Poprzednie częściSailor Moon: Przyłapana Ami

Sailor Moon: Kajtek w Eluzjonie

- Nie, no mogę wytrzymać z tą dziewuchą!! – jeśli mama biegała po zamku, a przy tym nerwowo wymachiwała rękoma i biadoliła, to mogło oznaczać to tylko jedno. Serena znowu coś odwaliła. Prawdopodobnie uciekła. Niby nic nowego, ale mama jak zwykle postawiła cały zamek na nogi. No bo jak to może być, żeby księżniczka tak sama sobie wyszła z zamku? Wyglądała trochę zabawnie, jak się denerwowała. Aha, no tak. Zapomniałem się przedstawić. Jestem Edmund, mama to Chibiusa, a Serena to moja starsza siostra.

Tata westchnął głośno i przewrócił oczami.

- Przecież wróci. Zawsze wraca – przypomniał.

- Phi! A ty jak zwykle bierzesz jej stronę! – prychnęła i zmierzyła nas wzrokiem. – A tak w ogóle to gdzie się wybieracie? – zapytała podejrzliwie.

- Poszukamy jej! – Na szczęście wyprzedziłem tatę z odpowiedzią. Żaden z nas nie miał zamiaru tego robić, ale gdybyśmy tak nie powiedzieli to na bank byłaby awantura. Mama od zawsze denerwowała się zachowaniem Sereny, ale odkąd przejęła obowiązki Królowej, jej paranoja osiągnęła poziom master. Wszystko przez tajemnicze okoliczności. Bo poprzednia Królowa po prostu zniknęła. Dosłownie. Dzień wcześniej szalała na parkiecie na urodzinach cioci Ami (jednej z jej przyjaciółek). Następny dzień też nie zwiastował nic nie zwykłego, ale w którymś momencie po prostu zaczęła się rozpływać. Moim zdaniem najgorsze było to, że wszystko widział Król Endymion, nasz dziadek. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić jakie to okropne uczucie widzieć, że ktoś mi bliski z nie wyjaśnionych przyczyn zaczyna rozpływać się w powietrzu, a ja nie mogę z tym nic zrobić. Oczywiście zaczęły się gorączkowe poszukiwania, które trwają do dziś. Jednak od tej historii minęły już trzy laty, więc życie w jakimś stopniu musiało wrócić do normy. Mama się pewnie bała, że Serena skończy tak samo. A ja miałem swoją teorie na to całe „zniknięcie”. W naturze tak było, że stara generacja prędzej czy później musiała ustąpić miejsca młodemu pokoleniu, ale w Kryształowym Tokio, poprzez wystawienie na energię Srebrnego Kryształu, nie umierał nikt. A dzieci się nadal rodziły… Pomyślał, że pewnie świat zastąpił śmierć tajemniczym znikaniem… Ale to tylko taka moja teoria, którą nawet z nikim się nie dzieliłem, bo kto by uwierzył w bajania dziecka? Chyba by mnie śmiechem zabili.

- Tato, mówiłeś, że chciałeś mi coś pokazać?- zagadałem, przerywając ciszę. Właśnie przechodziliśmy przez długi korytarz. Wszystko w nim było gładkie, i przezroczyste niczym lustro, Nie tylko ściany. Sufit i podłoga też. Aż można było się w tym przejrzeć. W którymś momencie źle postawiłem nogę i się poślizgnąłem. Wywaliłbym się, jak długi, jakby tata w ostatniej chwili mnie nie przytrzymał.

- Rany, czemu te podłogi są takie śliskie?!

- Spokojnie, jesteśmy już nie daleko – rzekł.

Otworzył wielkie srebrne drzwi. Rzadko zapuszczałem się w tą część zamku (przez tą durną, śliską podłogę!), więc nigdy ich nie widziałem. Były srebrne, jak wszystko inne, ale odróżniały je złote kwiatowe zdobienia. Tata otworzył je. Naszym oczom ukazała się dziwna nicość.

- Musimy tam wskoczyć – oświadczył. Zanim zdążyłem zaprotestować, rzucił się w otchłań i pociągnął mnie za sobą. Wbrew temu, co mi się wydawało, spadanie nie było takie straszne. Właściwie to bardziej nazwałby to unoszeniem się na niewidzialnej chmurce niż spadaniem. Nie wiem ile czasu minęło, ale w końcu poczułem grunt pod nogami.

- Edmund, możesz już otworzyć oczy.

- Wcale ich nie zamykałem!

Moim oczom ukazał się widok przepięknej natury. Przed nami rozciągało się duże jezioro z wodą tak czystą, że najczystsze zbiorniki wodne Kryształowego Tokio mogłoby pozazdrościć. Otoczone było ogromną dziką plażą. Obok rósł też las. I wiele innych, małych cudów natury. Tata mi opowiadał o Eluzjonie, ale myślałem, że to głównie bajki. A przynajmniej nie wyglądał on tak, jak sobie wyobrażałem. Okazał się dużo większy. Pomyślałem, że w sumie szkoda trzymać takie piękne miejsce w tajemnicy. Mógłbym je za grubą kasę udostępnić turystom i…

- Nawet o tym nie myśl! – Tata jakby czytał. – Wiesz, co by było gdybyśmy tu nagle wpuścili ludzi? Nie byłoby to już wyjątkowe miejsce…

- Ale to głupie! To po chuj… eee… znaczy się po co trzymać takie piękne miejsce tylko dla siebie? – Tata może i nie był taki, jak mama, ale miał też kilka swoich dziwnych zasad, których starał się bardzo przestrzegać i tego samego wymagał także ode mnie. Jak się później okazało, nie bez powodu GŁÓWNIE ode mnie.

- Przecież opowiadałem ci o Złotym Królestwie, Złotym Krysztale, o tym, że Ziemia, Księże… znaczy się, Król Endymion – Ugryzł się w język – jesteśmy ze sobą połączeni. Jeśli jedno z nas słabnie, pozostali to odczują – Prowadził mnie ścieżką. Nie zastanawiałem się gdzie. Byłem zajęty podziwianiem widoków i słuchaniem opowieści. Po niebie wielokolorowe ptaki, których także nie uświadczysz nawet w Kryształowym Tokio. W którymś momencie jeden podleciał tak nisko, że musiałem się uchylić, aby we mnie nie uderzył. Lubiłem zwierzęta, ale nie uśmiechało mi się wyciąganie piór z włosów.

- Ale nie powiedziałeś mi po co właściwie to miejsce jest. Tak wiem, modlitwa za pokój na świecie, takie tam – machnąłem ręką – ale nie można tego robić w innym miejscu? Np. w pałacu? Skor powstało do tego osobne miejsce, to musiał być ku temu jakiś głębszy sens.

- Wiesz… - przez chwilę się zastanowił, jakby nie wiedział czy powinien powiedzieć mi to o czym myślał – właściwie to masz rację.

Zatrzymaliśmy się przed ogromnym budynkiem. Wiedziałem, że to świątynia w której tata spędzał bardzo dużo czasu (o ile nie cały) przed atakiem Nehelenii. Akurat to miejsce zachowało się na obrazkach. Weszliśmy do środka i zatrzymaliśmy się przed wielkim lustrem. Podobne mieli rodzice w sypialni, ale u nich pełniło tylko funkcję ozdobną. Chociaż na początku bałem się, że wyjdzie z niego jakaś potwora, co nas zaatakuje. Serena lubiła przypominać mi historie o tym, jak nasza pra babka trzymała w nim królową Nehelenię. Jednak po tym zwierciadle czuć było jakąś moc. Pamietajac nie przyjemne historie siostry, zrobiłem krok w tył. Tak na wszelki wypadek. Tata się uśmiechnął i przesunął ręką po tafli. Zobaczyłem w niej dzieci bawiące się w małej wiosce. Były bardzo radosne, jakby zapomniały o przykrych cechach dorosłości.

- To są ludzie, którzy stracili swoje marzenia – powiedział. – Którzy strasznie się zatracili – wyraźnie posmutniał. – To najstraszniejsza rzecz jaka może się ludziom przytrafić.

Polemizowałbym, ale że tata był jakby specjalistą w dziedzinie marzeń, to nic dziwnego, że tak myślał.

- Serena twierdzi, że to się stało z Sailor Senshi.

- Wiesz, tutaj mamy trochę inną sytuację – Spuścił wzrok, jakby nie wiedział, jak zacząć. – Jest jeszcze coś takiego, jak przeznaczenie…

- Sorry, ale nie chce mi się wierzyć, że cztery dziewczyny od tak nagle porzuciły swoje marzenia i będą służkami jednej osoby, która oczywiście swoje marzenie spełniła.

Usiedliśmy na podłodze. Było mi strasznie smutno z tego powodu, że widziałam, co stało się z przyjaciółkami babki.

- Wiem, że bardzo kochasz Minako - Tata objął mnie ramieniem. - Ale ona nie jest dla ciebie...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Lotos 30.08.2021
    Dość ciekawe opko. A właściwie fragment, przynajmniej na moje oko fragment, bo chyba było coś wcześniej i będzie później?
  • madoka 30.08.2021
    Zależy czy mi się będzie chciało pisać :p ale raczej tak

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania