Poprzednie częściNadzieja potrafi tańczyć #1

Nadzieja potrafi tańczyć #2

Kolejny dzień okazał się bardzo ciężki i to nie z powodu nawału pracy, po prostu nie mogłam się na niczym skupić, myślałam tylko o kolacji z Robertem. Godziny ciągnęły się w nieskończoność, może dlatego, że spędziłam je głównie na rozmyślaniu jak będzie wygladał ten wieczór. Kiedy tylko wybiła szesnasta, szybko spakowałam swoje rzeczy i chyba pierwsza ze wszystkich, wyszłam z firmy. Teraz już powinno być z górki. Szybki powrót do domu, prysznic i stanowczo za długie szykowanie się do wyjścia. Sukienka. Krótka, ale bez przesady, w kolorze ciemnej, butelkowej zieleni, podkreślajaca zieleń moich oczu. Kupiłam ją z myślą o specjalnych okazjach, a to była właśnie jedna z takich okazji. Zostały jeszcze makijaż i włosy, które wyprostowałam i związałam w kucyk na wysokoci karku, założyłam długie, srebrne kolczyki i wisiorek na cienkim łańcuszku. Z makijażem nie chciałam przesadzać, więc podkreśliłam jedynie oczy kredką, usta błyszczykiem. Stanęłam przed lustrem, przyjrzałam się swojemu odbiciu. Byłam zadowolona z tego co zobaczyłam. Teraz zostało tylko czekanie na Roberta. Ku mojemu zaskoczeniu zjawił się punktualnie o dziewiętnastej. Elegancki, w ciemnym garniturze i błękitnej koszuli, ale bez krawata i do tego w ciemnych, lekko sportowych butach, co nadawało jego wyglądowi odrobinę luzu. Nie czekał w aucie, tylko przyszedł po mnie do mieszkania i dał mi kwiaty na przywitanie. Kiedy otworzyłam mu drzwi, jego ciemne, prawie granatowe oczy zabłyszczały na mój widok, tak więc odniosłam zamierzony efekt. Robert był prawie o głowę wyższy ode mnie, więc musiałam wspiąć się na palce, żeby pocałować go w policzek na przywitanie. Wstawiłam kwiaty do wazonu, zamknęłam mieszkanie i wyszlimy na kolację.

W ten zimowy, przedświąteczny wieczór chłopak zabrał mnie do greckiej restauracji na obrzeżach Bydgoszczy. Było to bardzo urocze miejsce, z bardzo miłą atmosferą. Już od samego progu przywitał nas cudowny zapach jedzenia i przygaszone, nastrojowe światła. Nie było zbyt wielu gości, zaledwie kilka stolików było zajętych. Ludzie pogrążeni byli w swoich sprawach, cichych rozmowach, żartach kwitowanych stłumionym śmiechem. W końcu sali odbywała się jakaś rodzinna uroczystość, chyba urodziny lub jakaś inna podniosła uroczystość. Wokół dostojnej starszej już pani, na której cześć była ta kolacja, zebrała się najbliższa rodzina. Dużo tam było śmiechu, zabawy, żartów.

Tymczasem kelner poprowadził nas do stolika w innej części sali, nakrytego grubym lnianym obrusem. Na stole elegancka zastawa, paliły się świece, do tego gdzieś w tle sączyła się przyjemna muzyka, na tyle dyskretna, że nie przeszkadzała gościom w rozmowie, ale z drugiej strony nikogo nie atakowała niezręczna cisza.

Żadne z nas nie znało się na greckiej kuchni, więc zdaliśmy się na poradę kelnera. Ten polecił nam musake, zaproponował też pasujące wino.

-Skąd znasz tą restaurację? - zapytałam rozgładając się dyskretnie dookoła.

-Byłem tu kiedyś na rodzinnej imprezie. - Odpowiedział Robert, delikatnie się przy tym uśmiechając. - Pięknie tu prawda?

-Bardzo. Uwielbiam takie miejsca z klimatem, a to jest chyba najlepsze w jakim byłam.

-Dziękuję, że zgodziłaś się na spotkanie. Powiem ci szczerze, że już traciłem nadzieję, że się odezwiesz. - chłopak spojżał na mnie z lekkim zakłopotaniem.

-Przepraszam, wiem, że bardzo starałeś się zwrócić moją uwagę, ale ja od jakiegoś czasu nie miałam ochoty na randki... po ostatnim rozstaniu chciałam skupić się na pracy - sama nie wiem skąd u mnie ten przypływ szczerości, przecież nawet nie znałam tego chlopaka. Pomyślałam, że lepiej będzie delikatnie uciąć temat. - Ale nie jesteśmy tu, żebym zanudzała Cię moimi przydługimi historiami.

-Śmiało jeśli tylko chcesz mi je opowiedzieć. A jeśli nie, to chyba już zauważyłaś, że jestem wytrwały i umiem czekać. Może kiedyś przyjdzie odpowiedni czas.

-Nie, to nie tak, to żadna tajemnica. Raczej nie chcę cię zanudzić na pierwszej randce, wiec powiem w skrócie. - opowiedziałam Robertowi tą samą historię co Sylwi i po raz kolejny poczułam ulgę,  że zrzucam przeszłość z ramion. Podnioslam wzrok, żeby spojrzeć mu w oczy i ku mojemu zdziwieniu nie zobaczyłam w nich ani znudzenia, ani przesadnego współczucia,  tylko coś co sprawiło, że poczułam się komfortowo. Umiechnęłam się lekko, poprawiłam wlosy i dodałam- no, to taka właśnie historia. Niby nic strasznego, ale to był długi, ważny dla mnie związek i zryło mi to psychikę strasznie.

-Magda - Robert zawiesił głos na chwilę, sięgnął po moją dłoń i delikatnie ją ścisnął, spojżał mi w oczy, przygryzł lekko wargę i powiedział - nie wiem co mam ci odpowiedzieć. Strasznie mi przykro, że to cię spotkało.

-Życie, - stwierdzilam z lekko wymuszoną nonszalancją- gorsze rzeczy się ludziom przytrafiają. Najważniejsze, że jakoś wyszłam na prostą. - zaczełam strząsać ze stolika niewidzialne okruszki. - Wiesz, to się nawet zbiegło w czasie z moją przeprowadzką do Bydgoszczy. Więc nie żałuję.

-Chwila, to ty nie jesteś z Bydgoszczy? - Robert nagle się ożywił - No to powiem ci, że miałem niesamowite szczęście, że udało mi się z tobą umówić.

-Przyjechałam tu z Warszawy w wakacje. Ale co w tym takiego szczęśliwego?

-Bo ja pracuję w Lá agus oíche tylko przez chwilkę, od września i odchodzę z końcem roku. Zastępuję kumpla, który paskudnie połamał rękę i lada dzień ma wrócić do pracy. Tak więc sama widzisz, odezwałaś się do mnie praktycznie w ostatniej chwili. - Robet uśmiechnął się szoroko. Atmosfera wyraźnie sie rozluźniła.

-Czyli to spotkanie było nam przeznaczone. A czym zajmujesz się na co dzień? To znaczy co robiłeś zanim przyszedłeś do restauracji?

-Jestem dziennikarzem, w tym momencie wolnym strzelcem, dlatego mogłem na kilka miesięcy zepchnąć to moje pisanie na drugi plan i pomóc w knajpie. Z resztą bardzo lubię to zajecie. Jak miałem kilkanacie lat, chciałem zostać kelnerem, ale jakoś nic z tego nie wyszło. Poszedłem do ogólniaka, po maturze stwierdziłem, że jedyny kierunek jaki mnie cokolwiek ciekawi, to dziennikarstwo. Na studiach dorabiałem jako kelner, teraz przez moment też łącze jedno z drugim i chętnie zostawiłbym wszystko tak jak jest teraz. Szkoda tylko, że na dłuższą metę, to nie jest realne.

-Dlaczego. To chyba najlepsze w tym co robisz, że łączysz pasję i pracę. Z obu czerpiesz satysfakcję.

-Tak, to fajne, tylko żyjąc tak jak teraz, nie mam w zasadzie życia prywatnego. Poza tym im więcej czasu jestem w knajpie, tym mniej czasu mam na pisanie. Zaniedbuje to, a strasznie nie chcę, żeby tak było. Nie bardzo jestem w stanie połączyć dwa tak czasochłonne zajęcia. Może gdybym był pracoholikiem..., ale nie jestem... - Robert zamilkł na chwilę widząc jak dziwnie mu się przyglądam. Chyba zastanawiał się czy przypadkiem nie zachlapał się jedzeniem, lub winem, bo kontrolnie zerknął na swojąkoszulę. W końcu zapytał - Coś nie tak? Czemu tak na mnie patrzysz?

-Kim jest ten chłopak, którego zastępujesz? To chyba musi być ktoś ważny, skoro powięcasz się dla niego?

-To jest mój przyjaciel. Bardzo sprawdzony, wieloletni. Nie raz ratowaliśmy się z mniejszych lub większych tarapatów. Znamy się dobre pół życia i przez ten czas przekonałem się, że każdy może zawieść. Nie ma znaczenia, czy to znajomi, czy rodzina, każdy prędzej, czy później odwraca się, zawodzi, nie potrafi zrozumieć. On jeden nigdy nie zawiódł. Nawet w tych najgorszych momentach... nudzę cię, prawda? - Robert otrząsnął się z zamyślenia. Jego oczy jakby się przyciemnily, kiedy wrócił myślami do chwili obecnej.

-Nie, skąd ci to przyszło do głowy? Ja lubię słuchać, bardziej niż mówić, jestem raczej skryta, trochę zamknięta w sobie. Zazdroszczę ludziom, którzy tak swobodnie potrafią wyrażać swoje myśli. Mi zawsze przychodzi to z trudem. - upilam łyk bardzo dobrego, wytrawnego wina.

-Nie zauważyłem, żebyś była jakoś bardzo małomówna. Ale to może kwestia odpowiedniego słuchacza? - Robert uśmiechnął sie zawadiacko. Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem, a mój towarzysz szybko dodał  - Tak wiem powinienem być skromniejszy, ale chciałbym, żebyś to właśnie ze mną chciała rozmawiać.

-Ty zawsze jesteś taki zdecydowany? Ledwo się poznaliśmy, a tu takie deklaracje? Nie boisz się, że będziesz ich póniej żałować?

-Nie będę.

Zamurowało mnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Słowa Roberta, jego pewność siebie, bardzo połechtały moją próżność, ale też dosyć mocno speszyły, odwróciłam lekko wzrok, szukając punktu zaczepienia do zmiany tematu. Na szczęście kelner przyniósł naszą kolację, Mogliśmy więc skupić się na jedzeniu, ktore swoją drogą było nienamowicie smaczne.

Wieczór upłynął nam bardzo szybko. Bez dwóch zdań coś między nami zaiskrzyło, dogadywaliśmy się niemal bez słów, tak jakbyśmy znali się całe życie, a nie kilka dni. Mieliśmy też podobne poczucie humoru, podobne spojrzenie na życie, podobne poglądy. Byłam bardzo zdziwiona jak wiele nas łączy. Miałam tylko nadzieję, że wspólne tematy nie skończą się razem z tym wieczorem, ale starałam się jak najmniej o tym myśleć, chociaż momentami nie było to łatwe.

Później Robert zamówił taksówkę i odwiózł mnie do domu, odprowadził pod same drzwi bloku, w którym wynajmowałam mieszkanie i pożegnał delikatne całując w policzek.

-Kurcze - pomyślałam, kiedy już weszłam do swojego mieszkania - albo ten facet jest ostatnim prawdziwym dżentelmenem w tym kraju, albo tak bardzo potrafi bajerować. Oby to była ta pierwsza opcja.

Była prawie północ, kiedy wróciłam do domu, jednak nie mogłam powstrzymać się od zadzwonienia do Lilki, mojej przyjaciółki z Warszawy.  Opowiedziałam jej przebieg całego wieczoru.

Następnego dnia niewiele brakowało, żebym spóniła się do pracy.

-Wariatko, tym się kończą randki w środku tygodnia i pogaduszki z przyjaciółkami do drugiej w nocy - pomyślałam w biegu się ubierając i wychodząc z domu. Jednak mimo natłoku obowiązków nie mogłam przestać myleć o minionym wieczorze, ani o Robercie i o tym jak bardzo był inny niż mężczyni, których spotykałam do tej pory na swojej drodze.

Przez następne dni często się spotykaliśmy i rozmawialiśmy. Byliśmy niemal nierozłączni, przynajmniej do świąt. Na Boże Narodzenie wróciłam do rodziców, do Warszawy, jednak myślami byłam cały czas z Robertem. Oczywiście przed najbliższymi nie byłam w stanie ukryć, że kogoś poznałam, musiałam dokładnie opowiedzieć wszytko co wiem o Robercie. Cieszyli się moim szczęściem. Mama, która chyba najmocniej przeżywała moje życiowe zawirowania, teraz, z wypiekami na twarzy słuchała opowiesci o życiu w Bydgoszczy. Nie musiała mi mówić,  po samym błysku w jej oczach wiedziałam jak jest dumna ze mnie i życia jakie teraz mam.

A ja? Ja po raz pierwszy od bardzo dawna czułam się szczęśliwa i nie mogłam doczekać się powrotu do Bydgoszczy, ale to miało nastąpić dopiero po Nowym Roku. Krótko mówiąc czekał nas tydzień rozłąki. Dla kogoś, kto właśnie się zakochał była to prawie wieczność. Niekończące się wieczorne rozmowy oraz niezliczona ilość smsów jakie do siebie wysyłaliśmy, dawała namiastkę bliskości i upewniała mnie, że oboje, tak samo mocno angażujemy się w tą znajomość.

Następne częściNadzieja potrafi tańczyć #3

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Arti rok temu
    Ahh, się aż przypomina ten początek miłości i ciągła tęsknota za tą drugą połówką

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania