na pobliskiej łące coś się pojawiło↔Dekaos Dondi
- No wstawaj ojciec, nie guzdraj się z tym spaniem w nocy - wrzeszczy zdyszany syn, biegnąc przez próg izby. - Na pobliskiej łące coś się pojawiło. Wygląda jakby na bombę. Trza nam szybko obadać, bo sąsiad ciekawski uprzedzi. Dostaniemy znaleźne. No wstawaj no - dodaje głośno taśtając ojca za boże poszycie.
Ojciec od razu rajda się z wyra słysząc o kasie. Lecz babci przezornie nie budzi, bo śpi jak zabita.
– Synu. Oblekę ciało i pobiegnę z tobą, bom ciekaw jak jasna cholera - mówi ojciec zdyszany, zakładając portki, koszulę i resztę odzienia. - Wezmę tylko flintę za pazuchę, gdyż trzeba byś przygotowanym, na wszystkie nieszczęścia.
- Ojciec. Co wy gadacie za pierdoły, na jakie nieszczęścia - mówi zdziwiony syn. - Forsę dostaniemy za to dziwo. Tylko ciemno. Licho widać co to jest.
- No właśnie. Flinta się może przydać. Mówiłeś, że bomba. To trzeba ostrożnie.
- Czyli nie będziesz do niej strzelać - syn cały w strachu.
Biegną, biegną, biegną.
- Bez potrzeby nie. Oooo… już to widać. Majaczy na środku łąki.
Przybiegają na miejsce. Księżyc akurat za chmurą. Ciemno jak w dupie w czarnym worku, leżącym w mrocznej piwnicy. Zaczynają delikatnie stukać w coś. Opukiwać ze wszystkich stron. Plastikiem zalatuje. Stracha mają jak diabli, ale myślą o znaleźnym, więc jakoś przezwyciężają.
- Ojciec. Słyszysz? - pyta syn między pierwszym stuknięciem, a drugim. - Coś tam w środku słychać, jakby przedłużone y.
- Może zapalnik? - przypuszcza ojciec, między drugim stuknięciem, a pierwszym. - Przestańmy stukać.
- Oooo. Teraz lepiej słychać. A jeśli to materiał wybuchowy? - tym razem docieka syn.
- Może być. Czemu nie. Teraz z tą techniką w świecie takie cuda wyprawiają. - mówi poważnie ojciec.
- A niech to. Coś tam się rusza - ma pełne gacie strachu syn. - Dziwne odgłosy wydaje. Zwiewajmy w cholerę. Bo za chwilę jeszcze wybuchnie. Normalnie rzygłem przez te dźwięki.
- Pewnie dlatego, że nie nasze. Obcego ziemskie powietrze zabiło, mówię ci. Durny obcy. Nie mógł to innej planety wybrać, tylko nam na łące kopyta wyciągnął na zielono.
- Ale ojciec, tak sobie myślę, że gdyby był trup, to by się nie ruszał - ma wątpliwości syn.
- A ruszał by się ruszał. Ziemskie robaki po nim cumprują. - nie ma wątpliwości ojciec. - Cholera coraz tam głośniej. Jakiś grzmoty w środku i znowu te przedłużone y.
- Lepiej spadajmy stąd - ponagla syn.
Odbiegają kawałek. Patrzą do tyłu. Coś z bomby wyłazi i zaczyna im wygrażać.
- Oby was gówna zalały, jeszcze za waszego żywota. Specjalnie ustawiłem toy toya na środku łąki, żeby w spokoju defekować, a wy co? Niekulturalni pojebańcy musieli oczywiście przyleź i obstukiwać mój kibel. Zatwardzenie przez was miałem. Macie szczęście, bo muszę wracać, by podjąć kolejną próbę.
- Przepraszamy najmocniej. Myśleliśmy, że to bomba albo statek kosmiczny.
- Już ja się postaram, żeby na drugi raz, nie było żadnej pomyłki i żeby wam obcy, te wasze ciekawskie pazerne dupy, w powietrze wysadził.
Komentarze (14)
To walę i nie boję się wcale - Dekaos ?
O! To już drugi celny, sialalalalallala ?
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania