Opowieści z Siwatry - Człowiek o czarnych oczach

Pierwsze promienie słońca delikatnie muskały kołdrę mgły okrywającą zaspane wzgórza. Ciepło i wilgoć niosły aromaty rozmarynu, liści laurowych i igieł cedrów, które gęsto porastały postrzępione zbocza. Strumień szumiał cicho, przeciskając się pomiędzy obrośniętymi mchem skałami.

Poranne ocieplenie zbudziło drozda, który strzepnąwszy z piórek resztki snu, wyruszył na codzienną podróż w poszukiwaniu pożywienia oraz materiałów do ocieplenia małego gniazdka między gałęziami starej leszczyny. Zima była jeszcze daleko lecz przezorny ptaszek ani myślał zwlekać.

Rytunowy zwiad niewielkiego rewiru upłynąłby bez zakłóceń, gdyby nie smużka dymu, którego szara wstęga przecinała błękit nieba. Drozd zaświergotał z niepokojem i puścił się w kierunku potencjalnego pożaru. Na szczęście dym unosił się z dogasającego ogniska, ułożonego konarami ogromnego cedru. Ptak odetchnął z ulgą, jednak nie wrócił do oblatywania swojego terenu. Ludzie rzadko zapuszczali się w te strony, a ptasia staranność ustępowała tylko ptasiej ciekawości.

Drozd przycupnął na gałęzi drzewa i wytężył bystry wzrok. Kilka metrów pod nim, oparty o pień siedział osobliwy, nawet jak na człowieka, samiec. Długie, ciemne włosy miał zaczesane do tyłu. Ramiona okrywał mu płaszcz, mieniący się w świetle odcieniami szkarłatu i antracytu. Czarna kamizelka układała się na białej koszuli z fantazyjnym żabotem pod szyją. Nogawki połatanych spodni były wsunięte w skórzane trzewiki z klamerkami. Podwinięte rękawy odsłaniały szczupłe przedramiona i dłonie w czarnych rękawiczkach. Osobnik oparł o kolano niewielki notes i skrobał w nim...

Drozd zaświergotał trwożnie, widząc duże, granatowe pióro w chudych palcach człowieka. Ku jego przerażeniu, zabójca ptaków spojrzał prosto na niego zupełnie czarnymi oczami, przypominającymi jaskinie w białych stokach gór. Skrzydlaty malec nie mógł się poruszyć, sparaliżowany okropnym widokiem. Człowiek wykrzywił twarz i sięgnął po coś przy swojej nodze. Drozd zamknął oczka i pomyślał, że mógł zignorować dym, albo zobaczywszy ognisko spokojnie odlecieć. Tymczasem przez głupią ciekawość już nigdy nie wróci do gniazdka na starej leszczynie.

Śmierć nie nadeszła jednak. Rozległ się tylko melodyjny świergot, gdzieś z dołu. Ptaszek spojrzał pod siebie i zobaczył, że człowiek, włożywszy do ust źdźbło trawy, wydobywał z siebie całkiem przyzwoite trele. Drozd zaćwierkał raz i drugi, próbując poinstruować samca i dać mu do zrozumienia, że z odrobiną ćwiczeń będzie mógł starać się o dobrą samicę. Po chwili wspólnego śpiewu ptak odleciał. Po drodze długo myślał o tym, że ludzie są jeszcze dziwniejsi niż przypuszczał, i że najlepiej zostawić ich w spokoju.

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Nefer 30.09.2019
    Lubię fantasy, więc zajrzałem do Twojego powiadania. Dobrze napisane od strony językowej, plastyczne opisy, staranna korekta. To plusy, w tekście brakuje jednak akcji czy chociażby zawiązania fabuły. Jak na pierwszy odcinek większej całości to błąd, moim zdaniem. W jaki sposób zamierzasz bowiem zaciekawić czytelników i zachęcić ich do dalszej lektury, skoro nic się właściwie nie dzieje? Jeżeli zamierzasz ruszyć z fabuła w kolejnej części, to może nie było sensu wydzielać tej pierwszej?
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania