Mroczna Opowieść – Część I TW 18

Ozar

Dziad borowy

Podano do stołu

 

krajew34

Paker malkontent

Roztopione lody

Gatunek: Horror

 

Ziemia zaskrzypiała pod wojskowymi, skórzanymi butami. Postać odziana w czarny mundur ze swastyką na rękawie spoglądała na skąpany w ciszy las. „Tak, tu będzie najlepsze miejsce”, pomyślała, poprawiając czapkę. Klaus Knotte, oficer SS członek jednej z najbardziej przerażających organizacji świata, kiwnął dłonią na ordynansa, by ten został w samochodzie. Powoli zszedł lekkim zboczem na dół, strącając poranną rosę z obfitej trawy. Dookoła ptaki świergotały swą pieśń, a zwierzęta płochliwie przemykały między zaroślami. Kąciki ust uniosły się ku górze, tworząc uśmiech, każdy krok coraz bardziej upewniał go o wyborze tego miejsca. Ukucnął przy kolorowym kwiecie i delikatnie zerwał go. "Natura była, jest i będzie olśniewająca", pomyślał zadowolony. Z oczami przesiąkniętymi nieznaną wizją, podszedł do drzew, delikatnie kładąc dłoń na korze jednego z nich. „Jeszcze chwilę poczekajcie, wkrótce wasza gleba zostanie wzmocniona i wzrośniecie w siłę”, poklepał pień, po czym zadowolony wrócił do sierżanta.

— Jak się udała przechadzka, majorze? — spytał podoficer, wychodząc z długiego pojazdu.

— Obcowanie z przyrodą to jedna z niewielu przyjemności w nadmiarze obowiązków, chłopcze. — Poprawił kaburę z ulubionym Lugerem. — Czy porucznik Schmidt już przybył?

— Dosłownie przed chwilą panie majorze — odparł z wyczuwalną służalczością.

— Wyśmienicie. Przywołaj go.

Sierżant stuknął obcasami, po czym skierował się w stronę wielkoluda siedzącego z tyłu Kubelwagena, zaparkowanego nieopodal. Tylko głupiec nie zauważyłby, do czego przybyły oficer armii przywiązuje największą wagę. Tężyzna fizyczna niemal wylewała się spod obcisłego munduru. Chwile porozmawiali, ale widać było, że Schmidt nie pała zbyt wielką chęcią do kontaktu z esesmanem. Z miną skazańca opuścił ulubiony samochód.

— Melduje się porucznik Johan Schmidt — wyrzucił z siebie standardową, najkrótszą formułkę, nie siląc się na regulaminowe zasalutowanie.

— Bardzo dobrze, nasz nawóz gotowy? — spytał „czarny”, spoglądając w stronę lasu.

— Tak jest. Przygotowany na pace według rozkazu. — Z odrazą wpatrywał się w swojego rozmówce. Jak coś takiego mogli spłodzić rodzice?

— Wyślijcie swoich ludzi, by wykopali odpowiedniej wielkości dół.

— A nie mogą... — Nie dokończył, zgromiony spokojnym wzrokiem błękitnych oczu. Czyste cechy prawdziwego Aryjczyka znacząco wpłynęły na jego karierę w SS.

— Poruczniku, nie każ mi się powtarzać. Pamiętajcie, że chodzi tu o cenny surowiec, podatny na pękniecie i inne urazy. Wprawdzie moglibyśmy rzucić go bez żadnych przygotowań, lecz w ogóle nie skorzystałyby na tym rośliny, nie wspominając o innych irytujących skutkach. Między tamtymi drzewami będzie w sam raz, tylko uważajcie na korzenie. Uszkodźcie choćby gałązkę, a będziecie mogli liczyć albo na sąd polowy, albo na dołączenie do frontu wschodniego. No dalej, nie mamy czasu. Jeszcze dziś czeka mnie ważne spotkanie. — Nie miał chęci na obszerniejsze tłumaczenie zadania osobiście zleconemu mu przez Himmlera. W końcu taki mięśniak i do tego wieczny malkontent nie pojmie istoty tej ważnej sprawy.

Żołnierz kiwnął głową i krzyknął do swoich ludzi, by wzięli szpadle i zaczęli kopać. Reszta pozostała, jako strażnicy wartościowego ładunku. Nie minęła chwila, a rozgadane echo roznosiło po okolicy dźwięki przerzucanej ziemi. Major Knotte obserwował pracę Wehrmachtu z daleka, nie chcąc ubrudzić sobie munduru, jednak czujnie lustrował mężczyzn, bacząc, by nie uczynili krzywdy naturze. Jeszcze tego brakowało, aby zrobili taką haniebną rzecz. Było to niewybaczalne. Na całe szczęście zarówno dla rodzin pracujących, jak i dla samych podejrzanych nic takiego się nie stało. Cali spoceni i zdyszani wracali do ciężarówek.

— Poruczniku, już czas. Wyładowujcie — rzucił spokojnie, kładąc rękę na broni. Żołnierze otworzyli klapy i zaczęli poganiać wychodzących. Dzieci, starcy, kobiety, mężczyźni wychodzili z ciemnego wnętrza, mrużąc oczy przed rażącymi promieniami słońca. Nie mieli czasu, by zrozumieć sytuacje, kolby karabinów popędzały ich w stronę wykopanego dołu. Wielu potykało się, schodząc w dół, ci nieszczęśliwcy otrzymali tylko razy, zamiast litości. Panicznie obserwując wszystko wokół, dążyli do ostatecznego celu, czy wiedzieli, co ich czeka? Nie. Czy się domyślali? Zapewne tak.

— Macie ogromne szczęście i niesamowity zaszczyt zostania wreszcie czymś pożytecznym, marni podludzie — rzucił oficer z trupią czaszką na czapce. — Polacy, Żydzi, Cyganie, komuniści i inne męty, dostaniecie wreszcie życiową szansę na zmianę swej nędznej przynależności. — Kiwnął dłonią w stronę tymczasowych podwładnych. Szczęknęły odbezpieczone Schmeissery i Mausery, wszelka nadzieja zniknęła w przenikającym duszę mroku. Zabrzmiały krzyki i wystrzały. Pociski raz za razem przemierzały kolejne ciała, niosąc śmierć i ból. Przerażone oczy powoli zamierały w śmiertelnej agonii, a ramiona zastygały w bezskutecznych próbach zasłonięcia dzieci. Tylko starzec spoglądał smutnym wzrokiem w stronę największego oprawcy, powoli osuwając się na kolana. Wreszcie nastała cisza, nawet życie lasu zamarło zszokowane zbrodnią intruzów. Wiatr rozwiewał dym z gorących luf, a kaci w spokoju przeładowywali zbrodniczy oręż. To nie była ich pierwsza egzekucja.

Knotte powoli podszedł do krańca dołu, wpatrując się z satysfakcją na rezultat tylko jednego rozkazu. Natura dostała upragniony prezent, a te nic niewarte bestie z nędznego gówna zostaną nawozem, użyźniającym glebę. Nagle jego uwagę przykuł ruch jednej z ofiar i cichutki płacz. „Nawet nie potrafili w spokoju zdechnąć”, splunął na ciała. Z odrazą zbliżył się do jeszcze żywej kobiety i jej dziecka, wyciągając w międzyczasie pistolet.

— Błagam. Oszczędź, choć moją córkę — szepnęła niemal bezgłośnie z oczyma pełnymi łez.

— Wasza rola została już przypisana, nie zmieniaj mych planów, nędzna kobieto. — Szybko pociągał za spust, raz za razem, a krótkie rozbłyski światła oświetlały pośmiertne maski dawnych żyjących. Skończył, dopiero gdy zabrzmiał suchy dźwięk, oznajmujący o braku amunicji zarówno w komorze, jak i w magazynku. — Zasypać! — rzucił krótko. Niemcy zajęli się poleceniem z kamienną twarzą, bez emocji przykrywali ziemią kolejne ciała. W końcu była wojna, wygranym uchodzi wszystko na sucho, przynajmniej wtedy tak myśleli.

Oficer wciąż trzymając w dłoni wspaniały kwiat, wrócił do samochodu. Nadszedł czas, by przejść z przyjemności do obowiązków. Zamknął z głośnym hukiem drzwiczki, cały czas wpatrując się w drzewa. „Rośnijcie zdrowo, posiłek podany do stołu”, pomyślał i natychmiast poczuł szarpnięcie autem, które powoli ruszyło polną drogą. Życie w lesie powróciło do poprzedniego porządku, ignorując tragedię na swoim podwórku, tylko echo, jakby ciszej niosło dźwięki, bez żadnego entuzjazmu.

Trasa podróży wiła się między malowniczymi krajobrazami. Najpierw zielone gaje, zapraszające gości szumem, paletą barw roślinności, obiecując upragniony odpoczynek. Następnie po obu stronach jezdni lśniły, niewzruszoną taflą piękne jeziora, wabiące ciepłą wodą i czystą plażą. Gdzieniegdzie można było dostrzec ludzi, młode pary spędzające czas ze sobą, z dala od oczu dorosłych, czy też dzieci bawiące się w żołnierzy i piratów.

— Sierżancie, jak oceniacie tutejsze góry? — spytał, podnosząc lekko głos, by dotarł do uszu kierowcy. — Ponoć byliście tam na ostatniej przepustce.

— Majorze, nie umywają się one do naszych Alp. Wszędzie masa Słowian, brak wyznaczonych szlaków.... Nie znalazłem ustronnego miejsca, by nacieszyć się górami. Dobrze, że przynajmniej kobiety mają piękne, dzięki czemu nie uznałem przepustki za straconą.

— Chłopcze, wstydziłbyś się. Ty jako przedstawiciel wyższej rasy zabawiasz się z podludźmi? Masz tyle wspaniałych, porządnych Niemek, które z radością zagrzeją ci łoże. Zadbałbyś w ten spokój o przyszłe pokolenia Trzeciej Rzeszy. Zamiast tego wybrałeś to... — Skrzywił się, jakby wdepnął w zwierzęce odchody.

— Melduję, że chodziło tylko i wyłącznie o chwilowe zaspokojenie ciała, ani myślałem, by łączyło mnie coś z tymi marnymi Słowianami.

— Mam taką nadzieję. Jesteśmy elitą, pewne zachowania nam nie przystają. — Zamilknął na dłużej, oddając się rozmyślaniu. Czekały go rozmowy z komendantami obozów na temat szybszej likwidacji ich „pensjonariuszy”. Wprawdzie piece chodziły non-stop, ale to wciąż było za mało. Zajmowali tylko miejsce, które dało się wykorzystać w bardziej odpowiednich celach. Później musiał oszacować powodzenie planów osiedla dla wyższych sfer w jednym z tutejszych miast, lecz tu problemem była lokalizacja. Albo Kraków, albo Warszawa. Wciąż nie wiedział, co wybrać.

Z wewnętrznego monologu wyrwał go oślepiający błysk światła tuż obok auta. Poczuł, jak pojazd podskoczył i zaczyna dachować. Ogromna siła popchnęła go na twarde siedzenia, uderzając jego głową w drzwi, w wyniku czego stracił przytomność.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • fanthomas 03.10.2019
    A miał być punk
  • krajew34 03.10.2019
    Uciekł, gdy zobaczył skina. ;)
  • Ozar 04.10.2019
    fanthomas : Gatunek (do wyboru): Punk lub (pod kątem Antologii) Horror i pochodne. To jest horor, czyli mieści się w drugim punkcie. Amen.
  • Witamy nowy tekst! :)
  • Ritha 04.10.2019
    Zaznaczam! Wrócę.
  • krajew34 04.10.2019
    Strach się bać!! Je je je
  • Ritha 04.10.2019
    oa oa
  • Ritha 04.10.2019
    Jeszcze masz czas to przeortografowac, jesli Cię stres dopadl xD
  • krajew34 04.10.2019
    Ritha jestem dumnym głupcem, który nie daje się takiemu strachowi. :) Niech się dzieję błędów dola, poprawi się je później i tak zapewne poprawiłbym tylko w 40%. Żeby aby fabuła przypasowała to bydzie dobrze.
  • Ritha 04.10.2019
    Krajevos, trzeba by chyba wziac jaka deskę i tak - z lewej, z prawej, z lewej, z prawej! - obu Panów xdd
    No dobszzz, na dniach będę, chwilowom w locie :)
  • Ritha 08.10.2019
    No więc obadajmy.

    „Powoli zszedł lekkim zboczem na dół, strącając poranną rosę z potrąconych traw” – tu mi się dubluje bliźniaczość słów strącając/potrąconych

    „Ukucnął przy kolorowym kwiecie i delikatnie zerwał go. Natura jest olśniewająca” – nagle czas teraźniejszy wpletliście. Domyślam się, że to jego myśli/spostrzeżenia, ale nie zostało to wyodrębnione w żaden sposób i brzmi jak ciąg dalszy narracji, jedynie z innym czasem

    „Jeszcze chwile poczekajcie” - chwilę*

    „Jak coś takiego mogli spłodzić ludzie?
    — Wyślijcie swoich ludzi, by wykopali odpowiedniej wielkości dół” – powtórzenie ludzie/ludzi
    „Nie minęła chwila, a okoliczne echo roznosiło po okolicy dźwięki” – to samo, okoliczne/po okolicy
    „by nie uczynili krzywdy naturze. Jeszcze tego brakowało, aby skrzywdzili przyrodę” – krzywdy/skrzywdzili, to takie powtarzanie niemalże tych samych zwrotów tuż obok siebie, użyjcie synonimu

    „— Macie ogromne szczęście i niesamowity zaszczyt zostania wreszcie czymś pożytecznym, marni podludzie. — rzucił oficer z trupią czaszką na czapce” – bez kropki po „podludzie”

    „Nawet nie potrafili w spokoju zdechnąć”., splunął na ciała. – tam jest kropka i obok przecinek, kropka do wywalenia

    „— Melduje, że chodziło tylko i wyłącznie o chwilowe zaspokojenie ciała” - Melduję*

    „Zajmowali tylko miejsce, które dało się wykorzystać w korzystniejszych celach” – znów bliźniaczo: wykorzystać/korzystniejszych

    No ok, całość spójna, opisy i rozmowy adekwatne do tematyki, fajny kontrast pomiędzy bestialstwem a umiłowaniem do natury – dobry zabieg, aczkolwiek minusem jest przewidywalność, bo na 90 % obstawiałam, że uderzycie we właśnie te klimaty. Ale duet udany, nie połapałam się kto co pisał. Zaraz obadam dwójkę.
  • krajew34/Ozar 08.10.2019
    Witaj Ritha, z przewidywalnością to tylko i wyłącznie moja wina (czytaj krajewa), Ozar celował bardziej w fantastykę, lecz ja wpadłem na pomysł z SS-mańską opowieścią wigilijną. Pomysł się spodobał, więc to powstało. Na przyszłość jeśli coś powstanie na TW, wybierzemy zupełnie inne klimaty.
    Co do błędów, wiele nie zauważyliśmy ( czytaj zupełnie nasza wina), a niektórych nie mogliśmy wybrnąć. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że zaraz się biorę za poprawki. Dzięki za wpadniecie. :)
  • Adelajda 11.10.2019
    "Tak, tu będzie najlepsze miejsce”, pomyślała, poprawiając czapkę." - pomyślał?
    "Z oczami przesiąkniętą nieznaną wizją, podszedł do drzew, delikatnie kładąc dłoń na korze jednego z nich." - z oczami przesiąkniętymi?

    Podobają mi się opisy, takie naturalne i nienachalne. Również zwróciłam uwagę na kontrast między umiłowaniem do natury a bestialstwem właśnie. Ładnie współgracie ze sobą. Przyjemnie się czytało.
    Pozdrówki.
  • krajew34/Ozar 13.10.2019
    Dzięki za wpadniecie. Pomyślała, ponieważ to zdanie dotyczyło postaci. ta postać, więc pomyślała. :) Oczy zaraz poprawie. :)
  • Agnieszka Gu 12.10.2019
    Hej,
    Na początek drobiazgi:

    "Kąciki ust uniosły się ku górze, tworząc uśmiech, każdy krok coraz bardziej upewniał go o wyborze tego miejsca." - bardzo karkołomne zdanie i raczej mało logiczne. Szczególnie końcówka. Może lepiej, sensownie brzmiały zapis: "Z każdym krokiem upewnial się, że miejsce, które wybrał, jest dobre."
    Bo przecież nie kroki go o tym upewnial, a to co widział, zbliżając się do tego miejsca.

    "Z oczami przesiąkniętą nieznaną wizją, podszedł do drzew..." - literówka - przesiąkniętymi. Choć tu też widzę pewną nielogiczności. Chyba poprawnie byłoby: "Z umysłem przesiąkniętymi..." - bo przecież nie w oczach masz tworzą się wizję, a w umyśle.

    "bacząc, by nie uczynili krzywdy naturze. Jeszcze tego brakowało, aby uczynili taką haniebną rzecz...." - 2x "uczynili" zbyt blisko siebie

    Ok, tyle tutaj. Podlece jeszcze do drugiej części i podsumuje....
  • krajew34/Ozar 13.10.2019
    Dzięki za wpadnięcie.
  • JamCi 14.10.2019
    Ciężko mi jakoś było wejść w klimat, zagłebić się. Idę do dwójki, pewnie mi więcej rozjaśni.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania