Poprzednie częściSłodka Zemsta ~ Prolog

Słodka Zemsta ~ Rozdział 1

Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali. Seria jest nowym pomyśłem i może wydać się gorsza os Summonera, przy którym pracuje znacznie dłużej.

 

Rozdział 1 "Lekkomyślność i ucieczka"

Samuel

 

Z powodu „niespodzianki” opuściliśmy Wilno w tempie natychmiastowym, zostawiając nasz dotychczasowy dobytek pod opieką lektora. Nie było tego dużo: kilka książek, ubrania, pistolet skałkowy, husarski szyszak i dwa, ręcznie wykonane różańce. Nie planowaliśmy powrotu. Postanowiliśmy wrócić, by wyrównać wszystkie porachunki i odnowić działanie rodzinnego warsztatu. Jednak to, co ujrzeliśmy nad brzegami rzeki Dźwiny, przeszło nasze najśmielsze oczekiwania.

Chałupa, w której się urodziliśmy, wyglądała gorzej niż my. I to dosłownie. W miejscu małego domku z bali, krytego strzechą stała teraz góra popiołu zmieszanego z piachem. Ten sam los spotkał kuźnię, choć podpalacz ominął bardzo ważny szczegół — kowadło. Było czarne od sadzy i poobijane, ale całe. Przynajmniej nie musimy zaczynać pracy od zera, pomyślałem. W zatęchłej budzie naszego psa zalęgły się myszy, a ze stodoły ktoś urządził sobie magazyn. Na koniec odwiedziliśmy ogród, gdzie pod wiekowym dębem, który został zasadzony przez naszego pradziadka, znajdował się kopiec kamieni. Na każdym z nich została wyryta litera G.

— Przynajmniej ktoś im wyprawił godny pochówek — zagadnąłem brata, któremu łzy spływały po policzku.

— Ta menda nam za to zapłaci — odpowiedział, splunął na mogiłę naszej matki i jej brata, i szybkim krokiem ruszył do stodoły. — Nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa — dodał po chwili, przekrzykując skrzypienie drzwi.

— Zaczekaj! Salazar! — krzyknąłem za nim, lecz on był już w środku, skąd dotarły do mnie odgłosy tłuczonego szkła i łamanych desek.

Chciałem pójść za nim, lecz coś przykuło moją uwagę — liście w koronie dębu poruszyły się znacząco, choć nic nie zapowiadało, żeby w ostatnim czasie zerwał się wiatr. Sięgnąłem do kieszeni, skąd wyjąłem gładki, okrągły kamień. Nie zastanawiając się zbytnio, rzuciłem nim w potencjalny cel. Usłyszałem głuche stuknięcie i kilka, mocnych przekleństw w moją stronę. Po chwili ujrzałem chłopca, najwyżej dziesięcioletniego, który ze zwinnością małpy schodził po grubym pniu.

Nosił szarą, lnianą koszulę przewiązaną sznurkiem i mocno wytarte, workowate spodnie. Nie miał butów, co jeszcze bardziej wzbudziło moją ciekawość. Gdy podszedł bliżej, z uśmiechem stwierdziłem, że przypomina mi Salazara. Niski, chudy, o zielonych oczach i czarnych włosach. Różnica polegała na tym, że brat jest naznaczony ospą, a chłopak wyglądał na zdrowego.

— Dobry rzut — uśmiechnął się, oddając mi kamień.

— Trafiłem cię? — zapytałem obojętnie.

— Mhm. W brzuch, ale nic mi nie jest.

— Kim jesteś?

— Alexy Fiodorenko, mieszkam z rodzicami po drugiej stronie rzeki.

— Rosjanin?

— Ukrainiec — odpowiedział niemal natychmiast, jakby wyczuł moją wrogość do narodu rosyjskiego.

— Co tu robisz?

— Odkąd gospodarstwo spłonęło, lubię się tu zakradać z kolegami. Ganiamy się między ruinami, udając żołnierzy. Jesteś żołnierzem?

— Alexy! — przerwał mi znajomy bas, dobiegający zza stodoły.

Dopiero później ujrzałem jego właściciela.

Był to mężczyzna wysoki, acz bardzo wychudzony i odwodniony. Jego twarz zaryły już głębokie zmarszczki, a siwe włosy wchodziły do uszu . Swoimi małymi, brązowymi oczkami lustrował każdy mój ruch. W dłoni trzymał pistolet.

— Alexy! — powtórzył. — Do mnie!

— Zaraz dziad...

— Natychmiast!

Chłopak usłuchał i podbiegając do starszego, skrył się za jego plecami. Po raz pierwszy poczułem niepokój.

— No proszę, proszę. Baltazar Gross — zaczął siwy. — Ile to już lat? Dziesięć, dwadzieścia? Ostatni raz, gdy cię widziałem, zadźgałeś moje świnie.

No tak. Już pamiętam. Stary Fiodorenko, mieszkający po drugiej stronie rzeki był jednym z konkurentów naszego dziadunia. Jego rodzina sprzedawała strzały dla tatarów i konie dla wojsk rosyjskich. Byli bogatsi, ale nie potrafili tego wykorzystać. Zainwestowali w hodowlę świń, dla nawozu i mięsa, aby sprzedawać je miastom. Mięso oczywiście. Gdy nasz dziadek się o tym dowiedział, stwierdził, że nie można zaprzepaścić takiej szansy. Wysłał naszego ojca, który uzbrojony tylko i wyłącznie w kosę, posłał zwierzęta Fiodorenki do piachu. Tatko mówił, że to było cudowne lato. Jednak z wiekiem siwemu rzuciło się na mózg. Jak mógł pomylić mnie z ojcem?

— Pomyłka panie Teodorze. Jestem jego synem.

— Synem? — zapytał, nie spuszczając pistoletu.

— Którym? Salazarem, czy tym drugim, łagodniejszym.

— Tym drugim — uśmiechnąłem się pod nosem i zerknąłem ukradkiem na drzwi stodoły.

Hałas ucichł, lecz po moim bracie nie było śladu. Pewnie ma kłopoty. A co jeśli stary, go załatwił, pomyślałem.

— A gdzie ten dr...

Nie dokończył. W tym momencie zardzewiałe ostrze siekiery padło płasko na dłoń starca, oddzielając ją od reszty ciała. Padający na piach pistolet wystrzelił, lecz kula chybiła celu, wbijając się w wilgotną ziemię. Siwy upadł i z całych sił próbował zatamować krwawienie. Wystraszony Alexy uciekł. Zaraz podniesie alarm, powiedziałem do siebie w duchu i podbiegłem do brata.

— Jesteś lekkomyślny i głupi! — krzyknąłem mu w twarz.

— Mierzył do ciebie!

— Mogłeś mu wytrącić broń, a nie ucinać rękę!

— Przesadzasz!

— Ja przesadzam?! — wyłupiłem na niego swoje lekko przekrwione oczy i z całych sił pociągnąłem go za sobą do stodoły. — Pakuj, co się da i zwiewamy!

Pięć minut później byliśmy już gotowi do drogi. Ostatnim spojrzeniem obrzuciłem jednorękiego Fiodorenkę i nacierający ze wzgórza tłum.

— Przepraszam — wyszeptałem i rzuciliśmy się z bratem do przodu, w stronę czarnej ściany lasu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Nazareth 26.05.2016
    Fabuła idzie do przodu i nie jest źle. Wkradlo sie jednak kilka błędów logicznych. Jeżeli dobytku mieli bracia tak niewiele czemu nie zabrali go ze sobą? Jesli nie planowali powrotu po co zostawiali go na przechowanie zamiast spieniężyć? Dlaczego Salazar miał w kieszeni kamień? Jak ten łebek złapał kamień którym oberwał i nie zleciał przy tym z drzewa? Dlaczego stary Ukrainiec jes najpierw łysy a potem siwy?
    Mimo ze podoba mi sie akcja te błędy sprawiają wrażenie ze nie do końca wszystko przemyslales, szkoda, bo naturalne opisy i fajne dialogi wypadają przez to dużo gorzej. Mam nadzieje ze będzie lepiej w następnej części. Nie oceniam.
  • Karthus 26.05.2016
    O fuck :) niedopatrzenie z tymi włosami. Sorki. Pisałem to na 2 razy. Do polowy, a końcówkę sklejałem dziś rano. Zaraz poprawię.
  • alfonsyna 28.05.2016
    No, teraz już jest dużo bardziej po Twojemu - i to mi się podoba. Widać, że główni bohaterowie się różnią - to dobrze, te różnice na pewno przysłużą się fabule. No ale w pewnych sprawach przyznam Nazarethowi rację - o ile np. obecność kamienia w kieszeni bohatera mogę sobie wytłumaczyć w dowolny sposób, to już jeśli chłopak dostał tym kamieniem w brzuch, siedząc na drzewie, to raczej trudno byłoby mu go złapać. Myślę, że to po prostu kwestia poświęcenia temu tekstowi nieco więcej czasu, jakiegoś większego przemyślenia, żeby jednak nie pojawiały się takie wpadki. Widzę też sporo powtórzeń, które nieco psują odbiór, a łatwo można by je wyeliminować, gdyby nad tym przysiąść. Ale poczekam, jak to będzie dalej, jak rozwiniesz bohaterów i fabułę, na razie zostawię bez oceny. ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania