Skazani - Prolog

Jane kończyła kolejny kubek kawy.

− Psiakrew! - krzyknęła i spojrzała na biurko.

− Świetnie, nie mam kawy i jeszcze ten pieprzony projekt.

Lubiła rysować po nocach, chociaż nienawidziła robić tego za pieniądze. Nieczęsto zdarzało jej się przeklinać. Świat tym razem jednak nie odpuszczał i doprowadził ją niemal do granicy, której jeszcze nie odważył się przekroczyć. Brakowało jej czasu, pieniędzy i energii. Chciała przekazywać ludziom to co ma w sercu, a nie na tym zarabiać. Była za dobra na to wszystko.

Porcelanowa cera idealnie pasowała do dwudziestoletniej Jane. Na tle jasnej, prawie białej skóry wyróżniały się ciemnoróżowe policzki. Włosy miała kruczoczarne, błyszczące. Tego pracowitego wieczora spięła je w kok. Uwidoczniło to smukłe, wyraziste kości policzkowe. Uroda Jane często olśniewała wielu amantów, którym zdecydowanie odmawiała. Lubiła być singielką. Jej oczy płonęły zawziętością w kolorze błękitnym. Nie sposób było odmówić temu spojrzeniu, ale nigdy nie wykorzystywała swojej urody. Cechowała się ślamazarnością, co było zarówno słodkie, jak i wstydliwe.

Była drobnej postury, krucha i malutka. Idealna, żeby stanąć w jej obronie i mocno wtulić w pierś, ale nigdy się na to nie godziła. Mimo wszystkich cech przemawiających za jej kruchością, przeciwstawiała się temu. Radziła sobie sama ze wszystkim i była z tego dumna, że nie musi na nikim polegać. Prawie na nikim.

Na biurko wskoczył Gasper, przewracając przy tym pusty kubek kawy. Majestatycznie wykonał kilka drobnych kroczków swoimi pulchniutkimi łapkami, tworząc przy tym niemały rozgardiasz. Stanął twarzą w twarz z Jane. Był znacznie większy niż zwykłe dachowce, a jego futerko lśniło niczym zorza polarna. Przypominał bardziej małego niedźwiadka, aniżeli kota. Tym razem mu nie podarowała. Szybkim ruchem złapała go w pół i używając sporego zasobu siły, podniosła do góry.

− Miauuuuuuuu – wydusił z siebie Gasper.

− Ty niesforny dyktatorze, widzisz przecież, że ciężko haruje na Twojego tuńczyka. Nie patrz tak na mnie, lodówka jest zupełnie pusta.

− Miauuuuu – odrzekł niezadowolony.

Odłożyła Gaspera z powrotem na biurko, lekko głaszcząc jego grzbiet. Nie mogła się nadziwić jak z nim wytrzymuje. Był uparty. Jadł więcej niż ona. Przeszkadzał kiedy miał na to ochotę, a przede wszystkim rządził. To nie było mieszkanie Jane, tylko małego kociego dyktatora. Wszystkie niedogodności wynagradzała jednak jego obecność. Czuła, że mimo wszystko jest jej przyjacielem. Nie potrafiła tego wytłumaczyć, ale przez te wszystkie lata wytworzyła się między nimi szczególna więź. Zawsze, kiedy była blisko Gaspera, mogła się uspokoić i poczuć bezpiecznie. Akceptowała jego małe bunty i pozwalała mu rządzić, dopóki nie przesadzi. Nigdy tego nie zrobił.

Kontynuowanie rysowania bez wsparcia kawy i z pustym żołądkiem okazało się sporym wyzwaniem. „Może mam jeszcze kilka tych konserw, które kupiłam na czarną godzinę” - pomyślała. Szła w kierunku kuchni, kiedy nagle poczuła ucisk w żołądku. Coś wewnątrz niej jakby pękło, a samej Jane lekko zakręciło się w głowie. Bywała głodna już nieraz, ale to było coś nowego, coś czego nie rozumiała. W życiu poznała różne rodzaje bólu. Z fizycznymi radziła sobie lepiej, niż z psychicznymi. Tym razem jednak, nie wiedziała jak skontrolować napierające uczucie rozdarcia. Skrzyżowała ręce wokół brzucha i niemal usiadła na ziemi. Dzielnie próbowała wytrzymać nowy typ bólu, nigdy nie potrafiła się poddawać. Nawet jeśli było to coś okropnego, co uderzyło wewnątrz niej znienacka. Poczuła jak ból ustępuje i powoli wstała. Rozejrzała się wokół siebie i wpadła w konsternacje.

− Gasper, co my robimy razem w kuchni, skąd wziąłeś się na moich rękach! Dopiero co wychodziłam z pokoju. Nic nie rozumiem.

− Miauuuuu – odrzekł dyktator i z gracją zeskoczył na ziemię, powolnie ocierając się o szafkę położoną blisko lodówki.

− Czy ja właśnie, czy ja... mignęłam? Poczułam okropny ból, a chwilę potem jakby mnie nie było, a teraz jestem tutaj - powiedziała na głos, tłumacząc Gasperowi.

− Nie mogłam sobie tego tak po prostu zmyślić. Szkoda, że nie potrafisz się ze mną porozumieć. Czasami mam wrażenie, że wiele mógłbyś mi wyjaśnić. No nic, zobaczmy, czemu akurat wybrałeś tę szafkę.

Przez jakiś czas stała w tym samym miejscu, analizując niedawne wydarzenie. Próbowała je wytłumaczyć głodem, przemęczeniem i brakiem snu. Część jej chciała uwierzyć w te błahe wymówki, ale druga część ich nie akceptowała. Zdecydowała, że ważniejsze są teraz konserwy. A w zasadzie zdecydował za nią - jej burczący żołądek. Podeszła do szafki okupowanej przez Gaspera, odgoniła go i otworzyła. W środku były dwie konserwy.

− Gasper, to nasz szczęśliwy dzień. Jedna dla mnie i pół dla Ciebie.

Otworzyła je najpierw podając połowę dyktatorowi. Obydwoje zabrali się do jedzenia, aż odgłos żołądka się nie uspokoił. Jane, już w pełni najedzona, wróciła do swojego biurka i zabrała się za dokańczanie projektu.

Spędziła jeszcze nad nim kilka godzin. Prawie świtało, ale Jane zawsze dążyła do perfekcji. Nic nie liczyło się dla niej bardziej niż skończenie kolejnego projektu. Nawet głęboki sen, o którym mogła teraz tylko pomarzyć. Jej klienci nigdy nie mogli się nadziwić z jakim kunsztem podchodzi do swoich zleceń. Sprzedawała swoje umiejętności za grosze. A to właśnie najbardziej im się podobało. Dobro drugiego człowieka, które można wykorzystać. Jane stawiała na swoim i była uparta, ale nigdy się nie ceniła. Brak tuńczyka i ostatnie dwie konserwy były tego dobrym przykładem.

Wykonywała już ostatnie machnięcia i poprawki. Przypomniała sobie jak kiedyś rysowała razem z mamą. Zawsze poprawiała jej pozycję podczas rysowania. Często też wspominała o czasie. „Czas jest najlepszym prezentem jaki możemy podarować, liczy się to jak dobrze go kontrolujemy. Nigdy tego nie zapomnij” - mawiała. Jane nie rozumiała tego zdania, ale szczególnie utkwiło jej w pamięci. Sen zaczął nużyć ją mimowolnie. Przed zamknięciem oczu dostrzegła Gaspera liżącego swoje pulchniutkie łapki. Wyglądał jakby się do niej uśmiechał, a może było mu jej po prostu żal. „Niemożliwe. Ten kot ma serce z kamienia, pieprzony dyktator” – pomyślała tuż przed zaśnięciem.

Następne częściSkazani - Rozdział I

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Kukułka_mala 04.11.2019
    Ciekawy prolog, bardzo dobrze napisany. Przyjemnie się czytało, idealnie się wczułam w przedstawioną postać. Czekam na więcej.
  • krajew34 05.11.2019
    Dosyć ciekawe, ale usuń zbędne puste linijki (enter) i na początku skoro krzyczała, znaczy się kreska dialogowa i od nowego akapitu, bo to nie jest myśl.
  • krajew34 05.11.2019
    (jeśli nie wiesz, jak edytować, wchodzisz w profil, publikacje i naciskasz ołówek), ale jak wiesz to nie było tematu.
  • adrbig 05.11.2019
    krajew34, dzięki za uwagę, poprawione :) Zaraz wrzucam rozdział I, tam się robi znacznie ciekawiej.
  • Kapelusznik 05.11.2019
    Ok - fajny start nie zaprzeczam.
    Jak na jedno z pierwszych opowiadań na stronie - klimat fajny, styl też - uwag właściwie nie mam
    Zobaczymy jak to poprowadzisz
    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • adrbig 06.11.2019
    Kapelusznik, rozdział I jest już dostępny na opowi, ale nie trafił na stronę główną :( Zniknął w czeluściach innych opowiadań z siedmioma wyświetleniami. Rozdział II też jest w trakcie redagowania, wprowadzam tam kolejnego, głównego bohatera :) Dzięki za komentarz!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania