Poprzednie częściPanie, oto ja! Dziecię twoje! cz. 1
Pokaż listęUkryj listę

Panie, oto ja! Dziecię twoje! cz. 2. (ostatnia)

- Diable! Odejdź! Nie ma tu dla ciebie miejsca! My, dzieci boże, jesteśmy chronieni przez silną rękę naszego pana! Jego zastępy anielskie zstąpią z nieba, by wygnać cię do piekła, z którego pochodzisz. Odejdź Szatanie! Odejdź! Jako sługa boży, nakazuję ci! Odejdź! – grzmiał proboszcz.

 

Mężczyzna lekko przechylił głowę, nie spuszczając oczy z duchownego. Białko w jego oczach już nie było widoczne. Tylko świecąca tęczówka w otoczeniu zakrzepłej krwi.

 

- Diable? – zapytał cicho.

 

Jedna z kobiet zaczęła głośno krzyczeć, wskazując palcem ołtarz. Ksiądz odwrócił się i zaniemówił, a jego serce dobijało się do wewnętrznej ściany klatki piersiowej, błagając o wypuszczenie. Figury świętych spływały delikatnymi strużkami krwi. Kamienne twarze płakały szkarłatnymi łzami.

 

- Ale to niemożliwe… - jęknął starzec.

 

Był mądrym człowiek, który wiele w życiu widział. Trafił do tej miejscowości trzydzieści lat wcześniej i kochał to miejsce. Dbał o swoją małą trzódkę i czuł się za nich odpowiedzialny. Nagle jego oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej. Strumienie krwi łączyły się w nietypowy sposób, tworząc węża, który poruszał się zgodnie z ruchem krwawych ścieżek. Studiował wiele lat w stolicy i rozpoznał ten symbol. Przerażało go to, ponieważ nie spodziewał się czegoś takiego. Powoli odwrócił się w stronę przerażonych wiernych. Dostrzegł, że wszystkie obrazy, figury, płaskorzeźby, wszędzie pojawiły się krwawe łzy. Lęk wśród jego parafian, zduszone krzyki, wieczna chęć ucieczki, doprowadzały go do rozpaczy, tak bardzo chciał ich uratować.

 

- Panie, daj mi silę… – szepnął.

 

Jego uszy zranił potworny dźwięk tarcia drewnem o drewno. Proboszcz spojrzał na ścianę, gdzie wisiał dębowy krzyż. Chrześcijański symbol drgnął, po czym powoli zaczął się obracać. Zatrzymał się w momencie, gdy zawisł odwrotnie, a po chwili spadł ze ściany. Kapłan głęboko odetchnął, powstrzymując przerażenie, po czym spojrzał na chłopaka, który stał bliżej niż poprzednio.

 

- Kłamco nad kłamcami! Nie ulęknę się twej grozy, nie ugnę się przed tobą! Jestem silny w woli mego pana! Odejdź!

 

- Tak! Nie masz czego szukać w domu naszego pana, Jezusa Chrystusa! Precz Szatanie! – krzyknął mężczyzna w pierwszym rzędzie.

 

Młodzieniec gwałtownie się odwrócił. Powoli zaczął otwierać usta, coraz szerzej i szerzej. W końcu skóra napięła się do granic wytrzymałości, aż pękła, rozrywając się jak papier. Ten, który krzyknął spojrzał w czarną gardziel pełną ostrych zębów. Szary jęzor, przypominający kawałek zgniłego ciała, wił się, wypełzając z cuchnącej jamy, kierując się w stronę przerażonego rolnika, który padł na ławkę, zalewając się łzami.

 

- Zostaw go! – krzyknął ksiądz – Wrytra!!!

 

Opętany powoli się odwrócił. Zamknął szczęki, ale szerokie pęknięcia, z których spływała ciepła krew pozostały, zdobiąc upiorną twarz.

 

- Zrozumiałeś, klecho! – syknął tubalnym głosem. Dźwięk ten, przypominała wołanie grobu, jakby ziemia cmentarna skrzypiała mu między zębami – Szatan!? Błagam! Ta tchórzliwa gnida nie ma żadnej mocy! Ja jestem najsilniejszym z Asurów! Moim przeciwnikiem jest Indra! Król bogów! Maruci są moimi sługami…

 

- A teraz jesteś w domu jedynego boga, pogańska istoto!

 

- Kogo? Jego? – Wskazał Figurę na krzyżu – Nie boję się - splunął.

 

Proboszcz chciał odpowiedzieć, ale w tym samym czasie krzyż przy ołtarzu drgnął. Wielkie gwoździe, raniące kończyny Chrystusa, zaczęły powoli wysuwać się z głębi drewna. Wzdrygnął się, gdy pierwsza, żelazna igła uderzyła o ziemię. Chwilę później kolejna i kolejna. Zapadła, niczym niezmącona, cisza. Mężczyzna się uśmiechnął, a wtedy posąg Jezusa odczepił się od krzyża i roztrzaskał na podłodze kościoła. Ksiądz oprzytomniał, chwycił flakon z wodą święconą i wylał na demona, który stał już kilka kroków od ołtarza. Oblany nie zareagował. Jego skóra zaskwierczała, po czym zaczęła łuszczyć się i odpadać całymi płatami, odsłaniając czerwień mięśni i ścięgien. Nie musiał się już uśmiechać. Zniknęła warga, dlatego dziąsła i zęby były odsłonięte z lewej strony, ukazując wieczny, ironiczny półuśmiech. Ksiądz uniósł złoty krzyż, wymierzając w to, co już nie wyglądało jak człowiek.

 

- Jesteś demonem obcej religii! Nie należysz do tego świata i nie należysz do istnień rzeczywistych. Jesteś wytworem wyobraźni! Zgiń! Przepadnij! Pan jest ze mną i to on przemawia przeze mnie. Ci ludzie są jego dziećmi i kocha ich miłością boską! Nikt z nas nie ucierpi, gdy wiara nasza pozostanie niezachwiana.

 

- Mam inne zdanie – Wskazał kowala.

 

- Czego chcesz!?

 

- আপনার মৃত্যু! – krzyknął, a jego oczy rozżarzyły się jeszcze bardziej. Rany zapłonęły żywym ogniem, jakby płomienie trawiły jego wnętrze.

 

Proboszcz lekko zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, co to a język.

 

- Kematian Anda! अपनी मौत!

 

- Czego chcesz!? – ryknął starzec – Nakazuję ci w imię pana, Jezusa Chrystusa, ojca jego i samego Ducha Świętego! Nakazuję ci powiedzieć, czego chcesz!?

 

- WASZEJ ŚMIERCI!!! – zaniósł się krzykiem, wspomaganym przez tysiące, wewnętrznych gardeł. Dźwięk ten ranił uszy, wrzynając się w mózg, jakby w głowach parafian eksplodował granat pełen szkła i każdy z okruchów zaczął penetrować ich umysły.

 

Duchowny zrobił krok w tył i wtedy krzyż, trzymany w jego dłoniach, zapłonął. Upuścił go z głośnym krzykiem, ale jego liturgiczna szata zdążyła się zająć. Przerażony zaczął ją z siebie ściągać. W końcu się od niej uwolnił, stojąc w ciemnych spodniach od garnituru i podkoszulku, czuł, że jego serce może więcej nie wytrzymać. Zdeptał lśniący materiał, zduszając płomienie. Odwrócił się i stanął twarzą w twarz z opętanym mężczyzną. Kapłan nie zdążył zareagować. Został złapany za gardło i patrząc w ohydną zieleń lśniących oczu, czekał aż rozszerzająca się gardziel w końcu się zbliży. Przy odległości kilku centymetrów, obleśny jęzor znów się wysunął. Łzy popłynęły po zniszczonej twarzy starca. Po chwili padł na kolana, zanosząc się kaszlem, a młodzieniec podszedł do ołtarza, po czym na nim usiadł. Zalał go chór lamentu wiernych, co pieściło jego uszy. Proboszcz nagle wstał i ruszył w stronę wyjścia z kościoła.

 

- Co ksiądz robi!? Musi nas ksiądz obronić! – krzyknęła jedna z kobiet.

 

Duchowny zdrętwiał na dźwięk tych słów. Stał przez chwilę nieruchomo, po czym zerwał z siebie podkoszulek. Podbiegł do ołtarza, rzucił się na kolana i chwycił gwóźdź, który przybijał figurę Jezusa do krzyża. Żelazo drżało w jego dłoni, a zasnute mgłą oczy wlepione były w demona. Nagle ostry koniec przebił skórę na klatce piersiowej. Nie krzyczał, nie wydawał żadnych dźwięków, choć krew zalewała jego ciało. Wyciął sobie symbol Wrytry, wielkiego węża. Kawałki powłoki ludzkiej zwisały z krawędzi szkarłatnego obrazu. Opętany zeskoczył z ołtarza i podszedł do okaleczonego. Położył mu dłoń na głowie i lekko się uśmiechnął.

 

- To już, moje dziecko!

 

Starzec przeszył serce długim gwoździem. Zachłysnął się powietrzem, po czym runął na plecy. Płonący krzyż zaraził już ogniem chodnik w pobliżu ołtarza i pierwsze deski ścian. Ludzie rzucili się do ucieczki, widząc, że ich ostatnia nadzieja padła. Dziesiątki dłoni uderzały o powierzchnię potężnych drzwi, ale te stały nieugięte, całkowicie niewzruszone ich strachem. Demon spokojnie podszedł do zdobionego krzesła, na którym zwykle siadał prowadzący mszę, po czym powoli na nim usiadł. Nad jego poranioną głową pojawiła się czarna aureola, kpina z wszechobecnych, płaczących krwawymi łzami, świętych. Błyszczące oczy obserwowały rozprzestrzeniający się ogień, który powoli zbliżał się do spanikowanych wiernych. Oparł łokcie na podłokietnikach, założył nogę na nogę i splótł palce.

 

- Panie, oto ja! Dziecię twoje!

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Olga Undomiel 05.02.2016
    Boże! Masz wielki talent! Błagam na kolanach o następne części.
  • Chris 05.02.2016
    Dziękuję bardzo! Po takich słowach chce się pisać więcej i więcej.
  • Olga Undomiel 05.02.2016
    Zapraszam na moje opowiadania: Moje przygody w Śródziemiu. Jestem nastolatką więc nie bądź zbyt krytyczny
  • Chris 05.02.2016
    Zajrzę jak tylko bede miał chwilę.
  • Angela 05.02.2016
    Szczerze, to nawet nie wiem co napisać. Tekst mnie poraził, sparaliżował. 5
  • Chris 05.02.2016
    Tak miało być Angela, tak miało być :)
  • Rasia 28.03.2016
    "nie spuszczając oczy z duchownego" - oczu*
    "Dbał o swoją małą trzódkę i czuł się za nich odpowiedzialny" - nią*
    "- Panie, daj mi silę… - siłę*
    "który krzyknął spojrzał" - przecinek po "krzyknął"
    "z których spływała ciepła krew pozostały" - po "krew"
    "Wskazał Figurę na krzyżu" - kropka
    "- Mam inne zdanie" - kropka
    "czekał aż rozszerzająca się gardziel w końcu się zbliży" - przecinek po "czekał"
    Bardzo ciekawe zakończenie. Fajnie wyszło to dwuczęściowe opowiadanie, podoba mi się, choć tematyka jest taka raczej nietypowa. Zostawiam 5 :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania