Poprzednie częściPani Zuzia 1

Pani Zuzia 2

- tego czasu Julka przestała wyczekiwać powrotów męża. Jak przychodził na czas, wszystko było na skinienie, jak nie – to nie zastawał jej w domu.

Gdy jechał gdzieś obsługiwać imprezę – ona jechała do matki, albo do teściów. Rodzice stali murem za synową. Nie umiał tak żyć: żona powinna czekać - stęskniona, cicha i pokorna. Dostrzegł, że mu się wszystko rozłazi, że traci kontakt z najbliższymi.

- Pod koniec lata rodzice stwierdzili z zadowoleniem, że synowa poweselała, pięknie się opaliła i troszkę przytyła; często też razem z Andrzejem przyjeżdżali do mamy. Przy którejś wizycie syn oświadczył, że zmienia pracę. Otwierają wielki magazyn spożywczy, będą potrzebni magazynierzy z uprawnieniami na wózki widłowe. Już odbył rozmowę wstępną.

- – No, chyba żeśmy wygrali z diabelskimi pokusami – stwierdziła pani Zuzia. Jesienią Julka wyraźnie się zaokrągliła – była w ciąży!

- – A jak nam się synuś teraz rozbryka? – niepokoił się pan Rysiu.

- – Wiesz, jak jest powiedziane w Piśmie Świętym, że jak prosisz o chleb, to Pan ci nie da kamienia. Nie martw się będzie dobrze – uspakajała męża pani Zuzia.

- Przed samym Bożym Narodzeniem przyjechała przyjaciółka pani Zuzi z wiadomością, że jej córka poleci na święta do Anglii do brata; może zabrać paczkę dla Tomka. Naszykowali smakołyków szczęśliwi, że choć tak będą razem świętować. I tu pani Zuzia stwierdziła, że ma dosyć zabiegania o sprawy dzieci, teraz czas odsapnąć. Najlepiej, niech każdy świętuje u siebie. Nikogo nie zapraszamy! No i całe pół dnia było spokoju. Po obiedzie pod dom podjechała taksówka , a z niej wysiadła młodsza córka Wiesia ze swym pięcioletnim synkiem. Przy powitaniu rozpłakała się tak, ze pani Zuzia zamarła z przerażenia.

- – Matko Najświętsza, coś z Krzysiem?

- - Nic mu nie jest, ale nie wiem czy jeszcze do niego wrócę!- odrzekła i pobiegła do łazienki. Dziadkowie delikatnie wypytywali wnuczka co się stało.

- – Mama nakrzyczała na tatę, bo leżał na kanapie i nie miał kapci, tylko kozaczki.

- – A czemu nie zdjął tych kozaczków? – drążył dziadek.

- – No bo zaraz znowu musiał wyjść.

- – Znaczy, pokłócili się? – No. – odrzekło dziecko, a dziadkowie popatrzyli po sobie i pokręcili głowami.

- Wiesia – córeczka taty, najzdolniejsza z dzieci, ukończyła studia ekonomiczne. Z wielkiej miłości, na trzecim roku wyszła

- za mąż za Krzysia, przyszłego farmaceutę. Razem postanowili, że osiądą w Katowicach w wielkim mieszkaniu babci Krzysia. Po jej śmierci, zostali jego właścicielami.

Powodziło im się bardzo dobrze; do rodziców zaglądali przeważnie wracając znad morza. No chyba, że w danym roku wypoczywali za granicą. Krótko mówiąc Wiesia żyła własnym życiem, nie szukając kontaktu z rodzeństwem.

- Ojcu jakoś nie smakowała kolacja , wziął Dawida i poszli oglądać film. Mama przyglądała się córce; modna fryzura, bluzka elegancka ze sporym dekoltem, ale spodnie trochę wyplamione. A mały ma rajtuzki z dziurami na palcach. Wszystko to razem nie podobało się pani Zuzi, słuchała jednakże cierpliwie narzekań Wiesi na nieróbstwo męża, na krętactwa wspólnika, z którym prowadzi aptekę, na coraz niższe dochody i tak dalej i dalej. Nazajutrz Wiesia spała prawie do obiadu, później zabawiła w sklepie, Pod wieczór poszła z synkiem na sanki. A gdy szykowała sobie kanapki, by zasiąść przed telewizorem , mama zapytała nieco obcesowo.

- – Słuchaj no kochanie, czy ty zapomniałaś, że za dwa dni Wigilia, może byś mi trochę pomogła?! Przyszła do kuchni, ale była tak nadęta i niemiła, że pani Zuzia podziękowała jej za pomoc.

- Wcześnie rano przyszła do kuchni i od progu zaczęła żale, że się nie wyspała, że przyjechała odpocząć, a tu tak się ją traktuje, jak obcą, że nie tego się spodziewała...

Pani Zuzia też miała oczy podkrążone z niewyspania, kazała córce siadać, sama siadła naprzeciwko i odrzekła:

- – Dziecko, jesteś u nas dwa dni, czy w tym czasie popatrzyłaś na mnie , albo na ojca z uwagą? Czy zapytałaś; Jak się czujesz , mamo, jak twoje zdrowie tato? Albo, co tam u Basi, co u chłpaków? Nic z tych rzeczy, od rana do wieczora masz pretensje do całego świata, że się nie chce kręcić wokół ciebie...

- Wiesia zerwała się z krzesła i z głośnym szlochaniem pobiegła do swego pokoju. Przyszedł zaniepokojony ojciec, a widząc żonę bardzo energicznie przesuwającą garnki na kuchni, tylko westchnął .

- - No, pogubiło się to nasze dziecko w wielkim świecie, całkiem, jak nie nasza córka.

- Od rana sypał śnieg, trwały ostatnie przygotowania do Świąt, ale w przygnębiającej ciszy, w milczeniu. Wiesia trzymała się z daleka od mamy; poszła z ojcem odśnieżać, później szkowali zapas jedzenia dla krowy i świniaków. Dawid wolał siedzieć w cieple, ale nie był zbyt rozmowny.. Po południu córka wprost miejsca sobie nie mogła znaleźć, wciąż spoglądała na milczący telefon, wyglądała przez okno; mrok gęstniał, śnieg sypał, nigdzie żywej duszy.

- – Pogadaj z nią, pociesz, przyjechała taki świat drogi do rodziców i co, na samą udrękę? – szeptał pan Rysiu, gdy córki nie było w pobliżu.

- - Nie! Nawarzyła sobie piwa, niech go pije. Idź i pocieszaj, jak chcesz. Ja wolę się pomodlić, żeby szczęśliwie dojechał, o ile jedzie.

- Krzątali się do późna, niby nie czekając, wszyscy jednak nasłuchiwali. Pokładli się, lecz tylko Dawid zasnął. Dawno wybiła północ, wokół głucha cisza. Pan Rysio szepnął:

- – Śpij Zuza, przecież nie jest głupi, by się pchać w taką zadymkę, jutro przyjedzie.

- Najpierw zatańczyły światła na firanach, później odezwały się psy. Przywarli do okna i widzieli, jak córka biegnie w ojca filcakach i samej pidżamie do samochodu, jak Krzysio otula ją swoim płaszczem i czym prędzej niesie do domu. Słyszeli, jak zięć nosi torby, jak się krzątają w kuchni. Udawali, że śpią i faktycznie - ucieszeni , uspokojeni wkrótce posnęli.

- Nim pani Zuzia wróciła od porannych obrządków, zięć rozpalił pod blachą i przygotował cały stos smakowitych kanapek na śniadanie dla rodziny. Jego dobroduszna twarz, okrągła sylwetka zawsze wzbudzała sympatię teściowej – teraz wyściskała go i wycałowała za wszystkie czasy.

Jakże przyjemnie było przygotowywać z nim Wigilię! Czy to sprawianie ryby, czy zagniatanie ciasta na pierogi, czy przebieranie suszonych owoców na kompot – wszystko szło mu , jakby nic innego w życiu nie robił – lekko, z humorem; prawie nie patrzył na swoje ręce. Inna rzecz, że Dawid mu dzielnie we wszystkim pomagał. Przy tym rozmawiał i w skupieniu słuchał, co mówią teściowie.

Najpierw jednakże przepraszał, że w pośpiechu, przed wyjazdem nie doładował komórki.

- – Niepotrzebnie się Wiesiulka denerwowała. A ona i bez tego ma dosyć. Od kiedy jest przy tych funduszach unijnych, ma urwanie głowy. Ileż ona musi się naczytać, douczać, żeby wszystko było, jak oni wymagają. Mieliśmy zaplanowany wypad w góry, ale z forsą trochę krucho, złościła się, ale cóż - też bym chciał.. Kiedyś na naszej ulicy było dwie apteki, teraz jest pięć, niestety obroty spadły.

- Zastanawiali się, co Basia postanowiła, bo śnieg wciąż sypał ; a samochód mieli byle jaki.

- – O wilku mowa, właśnie przyjechali - zameldował tato.

Wobec tego mama oddała dowodzenie przygotowaniami córkom i poszli z ojcem myć się i przebierać do kolacji. Później siedzieli sobie w pokoju wyświeżeni, świątecznie ubrani i mieli chwilę wytchnienia. Patrzyli , jak Boguś z Angeliką na rękach zwołuje dzieci i idzie do obórki, do zwierzaków, słuchali wesołych rozmów córek; żartów, śmiechów Krzyśka. Pachniała choinka, pachniały ciasta w kredensie.

- – Ach mój Boże, jak tu było wczoraj, a jak jest dzisiaj – westchnęła uśmiechnięta pani Zuzia.

- – Tak to można świętować – dodał pan Rysio – a oczy miał pełne łez, choć to jeszcze nie był ten najważniejszy moment.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • A cóż to za zapis?
  • Maria Bodnar 18.12.2018
    Dziękuję za komentarze. Postaram się podciągnąć w przyszłym roku. Serdecznie pozdrawiam i życzę wszystkiego naj!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania