Marok i żółty jesienny liść - TW 4.0 #1 - Przebaczenie
Postać: Telepata
Miejsce : Cmentarz
Zdarzenie poszło na grzyby :)
Zapadał listopadowy zmierzch. Gołe konary drzew krzywiły się w nienaturalnych pozach, oczekując najgorszego. Resztki niezmielonych z błotem liści północny wicher porywał ze sobą w ostatnią podroż. Niektóre prosił do zasłużonego im waltza. Pobratymcy tonący w błotnistej otchłani zazdrośnie spoglądali w niebo, gdzie wielki bal trwał w najlepsze. Krystaliczna księżycowa poświata oblewała zarośnięty od lat cmentarz, którego bram strzegły dwa stuletnie dęby. Jedynie kilka nagrobków ledwie ostało się w walce z czasem i bujnym zielskiem atakującym zewsząd. Dziwacznie powyginana brama główna otwarta była na oścież, jakby prosząc, by kolejne zimne ciała przybrane najlepiej jak tylko można, spoczęły właśnie tam. To się wydarzyło. Tamtego wieczoru.
Na początku jedynie zerkał z oddali. W blasku księżycowej pełni wyglądała, jakby jedynie na chwilę zamknęła oczy ,aby uciec od tego świata we własne marzenia. Na ułamek sekundy w jego głowie pojawiła się myśl, że tak jest. To dodało mu otuchy. Zbliżył się powoli, oczekując jej ruchu. W połowie drogi już całkowicie zaślepiony tą myślą, naiwną, zgubną zatrzymał się. Stado kruków pojawiło się na konarach drzew. Chórem oznajmiły swą obecność. Mężczyzna uważnie je obserwował. Przewodnik błąkających się po wrzosowiskach ptaków odważnie przysiadł obok jej ciała. Biel sukni z początku go zniechęciła, ale przezwyciężył tę odrazę i z rozkoszą zatopił dziób w lewym oczodole. Reszta dopingowała swego przewodnika. Obudził się ostatecznie dopiero po kolejnych kilku minutach. Odpędził ptaki zdezorientowany, ale ciągle świadomy sytuacji.
Kiedy dotknął jej śnieżnobiałej zimnej skóry, poczuł jak zimny dreszcz paraliżuje jego ciało. Mógł jedynie spoglądać na jej oszpeconą twarz, wmawiając sobie, że nadal jest piękna. Bo tak właśnie działa miłość. O to w tym wszystkim chodzi, żeby trwać w zakłamanym świecie i tworzyć piękne obrazy tam gdzie panuje brzydota. Wszystko takie lepkie i słodkie. Dłonie zaciśnięte mocno bez możliwości rozłączenia. Miała biały welon na głowie. Rozświetlała wszechobecny mrok listopadowej nocy.
Wstał. Tak po prostu. Kiedy zalany gorzkimi łzami niósł ją tutaj, przez owiane krwią szaleńców drogi ciemnego lasu, udawał że kocha. Kiedy mówił jej na pocieszenie czułe poematy i całował jej sine policzki, udawał, że kocha. Teraz kiedy pochylony w nostalgii gładził jej odkryte ramię, już nie udawał, nie musiał. Telepata. Nigdy jej o tym nie powiedział.
Wierzył, że jest najczystszą ze wszystkich i nad wszystkimi. A zresztą i tak by nie uwierzyła. Ukrył ten sekret, najgłębiej jak umiał i przysiągł sobie, że nie ujrzy on światła dnia. Gdyby nie tamten niedzielny obiad. Siedzieli naprzeciw siebie. Ona zapatrzona w jego twarz z nieobecnym wzrokiem. On ślepy na otaczający go świat, rozmyty i bezsensowny. Tylko ona najraźniejsza jak tylko można, istniała i tak miało pozostać. Ale zrobił to. Spojrzał w jej umysł. Robił to rzadko i niechętnie a czasami bez kontroli nad tym. Obrazy przewijały się jeden po drugim. Obraz trzysta dwudziesty siódmy. Piękny kadr. Kobieta, mężczyzna i namiętność narastająca między nimi. To była ona, a on... Jego tam nie było. Symfonia miłosna zniknęła w jednym momencie. Nie znał tego faceta. Ale nie chciał już patrzeć dalej. Ujrzał wszystko, o wiele za dużo.
Czy coś do niej czuł? Po tym wszystkim? Ostatnia iskra tego uczucia samotnie wypalała się, łkając cicho. Nie chciał już tego. Ostatni raz spróbował coś do niej poczuć. Nawet, gdy w porywie szału poćwiartował jej zmysłowe ciało, następnie zszył i ułożył na zapomnianym nagrobku, na zapomnianym cmentarzu, nie wybaczył.
Komentarze (28)
"tam gdzie panuje brzydota" - przecinek przed gdzie
No, lekko nużące, ale napisane porządnie. Ładnie ułożone zdania, bogate opisy. Technicznie bardzo spoko, a fabularnie - kwestia gustu. Mnie tam dupy nie urywa, ale miło przeczytać kawałek ładnego tekstu. Pozdro
"Kiedy dotknął jej śnieżnobiałej zimnej skóry, poczuł jak zimny dreszcz paraliżuje jego ciało." zimnej/zimny
Muszę powiedzieć, że pierwszy akapit bardzo mi się podobał i całość bardzo na tak. Ale jakoś mam tu niespójność, albo czegoś nie zrozumiałam. Bo najpierw jest, że powoli się do niej zbliżał, że niby z nadzieją itp, a potem, że on ją niósł... i poćwiartował? To chyba wiedział, że nie żyje. chyba, że poćwiartował po śmierci?
Tego nie rozumiem.
Pozdrówka!
Pieknie:/
Choc na Neurem ciezko zapanowac :/
Fakt - jest miszmasz
Fakt - z niektórych rzeczy możnaby zrezygnować.
Ale naprawdę jest dobrze.
Po komentarzach nastawiałem się na słabszy tekst. Być może moja wina.
"Na początku jedynie zerkał z oddali. W blasku księżycowej pełni wyglądała, jakby jedynie na chwilę zamknęła oczy ,aby uciec od tego świata we własne marzenia" tutaj tylko przecinek wpadł mi w oko, ale się zbytnio technikaliom nieprzypatrywałem
Ogólnie, wow! Marok, to jest cudne! Aż mnie serce ścisnęło... Telepata to beznadziejny dar. I pokazałeś to idealnie...
Marok, dlaczego nie piszesz tak ładnie cały czas, co?
Jestem jak najbardziej na tak!
Piąteczka i pozdrawiam :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania