Poprzednie częściPrzeklęta - 00 | Ktoś, kto rozumie

Przeklęta - 08 | Ochrona

- Słucham? – jęknęłam ze zgrozą, czując, jak wargi zaczynają mi drżeć. – Jak to: zniknął? Przecież sam powiedziałeś, że wybrał bycie duchem przyziemnym! Przyziemnym, czyli przy ziemi! – Zamachałam gwałtownie rękoma. – Nie mógł zniknąć i latać sobie gdzieś w przestworzach!

- Dopiero co ci powiedziałem, że nie ma jasno ustalonych reguł. – Adam uniósł ręce do góry, jakby się bronił. – Ja też tego nie rozumiem, ale fakt pozostaje faktem: twojego taty nie ma z nami.

- Więc musimy znaleźć jakiś sposób, żeby go znaleźć! – fuknęłam. – Jak możesz sobie tu stać i mówić o tym jak o normalnej sprawie, kiedy tylko marnujemy czas, w którym moglibyśmy go znaleźć!

- Powtórzyłaś „znaleźć” trzy razy – odparł chłodno Adam. – Przede wszystkim musisz się uspokoić. Zaboli cię to, co zaraz powiem – dodał. – Ale twój tata i tak już nie żyje. To, że zagubił się jako duch jest sprawą drugoplanową.

- A co jest pierwszą? – burknęłam, usilnie starając się nie rozpłakać.

- Musimy przedyskutować opcje, które mamy i za wszelką cenę cię ochronić przed tamtymi bydlakami.

- Och, super – rzuciłam. – Mam najprostszą opcję: oddać się im i niech wydobędą ze mnie tego Gordona. Będzie po sprawie.

- Po sprawie? – parsknął Adam i rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie. – I co, myślisz, że jak oddasz się dobrowolnie w ich ręce i faktycznie dostaną to, co chcą, to potem puszczą cię wolno? Dadzą ci kwiatki w podziękowaniu i odprowadzą do domu? – Walnął pięścią w ścianę groty, która zadygotała. Patrzyłam na niego spłoszonym wzrokiem. – Zabiją cię, Leslie, i mogę się założyć, że to nie będzie delikatna śmierć. Raczej długa i bardzo bolesna.

- No cóż, wtedy przynajmniej spotkam tatę! – zawołałam, po czym przypomniałam sobie, co przed chwilą usłyszałam. – To znaczy, jak tylko się odnajdzie – dodałam i nagle zakręciło mi się w głowie. Byłam wykończona, a kolejne informacje rodem z kosmosu wcale mi nie pomagały. Pociągnęłam nosem. Raz, potem drugi. – Pewnie nie masz tu chusteczek, co?

- Musisz się wziąć w garść i być silna, jeśli nie chcesz przegrać.

- A może ja chcę przegrać? – załkałam. Zakryłam twarz dłońmi. – Od miesiąca nic innego nie robię, tylko przegrywam. Chcę tylko, żeby moje życie znowu było normalne. Chcę mieć oboje rodziców i znowu znać definicję czegoś takiego jak szczęście. Nie chcę tu być – załkałam. – Nie chcę tego wszystkiego.

Adam westchnął, ale po chwili poczułam, jak oplatają mnie jego ramiona. Znów poczułam ten zimny, elektryzujący dotyk – jakby przepływały przeze mnie prądy. Nagle poczułam się silniejsza. Zdrowsza. Tak jakbym nagle ozdrowiała po długiej chorobie. Dotknęłam twarzy, na której jeszcze przed chwilą były łzy; teraz kompletnie wyschły. Nagle nie czułam się już zmęczona. Spojrzałam zdumiona na Adama, który odsunął się ode mnie z uśmiechem.

- Jak to zrobiłeś? – spytałam zdziwionym głosem.

- Tchnąłem w ciebie nieco woli życia – powiedział beztrosko.

- Och, super – mruknęłam. Wola życia – jak to dziwacznie brzmiało. – No cóż, dziękuję.

Nagle coś przyszło mi do głowy.

- Tchnąłeś we mnie wolę życia – powtórzyłam. – A mógłbyś ją też… hm… zabrać?

- To nie moja specjalność – powiedział, patrząc na mnie uważnie. – Do czego zmierzasz?

- Zastanawiam się… jak Diana została zabita – powiedziałam krótko. Adam spochmurniał.

- Ten duch w nią wniknął, tak?

- Tak – potwierdziłam. – I… zabrał…?

- Tak, zabrał jej wolę życia – Adam wyglądał na zniesmaczonego. – A żeby było jeszcze fajniej… oczywiście w ich mniemaniu… podejrzewam, że rozerwał jej narządy wewnętrzne. To spowodowało ten krwotok. Pokazał, co potrafi – ciągnął z obrzydzeniem.

- Czyli złe duchy mogą ot tak, zabrać z kogoś chęć do życia? – szepnęłam.

- No cóż, i tak za wiele jej w tobie nie ma, jeśli akurat postanowią wstąpić w twoje ciało – mruknął Adam, przyglądając się swoim dłoniom. – Ale jeśli będą mieli kaprys, żeby zabić cię od razu… to nic na to nie poradzisz.

- Jason powiedział, że nie mógł mnie wtedy znaleźć – powiedziałam nagle. – Dlaczego?

- Bo oni nie chcieli, by ktokolwiek cię widział – Adam spojrzał na mnie poważnie. - Pewnego razu mogą tego nie chcieć o sekundę za długo – dodał z naciskiem, a ja zamarłam. – Dlatego musimy zastanowić się, co robić dalej, aby tego uniknąć.

- My? – mruknęłam. – Czemu akurat my?

- Ponieważ wybrano mnie, abym cię chronił.

- Dlaczego akurat ty? – mruknęłam znowu, podnosząc na niego niechętny wzrok. Wyglądał na zirytowanego.

- Coś ci się nie podoba?

- Jesteś czasem nieco niemiły – wytknęłam mu, a on zmarszczył brwi.

- A ty strasznie nerwowa.

- Dziwisz mi się? – burknęłam. – Sam do spokojnych nie należysz.

- Hej, obrażasz zmarłego – wytknął mi.

- Mhm, spójrz na siebie i sprawdź, czy faktycznie umarłeś, bo ja mam co do tego poważne wątpliwości.

Adam westchnął głęboko.

- Możemy już?

- No dobra – burknęłam. – Lepiej coś wymyśl, bo jak stąd wyjdę, to znowu będę na każdym kroku umierać ze strachu.

- Lepiej nie umieraj. Moim zadaniem jest utrzymać cię przy życiu.

- To powodzenia – westchnęłam. – Ja to robię od miesiąca i średnio mi idzie.

***

Adam pomógł mi się wydostać z bazy. Wyszedł ze mną i odprowadził mnie aż pod dom Jasona. Słowo „odprowadził” było bardzo nieadekwatne w tej sytuacji, ale nie mogłam znaleźć na to lepszego określenia. Zaczynało świtać. Z Adamem u boku tak bardzo się nie bałam, ale wiedziałam, że nie mógł wszędzie ze mną chodzić. Kazał mi jak najczęściej myśleć o rzeczach szczęśliwych, na przykład wspominać czasy, gdy tata jeszcze żył oraz jak najczęściej przebywać z Jasonem.

- Wtedy będziesz silniejsza psychicznie – wytłumaczył mi. – I twój opór nie osłabnie tak szybko.

- A może masz tę swoją wolę życia w słoikach, co? Mógłbyś mi dać kilka i byłoby dużo łatwiej – zaproponowałam. Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

- Och, jasne, bo przecież handel wolą życia w słoikach to normalka – stwierdził sucho. – Skup się na pozytywnym myśleniu, wtedy nie będzie im tak łatwo cię dorwać.

- Myślisz, że mnie zabiją? – szepnęłam.

Adam zamilkł na chwilę.

- Nie wiem – odpowiedział cicho. – Sądzę, że nie zrobią ci nic poważniejszego. Są święcie przekonani, że jest w tobie dusza Gordona. Jeśli cię zabiją, sami sobie wyrządzą krzywdę.

Musiał dostrzec na mojej twarzy ulgę, bo dodał ostro:

- Co nie oznacza, że nie musisz uważać. Nie zabiją cię, ale będą chcieli cię zranić. Mogą cię straszyć, torturować psychicznie, mogą zmusić siły przyrody, by działały przeciwko tobie. Mogą wstąpić w ciała ludzi, którzy są ci bliscy i mogą cię skrzywdzić poprzez nich – mówił, a mnie na nowo ogarnął strach. – Zawsze musisz być czujna.

- Wielkie dzięki za tę motywacyjną gadkę – burknęłam. – No dobrze, mam uważać, ale… co dalej? Czegoś mi nie mówisz – zauważyłam. – Musimy zdobyć sztylet, prawda?

- Mniejsza o to. – Próbował się odsunąć, ale chwyciłam go za ramię.

- Wcale nie mniejsza! Skoro on potrafi wysyłać duchy do piekła, musimy go mieć! Muszę znaleźć tatę – powiedziałam z naciskiem, patrząc prosto w brązowe oczy Adama. Był w nich jakiś ciepły blask. – Musisz coś o tym wiedzieć. Musi być jakiś sposób, żeby go znaleźć.

Adam nie odpowiadał, ale w końcu westchnął pod naporem mojego spojrzenia.

- Jest sposób, ale niebezpieczny.

- Chrzanię niebezpieczeństwo! – zawołałam natychmiast. – Jestem w niebezpieczeństwie cały czas. Powiedz mi!

Znowu westchnął, po czym powiedział od niechcenia:

- Musisz wejść w jego umysł.

- Że co? – żachnęłam się. – Odstaw lepiej ten handel słoikami z wolą życia, bo ci odbija.

Rzucił mi ostre spojrzenie.

- Chcesz wiedzieć, czy nie?

- Mów – skapitulowałam.

- Szukamy go, wchodząc do jego umysłu, ale nie udaje się to nam. Pewnie dlatego, że jesteśmy z nim za mało związani. Nic nie widzimy, nic nie słyszymy, jest cisza. Coś nas blokuje – mówił Adam, a ja chłonęłam każde z jego nieprawdopodobnych słów. – Być może tobie by się to udało. W końcu jesteś jego córką. Kto inny może być z nim bardziej związany?

- Super! W takim razie naucz mnie, jak wchodzić do umysłu i mamy z górki – stwierdziłam pogodnie. Adam sposępniał. – Co znowu? – zirytowałam się.

- To nie jest takie proste. Wymaga ogromnej koncentracji, siły i energii. Jeśli tego spróbujesz, będziesz osłabiona i podatna na atak. Wtedy tamci mogą cię porwać, a ty nie będziesz miała siły się bronić – powiedział gorzko Adam. – A właśnie do tego próbujemy nie dopuścić.

Mój umysł szaleńczo kalkulował, jak wybrnąć z tej sytuacji.

- No to ty mi pomożesz – powiedziałam po chwili. – Będziesz przy mnie razem ze swoimi słoikami z wolą życia.

- W tym problem – żeby to zrobić, musisz być sama. Nie może być przy tobie żadnego dobrego ducha, bo inaczej nastąpi zakłócenie energii i nigdy nie znajdziesz taty.

Westchnęłam z irytacją. To robiło się coraz gorsze.

- Ok, trudno, będę sama. Powiedz mi, jak to zrobić.

- Nie powiem ci, bo to zrobisz i te bydlaki cię przetrącą na swoją stronę – Adam spojrzał na mnie gniewnie.

- Trzeba wymyślić im jakąś nazwę – zasugerowałam. – Głupio tak ciągle o nich mówić „złe duchy”.

- Przecież powiedziałem „bydlaki”.

- To jeszcze gorzej.

- Pomyślę nad tym – westchnął Adam. – A ty pamiętaj, o czym ci mówiłem.

- Poczekaj! Co z moją mamą i Jasonem? – spytałam w panice, bo dopiero sobie uświadomiłam, kto jeszcze może paść celem złych mocy. – Trzeba ich jakoś chronić, a przecież nie powiem im, żeby myśleli pozytywnie, bo wyda im się to idiotyczne.

- Racja. – Adam skinął głową. – Wyślę kogoś, by nad nimi czuwali.

- Tylko w jakiejś normalnej postaci, dobra? – spytałam ze strachem. – Nie chcę, żeby umierali ze strachu.

- Na szczęście potrafimy też stać się niewidzialni – Adam uśmiechnął się lekko. – Natura jest jakże szczodrobliwa dla nas, duchów.

- Hm, a nie możecie mnie też ochraniać? – spytałam niewinnie.

- Oczywiście, że możemy, ale biorąc pod uwagę to, jak bardzo chcą cię wykończyć, nie odwalimy całej roboty za ciebie – odparł lekko. – Ale będziemy się starać. – Mówiąc to, pstryknął palcami i nagle coś z powietrza spadło na jego dłoń. Chwycił moją rękę i wsunął mi w nią jakiś mały przedmiot. – Masz. Dzięki temu zawsze będziesz mogła mnie wezwać, gdziekolwiek będziesz.

Spojrzałam na swoją dłoń i z zaskoczeniem przyglądałam się malutkiej, złotej podkowie.

- Podkowa? – spytałam, podnosząc wzrok na Adama. – Czemu akurat podkowa?

Wzruszył ramionami.

- Za życia uwielbiałem jeździć konno. Teraz podkowa to mój atrybut w duchowym życiu.

- Och, jak to mnie podkręca – stwierdziłam ironicznie. – Proszę, powiedz jeszcze raz: „za życia”.

- Nie wolno nabijać się z duchów – zwrócił mi uwagę, po czym zszedł ze schodków. – Muszę już iść. Uważaj na siebie.

- Czekaj! – zawołałam. – Powiedz mi, jak mam odnaleźć…

W jednej sekundzie się rozpłynął.

- …tatę – dokończyłam z goryczą w głosie. Wcisnęłam podkowę do kieszeni i zakradłam się z powrotem do domu Jasona. Zaczynałam z powrotem być zmęczona, ale wiedziałam, że i tak nie zasnę. Otworzyłam drzwi od pokoju Jasona i z ulgą odnotowałam, że się nie obudził, ale był też cały i zdrowy. Zdjęłam z siebie ubrania, które wcześniej ubrałam i położyłam się obok Jasona na łóżku, tak jakbym wcale z niego nie wstawała. Nie obudził się, ale nagle jego ręka przesunęła się na moje biodra i przyciągnęła mnie bliżej siebie. W duchu rozczuliłam się nad tym gestem… ale miałam parę spraw do przemyślenia.

Podsumowując: Adam był dobrym duchem, którego wyznaczono do opieki nade mną, ponieważ jakaś banda złych duchów postanowiła zemścić się na mnie, jako że rzekomo tkwiła we mnie dusza ich przywódcy. Mój tata był zamieszany w tę całą duchową sprawę, ponieważ celowo wybrał swoją dalszą „drogę” podczas śmierci; był też w posiadaniu sztyletu, który miał moc usuwania złych duchów z ziemi i wtrącania ich nieodwołalnie do piekła. To ułatwiłoby sprawę, jednak zarówno tata, jak i sztylet zniknęli. Mogłam odnaleźć tatę, ale to naraziłoby mnie na mocne osłabienie, podczas którego złe duchy mogłyby mnie porwać, wydusić ze mnie duszę Gordona – jeżeli faktycznie ona we mnie była – a potem zabić. Tego stanowczo było za dużo na moją biedną głowę.

Pomyślałam, że Adam zachowywał się trochę idiotycznie. Miałam się bronić przed złymi duchami, ale… co dalej? To nie mogło trwać w nieskończoność. Musieliśmy mieć plan. Kluczem do tego był sztylet i mój tata. Czułam, że on by wiedział, co robić. Musiałam go odnaleźć. Musiałam przycisnąć Adama, by powiedział mi, jak mam to zrobić. To wszystko było dziwne, nierealne, przerażające, ale nie mogłam dopuścić do tego, by ktoś jeszcze zginął przez to, że odmówiłam współpracy z duchami. Jeśli ktoś już musi zginąć, tą osobą będę ja.

Potem pomyślałam o Adamie. Gdy już przekonałam się, że nic mi przy nim nie grozi, zaczęłam patrzeć na niego inaczej. Gdy tylko przybierał ludzką postać – a nie tę przerażającą, która emanowała światłem i sprawiała, że serce podchodziło mi do gardła – był bardzo przystojnym chłopakiem, jednak nie to nagle mnie zmartwiło. Choć często mnie irytował, przy nim byłam… po prostu inna. Żartowałam, byłam sarkastyczna, ponosiły mnie też emocje – krzyczałam, walczyłam o swoje, byłam zdeterminowana, by wiedzieć więcej… zupełnie jak nie ja. Przez ostatni miesiąc byłam markotna, płaczliwa, obojętna na wszystko. Przy nim się zmieniałam. To pewnie dlatego, że jako jedyny wprowadzał mnie do dotąd nieznanego mi świata. Ale… czy na pewno tylko dlatego? Spojrzałam na śpiącego obok Jasona i nagle poczułam się winna. Winna, że przy nieżyjącym od dziesięciu lat chłopaku byłam taką wersją siebie, jakiej Jason nigdy nie widział.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (17)

  • Kociara 09.10.2016
    Ej przesada, żeby tak się zakochać w duchu? Serioo?! Nie przesadzaj Candy. Dobra, dawaj mi akcje i krew XDD, ja to jestem zmienna XDD. Oczywiście super hiper bla bla bla piąteczka ❤️❤️❤️❤️❤️
  • candy 09.10.2016
    Ej, tu nikt nie mówi o zakochaniu! Broń Boże :D nie wyciągajmy pochopnych wniosków :3 haha , dziękuję ❤️❤️
  • Kociara 09.10.2016
    candy ale tak to wygląda kobieto XD, jakby zaczynała się zakochywać w duchu xD
  • candy 09.10.2016
    Kociara kobieto, nie, nie :D jest inna, ale kocha tylko J :D
  • Kociara 09.10.2016
    candy no mam nadzieję :D idę spać dobranoc ❤️
  • candy 09.10.2016
    Kociara dobranoc ❤️
  • Freya 09.10.2016
    No, ale ten Adam, to jest jakiś taki pikuś tylko. Ona powinna się zakręcić, za jakimś kierownikiem tego całego interesu. Znaleźć go i teges, a jak nie, to w ryja... Ta fabuła stała się nagle bardzo złożona i widać, że to nie będzie koniec tych zakrętasów. Nawywijałaś i będziesz się z tym męczyć. Jest coś takiego schematycznego, że to tzw. dobro, to zawsze takie ślamazarne. Kurde, przydałoby się, ażeby Les posiadała też jakieś zdolności, no chyba, że ta podkowa to będzie miała turbodoładowanie. Na razie "ciemniaki" są debeściaki na topie, a "ziemniaki" bee i nie bardzo widać happy. Rozwiązaniem będzie prawdopodobnie kompromis między stronami, jak zwykle. Niewątpliwie dziewczyna potrzebuje silnego sojusznika, który będzie miał pomysła... kurde. ;-)
  • candy 10.10.2016
    Haha :D nawywijam jeszcze bardziej :) rozwaliłaś mnie tym turbodoładowaniem :D wszystko się okaże :)
  • Julsia 10.10.2016
    Super! <3 jak zawsze :D nie mam za dużo do pisania, bo wszystko mi się tak podoba *,* no nic, 5 :D
  • candy 10.10.2016
    Dziękuję <33
  • Moim zdaniem, czuła się inaczej, bo tchnął w nią wolę życia xd czekam ja wybuchy i pościgi :D
  • candy 10.10.2016
    Ok, odezwałaś się :D też mogłoby być tak, ale nie. Haha, przyjęłam ;D
  • Frodo Baggins 10.10.2016
    Jak zawsze świetnie. 5
  • candy 10.10.2016
    Dziękuję bardzo :)
  • KarolWes 11.10.2016
    Jest świetnie. Osobiście uważam, że przyjacielski duch w którym jest się zakochanym to nic złego. I podoba mi się czarno humorystyczna kłótnia z duchem. Po prostu genialna, a przynajmniej ja to tak odbieram. Ode mnie wpadła piątka.
  • candy 11.10.2016
    Nie jest w nim zakochana :) może to tak wygląda, ale spieszę z wyjaśnieniem, że choć przy nim jest inna, to nie czuje do niego tego, co mogłoby się zdawać. Dziękuję bardzo :)
  • Paradise 01.10.2017
    Albo coś mi umknęło albo nie wiem. Skąd wiemy, że sztylet zniknął? Nikt nie sprawdzał w sypialni czy go nie ma, czy może sprawdzały duchy? Adam taki trochę anioł stróż :D zostawiam 5 i czytam dalej :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania