Śnieżne ślady Mokołaja

Noc wydawała się zimniejsza od dotychczasowych tego grudnia. Ledwo pięć dni, a mróz chwycił jak w przysłowiu. Do tego obfite opady.

– Wszystko idzie mi jak po grudzie – przemówił sam do siebie drżącym z wyziębienia głosem.

To była jego pierwsza zima, którą miał spędzić w kartonowym pudle po pralce wciśniętym w zarośla przy wylotowej drodze z miasta. Idealne miejsce dla kogoś w jego sytuacji. Tylko pędzące samochody i prócz niego żywej duszy. Tu nikt się pieszo nie zapędzał, nawet pies z kulawą nogą.

Siedział opatulony zdobycznymi szmatami i myślał o swoim losie. Najpierw stracił pracę, później mieszkanie, a być może tej zimy nawet życie.

– Muszę się rozruszać, bo zamarznę – wycedził przez szczękające zęby i zrzucając z siebie dodatkowe okrycie, wyszedł z kryjówki.

Szedł wzdłuż drogi w stronę miasta i wspominał wcześniejsze Mikołajki. Już od wielu lat nie miał nikogo, kogo mógłby obdarować prezentem. Rodzice umarli, nigdy się nie ożenił, był sam. Jednak tego dnia zawsze robił sobie drobny prezent dla zachowania tradycji, choćby drobiazg dla poprawy nastroju.

– Hej człowieku! – zawołał jakiś mężczyzna krzątający się przy samochodzie obok jednego z pierwszych domów na przedmieściu. – Mógłbyś mi pomóc?

– Z przyjemnością – odparł pytany i jakby obdarzony nową energią, ruszył w stronę mężczyzny dziarskim krokiem.

– Taki mróz, że nie mogę zapalić. Jest z górki, może uda się na popych. – Wyjaśnił.

Bezdomny wyciągnął z kieszeni przemarznięte ręce i zatopił w puszystym, świeżym śniegu. Mężczyzna spojrzał na niego z podziwem i zakładając rękawice stanął obok, ale zamiast pchać, zapytał.

– Pracujesz?

– Nie – odparł bezdomny. – Szukam pracy od roku.

– A chciałbyś roznosić reklamy pod drzwi? – spytał nieśmiało. – Jestem właścicielem małego baru z frytkami i smażoną rybą. Zawsze sam to robię jeszcze przed świtem jak dziś, ale przydałby mi się pomocnik.

Bezdomny wyprostował się i spojrzał przeszklonymi ze wzruszenia oczami na mężczyznę.

– Pewnie, że chciałbym – rzucił z entuzjazmem – ale samochód.

Mężczyzna machnął ręką i skierował się do wnętrza pojazdu. Wydobył z niego kartonowe pudełko pełne ulotek i wręczył bezdomnemu. Na wierzch położył ściągnięte z dłoni rękawiczki.

– Zakładaj – rzekł stanowczo.

– Ale… - zająknął się.

– To prezent na Mikołaja, zakładaj, a jak rozniesiesz wszystkie, przyjdź po wypłatę.

Na twarzy bezdomnego wymalował się wzruszony sytuacją uśmiech, założył podarek na ręce i ruszył przed siebie. Miasto jeszcze spało. W oknach zaczęły pojawiać się pierwsze światła, a on szedł od drzwi do drzwi i zostawiał z uśmiechem kolorowy kartonik, wydeptując pierwsze ślady w napadanym nocą śniegu.

***

Do okna podeszła mała dziewczynka. Jej rumiane od ciepła policzki różowiały. Dotknęła małym noskiem zimnej szyby i patrzyła na jeszcze pustą ulicę.

– Mamo! Ktoś już chodził! – krzyknęła z entuzjazmem.

Mama wyjrzała i badawczo obejrzała ślady na śniegu.

– Przyjrzyj się im uważnie – powiedziała do córki. – Ten ktoś chodził od domu do domu. Nie ominął żadnego. Jak myślisz, kto to mógł być? – spytała, uśmiechając się.

Na myśl przyszła jej scenka sprzed lat, kiedy to jej mama wykorzystała ślady mleczarza, ale tamte czasy już dawno poszły w zapomnienie.

– Mikołaj! – wrzasnęła radośnie dziewczynka. – To dziś?

– A sprawdzałaś pod poduszką?

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Adam T 03.12.2016
    Kurrrrrde, niby żem chłop a gdzieś mnie tam w środku ścisnęło:) No, po prostu 5:)
  • Adam T 03.12.2016
    Jeszcze się tylko przyczepię. Jest takie zdanie: "Najpierw stracił pracę, później mieszkanie, a być może tej zimy nawet życie." Wynika z niego. że bohater już nie żyje do czego z kolei nie pasuje stwierdzenie "być może". Ja dałbym po "tej zimy" słowo: "straci". Ot, takie moje czepialstwo.
  • Specific_girl 03.12.2016
    jestem przekonana, ze Karola. mi znów nie udał o sie nic wstawić, chociaż napisałam.
  • IWG 03.12.2016
    Świetne. Leci 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania