Poprzednie częściNadzieja potrafi tańczyć #1

Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Nadzieja potrafi tańczyć #3

Sylwestrową noc spędzałam na domówce u Lilki. Zaproszeni byli nasi wspólni znajomi, ci sami, z którymi imprezowałyśmy jeszcze w liceum. Na wieczór wybrałam szarą, krótką sukienkę, którą kupiłam z Lillą dwa dni wczeniej na wyprzedaży w jednej z sieciówek. Włosy zakręciłam na wałki, żeby wieczorem błyszczeć burzą loków. Kwestię makijażu zostawiłam Lilii, która jako zawodowa kosmetyczka kilkoma ruchami ręki, wyczarowała delikatny makijaż podkreślający wszystko to co chciałam pokazać. Tuż przed rozpoczęciem zabawy, napisałam do Roberta:

"Udanego wieczoru. Żałuję, że nie spędzamy go razem. Już nie mogę doczekać się powrotu do Bydgoszczy."

Zanim zdążyłam odłożyć telefon, otrzymałam odpowiedź:

"Baw się dobrze. Ja też tęsknię, ale obiecuję Ci, że to ostatni sylwester, który spędzamy osobno. W każdy następny będę przy Tobie. Odezwij się jutro, jak już się pozbierasz."

Dwa dni później siedziałam w pociągu do Bydgoszczy. Podróż trwała nieco ponad trzy godziny.

Na dworcu, ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu, czekał na mnie Robert. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję, dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo mi go brakowało.

-Co ty tu robisz? Miałeś dziś pracować. - zapytałam wtulając się w niego całą sobą.

-Nie cieszysz się? Pomyślałem, że zrobię ci niespodziankę. - Odpowiedział głaszcząc moje włosy.

-Cieszę się, bardzo. Nawet nie wiesz, jak tęskniłam. - odsunęłam się od Roberta, popatrzyłam mu w oczy, a po chwili wspięłam się na palce i pocałowałam go. Robert zaskoczony tym nagłym gestem, chwilę później odwzajemnił pocałunek. Potem przytulił mnie mocno.

-Ooo, widzę, że przez ten tydzień w Warszawie nabrałaś odwagi. -wyszeptał mi prosto do ucha. - Mam nadzieję, że już tak zostanie.

-Tak. Przynajmniej bardzo tego pragnę.

-Chodź, mała, zabiorę cię do domu. - Robert wziął moją walizkę, objął mnie ramieniem, pocałował w czubek głowy i poszliśmy na parking.

Kilkanaście minut później byliśmy już w moim mieszkaniu. Przygotowałam dla nas drinki, co prawda Robert nie chciał pić alkoholu, bo miał wracać do domu samochodem, ale obiecałam mu, że z tym problemem jakoś sobie poradzę. Gorzej było z kolacją, przed wyjazdem do Warszawy, opróżniłam całą lodówkę, więc zostało w niej tylko światło.

-Musimy coś zamówić. Nie mam w domu zupełnie nic zjadliwego. - powiedziałam wybierając numer pobliskiej chińskiej knajpy. Potem wzięłam z szafy wygodnebubranie i skierowałam się do łazienki. - a teraz pozwól, że wezmę prysznic, strasznie się czuję po tej podróży. Poczekaj na mnie, proszę.

Zniknęłam w lazience na ponad czterdzieści minut, ale bardzo potrzebowalam porządnego odświeżenia, a kiedy wreszcie wyszłam z łazienki Robert czekał na mnie, przy nakrytym stole, nakładał właśnie dania na talerze.

-Jesteś nareszcie. - przywitał mnie swoim cudownym, szczerym usmiechem. - Pięknie ci w mokrych włosach i dresie. Ale, zawsze tak długo siedzisz w łazience?

-No wiesz? Jak możesz robić mi wymówki? - udawałam oburzenie. - Każdej kobiecie zdarza się zasiedzieć w łazience szczególnie jak pierwszy raz zaprasza do siebie swojego chłopaka i jeszcze chce zrobić na nim odpowiednie wrażenie.

-No, no to wrażenie zrobiłaś bardzo odpowiednie. A teraz chodź, zjedzmy coś. Opowiesz mi jak ci minął czas w Warszawie. Nadrobiłaś zaległości z rodzinką. - spytał Robert kiedy już siedzieliśmy przy stole.

-Tak, - stwierdziłam z uśmiechem,  miedzy jednym a drugim kęsem- chociaż nie wiem, ile czasu musiałabym tam spędzić, żeby nie zaczynało mi brakować ich zaraz po przyjeździe tutaj.

-Jesteś z nimi bardzo związana, więc nie ma się co dziwić.

-Wiesz, najbardziej tęsknię za bratem. Z rodzicami widzę się dużo częściej niż z nim. Bardzo rzadko się zdarza, że oboje przyjeżdżamy do Warszawy w tym samym czasie. Ale w te święta nagadaliśmy się chyba za wszystkie czasy. No i odwiedziła nas Lila, moja przyjaciółka, z resztą opowiadałam ci o niej. Fajnie było, tylko brakowało mi ciebie. - popatrzyłam Robertowi w oczy, które usmiechaly się do mnie, chyba jeszcze bardziej niz usta. Dotknęłam lekko jego dłoni, spletliśmy palce, przez chwilę bawiliśmy się tym dotykiem. W koncu zapytalam - a jak twoje święta? Przez telefon tak mało mi mówiłeś?

-Bo nie bardzo było o czym opowiadać. -skwitował Robert, poprawił sięna krześle. Był zmieszany i przez chwilę wygladało jakby szukał sposobu ucieczki od tego pytania. W koncu odchrząknął cicho i powiedział - W wigilię spotkałem się z rodzicami, było jak co roku. Szybkie życzenia, kolacja, potem ojciec rozdał prezenty. Wypełnił obowiązki głowy rodziny, wypiliśmy szybkiego drinka i położył się spać. Z mamą posiedziałem trochę dłużej, poszliśmy na pasterkę. I to w zasadzie koniec moich świąt.

-Jak to? - zdziwilam się  - Przecież całe święta miałeś być u rodziców?

-Tak, ale wziąłem za chłopaków dyżury w restauracji. Wiesz, oni maą żony, dzieci, pomyślałem, że jak ciebie nie ma, to ja mogę popracować.

Zaskoczyło mnie to, że Robert nie chciał spędzić świąt z bliskimi, ale wyjaśnił mi, że nie ma z nimi tak mocnych relacji. Z resztą Robert był jedynakiem, jego rodzice też nie mieli rodzeństwa, więc trzyosobowe święta na pewno nie miały takiego uroku, jak te w moim domu rodzinnym.

 

Długo jeszcze siedzieliśmy przy stole, ciagle znajdując nowy temat do dyskusji, w końcu zaczęłam sprzątać, wzięłam swojego drinka i poszłam zmywać naczynia. Po chwili podszedł do mnie Robert, objął mnie z tyłu w pasie, pocałował w szyję i wtulajac się w moje włosy szepnał:

-Pomogę ci. - upił drinka i zaczął wycierać umyte naczynia. Przez chwilę przyglądał mi się ukradkiem, a potem pochylił siędo mnie i szepnął do ucha - hmmm naprawdę ładnie wyglądasz w tym dresie.

-Tak? A ja myślałam, że wolisz dziewczyny w krótkich spódniczkach. - Robert objął mnie ręką w pasie i przyciągnął do siebie.

-Ciebie wolę i to ty mi się podobasz, a w tym dresie to już w ogóle. - i zaczął mnie całować, jego usta delikatnie muskały mnie po szyi, twarzy. Odpowiadałam na jego pieszczoty i powoli czułam, jak schodzi ze mnie całe napięcie i nerwy jakie odczuwałam przed tym wieczorem. Kiedy nasze usta po raz kolejny spotkały się w pocałunku, chwyciłam go za rękę i dotknęłam nią mojej twarzy. Przez moment gładził ją delikatnie, patrząc mi w oczy - to chyba ostatni moment na wezwanie taksówki. -wyszeptał, a ja niemal natychmiast odpowiedziałam.

-Zostań.

Spojrzał mi w oczy.

-Jesteś pewna, chcesz tego?

-Chcę, - szepnęłam - ciebie chcę - powiedziałam zdejmując z niego koszulkę. Gładziłam jego tors, wyczuwając pod palcami linie mięśni, całowałam je, a on poddawał się tym pieszczotom, pozwalał mi poznawać siebie, czasem tylko oddychał głębiej albo pomrukiwał cicho i umiechał się lekko. Dopiero kiedy przeszliśmy do sypialni, Robert zaczął mnie rozbierać. Powoli, delikatnie i z ogromną czułością, jakby otwierał wymarzony prezent. Ta czułość i delikatność przejawiały się w każdym geście, dotyku w każdej pieszczocie Roberta, który uważnie obserwował reakcje mojego ciała na jego dotyk, pocałunki, a moje ciało reagowało bardzo intensywnie.

Nie wiem, czy to dlatego, że od kilku miesięcy nie miałam partnera, czy Robert był aż tak dobry w łóżku, ale to była wyjątkowa noc, noc, którą wiem, że zapamiętam do końca życia. Kiedy już skończyliśmy się kochać, leżeliśmy przytuleni i rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Opowiadaliśmy sobie o ulubionych filmach, muzyce. Nie wiem, kiedy zasnęliśmy ani które z nas zasnęło pierwsze.

Rano obudziłam się przed siódmą i zastanawiałam się, czy to wszystko co wydarzyło się poprzedniego wieczoru, to nie był po prostu wyjątkowo realistyczny sen, ale kiedy spojrzałam w bok, Robert nadal tu był, spał na brzuchu, z głową zwróconą w moją stronę. Wstałam cicho, założyłam bieliznę i luźny sweter, i poszłam zaparzyć kawę. W kuchni włączyłam odtwarzacz. Z głośnika popłynęła cicha melodia piosenki "Książe" Muzyki Końca Lata. Pod nosem nuciłam słowa  piosenki, czekając na gwizdek czajnika. Po kilku minutach wróciłam do pokoju z dwoma kubkami parującej, aromatycznej kawy. Robert zaczął się budzić, przetarł oczy i rozejrzał się w koło, jakby przypominając sobie, gdzie jest i co się dzieje, potem ziewnął i usiadł na łóżku.

-Dzień dobry, śpiochu - powiedziałam podając mu kubek kawy. - zaparzyłam pyszną kawkę na pobudzenie. W sumie, to nie wiem jeszcze jaką kawę lubisz, jak chcesz mogę ci przynieść mleko albo cukier?

-Nie, taka będzie dobra. Jak ci się spało?

-Bardzo dobrze, - powiedziałam wchodząc z powrotem pod kołdrę, Robert upił łyk kawy i chociaż starał się, żebym tego nie widziała, skrzywił się na jej smak (dopiero kiedy spotkaliśmy się na mieście kilka dni później, właśnie na taką szybką kawę powiedział, że nie nawidzi gorzkiej kawy, a na dowód tych słów wsypał do swojej filiżanki aż trzy łyżeczki cukru). Jednak tego ranka siedział ze mną w łóżku, śmiał się, rozmawiał, słuchał mnie, popijając mocną, gorzką, czarną kawę.

-Zrobiłaś kawę, to ja zrobię śniadanie - powiedział Robert i pocałował mnie w policzek.

-Nie ma z czego zrobić śniadania - powiedziałam, kiedy już zaczął wychodzić z łóżka - od wczorajszego wieczora nic się nie pojawiło w lodówce.

-W takim razie nie będzie śniadania - powiedział wracając pod kołdrę i znów mnie pocałował, a potem dodał - albo ciebie sobie wezmę na śniadanie o tak...  to jest dużo lepszy pomysł... nie trzeba nigdzie wychodzić - szeptał pomiędzy kolejnym potokiem pocałunków i pieszczot. Poddawałam im się zupełnie, czasem odpowiadałam swoimi pieszczotami, czasem kompletnie się w nich zatracałam. Pierwszy raz w życiu czułam tak ogromne pragnienie mężczyzny. W mojej głowie wirowały czułe szepty Roberta, wymieszane z muzyką, która docierała do nas z kuchni.

-Hmmm, seks na kolację, potem seks na śniadanie -powiedziałam, kiedy już leżeliśmy wtuleni w swoje ramiona, próbując uspokoić oddech - to teraz, co? Będziemy żywić się miłością?

-No cóż, chyba nie czujesz niedosytu?

-Nie. Niedosyt, to na pewno nie jest właściwe określenie tego co teraz czuję, ale wydaje mi się, że nasze brzuchy też zasługują na to, żeby spełnić ich pragnienia. Tak więc, z ciężkim sercem, ale muszę cię wyrzucić z łóżka.

-O nie, zamówmy coś do domu. Już prawie południe, więc możemy zamówić porządny obiad, z przyzwoitej knajpy.

-Nie, skarbie. - przerwałam mu, zanim zaczął przekonywać mnie kolejnymi pieszczotami. Wstałam i zaczęłam szukać ubrania, wyjęłam z szafy ręcznik i rzuciłam go Robertowi. - wstawaj, chyba, że mam iść sama.

Poszliśmy na spacer nad Brdę, spacerowaliśmy, trzymaliśmy się za ręce, czasem zatrzymywaliśmy się w bardziej ustronnym miejscu i całowaliśmy jak nastolatki przeżywający swoje pierwsze zakochanie. Potem poszliśmy na obiad do jednej z małych knajpek nad rzeką, znów rozmawialiśmy i znów tematy nam się nie kończyły.

 

W poniedziałek z samego rana weszłam do biura i od razu dopadłam Sylwię

-O kochana! dobrze, że już jesteś, wychodzimy.

-Magda, nie mogę, mam masę roboty. - odpowiedziała, po czym wskazała na gabinet szefa i dodała przyciszonym głosem - prezes wrócił i jest wciekły... delikatnie mówiąc.

-Tym lepiej, zabieraj papiery i idziemy ratować projekt.

-Idę z wami. - Adam od razu poderwał się od biurka.

-Nie, zostań. Daj znać o co mu chodzi.

-Acha, czyli jak zwykle odwalam czarną robotę i jeszcze kryję wam tyłki. - Adam starał sięsprawiać wrazenie bardzo mocno urażonego.

-W końcu to ty jesteś tu mężczyzną, musisz nas chronić i otaczać opieką. -powiedzialam najsłodszym głosem jaki umałam z siebie wydobyć.

-Hej, a co to za seksistowskie teorie? Najpierw chcecie równouprawnienia, a jak przychodzi co do czego, to dupa w troki i mężczyzno chroń mnie?!

-Adasiu, ja nigdy nie mówiłam, że jestem feministką. - podeszłam do niego i dałam buziaka w policzek - bardzo cię proszę zostań i ochraniaj tyły. - wzięłam torebkę i razem z Sylwią wyszłyśmy z biura. Gdzieś za plecami słyszałam jeszcze Adama, który trochę z przekąsem, a trochę ze zrezygnowaniem w głosie powiedział, żebyśmy się o nic nie martwiły, i że sobie poradzi.

Wyszłyśmy z Sylwią z biura. Zanim poszłymy do Lá agus oíche chciałam powiedzieć jej o tym co wydarzyło się między mną a Robertem.

-Sylwia, chciałam ci podziękować. Chodziłaś za mną, gadałaś, wierciłaś mi dziurę w brzuchu. I muszę przyznać, że miałaś rację.

-Rację? Z czym? Mów normalnie a nie kręcisz coś.

-Bo tak dziwnie mi mówić wprost. Chodzi mi o to, że miałaś rację z Robertem... no tym kelnerem, który twoim zdaniem chciał mnie poderwać.

-No co ty? - Sylwia aż pisnęła z zachwytu - Widzisz, wiedziałam, że patrzy na ciebie inaczej niż na inne dziewczyny. No i co? Zagadał wreszcie do ciebie? Czyli mogę nazywać się matką chrzestną waszego związku? - sylwia wyrzucala z siebie pytania, jak z karabinu. Gestykulowała, śmiała się. Jej ekspresja momentami wprawiała mnie w zakłopotanie, ale za to właśnie ją uwielbiałam.

-Jeśli tylko coś poważnego z tego związku wyniknie, to oczywiście.

-Dlaczego miałoby nie wyniknąć?

-Nie wiem, to wszystko jest jeszcze takie świeże. W zasadzie dopiero się poznajemy.

Tego samego dnia, po powrocie do domu zadzwoniłam do Lilki. Jej także opowiedziałam o wydarzeniach ostatnich dni. Bardzo chciałam, żeby Lila poznała Roberta. Wiedziałam, że Sylwia nam kibicuje, że to w dużej mierze dzięki niej poznałam Roberta bliżej. I chociaż bardzo się z Sylwią zaprzyjaniłyśmy, to wolałam, żeby to Lila, która zna mnie najlepiej ze wszystkich przyjaciół, powiedziała mi co sądzi o Robercie. Zaprosiłam ją, żeby odwiedziła mnie w Bydgoszczy. W końcu jeszcze u mnie nie była, odkąd tu zamieszkałam. Obiecała, że przyjedzie do mnie za kilka tygodni, kiedy na jej uczelni skończy się sesja.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania