandery, który jest nachalny. Pomniki budowane są nawet we wsiach. Co do wsi właśnie, mieszkańcy rzeczywiście przyjaźnie nastawieni, a gdy się ich pyta od te sprawy dotyczące lat 1939 - 1947, udają że nie wiedzą o co chodzi, temat raczej dla nich nie istnieje, nawet odniosłem wrażenie że żałują, że Polaków już nie ma. Nie natknąłem się na żadną wrogość, czy nieprzyjazną postawę. Wręcz byłem zszokowany, a przejeździłem poza Lwowem prawie cały teren Ukrainy Zachodniej do dwustu kilometrów oddalony od granic Polski. Żałuję, że nie dotarłem do Kamieńca Podolskiego. Może kiedyś. W jednym miejscu gmina nawet odnowiła prywatną kaplicę postawioną tam przez jedną z dawnych dziedziczek. Ukraińcy, szczególnie ci z mniejszych ośrodków i wiosek robią wrażenie biednych i zagubionych ludzi. A może to taka maska. Trudno to stwierdzić z całą pewnością, nie wiem. Woził nas znajomy, którego dziadkowie byli Polakami, babcia nawet żyje, jego matka wyszła za Ukraińca, podobno banderowca, on z kolei ożeniony z Rosjanką, mimo to wnuczki uczy mówić po polsku. Prowadzi tam we Lwowie firmę zakładającą elementy stalowe do budynków, ogrodzenia itp. Każdy kto ma jakieś korzenie polskie ma oczywiście kartę Polaka, bo to ułatwia przekraczanie granicy i ewentualny przyjazd tutaj i pobyt. Ale mówił, że z tamtą ziemią jest związany. Był znakomitym przewodnikiem po różnych archiwach i innych instytucjach, bo mimo bliskości języka z tamtymi ludźmi na konkretne tematy jednak trudno się dogadać. Szczególnie w urzędach. Woził nas gdzie tylko chcieliśmy i to za niewielkie pieniądze.
    Jak się chce tam coś zwiedzić, to albo wycieczka grupą zorganizowaną, albo wynajęcie prywatnego transportu, warto trochę zapłacić i być niezależnym.
  • Narrator 26.05.2021
    Morus Nigdzie w świecie nie spotkałem takiej gościnności co zachodniej Ukrainie (okolice Stanisławowa, teraz Iwano-Frankowsk). Ludzie, u których spędziłem kilka dni oddali by mi dosłownie wszystko. Jedyny grzech to odmówić wypić za ich zdrowie i do łóżka iść o własnych nogach. Żadnych anty-polskich akcentów; wprost przeciwnie — po kilku szklankach samogonu zwierzali się, że lepiej by im było w Polsce aniżeli ZSRR. Naród biedny, ale przynajmniej szczery.
  • MarkD 26.05.2021
    Ciekawi mnie jak realnie wygląda sprawa z Kartą Polaka i czy są w tej kwestii jakieś przekręty. We Lwowie widziałem dużo agencji organizujących taki dokument. Można było odnieść wrażenie, że wystarczy wejść z ulicy, zapłacić ile trzeba, wychodzisz stamtąd i jesteś „Polak”.
  • Morus 26.05.2021
    Z tego co wiem, kartę wystawiają konsulaty, a czy są możliwe przekręty. Zapewne. Niby trzeba złożyć oświadczenie, o "poczuwaniu się do narodowości polskiej", znać nieco język polski, mieć kilku przodków polskich i tak dalej. Ale być może na pewne okoliczności przymyka się oko. W końcu to urzędnicy jacyś to wydają, a oni bywają przekupni, choć nie powinni.
  • befana_di_campi 27.05.2021
    Kiedyś tu zamieściłam:

    https://www.opowi.pl/lwow-powroty-a58586/

    Osobliwie nie widzę ocen :) Ta czwórka jest nie tyle za treść, którą każdy reinterpretuje po swojemu, co za literówki oraz drobne potknięcia językowe :)

    Serdecznie :)
  • Morus 27.05.2021
    Podniosłem na 4,5.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania