Spotkanie
Dzień był wcale niebrzydki. To znaczy nie był ładny, ale nie powinno się nazwać go brzydkim. Chociaż, po zastanowieniu, można chyba powiedzieć, że było mu bliżej do brzydkiego niż do ładnego. Jan Wilczak spacerował leniwym krokiem po krętych uliczkach parku (tj. sztucznej iluzji mającej czynić miasta zieleńszymi), starając się roztrząsnąć, jak gdyby był to poważny traktat filozoficzny, czy dzień, który nastał, był raczej ładny, czy może jednak nie.
Gdzieś na ławce, w cieniu pod starym dębem, siedziała młoda para. Chłopak, a na kolanach dziewczyna. Jego ręka wędrowała pod Jej koszulką, ściskając biust. Ona całowała Jego szyję, poruszając delikatnie swoimi pośladkami na Jego kroczu. Zdawali się nie widzieć świata dookoła siebie.
Wilczak skrzywił się z niesmakiem. Zawsze brzydziły go takie sceny, jeśli rozgrywały się w miejscach publicznych. Nigdy nie zaglądał innym do łóżek, mógł więc chyba wymagać, żeby inni nie wyciągali swoich łóżek na ulice. Mężczyzna przyspieszył kroku i wcisnął ręce do kieszeni drogiego płaszcza.
- Panie kolego! – zawołał ktoś za nim. Wilczak zatrzymał się i odwrócił, starając się stanąć tyłem do macającej się pary (tj. prostopadle do ścieżki). Alejką biegł mężczyzna w lekkiej, jeansowej kurtce i machał w jego kierunku.
- Przepraszam, pan mnie zna? – zapytał, gdy zziajany przybysz stanął wreszcie przed nim. Po wysokim, z racji łysiny, czole spływało kilka obfitych kropli potu.
- Janek! Nie poznajesz mnie? To ja, Staszek! – Jaki do cholery Staszek… - zastanawiał się Wilczak, kiedy po chwili wreszcie sobie przypomniał.
- Staszek?! Staszek Lulkiewicz?! – To musiał być ten gnojek ze szkoły średniej.
- Lulkiewicz, Lulkiewicz!
- Jak się trzymasz, chłopie? – Mam nadzieję, że toczy cię nowotwór. Albo przynajmniej hemoroidy.
- A dobrze, dziękuję. Skończyłem właśnie pracę i wracam do domu.
- Świetnie! Gdzie pracujesz?
- Jestem mechanikiem. – No tak… I tak nieźle ci poszło jak na to, że zawsze byłeś debilem. – A ty?
- Ja… ja idę właśnie na spotkanie literackie. Jestem wykładowcą.
- Świetnie! Zawsze wiedziałem, że zostaniesz kimś ważnym.
- Dziękuję. Masz rodzinę? – Do uszu Wilczaka wciąż dochodziło ciche cmokanie całującej się pary, toteż zaprosił gestem Staszka do wolnego marszu.
- Pamiętasz Aśkę? – Jasne, że pamiętam. W szkole średniej się w niej podkochiwałem. Ba! Byłem nawet z nią przez jakiś miesiąc.
- Pewnie, że tak!
- Jest moją żoną. Mamy syna i czekamy na drugie. – Niby sprawa sprzed lat, ale igiełka ukłuła serce Wilczaka. Może dlatego, że od czasów Aśki nie miał nikogo, po tym, jak skupił się na nauce.
- Świetnie, gratuluję!
- A jak z tobą?
- Ja mam tylko moje książki. Jak zawsze. Chcesz iść na piwo? Powspominamy dawne czasy, mam do spotkania jakąś godzinę.
- Nie, nie, dziękuję bardzo, żona czeka w domu. – Cholerny pantoflarz...
- Jasne, trzymaj się. Miło było cię spotkać! – Bardzo…
- Cześć! Do zobaczenia! – Uścisnęli sobie ręce.
Kiedy Staszek zniknął za zakrętem, Wilczak zatrzymał się i ruszył po chwili w stronę najbliższej ławki. Gdzieś w oddali widział jeszcze kątem oka całującą się parę, ale nie zwracał już uwagi na ich zachowanie. Uświadamiał sobie powoli (i nieuchronnie jednocześnie), że rak, którego wcześniej życzył Staszkowi, toczy jego samego. Rak samotności, zabijający jakiekolwiek relacje międzyludzkie. Spuścił głowę i zatopił ją w swoich ciepłych dłoniach.
Profesor nauk humanistycznych Jan Wilczak.
Komentarze (15)
W każdym razie, ładnie ukazane. 5 :)
,,Dzieł był wcale niebrzydki" - ,,dzień";
,,czy dzień, który nastał (przecinek) był raczej ładny (przecinek) czy może jednak nie";
,,Zawsze brzydziły go takie sceny (przecinek) jeśli rozgrywały się w miejscach publicznych";
,,Niby sprawa przed lat, ale igiełka ukłuła serce Wilczaka" - ,,sprzed";
,,Nie, nie (przecinek) dziękuję bardzo, żona czeka w domu" - bez tego przecinka jest inny sens, wychodzi na to, że nie bardzo dziękuje. Zostawiam 5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania