Poprzednie częściPełnia mocy (1)

Pełnia mocy (2)

Vilczur

Kamiennym mostem maszerował niewielki oddział ludzi, pod czarnymi sztandarami z księżycem. W krzakach przy rzece czarny wilk poprawił swoją pozycję i napiął mięśnie. Gdy przed nim przechodził dowódca, wilk skoczył na jego pierś i rozszarpał mu gardło. Potem przeskoczył na dwóch ludzi idących dalej i zostawił ich dogorywających. W trakcie skoku zdołał zmienić się w człowieka i wąskim mieczem odciął rękę następnemu człowiekowi. Kolejny zdołał wyjąć miecz , ale nie na wiele się to zdało, ponieważ Vilczur uniknął ciosu i zadał swój, śmiertelnie go raniąc. Wyszczerzył zęby i zaczął przeszukiwać trupy. Wydobywszy zza kurty jednego z nich sakiewkę złota uśmiechnął się jeszcze szerzej. Dowódcy odebrał złoty sztylet i dwa noże do rzucania. Nic innego nie wzbudziło jego zainteresowania. Pogwizdując wszedł do lasu i odwiązał niewielkiego siwego ogierka i wskoczył na jego grzbiet. Oddalił się od miejsca zbrodni powolnym kłusem.

Na pierwszy rzut oka, oczy Vilczura mogły wydawać się zwyczajnie błękitne lub nawet szare. Jednak Vilczur był bratem spadkobiercy wilczego tronu i jego oczy zawsze zdradzały jego tożsamość. Były ciemnobłękitne z wieloma odcieniami, ale to srebrne pierścienie otaczające tęczówki nadawały jego spojrzeniom lodowaty wygląd. Vilczur jednak nie lubił swoich oczu. Kiedyś był z nich dumny, ale teraz został tylko żal.

Vilczur w świecie żywych miał dwójkę rodzeństwa. Lunę, która została wiedźmą oraz Caerusa, najpotężniejszą istotę świata, który przemierzał świat ze swoją drużyną Wielką Czwórką. A on był tylko Vilczurem. I to mu pasowało.

Whisky przejechał przez most, stukając podkowami. Vilczur skrócił wodze i za mostem skierował się na zachód. Wraz ze swoim wiernym wierzchowcem znajdował się na Sokolej Wyspie, jednej z dzikich krain. Od kiedy jego brat stracił tron pięćset lat temu, a królowie i królowe wysp przegrali swoje wojny, na ich tronach zasiadali okrutni ludzie, władający demonami. A Vilczur im to rządzenie utrudniał. Na horyzoncie zamajaczyły mu się postacie.

-Stać! –krzyknął mężczyzna jadący na czele dwudziestu ludzi. –Imię i służba.

-Nazywam się Vlor. Jestem najemnikiem.

-Co robi najemnik na takiej biednej i plugawej wyspie jak ta?

-Szuka szczęścia. A właściwie statków na inne wyspy. Może nawet wrócę do ludzkich krain, na Pośrednią Wyspę?

-Przepuszczę cię dalej tylko jeżeli oddasz nam ten piękny sztylet ze złota.

-Nie wiedziałem, że żyjecie ze straszenia ludzi. A już na pewno nie z obrabowywania.

-Czyli mało o nas wiesz obdartusie. Dawaj sztylet i zmiataj.

Vilczur zamiast tego spojrzał mu w oczy. Mężczyzna zachłysnął się i wyciągnął miecz.

-Te oczy –powiedział Vilczur –to moja odpowiedź. Na tym świecie istnieje jeszcze trzeci wilk.

Nie miał jednak ochoty na kolejne zabijanie. Odwrócił konia i pogalopował z powrotem drogą, którą przybył.

Lysa

Dziewczyna siedziała na skraju jaskini i wystawiała twarz na chłodny deszcz. Istota siedziała przy ogniu, a jej ogromny koń skubał trawę na zewnątrz jaskini.

-Nie jest ci gorąco w tym płaszczu? –spytała niewinnie Lysa – przecież i tak masz mnie w swoich okropnych łapskach, więc nikomu nie powiem jak wyglądasz.

-W sumie masz rację.

Dziewczyna zamrugała. Oczywiście nie miała szans na ucieczkę, ale jej głowa wypełniała się pomysłami. Teraz jednak skupiła się na istocie, która odłożyła łuk trzymany na kolanach i zdjęła kaptur. Lysa z trudem powstrzymała okrzyk zaskoczenia. Pod kapturem zobaczyła najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek widziała. Bez wątpienia była to kobieta, a nawet dziewczyna. Po twarzy można było sądzić, że ma dwadzieścia lat albo i mniej. Miała ogromne niebiesko-srebrne oczy i lśniące, czarne jak noc włosy. Do tego złocista skóra i parę blizn na twarzy.

-I na co się gapisz? –warknęła kobieta –aż taka brzydka jestem?

-Nieprawda –powiedziała Lysa.

Spojrzenie kobiety złagodniało. Rzuciła na nią okiem i powiedziała:

-Domyślasz się, że nie jestem człowiekiem, prawda?

-Jakim zwierzęciem?

-Wilk. Wilk czarny jak noc. Dawno już nim nie byłam. A może nigdy. Może nigdy nie nauczę się jak być wilkiem. Może już jestem wiedźmą?

-Nazywasz się Luna. Luna Roth.

-Zgadłaś –uśmiechnęła się kobieta.

-Powinnam do ciebie mówić wasza książęca mość?

-Tron mojego brata jest we wrogich rękach od pięciuset lat. Jeżeli kiedykolwiek byłam księżniczką, to teraz na pewno nią nie jestem.

Lysa umilkła. Zadziwiająca była jej reakcja na to, że siedzi przy jednej z najpotężniejszych wojowniczek świata. Właściwie to zero reakcji.

-Zawsze chciałam usłyszeć opowieści o Dzikich Krainach, ale wieśniacy są zbyt strachliwi na takie opowiadania.

-Opowiem ci o mojej rodzinie, nie o moim domu. Nie chcę go sobie przypominać.

-Ale przecież twoja rodzina też nie żyje, prawda?

-Tak, ale lubię ich wspominać –powiedziała Luna – zawsze byłam trochę dzika i nieprzewidywalna. Jako najstarsza córka powinnam być urodzoną damą, ale chyba mi to nie wychodziło, w przeciwieństwie do mojej młodszej siostrzyczki, Saliy. Ona uwielbiała kolorowe piękne stroje, a ja skórzaną kurtę i pas na sztylety. Jej nieodłącznym towarzyszem był młody lord Errik, z którym miała być poślubiona, jak tylko osiągnie pełnoletniość. Ja prowadzałam się z łukiem i nożami. Natomiast…

-Wybacz, że ci przerwę, ale opowiadasz o swojej rodzinie jak o zwykłych ludziach. Przecież jesteście zwierzętami.

Luna parsknęła śmiechem i zaczęła mówić z powrotem.

-Nigdy nie zapomnieliśmy być wilkami. Możemy przyodziewać ludzkie skóry, mieszkać w zamkach i zachowywać się jak ludzie, ale w głębi duszy jesteśmy zwierzętami. I naprawdę… naprawdę niewiele brakuje, aby uwolnić z nas pierwotne bestie. Mam mówić dalej?

Lysa skinęła głową.

-Ja miałam należeć jako żona do Ashlacka, następcy lwiego tronu. Jest przyjacielem Caerusa, mojego starszego brata. Gdy go poznałam strzeliłam go w twarz i przyłożyłam nóż do gardła. Nie zgodziłam się na zaręczyny, więc zostały zerwane.

-Zaraz, co? Jak to zostały przerwane?

-Normalnie. Jesteśmy wolnymi istotami i kobiety zawsze decydują, czy chcą za kogoś wyjść czy nie. Zresztą, my zawieramy małżeństwa tylko jako ludzie. Jako zwierzęta tworzymy więzi godowe.

Lysa chciała zadać kolejne pytanie, ale uprzedziła ją Luna podnosząc dłoń i węsząc w powietrzu.

-Znaleźli nas. Przyprowadź Banderę.

Lysa zerwała się z błyskawicznie i wyszła na ulewę. Chwyciła konia za skórzany kantar i wciągnęła do jaskini. Luna wepchnęła jej w ręce skórzaną torbę i narzuciła siodło na grzbiet klaczy. Ściągnęła kantar z jej łba i założyła ogłowie.

-W torbie masz pieniądze, jedzenie i wino. Kieruj się na zachód, zjedź z gór. A potem do Allsportu. Wejdź na prom i płyń na Pośrednią Wyspę. Ruszaj!

Uderzyła otwartą dłonią w zad konia. Lysa z trudem utrzymała się w siodle. Bandera pogalopowała w dół zbocza, wyrzucając za siebie ziemię spod kopyt. Lysa nie odważyła się odwrócić za siebie, ale słyszała świst wypuszczonych przez Lunę strzał. Miała nadzieję, że przeżyje.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania