Niepasujący element układanki - rodział I

Wszyscy traktują mnie jak rozpieszczoną gówniarę, która nie docenia tego, co dało jej życie. Najbardziej wkurza mnie, że najgłośniej krzyczą ci, którzy nie mają o mnie zielonego pojęcia. Owszem, z pozoru może się wydawać, że niczego w moim życiu nie brak. Jednak czy nikt nie wie, że pozory często mylą?

 

Pochodzę z zamożnej rodziny. Moi rodzice prowadzą firmę, której popularność stale rośnie. Dzięki temu mamy mnóstwo pieniędzy i stać nas praktycznie na wszystko, czego sobie zażyczymy. Nie, nie mówię tego żeby się pochwalić, bo uważam, że nie ma czym. Bynajmniej ja nie mam czym , bo to praca moich rodziców, nie moja. Poza tym uwierzcie, oni i tak wystarczająco wywyższają się swoimi osiągnięciami. Moje przechwałki naprawdę nie są potrzebne do kolekcji.

 

Tak jak wspominałam, pieniędzy nie brak, więc wiadomo - rodzice posyłają nas do prywatnych szkół i wkładają kupę forsy w naszą edukację. Zastanawiam się tylko... po co? Tyle samo nauczyłabym się w zwykłej szkole, a przy tym zaoszczędzilibyśmy pieniądze. Jestem pewna, że moi rodzice są tego samego zdania, ale ich potrzeba wyższości góruje i do udowadniania własnej wartości wykorzystują nawet dzieci.

 

No właśnie, warto wspomnieć, że nie jestem jedynaczką. Mam dwójkę starszego rodzeństwa - siostrę Kamilę i brata Kamila. Rodzice uwielbiają te zależności między imionami. Sami nazywają się Karol i Karolina. Mi natomiast nadali imię Aśka. Chyba nie planują więcej dzieci, skoro wybrali mi imię bez męskiego odpowiednika. I dobrze. Nie zniosłabym w domu więcej klonów moich wspaniałych rodziców... Kamil i Kamila to kompletni nudziarze! Siedzą przez cały czas w książkach, mają perfekcyjną średnią, stuprocentową frekwencję i wpadają w szał, kiedy zabraknie im chociażby jednego punktu na sprawdzianie, nawet jeśli nie zmienia to oceny. Ja rozumiem, że nauka jest ważna, no ale czy to nie jest przesada? Nauka nauką, ale trzeba mieć też czas, żeby żyć.

 

Jak już dało się zauważyć jestem jak element z innej układanki - kompletnie tu nie pasuje i nie ukrywam, rodzinka pokazuje mi to na każdym kroku. Podczas gdy oni wychodzą do restauracji ja zostaję w domu. Nie dlatego, że chcę (chociaż owszem, chcę) ale po prostu mnie o to nie pytają. Ja, w swoich czarnych glanach i gorsecie nie pasuje do obrazka eleganckiej rodzinki w sukniach i garniturach. No cóż...

 

No właśnie. Mój styl ubierania... Wszyscy patrzą na mnie sceptycznie. Starsze panie uważają mnie chyba nawet za jakąś satanistkę. Raz nawet znalazłam czosnek w swoim plecaku, ale to chyba sposób na wampiry. Nie wiem, nie znam się na tym, jakoś mnie to nie kręci. Niektóre zachowania ludzi mnie śmieszą, ale nie będę ukrywać, że częściej to wszystko po prostu mnie boli. Dlaczego, do cholery, oceniacie mnie po wyglądzie, nawet nie wiedząc, jaka jestem w środku? To co na zewnątrz niekoniecznie musi odzwierciedlać wnętrze.

 

Kiedyś taka nie byłam. Jeszcze dwa lata temu potrafiłam cieszyć się życiem. Nie nosiłam się na czarno, nie byłam wulgarna. Byłam zwykłą, choć trochę samotną dziewczynką. Jako, że brak towarzystwa zaczął mnie już przytłaczać postanowiłam znaleźć sobie kogoś, kto wypełni mój czas. No a gdzie kogoś takiego mogę znaleźć? Pierwszy pomysł mojego wybitnego mózgu (Boże, co ja miałam wtedy w głowie) to oczywiście internet. Weszłam na pierwsze lepsze forum... i tam spotkałam jego.

 

Przedstawił się jako Rafał. Mówił, że ma 18 lat. Ja wtedy miałam 15 i bardzo imponowało mi, że starszy chłopak się mną zainteresował. Pisaliśmy ze sobą przez dobry miesiąc i moje małe serduszko zaczęło coś czuć. Jeszcze nikt nie okazywał mi tyle czułości co on. Nikomu nie ufałam tak jak jemu... chociaż znałam go tylko przez ten cholerny chat. Pewnego dnia zaproponował mi spotkanie, a ja, naiwna, oczywiście z radością się zgodziłam. Nic nie podejrzewałam. Przecież to mój książę z bajki, no nie?

 

Umówiliśmy się na piątek. Spotkanie miało odbyć się w parku o 15:00. Jednak na godzinę przed spotkaniem dostałam od Rafała sms-a, że niestety, ale się nie wyrobi, lecz jeśli chcę, możemy spotkać się nieco później - o 20:00. To była trochę późna godzina, ale mimo tego się zgodziłam. Martwiłam się, ale nie o to, że coś mi się może stać, nie o to, że to podejrzane, ale o to, że rodzice zauważą moje spóźnienie.

 

O 19:45 zajęłam już miejsce na jednej z ławek. Było już dosyć ciemno a jedynym źródłem światła była uliczna lampa, która gasła co chwilę, aby zaraz znowu się zapalić. Dookoła nie było żadnej żywej duszy. Cała ta ciemność szybko zaczęła mnie przytłaczać. Dziecięca wyobraźnia zaczęła działać i obudził się we mnie strach. Bałam się tak bardzo, że postanowiłam przełożyć spotkanie. Postanowiłam napisać sms-a do mojego księcia, że spotkamy się innym razem. Kiedy nacisnęłam przycisk "wyślij" usłyszałam za sobą dźwięk komórki. W niedalekiej odległości ode mnie stał na oko 30-letni mężczyzna, który nie wyglądał zbyt przyjaźnie. W sekundę dotarło do mnie co się dzieje i zaczęłam uciekać. Biegłam ile sił w nogach. Kiedy się odwróciłam, widziałam, że podąża za mną i coś krzyczy, ale po dłuższym kawałku postanowił się poddać. Dobrze, że miałam tak dobrą kondycję. W końcu wbiegłam do domu i z płaczem rzuciłam się na łóżko. Myślałam o swojej nieodpowiedzialności, o tym co mogło się stać i o tym jak bardzo się zawiodłam. W końcu... moje małe serduszko chociaż na chwilę coś poczuło, było szczęśliwe... a to wszystko okazało się chorą obłudą. Tego dnia całkiem straciłam wiarę w ludzi.

 

Nikt nie wie o tym, co wtedy się stało. Rafał, czy jak mu tam na imię, nigdy więcej się ze mną nie kontaktował. Nie miałam powodu, żeby się bać, więc nikomu nie mówiłam. Nawet gdybym się bała, to i tak nikomu bym nie powiedziała... no bo kogo to obchodziło? Nie miałam przyjaciół, a rodzina najzwyczajniej w świecie się mną nie interesowała...

 

Można powiedzieć, że to był przełomowy dzień w moim życiu. Ścięłam włosy, wszystkie kolorowe ubrania spaliłam w piecu i zmieniłam je na moje ukochane, mroczne kolory. Zaczęłam też słuchać metalu. Po dłuższym czasie wróciłam do szperania w internecie. Nie pisałam już jednak na chatach, za to czytałam różne blogi. Trafiałam na ludzi podobnych do mnie, z tymi samymi problemami i jakoś raźniej mi było, bo wiedziałam, że nie jestem w tym sama.

 

Kiedy rodzice zauważyli moją przemianę przerazili się... Oczywiście nie interesowało ich, czym owa przemiana jest umotywowana... ważne było tylko to, co ludzie pomyślą. Wysłali mnie do psychologa, licząc, że on załatwi problem... Okazało się, że wizyty u niego tylko problemów przysporzą...

 

ciąg dalszy nastąpi...:)

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Karthus 29.04.2016
    Tytuł jakoś mnie tu przyciągnął. Opko fajne, choć nie w moim klimacie. Jak, jak już pewnie zauważyłaś po mojej serii, siedzę w fantastyce. Ale zajrzałem. Znalazłem jeden błąd. W pierwszym akapicie zrobiłaś "nie ma ją".- nie mają
    Akurat moja dziewczyna też jest gotką ale jej przemiana różni się od tej tutaj, którą opisałaś. Ogólnie bardzo dobrze i dośc szybko się czyta. Zostawie 5 ale nie wiem czy zajrzę do wszystkich części. Jak mówiłem, nie mój klimat.
  • Morittel 29.04.2016
    Jasne, rozumiem, każdy lubi co innego ;) Mimo tego wielkie dzięki, że zajrzałeś i dotrwałeś do końca pierwszej części :) A błąd już poprawiłam ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania