Przeznaczenie - Bunt Rozdział I

- Panienko? Pora wstać.

Anari leniwie otwiera oczy i podnosi się z poduszki. Na całe szczęście zdążyła wrócić do swojej komnaty, zdjąć ubranie, schować je do szafy i położyć się do łoża. Jednak, miało to miejsce około 2 godzin temu.

- Witaj Felicjo.

Felicja opiekuje się białowłosą od urodzenia. Jej rodzina od pokoleń służy wampirom. Mimo, że dziewczyna gardzi nimi, to darzy starszą kobietę szacunkiem. Jest dla niej jak matka.

- Dlaczego mnie obudziłaś tak wcześnie? – wstaje i się przeciąga.

- Cóż… - podaje jej ubranie. – Dostałam rozkaz od Raziela. Od wieczora jest bardzo podburzony.

Po usłyszeniu tego imienia, w jej żyłach gotuje się krew i z pośpiechem zakłada tunikę i spodnie w kolorze czerwonego wina.

Raziel jest najstarszym porucznikiem i prawą ręką Kaina. Została ona przydzielona do jego klanu z nadzieją, że utemperuje on jej zachowanie. Jak na razie, bez skutku. Swoją upartością doprowadza go do szału, co bardzo ją śmieszy.

- Co znowu, panu marudnemu, nie pasuje? – pyta z pogardą.

- Wczoraj przyszedł do twojego pokoju i cię nie zastał. Jego złość można było usłyszeć w całym budynku.

- Jego złość dorównuje mu w sile i głupocie. – podśmiewa się.

- Na twoim miejscu, moja droga, uważałbym na słowa.

Zszokowana spogląda na postać stojącą w drzwiach. Przystojny mężczyzna o czarnych włosach kończących się na dolnej żuchwie a z tyłu bardzo starannie związane i złote oczy. Przez prawe ramię ma przewieszony brązowy materiał z symbolem klanu.

- Zanim wchodzi się do czyjegoś pokoju z grzeczności puka się, Razielu. – mówi z oburzeniem.

- Jesteś jeszcze za smarkata, aby mi rozkazywać. – spogląda na Felicje. – Możesz odejść.

Służka przed opuszczeniem pomieszczenia kłania się i wychodzi. Anari i Raziel zostają sami.

- Czy możesz powiedzieć, gdzie się szwędałaś całą noc?

- Od kiedy interesuje cię to, co robię?

Anari spogląda przez małą szparę w żaluzji. Widzi, jak wszystko budzi się do życia. Słońce tak pięknie świeci, ptaki śpiewają.

Tak bardzo tęsknie za światłem…

"Dlaczego nie pozwalają mi wyjść za dnia?"

Raziel powolnym krokiem podchodzi do dziewczyny. Jedną ręką odsuwa jej włosy tak, aby miał dostęp do jej szyi. Od tyłu ją obejmuje i opiera się czołem o jej bark.

- Martwiłem się o ciebie. – szepcze.

- Robisz się żałosny Razielu. – uśmiecha się lekko.

- Wiem, knypku. – podśmiewa się.

Anari odwraca się twarzą do wampira i zaciska ręce w pięści. To określenie działa na nią, jak płachta na byka.

- A ty to niby wielkolud jesteś?!

"Ach… Jej złość coraz bardziej mnie pociąga."

- Jesteś słodka jak się wściekasz. – uśmiecha się i siada na łóżku.

- Nie jestem knypkiem! To, że jestem niższa od ciebie o głowę nie oznacza, że możesz się ze mnie nabijać!

Raziel powstrzymywał się, aby nie wybuchnąć śmiechem. Widok wkurzonej Anari bardzo go bawił. Jednak zawsze, kiedy ją widział, budziły się w nim uczucia, które od dawna były w ukryciu.

- Ziemia do Raziela. – zaczęła mu pstrykać palcami przed oczami. – Jesteś tam?

Wampir otrząsnął się i spojrzał na dziewczynę. Stała nad nim z założonymi rękami, dokładnie go obserwując. Złość jej powoli mijała, ale ciężko oddychała. Nie dziwota, po wykrzyczeniu wszystkiego, co leżało jej na sumieniu.

Mężczyzna wstał i zaczął iść w jej kierunku. Anari chciała się cofnąć, ale nie mogła. Stała jak posąg, a w tym czasie Raziel zaczął ją obejmować i gładzić jej policzek. Chłód jego ciała powodował u dziewczyny dreszcze, które z każdą chwilą się nasilały. Z każdą próbą wyrwania się, uchwyt na jej tali zaciskała się. Druga ręka chwyciła jej kark, a jego usta delikatnie zbliżyły się do jej.

- Nawet nie wiesz, jak kusząco wyglądasz, kiedy jesteś taka bezradna. – wyszczerzył kły i delikatnie zaczął przyszczypywać jej wargę.

Jakimś cudem udało jej się oswobodzić jedną rękę i uderzyć go w twarz. Wampir cofnął się i oparł ręką o kamienną ścianę. Spojrzał na Anari, której ciało delikatnie się trzęsło, a po policzkach spływały pojedyncze łzy.

- Wyjdź. – rzekła bez żadnych emocji w głosie.

- Anari… Wytłumaczę to…

- Ogłuchłeś! – zaczęła krzyczeć. – Wynoś się! Jesteś taki sam jak pozostali!

Po tych słowach białowłosa upadła na kolana i schowała twarz w dłoniach. W komnacie było słychać tylko jej płacz.

Raziel stał nad nią nie wiedząc, co robić. Z każdej sytuacji potrafił wybrnąć z podniesioną głową, ale ta? Zawsze się starał, żeby Anari nie płakała. Nienawidził tego. Pozostali porucznicy uważali, że płacz jest oznaką słabości. Dla niego to znak, że zawiódł kogoś.

Jego twarz nie miała już groźnego wyglądu, jak zawsze. Stała się bardziej delikatna, malowało się na niej współczucie. Podszedł powoli do dziewczyny, wziął ją na ręce i zaczął iść w kierunku jej łoża. Delikatnie ją położył, okrył kocem i wyszedł z pokoju zostawiając ją samą.

Anari powoli zaczęła się uspokajać. Zastanawiała się, dlaczego Raziel nie wyszedł od razu? Czemu jej współczuł?

"Czy to ma związek z tym, co się stało 10 lat temu?"

Białowłosa wróciła do wspomnień z tamtego dnia. Obrazy bardzo szybko przewijały się w jej głowie. Komnata Klanów… Ona, szukająca schronienia… Jej ojciec próbujący ją zabić… Po chwili błękitne światło i… pojawia się on. Raziel trzyma małą, przestraszoną dziewczynkę w ramionach i jednocześnie jego ostrze zatrzymało atak Kaina.

Otworzyła oczy, lekko podniosła się z łóżka i włożyła rękę pod poduszkę. Wyciągła stary rysunek, na którym była ona i Raziel. Narysowała go od razu po przydzieleniu do jego klanu. Popatrzyła przez jakiś czas na niego i schowała go z powrotem. Otuliła się kocem i pomyślała, że mała drzemka jej nie zaszkodzi. Zasnęła z delikatnym uśmiechem na twarzy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania