Pokaż listęUkryj listę

Odmienni: Życie jako iluzja Wspomnienie 1 - Tęsknota

~~Wspomnienie pierwsze - Tęsknota~~

~~Rok 1870 poza murami~~

~~Godzina 2:15 czasu zimowego~~

~~Zamek Frigidus Snguis: Posiadłość rodziny Elswenvise~~

~~ Dwór zamku~~

 

Noc znowu zapadła. Za każdym razem oblewając całą tę ziemię swoim mrokiem, pokazując, czym tak naprawdę jest ten świat, kiedy gasną wszystkie światła. Gdy prawdziwa natura ludzi wychodzi na jaw. Nie wiem, ile to trwało. Nie wiem też, ile tutaj siedzę i obserwuję księżyc, który chyba też patrzy się na mnie. Nie odmierzam już czasu. Nie interesuje mnie on, a mimo to liczę każdą sekundę za każdym razem, gdy tutaj stoję. Nie interesuje mnie, co będzie dalej, a mimo to trzęsę się z trwogi na samą myśl o przyszłości. Tyle sprzeczności w mojej głowie, jak i wokoło mnie. Wbrew wszystkiemu, nadal stoję tutaj i patrzę na ten gnijący świat z zainteresowaniem, jakby, coś mnie do niego ciągnęło.

 

Jasne światło księżyca rozświetla lasy i łąki rozciągające się przed moimi oczami, zupełnie niczym słońce za dnia. Wysokie drzewa wyglądają teraz jak chropowaty dywan ułożony na gładkiej zieleni. Wszystko skąpane w przenikliwej purpurze aż po horyzonty świata. Czekam tutaj na coś, czego nawet nie rozumiem. Nie rozumiem, bo nie mam prawa rozumieć, mimo to czekam, patrząc na rzeki i jeziora przecinające te wielkie dywany. Nigdy nie umiałam oderwać oczu od tafli wody, która błyszczy jak liczne, małe gwiazdki. Jak lustro odbijające wszystko, co jest wokoło. Patrzę i czekam. Czekam na to, aż w końcu przyjdzie odpowiedź na moje pytanie, aż w końcu przyjdzie odpowiedź na moje modły. Nie przeszkadza mi teraz nawet chłód, który przenika moje ciało od czubka głowy aż po stopy. Nie potrafię się oderwać od tego i tak co noc, gdy świat naprawdę się budzi, ja jedynie mogę patrzeć. Obserwować wszystko i zapamiętywać.

 

Jak co noc widzę przechodzące koszmary, które nawet nie wyczuwają mojego wzroku, jak co noc, gdy słońce zachodzi, wszelkie życie chowa się do snu dokładnie w ten sam sposób. Rozpoznam każdego kupca, co wraz z liczną strażą przejeżdża tutaj, nawet nie zwracając uwagi na mój dom. Pamiętam, kiedy ktoś dostarczał jakąś ważną wiadomość, kiedy przejeżdżał wóz dostawczy, kiedy zabierano więźniów do miasta, kiedy po prostu przechodnie zgubili drogę. Pamiętam wszystko. Widzę wszystko.

 

Nawet jeśli wiem, że brak uwagi na mój dom jest najlepszym, co mnie spotyka. Ciągle czuję to coś, co dalej jeszcze żyje w moim sercu. Coś, czego nie umiem ujarzmić tak samo, jak inne moje uczucia. Czuję małą nadzieję, że jednak ktoś tutaj przyjdzie.

 

Rozmyślając tak, spoglądałam na świat, rozciągający się przede mną. Coś, czego nigdy nie mogłam dosięgnąć. Obserwując coś, czego nigdy nie posmakuję, nigdy w pełni nie poznam i nigdy nie pokocham. Nie umiałam jednak oderwać wzroku od jeszcze jednej rzeczy. Coś, co było dalej ode mnie. Moje łokcie, mimo że w grubym rękawie przymarzły prawie do zimnej ciemno-szarej balustrady, na której nie da się zliczyć wszystkich wzorów i figur. Przetarłam dłońmi po szronie, jaki pewnie zajął całe moje ubranie i westchnęłam, rozcierając wodę w palcach.

 

Ruszyłam wolno, uważając na to, by nie poplamić swojej sukni. Liczne kałuże na dziurawych brukach były jak małe lustra wzdłuż mojej drogi. Przyjrzałam się jak zawsze wielkiemu i staremu drzewu, które kiwało się niemrawo przed moimi oczami. Wiosną i latem okrywało mnie przed słońcem i dawało poczucie bezpieczeństwa, jednak teraz wygląda, jakby było martwe... Martwe, ale mimo to stoi i czeka na swój czas, kiedy całkiem wyschnie...

 

Spojrzałam w lewo, na nieskończenie długi mur naszego zamku. Wysoki do nieba, z wieżami podtrzymującymi gwiazdy, z niezliczoną ilością wielkich jak świat witraży, na których widniały rozmaite sceny. Rozumiem już, czym one są.

 

Każdy z nich pokazuje starca z siwą brodą i białymi szatami wędrującego przez dziką dolinę. Na niektórych jest sam, na innych towarzyszą mu ludzie lub wilk. Tam, gdzie są ludzie, idzie przed nimi, prowadzi ich i wskazuje drogę. Gdy idzie z wilkiem, pozwala zwierzęciu iść przodem.

 

Teraz wiem, że to jest ten cały Stwórca. Nosiciel losu wszystkich ludzi żyjących na ziemi. Mentor i obrońca. Nauczyciel i przyjaciel. Tak mówił mój ojciec. To ten starzec widnieje na ustach wszystkich w Covgun, to on przynosi złudną nadzieję.

 

Szłam długo, zwalniając czasem lub zatrzymując się na pewien czas, jakbym skamieniała.

 

Klękłam mimo tego, że nie powinnam. "Moja czerwona suknia się zniszczy, no i dziewczyna nie powinna tak robić ", tak uczył mnie tata, ale serce kazało mi tak zrobić. Klęczałam więc w ciszy, skupiając się na tym, jak wiatr rozwiewa mi włosy i muska policzki.

 

Teraz jestem i czekam razem z tobą. Jedyną osobą, która pozostała blisko mojego serca, albo raczej... Ty czekasz na mnie.

 

Złożyłam ręce przy piersi, zaciskając palce tak, jak to kazał ten cały Stwórca. Robiłam to wiele razy, ale mimo to... Czułam, jak moje serce przyśpiesza za każdym razem, jak zaczynałam tę samą linię słów.

 

Ile czasu minęło, nie wiem. Klęczę tutaj w tym wietrze i chłodzie w bezruchu, oczekując, nie wiadomo czego. Mimo to nie żałowałam tego. W końcu ty też byś tak zrobił. Zawsze rozmawialiśmy wieczorami o wszystkim. Czy radość, czy smutek nigdy mnie nie zostawiłeś. Nawet jak poznałeś prawdę, nawet jak zobaczyłeś na własne oczy to, czym się stałam, zostałeś przy mnie, więc jak mogłabym teraz zostawić ciebie.

 

Po moich policzkach płynęły łzy. Nawet nie zorientowałam się, kiedy zaczęłam płakać. Podniosłam wzrok na mały trawnik, gdzie latem kwitną niebieskie róże. Na dwa drzewa, które zakrywały wszystko swoimi koronami, drzewa, które zimą spały razem ze światem. Na pomnik Córy Stworzyciela, która trzymała dłonie tak jak ja i patrzyła na ziemię ze spokojem i troską. To wszystko było tak piękne...

 

Uniosłam w końcu wzrok na kamienną płytę ze znakiem litery T pośrodku, który wystawał w górę i kończył się z dwóch stron kolcami. Na różę kwitnącą pośrodku, która rozrastała się po ramionach. Oraz na napis:

 

„Linford Dawn Elswenvise

 

żył w latach 1755 - 1770

 

Patrz na jego duszę,

 

ty, który prowadzisz nas w nieznane"

 

Zawsze jak to czytam, ściska mnie w środku. Tyle lat minęło, a ja dalej nie potrafię się opanować. Dzieckiem jestem... Wszakże wiem już, że życie jest bezsensownym upływem lat. Wszyscy umrzemy, a mimo to walczymy o każdy dzień życia, jakby śmierć miała dzięki temu nigdy nie nadejść...

 

Podniosłam się z kolan i spojrzałam ostatni raz na zaszroniony grób, na którym leżał wydziobany i stary miś. Patrzyłam się tak przez chwilę i ruszyłam w stronę drzwi głównych do zamku. Wielkiej fortecy, która jest teraz moim więzieniem.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania