Małżeństwo

Dziewczyny! Nie zakochujcie się w nicponiach! W pijakach, leniach i brudasach. Jeśli rzuca skarpety na podłogę znaczy, że jest leniem. Nie warto! Same problemy potem.

Normalny człowiek ma taki moment. Leży, leży, leni się, byczy w niedzielny poranek, ale w pewnym momencie wstaje i mówi: dosyć. Trzeba coś ze sobą zrobić.

Mój mąż nie ma tego momentu! Leży i leży i leży. I dopiero jak krzyknę… Wtedy zaczyna negocjować. Negocjacje zamieniają się w kłótnię, a kłótnia w milczący weekend. I tak to weekend z głowy. Nic zaplanować, nic zorganizować!

Wcale nie chcę krzyczeć. Jestem raczej pogodna, ale jak widzę znowu te skarpety albo upieprzoną umywalkę, to w pierwszym momencie wzbiera we mnie wściekłość i muszę ją na kimś wyładować. No i na kim mam się wyżyć, jeśli nie na sprawcy tego burdelu! Najodpowiedniejszy kierunek. Zbierać skarpety i myć umywalkę, bo zabiję jednym ruchem ręki!!! Taką mam teraz siłę.

Podobno drobna jestem, ale mam dużo siły. Szczególnie, gdy jestem taka wściekła jak teraz.

A co on teraz mówi? Zgadnijcie! Że zasuwa jak osioł i musi się czasem zrelaksować i nie ma czasu zajmować się takimi bzdurami jak mycie umywalki. A skarpety? No cóż!

- Osłem to ty owszem jesteś, ale nie przez pracę! – krzyczę i opadam z sił. Wściekłość wyczerpuje. Podobno drobna jestem i chyba szybko się męczę. Słabą mam kondycję. Muszę poćwiczyć, bo jak dojdzie do rękoczynów, to nie dam sobie z nim rady. Osła jednego nie powalę! Chociaż silna jestem jak pisałam, ale jednym ciosem go nie załatwię, więc muszę poćwiczyć.

Wyszedł. Dobrze. Poćwiczę może. Ale.. Może jednak później. Teraz porozkoszuję się chwilą spokoju. Zrobię sobie kawę i usiądę obejrzę jakiś poranek z Polsatem, coś takiego na pewno mają. Ale najpierw… Trzeba umyć tę umywalkę, zebrać te skarpety, nastawić pranie, zetrzeć kurze..

Kilka pik pik! Dźwięk otwierania drzwi klatki. Sygnał, że wrócił. Muszę naszykować się do walki, nie poćwiczyłam. Nie mam szans.

- Cześć kochanie – szczerzy się od drzwi i wystawia zza siebie bukiet kwiatów. Tulipany. Przyznam, że uwielbiam.

- Hm? – robię chyba głupią minę.

- Dziś nic nie gotuj, kupiłem żarcie na wynos.

- Pewnie jakieś świństwo – mruczę i zaraz gryzę się w język. W końcu kupił coś do jedzenia. I do tego te kwiaty.

- Z naszej ulubionej knajpy, dla ciebie krewetki – ignoruje moją złośliwość.

Walka wręcz? Hm.. Może innym razem. Chyba nawet się uśmiechnę. Uwielbiam krewetki.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Violet 05.11.2016
    Samo życie, brutalne, banalne i chaotyczne, zupełnie jak rozrzucone skarpetki. Dobrze to ująłeś autorze, nic dodać, nic ująć. 5
  • Antypody 06.11.2016
    Bardzo pieknie dziękuję!
  • Quincunx 05.11.2016
    Dałbym sześć, ale nigdy nie oceniam.
    No i chłop ze mnie jest lub bywa. Nie wypada.
    Bu.
    Ale za to poklaskonię. Plask, plask.
  • Antypody 06.11.2016
    Dziękuję jeszcze piękniej, za nieocenianie też!
  • katharina182 06.11.2016
    Bardzo dobry i dość życiowy tekst;) mi się podobało. Zostawiam 5
  • KarolaKorman 09.01.2017
    Ha, ha, fajne, piąteczka :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania