Stado (1z2)
Mdłe promienie słońca przeciskały się przez szczeliny między deskami prowizorycznego, jednopokojowego, przymusowego hostelu. Ostatnie krople deszczu z nocnej ulewy rozmyły jeszcze bardziej teren wokół drewnianej szopy, tworząc błotniste bajoro. Raj dla czekających w środku świń. Brudne kałuże odbijały usiane czerwonymi chmurami niebo i znikający za horyzontem granatowy płaszcz, jakby wszystko jeszcze przez moment cieszyło się spokojem wiosennego poranka, zanim drzwi szopy otworzą się, skrzypiąc przeraźliwie. W środku ogólny zaduch i smród spoconych ciał sprawiał, że co druga zaraz po przebudzeniu rzygała na sąsiadkę porcją wczorajszej kolacji. Kałuża wymiocin rosła w zastraszającym tempie. Wszystko upaprane w na wpół strawionej brei o ohydnym zapachu.
Stara, przerdzewiała ciężarówka podjechała pod bramę prowadzącą na teren, w którym centrum stała drewniana szopa, a dla jej mieszkanek ekskluzywny hostel. Ogrodzony drutem kolczastym plac znajdował się pośrodku niczego. Dookoła jedynie nieużytki, jałowe pola. Zero życia, zero nadziei. Prowadziła tu wyboista dróżka za wąska na jakiekolwiek auto. Prawdziwy raj. Wszystkie wrzaski automatycznie tłamsiła nicość, rozciągająca się jak okiem sięgnął. Na początku krzyczały, potwornie krzyczały. Odważniejsze próbowały przeskoczyć ogrodzenie, kończąc z rozprutym brzuchem. Ale głupota też się uczy. W końcu zamilkły, a z czasem zdziczały.
Otworzył bramę i wszedł do środka. Po cichu, ostrożnie. Gdy był kilka kroków od drzwi szopy, rozległ się zwierzęcy pisk. Szczeliny wypełniły ich puste przeraźliwe spojrzenia. Przekrwione gałki oczne pulsowały, nabrzmiałe. Gryzły, a potem spluwały krwią z drzazgami wprost na niego. Zostawił pod drzwiami dwa worki. Bez słowa odszedł do auta i zamknął bramę.
Przez kilka minut gapił się w stronę szopy, nasłuchując jęków i wrzasków. Wyczuły mięso.
— Bierzcie co wasze — burknął, podchodząc do metalowej skrzynki obok bramy, po czym otworzył ją leniwie i przekręcił duże pokrętło.
Drzwi ustąpiły. Pierwsze brudne łapska dosięgły jednego z worków i mocno chwyciły. Ale tylko na krótką chwilę. Wychudzona dziewczyna ujrzała przed sobą tłuste cielsko zasłaniające powoli cały kadr. Fałdy skóry skutecznie odcięły dopływ świeżego powietrza. Blade, kościste ręce w akcie desperacji machały przez kilka chwil. Potem opadły bezwładnie.
Przyglądał się z coraz większym zainteresowaniem. Co prawda on tylko przywoził żarcie, ale z każdą kolejną wizytą widział jak pomysł szefa działa. Teraz to już były zdziczałe świnie. Bezmózgie, chodzące kreatury nie z tego świata. Jeszcze rok temu niektóre zachowywały resztki człowieczeństwa. Potrafił ułożyć proste zdanie, zwykle ograniczały się do oklepanej formułki ''Daj mi jeść''. Dwanaście miesięcy później zostały tylko puste ciała, chodzące na resztkach życia. Duszę już dawno wyrzygały, albo raczej jej najtrwalsze resztki.
Rzuciły się na nią z niesamowitą zaciekłością. Zlizywały resztki mięsa do gołej kości. Nie było go dużo. Wychudzona była raczej przystawką dla całego stada, ale każdy kawałek, nadal ciepłego mięsa był nieoceniony. Najlepsze były policzki. Te zabrała największa, najtłustsza locha. Delektowała się każdym kawałkiem w odosobnieniu kilka metrów dalej. Jednocześnie cały czas się mu przyglądała. Puste, jakby martwe oczy nie pokazywały żadnych emocji. Bezduszna kupa tłuszczu, jednak na tyle silna, by zmiażdżyć łeb potencjalnej ofierze — jemu. Wiedział o tym dobrze. Tych kilka kawałków od rzeźnika, jakie przywoził, nie wystarczało. Chciały więcej. Cofnął się o krok. Potem kolejny. Wsiadł do auta dziwnie zmęczony i otumaniony. Wyraźnie zbladł. Zalał go pot, a wzrok rozmywał się gwałtownie. Majaki? Przez chwilę, ułamek sekundy, miał wrażenie, że ona stoi przy aucie, patrzy na niego i czeka, aż zaśnie.
Komentarze (9)
"Zlizywały resztki mięsa do gołej kości. Nie było go dużo. Wychudzona była raczej przystawką dla całego stada, ale każdy kawałek, nadal ciepłego mięsa był nieoceniony. Najlepsze były policzki. Te zabrała największa, najtłustsza locha." - ale tutaj 4x był/była. Dużo.
Ok. Najpierw mi się skojarzyło z jednym moim tekstem, ale zara mi się odkojarzylo. Cóż. Jesteś esencją w definicji, że wytrwałość popłaca.
Czytam tera Gorefikacje III. I Twój tekst gdzies tam by się zmieścił. Jest very git
No i oczywiście Edward Lee
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania