Mistrzu
Mistrzu
Nauczyłeś mnie oddychać przegniłym powietrzem,
skraj życia uchwycić, by nie pójść na dno
i z dwojga złego wybrać to, co będzie lepsze,
z radością witać nadchodzący mrok.
Bardziej niż słońce, wielbić pragnę księżyc,
który w czasie nowiu grzechy moje skrywa,
każda twa nauka, jak zatruta strzała,
dosięga mnie celnie i duszę przeszywa.
Uwięzione myśli, w krwi żądnej niewoli,
co czarne, co białe, gdzie góra czy dół,
znowu odrodzona uczę się powoli,
jak wielką przyjemność może sprawić ból.
Kiedy serce przestanie bić wreszcie w twej piersi,
a czerwień rozleje się na dłonie me,
ten cios od twego wreszcie był celniejszy,
to ja trzymam nóż, tak jak wyuczyłeś mnie.
Komentarze (28)
Uczeń przerósł mistrza :) 5
Cieszę się, że znowu mogłam coś przeczytać twojego, pozdrawiam :)
Od jutra zaczynam nadrabiać zaległości w czytaniu i pisaniu : )
Pozdrawiam : )
5
rozkładające się zwłoki : D
Miło, że zajrzałaś : )
Chodziło mi o pożegnanie z mistrzem :)
No nic, znowu zabłysłam : )
Haha. Nie martw się ile razy ja zabłysłam chyba nie dam razy zliczyć.
Wzajemnie : )
Daję oczywiście 5
Ciekawy wiersz; tylko trochu szkoda, że taki smutaśny. Heyka ;)
DZIĘKUJĘ WAM WSZYSTKIM BARDZO, BARDZO SERDECZNIE : D***
W jasności, w potoku słów, zalewa mnie fala upokorzeń, niestabilnych wydarzeń, głębokich wynurzeń. I choćbym nie chciał, zawsze dostarczam pożywkę swym rządzą, zatruwam się, więc wolę już namiętnie śnić gdy księżyc tylko widzi mój grzech. Ale niech tak będzie, niech doświadczę tego wszystkiego, powoli i z wielkim pietyzmem, bym uszlachetnił swe wnętrze, choćby na kolanach, nie oszczędzaj mnie.
Udaję ,że nie wiem co to złe, co ciągnie mnie w dół, nie dostrzegam co białe, co proste, co twoim celem postawionym w biciu serca, tętnie innych, którzy stają na mej drodze. Aż pewnego dnia, wstaję i wiem, że odrodziłem się na innych, odstawiłem swój egoizm, choć brakuje sił, czasu, to arterie chcą zniewolenia, bycia z otoczeniem. Ta nauka boli, oj jak często boli, to złe spojrzenie, przebiegający po twarzy śmiech, ale wiem, że to przejdzie w przyjemnie doznanie.
Obym nigdy nie poznał uczucia pustki, gdy już odejdą najbliżsi. Abym nie musiał wspominać ich dotyku na mych dłoniach, - choć to nieuniknione, niech to będzie ciepła krew, naznaczona ostatnim dobrym słowem. I broń mnie przed dyskomfortem, jakim niewątpliwie jest wyrzut za me ostatnie pretensje, wypominanie, bym nigdy nie był sprawcą który zadał ostatni cios, zamykający ich oczy. Bo wiem, że nauczyłem się ciąć, wbijać, zabierać komuś nadzieję, tak lekko mi to często przychodzi, tylko czy na pewno o taką naukę chodziło.
"Ok, podoba mi się" choć oczywiście za takie komentarze również jestem wdzięczna, ale gruntowna
analiza tekstu, wsparta własnymi odczuciami (może również doświadczeniami? ale tego nie wiem).
Jeśli mam być tak do końca szczera, to muszę z zazdrością przyznać, że to co Napisałeś, zrobiło
na mnie większe wrażenie, niż mógłby wywołać wiersz, gdybym przeczytała go u kogoś.
Nigdy nie dorabiałam do tych tworów żadnej głębszej ideologi, tak zwyczajnie, w głowie pojawia się
jakiś fragment i gnębi, uwiera jak kamień w bucie, aż czegoś z nim nie zrobię.
Zadziwiające jest dla mnie również, że takie przemyślenia pojawiają się w Twojej głowie, o tak
barbarzyńskiej porze jak 5.19.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania