Pokaż listęUkryj listę

Rzecz o pisarzu część pierwsza z planowanych dwóch

Wróciłem właśnie z wakacji, na których to nie napisałem ani słowa ,,Gość w dom, Śmierć w dom", dlatego też częstotliwość dodawania tegoż opowiadania nie będzie tak duża, jak przed moim wyjazdem.

Nie myślcie jednak, że siedziałem tylko z brzuchem do góry i leniłem się, nic z tych rzeczy. Przygotowałem przez te dwa tygodnie dwa opowiadania i to one będą wiodły przym przez najbliższe dni.

Życzę miłej lektury! :)

 

 

Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. To właśnie myślał Mark Kazinsky, siedząc nad pustą kartką znajdującą się w błyszczącej jeszcze nowością maszynie do pisania. Chciał pisać. Musiał pisać. Problem w tym, że pisanie najwyraźniej nie chciało jego. Próbował wielu rzeczy: jogi, zmiany miejsca, zmiany maszyny do pisania… zmienił nawet papier, na którym pisał. Nic jednak nie pomagało. Ten cholerny chujek, dumnie nazywający się Natchnieniem, najwyraźniej nie zamierzał się wcale pojawiać. Strzegł tego przeklętego woreczka z piaskiem weny i nie zamierzał wypuścić nawet jednego ziarenka. A przynajmniej nie na biurko Marka.

- Dobrze się bawisz? – warknął w kierunku stołka, na którym przy pisaniu poprzedniej książki zwykł siadać Natchnienie. – Dlaczego teraz, kiedy ludzie ode mnie oczekują kolejnej książki, nie przychodzisz?

Nie dostał żadnej odpowiedzi. Jak zwykle zresztą, kiedy odzywał się do niego w ten sposób. Chociaż ostatnio niezależnie od sposobu nie dostawał żadnej odpowiedzi. Błagał, szlochał, przeklinał… nic nie dawało oczekiwanego efektu. Natchnienie jak milczał, tak milczał. Wszelkie wyrażanie zarówno miłości, jak i nienawiści nie dawały żadnych efektów.

Mijały już prawie dwa lata, od kiedy wydał swoją pierwszą i ostatnią, jak dotąd, książkę. Pamiętał pierwszy dzień, w którym Natchnienie do niego przyszedł. Mieszkał jeszcze wtedy w ciasnej i śmierdzącej kawalerce. Początkowo Mark myślał, że naszedł go jakiś złodziej, ale szybko wszystko sobie wyjaśnili. W wyniku współpracy, którą nawiązali, powstała całkiem niezła książka, której zakończenie nadawało się idealnie do stworzenia kontynuacji. Problem w tym, że kiedy tylko Mark wrócił z wydawnictwa, ustalając nakład, format i zapłatę, Natchnienia już nie było. I nigdy więcej się nie pojawił.

- Jesteś jeszcze gorszy niż los i śmierć. Jeszcze bardziej kapryśny niż oni…

- Och, doprawdy? – zapytał znajomy głos. Mark spojrzał w kierunku zniszczonego krzesła i zobaczył siedzącą na nim znajomą sylwetkę Natchnienia. Ubrany był tak samo jak wcześniej, w biały niczym pusta kartka papieru płaszcz i kapelusz o szerokim rondzie. U boku wisiała torba, w której trzymał mieszki napełnione weną.

- Wróciłeś?!

- Może tak, może nie. Zobaczę jeszcze, bo nie jestem pewien.

- Dlaczego zostawiłeś mnie po pierwszej książce? Dlaczego nie zostawiłeś woreczka z weną?

- A czemu miałbym to zrobić? Nie byłem ci nic winien. Przychodzę i odchodzę, kiedy mi się żywnie podoba. Jestem w końcu Natchnieniem. Może to wydawać się trochę nie w porządku z twojej perspektywy, przyznaję, ale wypraszam sobie to, że jestem niby gorszy od Losu i Śmierci.

- Jesteś tak samo kapryśny jak los i nieprzewidywalny jak śmierć. A w dodatku bawisz się moją frustracją.

- Ehh… dobra, panowie, wychodzić. Pokażmy temu pisarczykowi, jak bardzo się myli.

W jednej chwili w pokoju pojawiły się jeszcze dwie sylwetki. Pierwsza wyszła z szafy i miała na sobie długą czarną szatę, a cień kaptura zasłaniał jej twarz, druga zaś wyczłapała z ubikacji i ubrana była jak średniowieczny klown.

- Poznaj moich przyjaciół. Oto Śmierć i Los, tak jak sobie zażyczyłeś.

- Zaraz, zaraz, zaczekaj. Chcesz mi powiedzieć, że przyprowadziłeś do mojego domu Śmierć?

- Siedzi właśnie na twoim łóżku.

- Śmierć… na moim… zaraz, co?!

- Wykazujesz się wielką nieuprzejmością, okazując zainteresowanie tylko i wyłącznie Śmierci. Nie zapominaj, że nie jest twoim jedynym gościem, prawda, Losie?

- Ehh, mój drogi Natchnienie… nigdy nie mówiłeś, że pracujesz z takimi ograniczonymi umysłowo jednostkami… - odezwała się ubrana w strój klowna postać, siedząc na parapecie.

- Cóż, ten nie jest najbłyskotliwszy, to prawda… ale pamiętam takiego Dostojewskiego albo Hemingwaya… nie wspomnę już nawet o Sokratesie! To były dopiero światłe umysły, szkoda, że ich nie poznałeś!

- Ależ poznałem! To za moim zrządzeniem, zrządzeniem Losu, Dostojewskiego zamknięto w łagrze, Hemingway przeżył kilka katastrof lotniczych, a Sokratesa pozbyli się jego właśni rodacy.

- Ach, to był dzień, kiedy do niego przyszedłem – do rozmowy wtrącił się Śmierć. – Szkoda było mi go zabierać, ale sam zdecydował, że woli wypić truciznę niż udać się na wygnanie… Pamiętam za to, kiedy musiałem przyjść po Hemingwaya… biedak roztrzaskał sobie łeb strzelbą do polowań na słonie, to musiał być straszny widok dla rodziny… a tyle jeszcze lat przed nim widziałem…

- A Dostojewski? – zapytał nieśmiało Mark.

- Dostojewski umarł… zwyczajnie, po prostu. Wtedy, kiedy umrzeć miał, nie wcześniej i nie później. Dobry to był człowiek, do samego końca nie był przychylny rządzącym, ale chował się z tym na tyle dobrze, że nie trafił po raz drugi do łagru.

- Czy… czy napijecie się czegoś?

- Masz absynt? To iście śmiertelny trunek, uwielbiam go. – Zza ciemnej zasłony kaptura wydobył się chrapliwy śmiech.

- Eeeee, właściwie jest zabronione jego rozprowadzanie w tym kraju… ale wydaje mi się, że miałem gdzieś schowaną butelczynkę. Właściwie trzymałem go na inną okazję, ale…

- No, mój drogi, jaka okazja może być lepsza niż spotkanie ze Śmiercią? Poza tym, jeśli naprawdę go znajdziesz to może dodam ci kilka lat…

- Napiję się tego samego, co mój przyjaciel – rzucił, jakby od niechcenia, Natchnienie.

- Ja też nie będę wybrzydzał – dodał na koniec Los.

Kiedy Mark wyszedł z pokoju, zatoczył się i nieomal upadł na ziemię. Stał jeszcze tyko dlatego, że zdążył złapać się ściany. Śmierć, Los i Natchnienie są w moim pokoju i będą pić mój absynt… Boże, czy ja oszalałem?

Wrócił kilka minut później, niosąc ze sobą w połowie pustą butelkę absyntu. Z pokoju dobiegał śmiech i Mark przystanął, żeby podsłuchać, o czym rozmawiają jego goście.

- Wczoraj była impreza członków Wielbicieli Krykieta, na której sprawiłem, że facet złamał nogę, bo nie zauważył wielkiego dołu wykopanego przez jednego z ogrodników pod posadzenie drzewa – powiedział Los, kwitując monolog salwą śmiechu.

- Zaczekaj… czy to ten sam, który miał to ,,nieszczęście”, że pielęgniarka, która zszywała jego ranę, potknęła się i wbiła mu nożyczki w gardło? – dopytał Śmierć, również będąc w dobrym humorze.

- Ten sam! Ot, dziwne zrządzenie Losu, nie uważasz?

Mark wszedł d pokoju i zobaczył, jak Los ze Śmiercią przybijają sobie piątkę.

- Nie ma to jak dobra praca zespołowa! – powiedział Śmierć, po czym zwrócił się do Marka. – Nalej nam proszę, przyjacielu, po kieliszku. Chcemy uczcić dobrze wykonaną robotę.

Mark pospiesznie podbiegł do barku i wyciągnął z niego trzy kieliszki. Uważając, by nie uronić ani kropli, napełnił wszystkie i rozdał swoim gościom.

- Ty nie pijesz? – zapytał Natchnienie.

- Eeee, nie… ja podziękuję dzisiaj…

- Nie pierdol, widzę cię codziennie chlejącego nad pustą kartką papieru.

- Właśnie, nie pierdol. Lej, poczekamy na ciebie z kolejką! – rzucił Los, wąchając podany mu kieliszek.

Mark nalał więc i sobie nieco absyntu, po czym uniósł rękę w geście toastu. Wszyscy czterej wypili.

- Wyśmienite, doprawdy doskonałe! – powiedział Śmierć, kładąc się na łóżku, na którym do tej pory siedział. – Nalej drugą kolejkę, mój drogi.

Mark nalał więc drugą kolejkę, na końcu napełniając swój kieliszek.

- My tu gadu, gadu, a przecież nie przyszliśmy tutaj z braku czasu. Musimy wszakże zadbać o naszą najgorszą reputację, ratując tym samym dobre imię Natchnienia – powiedział Los, krzywiąc się jeszcze po ostatnim kieliszku absyntu.

- Otóż to – potwierdził Śmierć.

- A więc, drogi Marku, uważasz, że Natchnienie, przez swoją zabawę twoim życiem, jest gorszy ode mnie i od mojego przyjaciela? – ciągnął dalej Los.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Elizabeth Lies 14.08.2016
    Zaciekawiło mnie to opowiadanie. W sumie nigdy nie pomyślałam o natchnieniu jako o postaci (o śmierci i losie tak). Zawsze uważałam je za coś ulotnego, co przychodzi i odchodzi w najgorszym momencie. Ale zgadzam się, Natchnienie jest chujem.
  • Bardzo miło mi jest powitać nowego czytelnika moich opowiadań (nawet, jeśli przyszedł tylko jednorazowo!) :D
    Dzięki bardzo za komentarz, a Natchnienie... do wszystkiego można podejść personalnie. Czasami to ułatwia wiele spraw :D
  • Lucinda 14.08.2016
    Hm, z jakiegoś powodu strasznie rozbawiła mnie sytuacja, w jakiej znalazł się bohater. Jestem niezmiernie ciekawa, w jaki sposób Los i Śmierć zechcą udowodnić, że to oni są gorsi od Natchnienia :D No i podejrzewam, że Mark musiał się nieźle przestraszyć, po pierwsze, cała scena dość surrealistyczna, a po drugie, same te słowa, wypowiedziane przez nich, nie mówiąc o ich rozmowie podczas jego nieobecności. Na początku nie spodziewałam się czegoś takiego, choć pomyślałam, że i mnie przydałaby się wizyta takiego Natchnienia, ale czytając dalej... chyba jednak bez tej dwójki przyjaciół, no i lepiej widać uważać na słowa, skoro to właśnie one, wypowiedziane przez pisarza, doprowadziły do takiego biegu wydarzeń. Bardzo przyjemne opowiadanie, już bardzo mi się podoba, no ale zaczęłam czytać jako pierwsza, a mój komentarz pierwszy nie będzie, to może uda się chociaż drugi :D
    ,,siedząc nad pustą kartką, znajdującą się w błyszczącej jeszcze nowością maszynie do pisania" - bez przecinka;
    ,,Jesteś jeszcze gorszy niż los i śmierć. Jeszcze bardziej kapryśni niż oni…" - ,,kapryśny";
    ,,zobaczył siedzącą na nim, znajomą sylwetkę Natchnienia" - bez przecinka;
    ,,Ubrany był tak samo jak wcześniej, w biały, niczym pusta kartka papieru płaszcz" - bez drugiego przecinka;
    ,,Pokażmy temu pisarczykowi (przecinek) jak bardzo się myli";
    ,,miała na sobie długą, czarną szatę" - o tych przecinkach już pisaliśmy, jak szukałam tego, i wiem, że to też zależy od intencji autora, ale ja bym go tu nie stawiała, w moim mniemaniu jest zbędny;
    ,,Śmierć… na moim… zaraz (przecinek) co?!";
    ,,Wykazujesz się wielką nieuprzejmością (przecinek) okazując zainteresowanie tylko i wyłącznie Śmierci";
    ,,nie jest twoim jedynym gościem, prawda (przecinek) Losie?";
    ,,To iście śmiertelny trunek, uwielbiam go (kropka) – Zza ciemnej zasłony kaptura wydobył się chrapliwy śmiech";
    ,,nie zauważył wielkiego dołu, wykopanego przez jednego z ogrodników" - bez przecinka;
    ,,pielęgniarka, która zszywała jego ranę (przecinek) potknęła się i wbiła mu nożyczki w gardło?";
    ,,widzę cię codziennie, chlejącego nad pustą kartką papieru" - bez przecinka. Zostawiam oczywiście 5 :)
  • Udało Ci się napisać drugi, tak jak liczyłaś :D Dziękuję zań bardzo i już biorę się za poprawianie błędów :)
  • Vasto Lorde 14.08.2016
    Uosobienie Losu, Śmierci i szczególnie Natchnienia, ze tak to nazwe, wspaniałe. Spotykałem pierwszych dwóch w różnych opowiadaniach, ale natchnienie widzę pierwszy raz. Faktem jest, że od początku opowiadanie zaciekawia i trzyma do samego końca. Z chęcią przeczytam dalszy ciąg, ocena to formalność :)
  • Bardzo dziękuję i rad jestem, że do gustu przypadło :)
  • Angela 15.08.2016
    Natchnienie, jako postać ubrana w biel, z mieszkiem weny, to świetny pomysł, a nigdy się nie zastanawiałam jak
    powinno ono wyglądać. Los w stroju klowna, chyba symbolizującego jego przewrotność i nieprzewidywalność, też
    były bardzo fajne. Ciekawa jestem co pokarzą bohaterowi, mam jednak przeczucie, że dobrze to się dla niego nie skończy.
    Zostawiam 5 do kompletu : )
  • Bardzo dziękuję! :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania