Poprzednie częściNo więc, gdzie teraz? - rozdział 1

No więc, gdzie teraz? - rozdział 14

Rozdział czternasty. Milioner, grubas z długim cygarem w gębie.

 

Obudził go ból głowy i ostre światło słoneczne oraz natarczywy dźwięk dzwonka telefonu. Zaspany spojrzał na wyświetlacz. Dzwonił szef.

- Halo. – Odezwał się zaspany.

- Co ty kurwa sobie śpisz tam? Do chuja kurwy jebanej w chuja jebanego. Zajebałeś transport. Chujasz się na jakimś wyjebanym promie całą zjebaną noc a do mnie wydzwania zajebany Klient ….

Rozłączył się. Nie miał ochoty słuchać tego dalej. Zrozumiał, co szef chciał powiedzieć i wiedział co ma zrobić.

Wysiadł z samochodu. Dzień był piękny, słońce na niebieskim niebie wysoko opromieniało pachnący las i wesoło szumiącą rzekę. Podszedł do krzaczka i zrobił siku. Potem rozejrzał się wokoło, ale nigdzie nie widział Kudłacza. Pomyślał, że może to i lepiej. Dalej pojedzie sam. Wsiadł do samochodu, spojrzał jeszcze w stronę ścieżki, która prowadziła do gospody, ale nie zobaczył tam nikogo. Włączył silnik, uruchomił nawigację wprowadzając adres rozładunku i ruszył w drogę. To znaczy, wrzucił bieg, zwolnił hamulec ręczny, a w chwili gdy spojrzał w lusterko aby powoli i ostrożnie wycofać samochód, otworzyły się drzwi pasażera i do środka wskoczył rozradowany Kudłacz.

- Ale noc bracie. Dawno tak nie posuwałem. Chyba się ożenię, daje słowo, brachu, chyba się z nią ożenię.

- Musimy jechać. – Rzekł zaspanym tonem Robert, po czym ponownie zwolnił hamulec i samochód najpierw pojechał kilka metrów do tyłu, a potem ruszył drogą do przodu. – Spojrzał jeszcze z obawą na celnika, ale ten tylko leniwie wskazał, że mogą jechać dalej.

- Bomba, dupa, i cipka jak pieprzyk, jak lawenda człowieku, stał mi przez całą noc. Nic mnie nie powstrzyma. Zakochałem się po uszy i przysięgam, że się z nią ożenię, na zawsze, całe życie …

Kudłacz pełen entuzjazmu i gorliwości do podjęcia nowego wyzwania w życiu i wprowadzenia w nim dużych zmian, nie przestawał gadać przez kilka godzin. Robert nie bardzo go słuchał. Przyjemne otumanienie, który zapewnił mu kac po pijackiej nocy, dał mu ten komfort, że bez większych problemów mógł się wyłączyć i nie słuchać trajkotania kolegi. Przez kilka godzin prowadził samochód, ale nie wypowiedział ani jednego słowa. W przeciwieństwie do Kudłacza, który ze szczegółami opowiadał wszystko, co przydarzyło mu się minionej nocy.

- Cholera, mieliśmy tam czekać na eksperta. – Rzekł nagle Robert, gdy przypomniał sobie, że przecież wczoraj wieczorem policjanci Bułgarscy zabronili im jechać, a rano miał być sprowadzony ekspert, który wypowie się w sprawie rośliny.

- Bracie, ale numer. – Rzekł podekscytowany Kudłacz. Jego okrągła brodata twarz była jeszcze bardziej radosna niż zazwyczaj. – Ale zawaliłeś, niezły numer. I co teraz?

- Nic. – Rzekł Robert, nawet nie zwalniając. – Zobaczymy na granicy bułgarsko greckiej. Jeśli nas przepuszczą, to wszystko dobrze.

- A jeśli nas nie przepuszczą, to wszystko źle. – Rzekł rozbawiony Kudłacz.

Przepuścili. Bułgarski celnik zażądał 20 euro. Robert nie bardzo zrozumiał za co, ale dał pieniądze i dalej pojechali już bez przeszkód. Na miejsce rozładunku, w Koryncie, dotarli następnego dnia rano.

- Bracie, jak ja się zakochałem. – Rzekł sennie Kudłacz, akurat gdy podjeżdżali pod bramę zakładu pracy, gdzie mieli zostawić ładunek.

Robert podszedł do stróżówki. Strażnik akurat zajadał się ciastkiem drożdżowym z marmoladą. Wziął do ręki dokumenty przewozowe, które podał mu Robert i obojętnym wzrokiem spojrzał na ich zawartość. Robert spytał czy zgadza się adres, no i gdzie powinien podjechać, aby zrzucić towar.

Strażnik jednak, o ile na początku zachowywał się obojętnie , wręcz rutynowo, już po kilkunastu sekundach wczytywania się w dokumenty znacznie się ożywił. Jego oczy nabrały blasku, spojrzenie intensywniało, aż w końcu przerażony, a może oczarowany, na pewno mocno podekscytowany spojrzał na Roberta, potem na samochód i nerwowo złapał za telefon. Pocierając palcami o słuchawkę, czekał aż odezwie się głos po drugiej stronie.

- Jest! – Krzyknął podekscytowany do słuchawki, a w oczach strażnika był już prawdziwy ogień. Potem powiedział do słuchawki jeszcze jakiś kod, coś w rodzaju WHH23GBO78HJ, po czym odłożył słuchawkę i kazał Robertowi jechać za nim.

Robert naturalnie zdziwiony nietypowym zachowaniem Greckiego pracownika posłusznie wykonał polecenie.

- Co on robi? – Spytał Kudłacz, widząc jak Grek biegnie przodem machając do Roberta, aby ten jechał samochodem za nim.

Biegł dobre dwieście metrów. W końcu dotarli do niebieskiej, duże j hali oznaczonej literą X. Robert tyłem podjechał do drzwi hangaru, które wskazał mu strażnik. Zaparkował i wyszedł z samochodu zakładając robocze rękawice. W tym momencie drzwi otworzyły się i ze środka wybiegło trzech mężczyzn. W środku, szybkim krokiem szedł najgrubszy z nich. Ubrany był w biały garnitur, w ustach trzymał niedawno zapalone, długie cygaro. Z entuzjazmem coś mówił do pozostałych dwóch mężczyzn. Wszyscy wyraźnie byli podekscytowani. Dwaj mężczyźni, którzy szli po bokach grubasa w białym garniturze, byli od niego niżsi, znacznie szczuplejsi, posłuszni i obydwaj trzymali w ręku teczki z dokumentami. Strażnik na widok postawnego mężczyzny w białym garniturze i cygarem w gębie, stanął na baczność i z przesadnym szacunkiem ukłonił się.

- Gdzie jest nasz cesarz! – Krzyczał radośnie grubas. Wyraźnie skierowane to było do Roberta, a cały entuzjazm mężczyzn spowodował przyjazd busa. – Królu otwieraj – Grubas z zachwytem poklepał samochód. – Wołajcie Jorgosa, niech natychmiast przyjeżdża tu ze swoją maszyną. - Jeden z dwóch chudych mężczyzn z teczką pod pachą błyskawicznie zawrócił, po to, aby po kilkunastu sekundach wrócić z dumną miną. Za nim jechał mężczyzna na wózku widłowym.

- Tyle lat oczekiwania, wyrzeczeń i jest! Fortunę oddałem za to, ale mam. – Krzyczał wesoło grubas, gdy Robert nie bardzo się śpiesząc otwierał tylnie drzwi w pace samochodu.

- Proszę bardzo, oto pańskie skrzynie. – Rzekł wesoło Robert, któremu po części udzielił się entuzjazm Greków, a nawet nie co mu imponowało, że witają go z taką radością. – Oto one, trzy, w nienaruszonym stanie. – Rzekł patrząc na grubasa. Ale pierwsze co zobaczył, to więdnącą radość greka i jego brwi, powoli marszczące się i zbliżające ku sobie. Szybko zrozumiał, że coś jest nie tak. I właśnie wtedy Robert przypomniał sobie, że przecież na granicy, policjanci bułgarscy, otwierali te skrzynie. A więc Grek jest nie zadowolony z tego, że ktoś ruszył jego własność. Pomyślał Robert. Niestety prawda okazała się gorsza. Zamiast trzech były tylko dwie skrzynie. Brakowało jednej, tej, w której była roślina.

- Gdzie jest moja yggdrasil? – Spytał, powoli podchodząc do Roberta, który widząc brak skrzyni i zgniecione cygaro w wielkiej pięści Greka, zrozumiał, że nie jest dobrze.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Kavita dwa lata temu
    Kurczę nie sądziłam, że roślinka okaże się yggdrasil. Ciekawe czy pozostałe będą takie same, a może każdy ma inną... Lecę dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania