Piciorys jego

Nazywał się Maciej i był alkoholikiem. Urodził się dwunastego marca tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego siódmego roku w Prudniku jako syn pierworodny Krystyny i Juliusza Henryka. Miał młodszą o dziewiętnaście lat siostrę Ewę, która pracowała jako montażystka filmowa. Rodzicie byli z zawodu nauczycielami. Prócz rodziców, wychowywali go dziadkowie, którzy mieszkali początkowo w Racławicach Śląskich. Racławia zajmowała w jego życiu miejsce szczególne, zapewne za sprawą niezwykle udanego dzieciństwa, z którym wiązało się mnóstwo beztroskich, barwnych i intrygujących wspomnień. Ogólnie rzecz biorąc w domu się nie piło, a rodzina składała się z osób nieuzależnionych od alkoholu.

W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym, w wieku trzynastu lat, przeprowadził się do Wrocławia, co było dla niego wielkim szokiem, i zaczął uczęszczać do Liceum Muzycznego przy ulicy Łowieckiej. Nauka w szkole, która trwała do roku tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego szóstego, była niezwykle stresująca, ale towarzystwo – wspaniałe. Często, by się odprężyć, wyjeżdżało się do Sulistrowiczek albo Kudowy na imprezy, podczas których wódka lała się strumieniami. Również w dni powszednie chadzało się z jednym z kolegów z klasy na piwo podczas długiej przerwy, a tuż przed zajęciami z historii muzyki. Wszystko to jednak było niewinne i mieściło się w granicach normy.

W latach tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt sześć – dwa tysiące jeden studiował kompozycję na Akademii Muzycznej we Wrocławiu, a alkohol był w jego życiu nieobecny. Pojawił się dopiero w dwa tysiące trzecim wraz z pierwszą pracą w charakterze nauczyciela muzyki i kapelmistrza orkiestry dętej. Mieszkał wówczas początkowo w Wołowie, a następnie w Lubiążu, a tradycją stały się ogniska z nieco młodszymi kolegami, podczas których raczył się tanim winem, rozmawiał i snuł plany na przyszłość. I to także było raczej niegroźne i mieściło się w tak zwanej normie.

W dwa tysiące czwartym wylądował w Ustroniu Morskim, gdzie rozpoczął pracę jako nauczyciel, a w dwa tysiące szóstym w Barcelonie, w której spędził prawie rok, ucząc się hiszpańskiego i kelnerując. Bez limitów poił się wtedy sangriją oraz cervesą.

W dwa tysiące siódmym przebywał we Włoszech w Colle di Val d'Elsa w rodzinie plantatorów, gdzie nie stronił od miejscowego wina. Wyjechał tam, by uczyć się włoskiego i odnaleźć miejsce kręcenia filmu „Io ballo da sola” („Ukryte pragnienia”).

W tym samym roku powrócił do Polski i zamieszkał w kołobrzeskim Podczalu, gdzie po raz pierwszy zaczął limitować sobie piwo i wino. Wino pił sporadycznie, to jest raz na tydzień, wieczorami, a piwo (tylko jedno) podczas popołudniowych spacerów. Jednak spokój i stabilizacja nie trwały długo.

Jeszcze przed dwa tysiące dziesiątym wpadł w złe towarzystwo i zaczął pić jak szalony. Nie da się zliczyć powrotów z nowym kumplem – Zygim z pub-ów po nocy albo wyjść z gronem pedagogicznym Zespołu Szkół Morskich do kołobrzeskich tawern. Znów alkohol lał się hektolitrami, jednak najgorsze miało dopiero nastąpić.

W tym czasie wpadł na pomysł parodniowych abstynencji, po to tylko, by móc dać sobie w palnik czwartego lub piątego dnia niepicia. Zainicjował wieczory filmowe, podczas których dudlił od razu osiem albo dziewięć piw.

W dwa tysiące trzynastym wyniósł się na dobre znad morza i zamieszkał w Górkach Wielkich na Śląsku Cieszyńskim, gdzie poznał Adasia z Krakowa, z którym chodził po górach i obalał piwo za piwem. Często udawali się razem na borówki albo w sąsiedni Beskid Żywiecki, tankując całymi dniami.

W latach dwa tysiące czternaście – dwa tysiące dziewiętnaście pomieszkiwał po trosze w Slough pod Londynem, a po trosze w Górkach. Niezapomniane stały się londyńskie odyseje alkoholowe tuż przed występem, grywał wtedy bowiem bluesa i rocka progresywnego w pub-ach wraz z Danem Razą i Stevenem Hughes'em.

Po pandemii wrócił na dobre do ojczyzny i osiadł we Wrocławiu. Nadal jednak zdarzało mu się odbywać górskie wycieczki, podczas których w sposób niekontrolowany pił browary. Do najbardziej niezapomnianych eskapad, które mogły zakończyć się tragicznie, należą:

– dwudniowe wyjście do Koniakowa, podczas którego pił piwo i wódkę,

– trzydniowy wypad w Beskidy podczas trwania dziadów żywieckich, gdzie w ruch poszedł ajerkoniak,

– wypad z Kudowy przez Ptasznika do Skrzynki i spanie w jednej z ambon (przebiegu tego wypadu w ogóle nie zarejestrował, a raczył się wtedy piwkiem-paliwkiem),

– wypad do Międzygórza i spędzenie nocy pod chmurką w miejscu, w którym natknął się rano na dziki (pił wtedy spore ilości chmielowego napoju; na szczęście dziki okazały się nader płochliwymi stworzeniami i wystarczyło tylko powiedzieć „siup, siup”, a już ich nie było),

– wycieczka z Gorzanowa przez Wapniarkę aż do samego Stronia Śląskiego z piwem – ma się rozumieć – w dłoni.

Pozostałe mocno zakrapianie wyjazdy to między innymi:

– wizyta u harcerzy w Marianówce,

– wakacyjny wyjazd do kolegi akordeonisty na Słowację i do Czech połączony z muzykowaniem ulicznym,

– staż w schronisku peteteka na Hali Miziowej,

– staż w schronisku peteteka „Jagodno”.

Alkohol nie odcisnął trwałego śladu na jego zdrowiu; nadal jest honorowym dawcą krwi. Natomiast co najmniej dwukrotnie najadł się za jego sprawą wstydu: za pierwszym razem w Głubczycach, gdzie bawił (się) u ojca, i za drugim razem w Holandii, gdzie przebywał na saksach. Również z prawem nie miał nigdy na pieńku. Jeśli chodzi o zmianę tolerancji na alkohol, to nie zaobserwował u siebie żadnej różnicy, a jego ulubionym trunkiem pozostaje już od wielu lat piwo. Ostatnio leczył się w Dziennym Oddziale Terapii Uzależnień we Wrocławiu. Terapię zainicjował w dwa tysiące dwudziestym trzecim.

Następne częściPiciorys

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Imć Wszesław 9 miesięcy temu
    O, to jest dobre. Tylko proszę, nie strzyż więcej trawnika szczygłem ;)
    Ale do rzeczy. Opowieść jest poruszająca, bo w obliczu tak strasznych zautomatyzowanych ludzi nie pozostało Ci (zakładam, że to na faktach i o Tobie) nic, tylko samemu oszaleć, czyli wyłamać się spod programu, aby pokazać im drogę i uratować ich. Oczywiście na próżno, ale nic nie jest na próżno, bo tak naprawdę uratowałeś siebie. Im możesz tylko podziękować.
    A co do matrixa, to najważniejszą inspiracją dla filmu o tym tytule (jestem przekonany) były xiążki Carlosa Castanedy. W Stanach wszyscy je czytali kiedyś, i, żeby nie umrzeć z rozpaczy nie wierzyli w nie, nazwali bajkami i próbowali zapomnieć przeczytane.
    Pozdrawiam :)
  • Marek Adam Grabowski 9 miesięcy temu
    Matrix był racje naważenie do paradoksu "Mózgu w słoiku" Putmana.
  • Imć Wszesław 9 miesięcy temu
    Marek Adam Grabowski, bardziej do Lema bym się cofnął, ale też. Jednak nawet pierwszy Matrix nie da się pojąć zupełnie materjalistycznie, z fałszywym z tego punktu widzenia zdaniem, że "ciało nie może żyć bez umysłu". W trzeciej części Neo ma moc także w świecie "realnym", a nawet pojawia się DUSZA MASZYNY. Niestety czwarta nic z tym nie robi.
    Pomysł maszyn żerujących na ludziach to jednak dokładny odpowiednik "latawców" z Castanedy, czyli kosmicznych drapieżców, które żywią się emocjami, i zainstalowały w nas swoje własne umysły, które uważamy za nasze, produkując dla nich energję poprzez te "obce instalacje". Stąd "free your mind". Przynajmniej ja czytając po filmie od razu nabrałem pewności skąd to.
  • Marian 9 miesięcy temu
    No, całkiem fajne.
  • Marek Adam Grabowski 9 miesięcy temu
    Przyciągnął mnie tytuł. Bardzo fajne opowiadanie. Pozdrawiam 5
  • maciekzolnowski 9 miesięcy temu
    Dzięki za polecenie dzieł Carlosa Castanedy. Zwłaszcza "Odrębna Rzeczywistość" w kontekście opowiadania zwraca uwagę. Pozdrawiam, MZ. :)
  • maciekzolnowski 9 miesięcy temu
    Dzięki wszystkim za odzew i pozostawienie swojego śladu. Wreszcie udało mi się napisać o czymś, nie o niczym. :)
  • Charlotte41 9 miesięcy temu
    Ciekawie opisany przypadek schizofrenii, łap 5. Pozdrawiam. Zapraszam przy okazji na mój profil.
  • maciekzolnowski 3 miesiące temu
    Okej, pojawił się tutaj inny (nowy) tekst, więc większość komentarzy straciła na aktualności, sorry!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania