Salem - Prolog

Drodzy państwo, panie i panowie, kochane dzieci, usiądźcie wszyscy wokół mnie i posłuchajcie opowieści. Śmiało, nie ugryzę, obiecuję. Wygodnie? Dobrze, czas zacząć powiastkę na dobry sen. Ostrzegam jednak, gdyż historia ta wydarzyła się naprawdę. Wielu z was wyjdzie stąd zapewne w środku opowieści, ponieważ zawiera ona w sobie zło. Czyste, cielesne zło, które kryje się gdzieś w naszej, ludzkiej, świadomości, a pochodzi z pewnego miasteczka. Miasteczko to zwie się Salem. Tak, to tam narodził się strach, koszmar i wszystko, co okrutne. To tam po raz pierwszy ludzkość zetknęła się z samym szatanem, diabłem pod postacią kobiety z latającą miotłą. Wielu z was zapewne zna dziesiątki wersji tej historii, ale nikt nie poznał prawdziwej. Albowiem jest tak przerażająca, że woleliśmy milczeć i udawać, że o niczym nie słyszeliśmy. Dzieci, lepiej idźcie spać, bo zostając tu, zapominacie o śnie na dobre. Tak czy owak nie przedłużam już. Kto miał zostać, został, a kto zaryzykował i nie wyszedł, temu zazdroszczę odwagi, ale żałuję głupoty. Czas na koszmar na jawie. Przenieśmy się w czasie do 10 czerwca 1692 roku…

Drzewa. Dużo drzew. Chyba brzozy. Las i to sporych rozmiarów. Na jego granicy dróżka. Kamienista z koleinami od kół. Widocznie uczęszczana, koleiny są głębokie. Słońce właśnie zaszło, chowając się za wierzchołkami drzew. Niebo bezchmurne, nie licząc jednego, maleńkiego obłoczka na zachodzie. Nieboskłon staje się powoli czerwonkawy. Piękny widok, ale bardzo ulotny. Kilka chwil później jest już praktycznie ciemno. Świecące gwiazdy, księżyc w nowiu oraz… dwa jasne punkciki gdzieś w oddali. Zdają się robić coraz to większe i większe, a wraz z nimi cichy, z wolna głośniejszy odgłos. Jakby zgrzytania, trochę skrzypienia, nieco szurania… i trzask.

Drewniany wóz z zaprzęgiem ciemnych koni wręcz przeleciał przez najbliższą koleinę. Dwa lampiony wiszące po bokach oświetlały woźnicę. Nosił melonik, bardzo zniszczony, można by rzec, wyjęty ze śmietnika. Spod nakrycia głowy wystawały siwe włosy, niektóre sklejone w kosmyki od potu. Widocznie gdzieś się śpieszył, nie zwolnił nawet przy największych koleinach. W swych pomarszczonych dłoniach trzymał mocno zaciśnięte skórzane lejce.

Mimo światła dwóch lampionów czarne jak smoła konie były ledwo widoczne. Sprawiały wrażenie pędzących widm. Były tylko dwa, a wóz pędził z prędkością, którą nie powstydziłby się zaprzęg sześciu dobrych koni cugowych. Biegły jak oszalałe… albo zaczarowane. Z ogromną zwinnością skręciły na czas na ostrym zakręcie i, nie zwalniając tempa, pognały dalej.

Widocznie woźnica był tylko dla niepoznaki. Światło nie mogło oświetlać mu drogi, nie było wystarczająco mocne. Na pewno też nie zauważył zakrętu na czas, to konie go prowadziły. Doskonale znały drogę, podobnie jak powagę sytuacji. Pamiętały, kto siedzi w wozie i bały się zawieść tę osobę, podobnie jak woźnica.

Właśnie wyjechały z lasu, dalej trzymając się polnej dróżki. Tutaj światło księżyca było o wiele wyraźniejsze. Była to polana bez cienia drzewa ani nawet krzaczka. Tylko trawa i pojedyncze kwiaty wychodzące ponad jej długość. Gdzieś w oddali paliły się światła, dużo świateł. Wyglądały jak pozbierane i ułożone w rządku gwiazdy. Niestety prawda była o wiele bardziej przygnębiająca.

Konie nagle zwolniły, obydwa w tym samym czasie, i zaczęły wierzgać. Jeden rzucał łbem na boki, ale ani razu nie uderzył przy tym zwierzęcego towarzysza. Drugi zaś kilka razy podskoczył, próbując się zerwać. Woźnica pochylił się ostrożnie do przodu, ukazując w świetle zniszczoną twarz siedemdziesięciolatka oraz całkowicie białe nic niewidzące oczy.

- Ciii – uciszał je – cii, moje skarby. Wiem, wiem, ja też się boję. Ale trzeba wziąć się w garść i to zakończyć. Obiecuję, to nie potrwa długo. - Położył jedną dłoń na tyle prawego konia i delikatnie pogłaskał. Ręce mu drżały, ale twarz wyglądała na opanowaną.

Zwierzęta w jednej chwili się uspokoiły. I ruszyły dalej swoim szybkim tempem. Ewidentnie za szybkim, jakby przed czymś uciekały. Albo przed kimś.

- Dawno mnie tu nie było – szepnął do siebie woźnica. - Witaj, Salem.

Następne częściSalem - rozdział pierwszy

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (22)

  • Karo 07.08.2016
    Mam jedną prośbę: jeśli widzicie błędy, wypisujcie je :D potrzebuję szlifować swoje umiejętności, a bez Was tego nie da się zrobić. Wiem, że popełniam błędy (i możecie mnie za nie zbesztać i wrzucić do rynsztoku) ale chcę wiedzieć jakie. Z góry dziękuję :*
    A i jeszcze jedno...
    Wróciłem!!!!!
  • Okropny 08.08.2016
    Ej, ziomek, czemu masz taki nick?
  • Karo 08.08.2016
    Okropny Ej, ziomek, nie wiem... Lubię karty (Gry karciane, sztuczki, cardistry itp. może dlatego) Kiedyś kolega mnie tak nazwał i tak pozostało. A czemu Cię to intryguje?
  • Okropny 08.08.2016
    Karo a, tak po prostu.
  • KarolaKorman 07.08.2016
    ,,Niestety prawda było'' - była. Nie widziałam nic więcej :)
    Cieszę się, że wróciłeś :) Ciekawy prolog, iście w Twoim stylu. Dałam piąteczkę i czekam aż wyjaśnisz, co takiego straszyło te gnające konie.
  • Karo 07.08.2016
    Dziękuję ;) Mam nadzieję, że tym razem podołam zadaniu i wyjaśnię, lecz w dobrym stylu :P
  • Violet 07.08.2016
    Zaczyna się ciekawie, póki co pójdę spać spokojnie, ale mam nadzieję, że dotrzymasz obietnicy... Jeśli mogę zwrócić uwagę, nie ma koni stajennych w tym wypadku, myślę, że chodziło Ci o konie cugowe ( do zaprzęgu) i jeszcze zwróć uwagę na "drużkę". Pozdrawiam i czekam na c.d .
  • Violet 07.08.2016
    Dałam piątkę :)
  • Karo 07.08.2016
    Violet Dziękuję bardzo. Niestety nie znam się na koniach i przepraszam za niedopatrzenie ;) Trzeba podszkolić się w tym slangu :P
  • Violet 07.08.2016
    Karo nie ma za co przepraszać, uczymy się całe życie :)
  • AdamA 07.08.2016
    Tekst bardzo przypadł mi do gustu. Mam nadzieję, że dalszy ciąg będzie równie ciekawy. Ode mnie 5.
  • Karo 08.08.2016
    Ja też mam taką nadzieję ;) Dzięki.
  • Neurotyk 07.08.2016
    Karus, chłopie, żyjesz:D Bardzo się cieszę, brakowało twojego wisielczo-ironicznego humoru:)
  • Karo 08.08.2016
    Właśnie jakoś znudziło mi się w grobie. Pomyślałem, że trzeba wrócić i zacząć od nowa.
  • Lucinda 07.08.2016
    Zainteresował mnie już tytuł, bo lubię podobne klimaty, mam tylko nadzieję, że rozpoczynając śledzenie kolejnej serii, nie narobię sobie tylu zaległości, jakie mam wśród innych. Ale przechodząc do rzeczy, prolog interesujący, fajnie rozpocząłeś, od razu zmniejszając dystans do czytelnika, jak gdyby faktycznie miała to być taka opowieść, z drugiej strony, mając w pamięci taki wstęp, może to bardziej urzeczywistniać wydarzenia, jeśli chodzi o odczucia czytelnika, nawet gdy są one kompletnie nierealne. Tak więc wyobraziłam sobie, że naprawdę przygotowuję się do wysłuchania czyjejś opowieści, po czym zaczęła wizualizować sobie opisywaną scenę. Opisy mi się podobały, u Ciebie zbudowane na krótkich zdaniach, które z reguły dynamizują, a więc tu łączyły się z tym pędem koni, tak jakby osoba jadąca tym wozem wymieniała wszystko to, co w danej chwili może ujrzeć przy dużej szybkości, z jaką się porusza. Same konie przedstawiłeś już w dość intrygujący sposób, nadając im takie a nie inne cechy. Trochę skojarzyły mi się z nie tak dawno czytaną książką, która miała uchodzić za kontynuację ,,Draculi", ale w każdym razie tam konie hrabiny - wampirzycy zachowywały się podobnie. Z samej fabuły na razie pojawiło się niewiele, no ale to prolog, więc nic dziwnego, ale na pewno wprowadza do akcji właściwej i wygląda na to, że dalej już wydarzenia będą się rozgrywały w Salem. Mogę się zgodzić z Karolą, że widać tu Twój styl, choć sama nie tak często się z nim stykałam, bo zresztą i u Ciebie miałam coś do nadrobienia. Bardzo dobrze mi się czytało. Mam nadzieję, że dalej również dobrze będzie Ci szło prowadzenie tej historii, a teraz, jeśli chodzi o usterki (pomijam to, co już wskazano):
    ,,zostając tu (przecinek) zapominacie o śnie na dobre" - tego chyba wyjaśniać nie muszę, bo w innych podobnych przypadkach zachowywałeś interpunkcję;
    ,,wraz z nimi cichy (przecinek) z wolna głośniejszy odgłos" - ten przecinek postawiłabym ze względu na to, że te określenia nie są równoważne, odgłos był cichy, ale później stawał się głośniejszy (chyba nie potrafię dobrze wyjaśnić swojego toku rozumowania...);
    ,,można by rzec (przecinek) wyjęty ze śmietnika" - ten przecinek po prostu powinien być ze względu na składnię, zresztą zauważyłbyś to, dopowiadając sobie w myślach "można by rzec, (że)...";
    ,,czarne, jak smoła, konie były ledwo widoczne" - tu może nie tyle wyraźny błąd, co zbędne zastosowanie wtrącenia. Bardzo dobrze pasowałoby tu zwyczajne porównanie integralne, a więc wchodzące w skład zasadniczej części zdania... No w każdym razie dla mnie te przecinki są zbędne;
    ,,ukazując w świetle zniszczoną twarz siedemdziesięciolatka oraz całkowicie białe, nic niewidzące oczy" - ten przecinek bym usunęła. Tak naprawdę postawienie go tutaj sugerowałoby, że niewidzące oczy są białe, ale przecież nie muszą takie być, aby być niewidzące. Natomiast mogą być białe i niewidzące (czyli tak jak w zapisie bez przecinka) albo białe oczy mogą być niewidzące, no bo raczej nie ma osoby, która miałaby białe oczy i widziałaby, ale wtedy kolejność musiałaby być zamieniona, a więc "niec niewidzące, białe oczy" i wtedy może być przecinek. Osobiście preferowałabym tę pierwszą wersję, a więc po prostu usunięcie przecinka :) Ale zrobisz, jak będziesz uważał;
    ,,Witaj (przecinek) Salem" - Salem co prawda jest miastem, ale woźnica zwraca się do niego bezpośrednio, stąd przecinek.
    Jak widzisz, nie ma tego tak dużo, większość to właściwie moje komentarze błędów, a nie one same. Pod tym względem dobrze sobie radzisz, nawet z interpunkcją, co mnie cieszy, to są jedynie takie drobne niedociągnięcia, może czasem wynikające z niedopatrzenia. Nic więcej, na co warto by zwrócić uwagę, nie zauważyłam. Zostawiam 5 :)
  • Karo 08.08.2016
    Trochę głupio mi, że twój komentarz jest niemal tak długi jak prolog :D Dziękuję Ci bardzo za te miłe słowa. Błędy zaraz poprawię. Jeszcze raz dziękuję ;)
  • misia 08.08.2016
    Będziesz opisywać ten proces, fajnie, wreszcie ktoś ma odwagę w tym jebanym, zakłamanym, paternalistycznym syfie na odrobinę uczciwości i rozsądku. Z filmu jakoś miałam dziwne skojarzenia z Cher, chyba nadto ją preferuję, a to W. Rider to też niezła zołza, równie niestandardowa tzn. żywa. Wróciłeś bez Dagmary i co dalej? Ja postrzegam was razem, myślę, że była i jest twoją orędowniczką, choć nie wiem czemu. A ty tu chillen, co?
  • Karo 08.08.2016
    misia Hejka (widzę, że mnie znasz, ale ja nie kojarzę Twego nicku. Może mi go zdradzisz, uchylisz rąbka tajemnicy). Nie wiem o czym mówisz w pierwszym zdaniu, tak jak i w drugim. Nie oglądałem filmu, a moje Salem to własna interpretacja wydarzeń z 1692.
  • Karo 08.08.2016
    misia Wróciłem bez Dagmary, fakt. Chyba dobrze postrzegasz nas razem. Dzięki niej nauczyłem się tego, co umiem, a i tak byłem kiepskim uczniem :P Niestety w pewnym momencie zerwaliśmy kontakt z powodu moich problemów. Niektórzy czasem muszą poradzić sobie bez Orędowniczek ;) Niestety.
  • Karo 08.08.2016
    P.S. Miło, że wpadłaś do "starego" kolegi ;)
  • levi 18.08.2016
    naprawdę się wciągnęłam czytałam cczekając co się stanie, świetne opisy, cudne wprowadzenie chodzi mi tutaj o pare pierwszych zdań :) zostawiam 5 i ide czytać dalej :D
  • Karo 18.08.2016
    Dziękuję ;) Miło mi to słyszeć :D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania