Poprzednie częściPrzyjdź, krucha miłości – 1.

Przyjdź, krucha miłości – 7.

Wziął jeszcze szybki wdech, odchrząknął i w pełnym skupieniu wpatrywał się w lewą dłoń. Upewnił się, że jest ułożona odpowiednio i docisnął. Palcami prawej zaczął delikatnie, z pełnym wyczuciem muskać struny. Kilka pierwszych akordów upewniło go, że robi to we właściwy sposób.

Czysty dźwięk płynący z instrumentu cicho rozbrzmiał w całym pokoju. Aedlin kompletnie zastygła, częściowo ze zdziwienia, częściowo z bólu. Jayce grał powoli, rozważnie przesuwał opuszki wzdłuż gryfu. Nie pozwalał sobie na najmniejsze błędy, a ledwie zauważalny uśmiech na ustach mężczyzny świadczył o tym, że jest zadowolony z efektu. Wkrótce, na początku niepewnie, wybrzmiał jego głos.

 

Talkin’ away

I don’t know what

I’m to say

I’ll say it anyway

Today’s another day to find you

Shyin’ away

 

W tym momencie delikatnie podniósł wzrok by spojrzeć na opartą na łóżku żonę. Chciał dostrzec w jej twarzy coś… nowego. Spojrzenie było jednak zbyt urywkowe. W myślach dodał sobie odwagi i dokończył strofę.

 

I’ll be comin’ for your love, okay?

 

Ponownie szybko złapał powietrze. Jego głos był czysty i delikatny. Aedlin nie pamiętała go w takim wydaniu, jednak nagle czuła się lżejsza. Złapała się za przedramię, ukrywając gęsią skórkę.

 

Take on me

Take me on

I’ll be gone

In a day or two

 

Struny głosowe Jayce’a idealnie współpracowały ze strunami gitary. Nie załamały się przy wyższych dźwiękach. Chwila samej muzyki pozwoliła mu pozbierać myśli i ponownie się skoncentrować. Przez ułamki sekund pomyślał nawet, że to co robi to czyste wariactwo, oderwanie od rzeczywistości. Wyobraził sobie, jak musiało wyglądać to z boku. Nie zraził się tym jednak.

 

So needless to say

I’m odds and ends

But I’ll be stumblin’ away

Slowly learnin’ that life is okay

Say after me

It’s no better to be safe than sorry

 

Take on me

Take me on

I’ll be gone

In a day or two

 

Nie pomylił się w żadnym momencie. Mimo zmęczenia, którego nabawił się podczas nocnego powtarzania, był zadowolony.

 

In a day or two

 

Kiedy wybrzmiały ostatnie akordy, Jayce przez chwilę nadal nie podnosił głowy. Czuł strach, kompletnie nie wiedział, czego ma się spodziewać. Miał tysiąc różnych pomysłów, rozważał między innymi, że Aedlin uzna jego próby za żałosne i godne politowania. Wreszcie odłożył instrument i powoli podniósł wzrok. W ostatniej chwili zauważył, jak jego żona potarła oko wierzchem dłoni.

– No… to tak – zaczął, nie wiedząc co właściwie chce powiedzieć.

Aedlin cicho westchnęła.

– To było… bardzo ładne i…

– Czy… czy to ci jakoś pomogło?

Na ustach kobiety mimowolnie pojawił się uśmiech.

– To chyba tak nie działa. Ale dziękuję, Jayce, ja…

– Okej, w takim razie… pogadam z lekarzem – wtrącił zmartwiony – Dowiem się, jak właściwie to powinno wyglądać.

– Nie, nie ma takiej potrzeby – poprzednią, chwilową życzliwość w głosie znowu zastąpił nieprzyjemny chłód.

Jayce milczał. W końcu wstał powoli, odgarnął włosy z czoła i podniósł gitarę.

– Zbieram się do pracy. I tak jestem spóźniony. Dam znać Marlene, nie martw się – powiedział oschle i wyszedł z pokoju.

Gdy ponownie położył gitarę na własnym łóżku, zatrzymał się na moment. Zauważył, że jego dłoń drży, zacisnął ją i objął drugą. Wziął parę wdechów i ukrył twarz w dłoniach. Mimowolnie przygryzał usta i kurczowo łapał powietrze.

Opanował nerwy po pewnym czasie, przebrał się w mgnieniu oka i niemal bezgłośnie opuścił mieszkanie.

*

 

https://youtu.be/-xKM3mGt2pE

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania