Smokobójca ~ Rozdział 1
Isabella stała na wykutych z piaskowca stopniach wieży i osłaniając oczy dłonią, patrzyła, jak spacerowy powóz wiozący na wycieczkę rodzinę królewską oraz Maga Durima toczy się po podjeździe, skręca na drogę i znika w oddali. Później wydała westchnienie tak głębokie, że zatrzeszczały jej żebra, obróciła się na pięcie i ściskając w dłoni szarą kopertę, pomaszerowała z powrotem do środka. Mirona nigdzie nie było w pobliżu, więc zostawiła mu wiadomość, gdzie ją znajdzie i ruszyła dalej.
Wchodząc z rumorem po krętych schodach, pomyślała, że kłopot z książętami polega na tym, że wolno im hulać po okolicy i urządzać pikniki, ilekroć przyjdzie im ochota, i nikt nie może im przeszkodzić. Mogą w każdej chwili powiedzieć: „O patrzcie, słońce świeci. To idealny moment na przejażdżkę. Przecież sprawy królestwa mogą poczekać".
A kłopot z pracą dla nich — dodała w myślach, otwierając drzwi swojego biura i z przerażeniem wbijając wzrok w stertę listów, notatek i terminarzy, które pod jej nieobecność nie zniknęły w magiczny sposób z blatu... — polega na tym, że nigdy nie ma się udziału w tego rodzaju beztroskich luksusach. Jakiś biedny głupiec musi zatroszczyć się o te porzucone obowiązki, a tak się akurat składa, że imię tego głupca to „Asher".
Z potężnym westchnieniem zamknęła drzwi kopniakiem, niechętnie opadła na krzesło i powróciła do pracy.
Tonąc w morzu „Tysiąca romansów mistrza Glottego”, nie zauważyła, jak szybko mijał czas, gdy światło dnia powoli zanikało na niebie. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że w jej biurze pojawił się ktoś jeszcze, dopóki nie poczuła czyjejś ręki na ramieniu i nie usłyszała ciepłego, spokojnego głosu.
— Śnisz na jawie? Jak mu na imię?
Zaskoczona Isabella odłożyła opasłe tomisko i obróciła się na krześle.
— Asher! Durniu! Chcesz bym dostała zawału?
— Nie, próbuję zwrócić na siebie twoją uwagę — odpowiedział Asher. Na jego twarzy malowały się jednocześnie rozbawienie i troska. — Pukałem i pukałem, aż poobijałem sobie kłykcie, a potem jeszcze cię wołałem. Dwukrotnie. Co jest takie ważne, że odebrało ci słuch.
— Przepraszam — odparła dziewczyna i odgarnęła z czoła kosmyk rudych włosów. — Zaczytałam się.
Mężczyzna zamrugał.
— Romansidła Glottego? Przestań czytać te brednie.
— Przestanę — uśmiechnęła się niezauważalnie — Jeśli ty przestaniesz spać w trumnie.
— Zapomnij — zaśmiał się Asher i wręczył jej kieliszek czerwonego wina. — Kto to był? — zapytał po chwili milczenia i wskazał na szarą kopertę, wystającą spod książki.
— To? — Isabella podała mu papier i opróżniła kryształowy kieliszek jednym susem. — Zawitał tu książę Wilhelm z rodziną. Kilka dni temu na jedną z wiosek na zachodzie napadł smok. Potrzebują kogoś, kto im pomoże z bestią.
— Więc czemu nie poproszą o pomoc zakonu? — odpowiedział Asher, siadając na skórzanym fotelu w kącie gabinetu. — Jestem już zmęczony ciągłą walką z tymi potworami.
— Tym razem chodzi o coś większego. Podobno napastnikiem jest Trogon Czarny.
Na te słowa Asher odłożył wino na bok i wyskoczył w górę jak rażony piorunem.
— Trogon?!
— Mówiłeś, że jesteś zmęczony — odparła dziewczyna i wyrywając mu kopertę z rąk, schowała ją do szuflady.
— Zaczekaj — złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie — Może powinienem rzucić na to okiem.
Spojrzała na niego z ukosa. Tym, co najbardziej podobało jej się u Ashera, były jego oczy. Wielkie, szmaragdowe, bijące pełnym spokojem i nutą tajemniczości. Wystarczyło tylko jedno spojrzenie, by Isabelli miękły kolana. Mogła zrobić dla niego wszystko.
— No dobra, ale obiecaj, że weźmiesz ze sobą Mirona — odpowiedziała mu z lekkim uśmiechem i ucałowała.
— Muszę? — odwzajemnił jej tym samym.
— Tak. Pamiętasz, co mówił twój ojciec? Musisz przekazać...
— Wiedzę nowemu pokoleniu. — dokończył. — Tak wiem. Moja rodzina od kilku pokoleń poluje na smoki. Zaczęło się od prapradziada i tak dalej, ale na miłość boską nie każ mi uczyć tego smarkacza.
— Nie zachowuj się jak dzieciak — skarciła go lekkim trąceniem w ucho. — Miron jeszcze cię zaskoczy. Wierzę, że będzie idealnym Smokobójcą. Skoro ma takiego nauczyciela...
Asher zarumienił się z lekka i zaczął błądzić szorstkimi palcami po jej dekolcie. Nie opierała się. Chciała tego tak samo, jak on. Alkohol zaczął już działać, więc każdy bodziec odbierała ze zdwojoną siłą. Powoli wstała i odepchnęła go. Opadł bezwładnie na fotel. Usiadła mu na kolanach i owijając ręce wokół szyi, przycisnęła krwiste usta do jego ust. Już zamierzała pokazać mu swoje pełne atuty, gdy przerwał im odgłos bosych stóp stąpających po piaskowych stopniach wieży.
— Cholera — powiedział do siebie i oparł głowę o miękkie oparcie.
— Nie wściekaj się — powiedziała Isabella i wstała, zawiązując z powrotem koszulę.
— Mistrzu? — zawołał chłopak, wbiegając po schodach do gabinetu. — Tutaj jesteś. Skończyłem czytać o Smokach Zarzecza. Mogę w końcu iść do miasta?
— Zapomnij — warknął Asher — Pakuj się. Jedziemy na zachód do księcia Wilhelma.
— Smok?
— Nie inaczej.
— Super! — wykrzyczał Miron i pobiegł do swojej komnaty, po niezbędny ekwipunek.
— Miejmy to za sobą — dodał Asher i zdejmując ze ściany zardzewiały muszkiet, ucałował namiętnie ukochaną i opuścił gabinet.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania