Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Piekielne drzwi - II - Wspomnienie
Trzy miesiące wcześniej
Przed niektórymi rzeczami nie da się uciec. Ta myśl kołatała mu po głowie, odbijając się wewnątrz czaszki niczym piłeczka kauczukowa.
– Mój łeb. Morgan, masz coś przeciwbólowego? – zapytał z grymasem mężczyzna. Człowiek siedzący naprzeciw obracał w dłoniach wielobarwną kostkę.
– Nie próbuj wymigiwać się od roboty – odpowiedział zmęczony.
– I mówi to osoba, która od czterech godzin próbuje ułożyć kostkę Telana? Nadmienię, że bezskutecznie.
– Bardzo zabawne. Najtrudniejsza zagadka w dziejach historii ludzkości. Mówi ci to coś?
– Mówi, że marnujesz czas na głupoty.
Czarnoskóry mężczyzna westchnął wyraźnie zrezygnowany. Podniósł nogi ze stołu i chwycił za płaszcz będący nieopodal.
– Łap! – Zamyślony mężczyzna w ostatniej chwili otworzył oczy. Impuls poszedł natychmiastowo do dłoni, która w ostatniej chwili złapała strzykawkę zanim wpadła do kosza na śmieci.
– Co tu jest? – Robert nie patrząc na rozmówce puknął dwoma palcami w szkiełko. Regulował mechanizm umieszczony na jego karku. Koła zębate, płytki funkcyjne. Odblokował kanał dostępu i wbił w niego igłę. Substancja poszybowała żylną autostradą.
– Malanina – Oczy mężczyzny zaszkliły się.
– Lubisz się ostro bawić, co?
– Sam rozumiesz – wzruszył ramionami.
– Doskonale – rozumieli się bez słów. Morgan zapalił papierosa.
– Ból zniknie a w jego miejscu pojawi się ekscytacja i podniecenie – powiedział odkładając kostkę na biurko.
Malanina nie była nielegalna. Nie zmienia to faktu, że wielu chciało ją taką uczynić. Uzależniała, uzależniała szybko i ostro. Pod jej wpływem człowiek nie czuł bólu, nie czuł dyskomfortu ani żadnych granic. Dzięki niej zdarzył się niejeden wypadek. Nie były to miłe wypadki, jak je lubią nazywać błazny z telewizji. John Ross, Bob Berne. Idioci na chorągiewkach.
Protesty przeciwko malaninie ciągnęły się od miesięcy. Każdy wie jak się skończą. Drobne ustępstwa, polityczne gierki. Kolejny ruch na szachownicy podłego życia.
– Czas się zbierać. Mamy zlecenie – widząc upojonego euforią detektywa mężczyzna przewrócił oczyma.
– Zbudź się. Pojedziemy do Zwycięskiej Alei, do klubu nocnego.
– Mamy dzień. – oczy Roberta była pokryte karmazynową mgiełką. Wzrok Morali.
– Skoncentruj się. Nie jedziemy się zabawić a przepytać paru ludzi. Chcę to załatwić zanim zrobi się tłoczno. Poza tym, minie trochę czasu zanim tam dotrzemy. Wstąpimy do burgerowni.
– Mi weź z tuńczykiem. – Morgan patrzył z dezaprobatą. Wyszli razem.
Obecnie
Zabawne. Przekraczanie Progu wywołuje w człowieku wspomnienia. Ważne i mniej ważne. Dla Roberta Valsama, zawodowego detektywa, dzień sprzed trzech mięsięcy był zwyczajnym dniem pracy. Gdyby nie mały szczegół. W tym dnu zginął Morgan Valina wprowadzając w ruch śnieżną kulę konsekwencji, która doprowadziła detektywa do miejsca w, którym się znalazł i, z którego nie ma powrotu.
Co jest gorsze? Stęchlizna krwi czy zapach żywego ognia? O ile nie uczestniczysz w misteriach heretyków oba zwiastują tragedię. Nie ważne jak silny jesteś, jak bardzo jesteś niewrażliwy na ból po solidnej dawce malaniny, to i tak kiedy połamią ci kręgosłup, nie będziesz w stanie się podnieść. Czy twój kręgosłup faktycznie został strzaskany? Czujesz igły wbijające się w nerwy. Żałośnie kwiliwisz z bólu.
Jak się nazywasz? Robert Valsam. Robert pierdolony Valsam. Detektyw. Ojciec. Mąż. Eks-mąż, jeśli mam być precyzyjny. Co się stało? Wybuch miniaturowego ładunku umieszczonego pod barem wystarczy, by cię pokonać? I ty chcesz rzucać wyzwanie Ciemności? Masz czelność wchodzić do Korytarza? Spółkować z Cieniami? Mówić otwarcie o Tyglu? Jesteś żałosny. Minęło parę minut odkąd przeszedł przez Piekielne Drzwi. Odrzucił kapelusz i przerzedził włosy. Wypadły dwie garście. Postarzał się o kilka lat.
– Korytarz. Inaczej to sobie wyobrażałem. Cieniu, możesz zlokalizować Kokpit? – długa chwila ciszy. Ściany zdają się poruszać. Pęcznieć. Migotać.
– Cieniu…
Przepraszam, to niełatwe. Cały czas próbuje niwelować zgubne działanie Korytarza.
– Na niewiele się to zda.
Ostrzegałam cię. Idź naprzód. I pod żadnym pozorem nie dotykaj ścian!
Ściany. Nie potrafił ich w pełni dostrzec. Ciemne jak bezgwiezdna noc. I…chropowate? Coś pełzło po ich powierzchni.
– Brrr…Idź naprzód. Nie patrz na ściany – mówił do siebie.
Robert, jak się czujesz?
– Źle. Zaraz zwymiotuję. Mam przywidzenia. Zdaje mi się, że…że widzę coś co wyłania się ze ścian. Szlag by to. – wewnętrznym okiem spostrzegł jak Cień spuściła oczy, ściągnęła wargi i odwróciła oczy.
Posłuchaj mnie. Wiesz kim jest Skarabeusz?
– W-wiem.
Poluje na każdego kto porusza się Korytarzem. Przed tymi ścianami mogę cię uratować. Przed nim nie dam rady.
– Rozumiem. – powiedział mężczyzna wbijając igłę w kark. Malanina zmieszana z ekkalą. Zwiększona koncentracja, niewrażliwość na ból, hormony determinacji.
Wkrótce przyjdzie. Czuję to. On…deprawuje Korytarz. Robert spuścił głowę.
– W taki razie musimy się spieszyć. Ile zostało drogi do Drugich Drzwi?
Zapomniałeś gdzie się znajdujemy.
Detektyw i Cień przechodząc przez drzwi znaleźli się w Korytarzu. Miejscu, które istniało poza Sferą, poza znanym światem. Drzwi do Międzysfery – rzeczywistości naginającej wszelkie prawa fizyki i czasu. Miejsce narodzin cieni, abominacji i błogosławieństw. Miejsce Wiecznego Polowania. Wszystko było tu inne, i nieprawdopodobnie bardziej niebezpieczne. Niewielu wiedziało o jego istnieniu. Jeszcze mniej odważyło się szukać przejścia i zapuścić we wrogie rejony. Tych ostatnich czekała obietnica nagrody, potęgi. Ryzyko cierpień i śmierci. Dawno zapomnianych wspomnień. Traumy rozsadzającej ich jestestwo od środka. Niezależnie od ryzyka, od bólu, kolejni zdesperowani łowcy przygód dotykali kuszących drzwi. A po dotknięciu…bio-chemiczne przekaźniki informacji przeskakiwały w ich wnętrzu czyniąc w tożsamości duszy wzór, który pozwoli im przedzierać się przez mglisty szlam Ciemności. Wzór, który da sygnał istotom czającym się w cieniu, że oto ofiara wpadła w zasadzkę. Mucha trafiła w sieć. Robert Valsam odwrócił głowę, kiedy usłyszał szelest płaszczu. Zaczął uciekać widząc mężczyznę w metalicznej masce spod, której spozierało wiercące spojrzenie. Błękit w błękit. Skarabeusz nadszedł, a polowanie właśnie się rozpoczęło.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania