Mrok, a może jasność?

Pewnego razu (tak to ten słynny początek), za siedmioma górami, siedmioma bramami, siedmioma rzekami... w małym miasteczku Treborn, żył sobie pewien chłopak. Na imię mu było Sam. Pochodził z szanowanej, bogatej rodziny. W szkole był lubiany, a nawet układało mu się z najładniejszą dziewczyną. Nie brzmi znajomo? Gdzieś można już było usłyszeć taką historię. Dotrwaj czytelniku do końca.

 

Był wtorek, chłodny, grudniowy poranek ze śniegiem w tle. Sam obudził się w swoim łóżku. Nie wszystko było jednak takie, jak należy. Piekło go prawe ramię, kiedy na nie spojrzał zobaczył wypalony pentagram. Nie mógł uwierzyć w to co widzi, więc wstał szybko z łóżka i pobiegł do łazienki. Ściągnął koszulkę, a to co zobaczył było dla niego przerażające. Mnóstwo siniaków i poparzeń. Zaczął krzyczeć. Po chwili wybiegł z pokoju, chcąc pokazać rodzicom, że coś jest nie tak. Rodziców nie było. Chłopak nie wiedział co się dzieję.

 

"To tylko sen, tylko sen!" - krzyczał głos w jego głowie.

 

Huk i dźwięk tłuczonych naczyń rozległ się po całym domu. Sam szybko zbiegł po schodach na dół. Coś było wyraźnie nie tak. Wszelakie obrazy zniknęły ze ściany, a wszystko było umazane krwią. Wszedł do kuchni. Dostrzegł rozbite talerze wokół naczyń, a same naczynia były ułożone w coś na kształt piramidy.

 

"Co tu jest grane?!"

 

Zauważył, że drzwi do jadalni są zniszczone. Miał strach w oczach, chwycił więc leżący na kuchennym stole nóż i przeszedł do następnego pomieszczenia. Ściany były czarne, a na podłodze leżały trzy przedmioty - miska, nożyczki i bandaż. Obok namalowany był ogromny pentagram. Dało się rozpoznać, że krwią. W jadalni był też telewizor, w tym samym momencie otworzył się samoistnie. Wyświetlił napis "666". Chłopak podszedł do ekranu i nagle pojawiła się postać. Była ciemna z czerwonymi oczyma.

 

- Witaj Sam... dawno się nie widzieliśmy... - Odezwał się głos z telewizora.

- Kim ty jesteś?! Co tu się dzieję?! - Wydarł się w odpowiedzi nastolatek.

- Wiesz kim jestem... a jeśli nie... może spytasz swoich rodziców?

 

Sam odwrócił się od ekranu i zobaczył swoich rodziców przybitych do ściany. Z brzucha matki sączyła się krew. Ojciec nie miał oczu. Płacz i ryk przeszył pokój. Czarna postać z telewizora zaczęła się śmiać.

 

- Mówiłem Ci, że żaden Bóg czy Jezus Ci nie pomoże. Tylko ja jestem tu potęgą! Ja mogę sprawić, że twoi rodzice znów będą żywi. - Powiedział po chwili demon. - Zaufaj mi... klęknij przede mną!

 

Chłopak miał mętlik w głowie. Łzy ściekały po policzkach. Odwrócił się do ciemnej postaci. Nagle naszła go myśl.

 

"Sięgnij do kieszeni!"

 

Wsadził rękę do kieszeni spodni i poczuł krzyżyk. Wyciągnął go. Dostrzegł też, że nieopodal leży Biblia. Namalowany na podłodze pentagram zapłonął. Telewizor zgasł. Czyste, najprawdziwsze zło pojawiło się w miejscu, gdzie leżało Pismo Święte.

 

- Myślisz, że nie wiem co chciałeś zrobić. Wiem, że ten Duszek od tego pomyleńca z Nazaretu chciał Cię przekonać, żebyś chwycił za tą książeczkę. Widzisz... w niej nie ma żadnej mocy i prawdy. JA jestem mocą i prawdą! Pokłoń się prawdziwemu panu życia i śmierci! - Krzyknęła ciemna postać.

 

"Nałóż krzyżyk na szyję i powiedz słowo prawdy, które znasz!" - Głos w głowie Sama był głośny.

 

Zrobił więc zgodnie z tym co usłyszał. Nałożył krucyfiks i wrzasnął.

 

- Jezus jest panem, a Duch Święty mnie wypełnia! Precz do otchłani demonie! Szatanie plugawy i zdradliwy.

- Myślisz człowieczku, że wystraszę się twoich słów? Czyżbyś zaufał Duszkowi? - Odpowiedział z pogardą szatan.

 

"Nie bój się! Mów dalej! On odejdzie!"

 

- W imię Jezusa! Wyganiam Cię! Precz! Mocą Ducha Świętego i całej Trójcy Świętej!

 

Podłoga zaczęła drgać, a w miejsce pentagramu pojawił się ogromny otwór.

 

- Nieee! - Krzyk rozwarł cały pokój.

 

Pentagram na prawym ramieniu Sama zniknął. Krzyczał słowa, które same wychodziły z jego ust. Nagle wszystko się uspokoiło. Pokój powrócił do pierwotnej postaci. Zniknął pentagram. Pojawiło się światło. Sam padł na kolana, a łagodny dźwięk rozległ się na całe pomieszczenie.

 

- Zaufałeś mi Sam. Trwaj we mnie, a nigdy nie zaznasz złego. Pamiętaj!

 

Nagle nastała ciemność. Obudził się w swoim łóżku, wszystko było normalne, a obok na krześle siedziała piękna dziewczyna - choć o cztery lata młodsza (on sam miał 18 lat). Najpiękniejsza jaką widział w życiu. Wiedział, że sen miał ogromne znaczenie, ponieważ niósł za sobą przesłanie. Codziennie zło walczy o nas na różne sposoby. Wiara jest jednak taka, że nieważne jakie to zło, zawsze zostanie pokonane.

Średnia ocena: 4.9  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Haruu 19.02.2016
    Pierwsza! XD jak już pisałam... wybrałeś zajebiste imię dla bohatera ^^
    Przyznam szczerze, nie lubie opowiadań w ktorych jest wspomniane o krwi xddd
    Morał jest dobry, no więc zostawilam 5 ^^
    (Nwm kiedy ostatnio pisalam taki dlugi i to jest normalny komentarz O.o)
  • Vasto Lorde 19.02.2016
    Nie ma Cię długi czas na opowi, a gdy już wracasz to z zajebistym opkiem :o Jak dla mnie bardzo dobre, szczególnie końcówka z dobrym morałem :) Nic dodać, nic ująć czyste 5 :)
  • Chris 20.02.2016
    Jest dobrze, a nawet bardzo :)
  • Szalokapel 08.07.2016
    Hihi. Podoba mi się. Szkoda że szczęśliwe zakończenie :D Momentami przeszły mnie ciarki. 5
  • Zagubiona 28.07.2016
    " Myślisz, że nie wiem co chciałem zrobić. " - Chyba powinno być *chciałeś

    Woow, opowiadanie cudne, powiało dreszykiem emocji i tajemniczości. To prawda świetne imię dla bohatera :D Wszystko opisane było dokładnie i bez większych błędów. Gdy czytałam o rodzicach, zrobiło mi się trochę niedobrze, ale tekst i tak świetny. Ode mnie leci zasłużona 5!
  • Clariosis 29.11.2020
    Johnny, wracam po przerwie z komentarzami. ?
    Podoba mi się wprowadzenie, takie wodzące za nos i niejako wyśmiewające schemat, który fajnie przekłada się na resztę opowiadania. Tu przedstawiono przykład egzorcyzmu chrześcijańskiego, który wypędza diabła, co jest właśnie taki, jak biblia go opisuje. Ale na sam koniec pada stwierdzenie, że wiara, nieważne jaka, zawsze zwycięży ze złem. To bardzo ładny i uniwersalny morał, który można przełożyć o wiele szerzej. Wiara w sensie religijnym zawsze czegoś uczy, nieważne na którą z bardziej lub mniej znanych zwrócimy uwagę. Chrześcijaństwo, Judaizm, Islam, Buddyzm, Hinduizm - ze wszystkiego można coś pobrać, co kształci zarówno duszę, jak i umysł. Jednak wiara to nie tylko ten pierwotny sens - wiarą może być też sposób życia, miłość wobec kogoś, a nawet rzekoma matka głupich, nadzieja. Każda wiara w cokolwiek, co sprawia, że stajemy się lepszymi ludźmi potrafi wygrać nad tym, co złe - gdyż jest to siła najczystsza we wszystkich. Czasem jednak ludzie boją się wierzyć - czy to w duchowieństwo, czy nawet w samych siebie, i takim naprawdę trudno jest odnaleźć właściwą drogę. Często są to smutni, zawiedzeni światem ludzie, który nie są w stanie wygrać ze złem wokół, czy nawet w sobie. Więc tak, człowiek potrzebuje wiary. Nie w sensie czysto religijnym, ale jakiejkolwiek. Bo gdy tego brakuje, to zostajesz wrakiem.
    Pozdrawiam.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania