Poprzednie częściNie licząc dni - prolog

Nie licząc dni - rozdział pierwszy - Ortodoksja przewlekła

Matka zazwyczaj nie dawała mi spać już od szóstej rano.

- Eric! - słyszałem, jak darła się z dołu. Pewnie chciała, żebym skoczył do sklepu po kolejne piwo.

Sprawdziłem godzinę na telefonie, na którego swoją drogą, sam ciężko zapracowałem, i zrzuciłem z siebie kołdrę ze stęknięciem.

Na szczęście była zbyt zajęta piciem, żeby zauważyć, że wszystkie zegarki w domu przestawiłem o godzinę do tyłu, dzięki czemu przestała mnie budzić zbyt wcześnie.

Zwlokłem się z łóżka i otworzyłem na szerz szafę, w której idealnie poskładane ciuchy, aż prosiły się o ubranie. Wyciągnąłem pierwszą lepszą koszulkę i spodnie, i wciągnąłem na siebie. W łazience doprowadziłem się do porządku i wyglądałem trochę mniej jak śmierć.

Byłem idealistą i pedantem. Wszystko wokół mnie, zawsze musiało być wykonane dobrze i wyglądać dobrze, więc można sobie wyobrazić moją zniesmaczoną minę w chwili, gdy...

Doszedłem do schodów… Wodospad pustych, szklanych butelek po piwie, wódce i innych napojach alkoholowych, na które było stać matkę, spływał po schodach. Musiałem dokładnie patrzeć pod nogi, aby przez przypadek ich nie połamać, ludzie mieliby jeszcze więcej możliwości zakpienia ze mnie.

Kiedy już bezpiecznie zszedłem, zgarnąłem swój plecak z kanapy i zawlokłem go do kuchni, poprzedniego dnia oczywiście włożyłem do niego odpowiednie książki. Matka siedziała na stołku ledwo przytomna i jadła tosty popijając, niczym innym, jak piwem.

- Cześć mamo – powiedziałem, otwierając lodówkę w poszukiwaniu jedzenia.

Lista rzeczy, które znajdowały się w środku, nie mogła zająć więcej, niż pól linijki mojego szkolnego zeszytu

 

-Piwo;

-piwo;

-piwo;

-inna nieokreślona ciecz;

-kostka masła;

-olej (w lodówce?);

-marny kawałek szynki.

 

Zrezygnowałem ze śniadania w domu. Zatrzasnąłem drzwi lodówki i zagotowałem wodę na herbatę.

- Wybierasz się gdzieś? – spytała po kilku minutach, odstawiając już prawie pustą butelkę i spojrzała na mnie nawalona.

- Przecież mam szkołę – przypomniałem jej.

- Jak będziesz wracał kup mi kilka…

- Mamo! - przerwałem jej i zalałem herbatę wodą.

- Co?! - warknęła. - Przecież muszę coś pić.

Odwróciłem się do niej gwałtownie i zaciskając dłonie na blacie, spojrzałem na nią wkurzony. Gorąca woda poparzyła mi dłoń, gdy odkładałem czajnik.

- To napij się wody lub herbaty albo kawy, jak normalna osoba – prawie warknąłem. Miałem już tego dosyć.

Zabrałem plecak i wyszedłem z domu słysząc za sobą krzyki matki, jakim to jestem beznadziejnym synem.

Zero śniadania, poranek do dupy… dzień nie zaczął się najlepiej, ale w sumie inne były zazwyczaj takie same.

Kiedyś chciałem ją ratować, ale po pewniej nieciekawej sytuacji, zrezygnowałem. Rozmawiałem z władzami, z psychologami i pedagogami, ale wszystko na marne. Matka była strasznie uparta, ale to chyba cecha każdego pijaka. Specjalnie wszystko udawała, a oni jej wierzyli.

Psycholodzy mówili, że to nic poważnego, że jej się to wszystko odwidzi (miałem wrażenie, że po prostu mnie zlewali), a gliny stwierdziły, że to nie ich problem, dopóki nie dojdzie do przemocy… Też mi pomoc. Mówili tak, jakieś trzy lata temu i do tej pory, jak widać, niewiele się zmieniło, bo tylko stan konta i ilość szklanych butelek na wysypisku śmieci.

To miasto było do dupy, ta szkoła była do dupy i wszystko inne też było do dupy. Mieszkali tam sami ignoranci, policja miała wszystkich gdzieś. Może po prostu źle to rozegrałem?

Miałem prawie osiemnaście lat i powinienem w końcu to wszystko ogarnąć!

Wszedłem do cukierni niedaleko domu i kupiłem dwa pączki, aby przez resztę dnia nie umierać z głodu, i kawę, aby jakoś przeżyć.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • SisterofBlood 10.02.2017
    Wyłapałam kilka błędów, najbardziej rzuciło mi się w oczy "puki". Tekst ogólnie jest dobry, choć trochę trudno uwierzyć, że nikt się tym nie przejął od tak dawna, szczególnie, że kiedy Eric chciał ratować matkę, zwracając się do różnych osób, był dzieckiem. Zazwyczaj takie dzieci umieszcza się w pogotowiu opiekuńczym, a później w rodzinie zastępczej lub domu dziecka :) Czekam na kolejny rozdział, a póki co 4
  • littlelies 10.02.2017
    Dzięki, już poprawiłam :)
  • Bartolomeo 10.02.2017
    Całkiem dobre (najlepsze jakie może nam wszystkim wyjść) podoba mi się konflikt pomiędzy synem pedantem - perfekcjonistą i matką typową "fleją" trochę zgrzyta fakt iż nikt się tym nie zajął ale to może być po prostu sytuacja w tym mieście. Jak dla mnie solidne 4. Czekam na dalszy rozdział ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania