Poprzednie częściŚwiadek - Prolog

Świadek ~ 11

Zeszłam z powrotem na dół i skierowałam się do salonu. Ze skrzyni wyciągnęłam dwa pistolety i naboje, które włożyłam w tył spodni. Schyliłam się po już naładowanego laptopa i sprawdziłam czy wszystko się zgadza.

- Gotowa? - Zapytał Simon. Nie odwróciłam się. Stałam w bezruchu. Przygryzłam dolną wargę i głośno westchnęłam. Miałam do tego nie wracać, to miał być koniec, to już nie miało być moje życie...

Z taką łatwością przystosowałam się do tego dziwnego "zwrotu akcji". To świadczy o tym, że nigdy nie dałabym rady z tym skończyć. Wyprostowałam się i popatrzyłam na brata. Pokiwałam twierdząco głową i ruszyłam w jego kierunku. Przed samymi drzwiami zatrzymała nas Agnes. Mocno nas przytuliła, a po jej policzkach spłynęły łzy, które Simon natychmiast wycierał.

- Chce stanąć z Tobą przed ołtarzem. Masz wrócić - Wyszeptała, a chłopak mocno ją przytulił - Druhnę też chce mieć u swojego boku - Zwróciła się do mnie z lekkim uśmiechem.

- Pilnuj mojej córeczki - Pocałował ją w policzek i odsunął się.

- Chodźmy, nie mamy czasu - Powiedziałam do Simona.

Wsiedliśmy w samochód i ruszyliśmy na umówione spotkanie z Anthonym Whitford'em...

Jechaliśmy jakieś półtora godziny. Na zewnątrz powoli zaczęło się ściemniać. W półmroku, zajechaliśmy pod magazyn. Po chwili drzwi głośno zaskrzypiały i otworzyły się, a następnie wjechaliśmy do środka. W pomieszczeniu dominowały ciemne kolory. Wolną przestrzeń zajmowało kilka samochodów, motorów, stoły z mapami i kilka komputerów. Duża ilość lamp, rozświetlała każdy zakamarek magazynu. Zanim wysiadłam z samochodu, przyjrzałam się obecnym ludziom. Dużo napakowanych kolesi, dwóch takich, którzy wyglądali na "mózgowców". Każdy miał broń w mniej lub bardziej widocznym miejscu. Na czele całej bandy stał czterdziestosiedmioletni Anthony Whitford. Kilka kroków za nim stał jego syn. Moje serce niekontrolowanie przyśpieszyło, a wiecznie towarzysząca mi pewność siebie, ulotniła się gdzieś. Pokrowiec z okularami, wsadziłam w tylną kieszeń swoich spodni. Gumkę do włosów założyłam na rękę, a rękawy kurtki zsunęłam aż do nadgarstków. Zanim wyszłam, ściągnęłam soczewki.

Zamknęłam za sobą drzwi i usłyszałam nagłe poruszenie wśród obecnych. Przez wadę wzroku, nie dostrzegłam miny Erica, ale na pewno jest zły i zdziwiony. Odchrząknęłam i odrzuciłam włosy do tyłu, a żeby się nie przewrócić, oparłam się o maskę samochodu.

- Simon, miałeś mi przywieźć tu swoją cenną siostrzyczkę, a nie... - Zawahał się Anthony i chyba spojrzał momentalnie na swojego syna - Dziewczynę mojego syna - Warknął widocznie niezadowolony.

Zaśmiałam się głośno i stwierdziłam, że chciałabym zobaczyć ich zdezorientowane miny. Sięgnęłam za plecy. Usłyszałam, że na ten gest kilka pistoletów zostało przeładowanych. Zaśmiałam się znowu i wyciągnęłam swoje okulary w czarnej oprawce. Nałożyłam je na nos, a otoczenie znowu nabrało wyrazistości. Mimowolnie popatrzyłam na Erica. Jego twarz wyrażała obojętność, ale oczy mówiły wszystko. Nienawiść, zawód, niechęć, dezorientacja i wściekłość. I coś jeszcze. Coś, czego nie mogę zrozumieć ani odczytać. Wiem jedynie, że to coś pozytywnego, to, co ja sama czuję.

Podeszłam bliżej Whitford'a i podwinęłam rękaw kurtki, tak by zobaczył tatuaż.

- Samantha Blake do usług - Po raz kolejny zaśmiałam się kpiąco i dygnęłam w stronę stojącego przede mną mężczyzny.

 

***

Jak w transie patrzyłam na policjantów aresztujących mężczyznę, który niedawno zaciskał ręce na mojej szyi. Nie potrafiłam ruszyć się z miejsca, każda czynność, której się przyglądałam odbywała się w zwolnionym tempie. Każdy dźwięk, odbijał się echem w mojej głowie. Nadal siedziałam na krześle, ktoś do mnie podszedł i kucnął. Mówił coś, ale go nie słuchałam. Z rozkoszą wsłuchiwałam się w krople deszczu, uderzające o blachę, gdzieś na zewnątrz. Tępym wzrokiem wpatrywałam się w ścianę, a mężczyzna nadal coś mówił. Uśmiechnęłam się, a w oczach pojawił się przerażający błysk. Gwałtownie zerwałam się na równe nogi, a krzesło, do którego uprzednio byłam przywiązana, przewróciło się. Mężczyzna krzyczał moje imię, ale pędem ruszyłam w kierunku wyjścia. Wybiegłam na zewnątrz. O moje ciało obiły się duże krople deszczu. Nawoływania i kroki zagłuszał deszcz. Nie myśląc za wiele, wsiadłam na czarną Yamahę R1. Nie zważając na brak kasku i odpowiedniego stroju, mknęłam przez ulice zatłoczonego miasta. Byłam cała mokra, a włosy rozwiewały się na wszystkie strony. Determinacja sprawiła, że byłam na miejscu szybciej niż zwykle. W oddali dostrzegłam męską sylwetkę, którą od razu rozpoznałam. Niemalże zbiegłam z nadal niezatrzymanego motocykla. Podbiegłam do czterdziesto cztero letniego mężczyzny i natychmiast wtuliłam się w jego tors. Nareszcie czułam się bezpieczna, wiedziałam, że przy nim nic mi nie grozi, że on mnie zawsze ochroni. Poczułam jego dłoń na głowie. Delikatnie głaskał moje mokre włosy i niemalże niesłyszalnie szeptał pocieszające słowa. Całą sobą przyległam do niego. Deszcz wypłukał jego perfumy, dlatego nie mogę czuć tego przyjemnego i dobrze mi znanego zapachu. W pewnym momencie, poczułam jak mężczyzna podnosi głowę do góry i natychmiast cały się spina. Lekko odsunęłam się od niego i popatrzyłam na niego zmartwiona. Chciałam zapytać, o co chodzi, ale mężczyzna odepchnął mnie na bok z taką siłą, że upadłam. Zanim odwróciłam głowę w jego stronę, usłyszałam strzał. Serce na moment zaprzestało wykonywania swojej funkcji, a w oczach pojawiły się łzy. Na czworaka pokonałam odległość dzielącą mnie i tatę. Dziura niemalże na środku głowy i duża plama krwi, która coraz bardziej się powiększała. Głośno krzyknęłam, starając się dać upust złości i frustracji, jednak na marne. Zaniosłam się szlochem i wtuliłam się w już martwe ciało ukochanego i najważniejszego mężczyzny w moim życiu.

- Collinsów się nie zdradza, Samantho! - Usłyszałam pogardliwy śmiech, którego szum deszczu, nie był w stanie zagłuszyć...

***

- Samantha! Sam! - Do moich uszu w końcu dociera krzyk Simona. Chłopak mocno trzyma moje ramiona i potrząsa całym moim ciałem - Skąd je masz! Kto Ci je dał?!

- Leżało - Wyszeptałam. Uśmiechnęłam się blado, bez krzty wesołości, a po moim policzku powoli spłynęła jedna tak bardzo niechciana łza.

- Sam! - Brat, znowu potrząsnął moim ciałem. Ale skąd ta fotografia wzięła się w mojej dłoni? Rozluźniłam rękę, a zdjęcie, które niedawno trzymałam, zleciało na podłogę. Wpatrywałam się w ścianę, a przed oczami cały czas miałam obraz swojego martwego ojca.

Zacisnęłam rękę mocno na ramieniu Simona. Wzięłam głęboki wdech, napełniając całe swoje płuca, upragnionym powietrzem, po czym bezgłośnie i powoli wypuściłam powietrze z ust. Ponownie zaczęłam rejestrować dźwięki, a widoczność, która była ograniczona powróciła. Rozejrzałam się dookoła i dopiero teraz zorientowałam się gdzie jestem i z kim jestem. Kilka par oczu wpatrywała się we mnie. Zaledwie dwie wiedziały, o co chodzi.

- Jasna cholera! - Krzyknęłam, bardziej do siebie. Szybko otarłam mokry policzek i srogim spojrzeniem obdarowałam każdego ze swoich towarzyszy. Każdy widział tą nieszczęsną łzę spływającą po policzku, każdy widział reakcję na to zdjęcie, każdy widział oznakę słabości. Samantha Evans pokazała, że też ma uczucia - Macie coś, czy mam za was zrobić wszystko chłopcy? - Zwróciłam się do ''mózgowców'' - Pora wziąć się do roboty!

Dwóch chłopaków popatrzyło po sobie. Westchnęłam cicho i nie czekając na ich reakcję, włączyłam swojego laptopa.

- Sądzę, że Bruno i Greg poradzą sobie bez niej - Odparł obojętnie Eric i nawet nie obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem.

- Mam imię - Prychnęłam ponownie zwracając uwagę wszystkich na siebie.

- Tak...- Zrobił krótką pauzę - Tylko powiedz mi, którego mam używać? Wolisz Catherina czy Samantha? - Jego usta wykrzywiły się w kpiący uśmiech.

- Eric daj spokój - Skarcił go Anthony.

- Sorry. Nie lubię kłamców – Prychnął chłopak.

- Sorry. Nie dajesz sobie nic wyjaśnić - Zmierzyłam go wzrokiem.

- Włamujemy się właśnie do systemu Collinsa - Głos zabrał chłopak w kręconych włosach. Siedział na krześle i dokładnie lustrował ekran swojego laptopa.

- Ehh - Westchnęłam, jednak z dziwnym rozbawieniem pokręciłam głową - Nie męcz się chłopczyku. Mam dostęp do Collinsa i Evansa - Usiadłam na krześle, a laptopa umieściłam na swoich kolanach - A i radzę poprawić zabezpieczenia. Do waszego systemu też mam dostęp - Uniosłam wzrok ponad ekran urządzenia i z satysfakcją przyglądałam się zdziwionym minom zgromadzonych. Jedynie Simon uśmiechał się z dumą.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 8

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (16)

  • Tina12 08.01.2017
    Nareszcie jest kolejna część. Haha swoją drogą tak długo nie dodawałaś świadka, że się rochę gubiłam. Ale i tak daje 5.
  • Zozole 08.01.2017
    Wiem, sama musiałam czytać wcześniejsze rozdziały w poszukiwaniu nazwiska... Przy Nocnych Aniołach już sie nie pogubie, bo zrobiłam sobie notatke z imionami, nazwiskami, wygrądem i zainteresowaniami... Hihi
    Dziękuję za trwanie przy moich opowiadaniach i wierszach :*
  • lea07 08.01.2017
    Oj Zozi ja też się pogubiłam, ale tak się strasznie cieszę, że dodałaś, bo ja naprawdę pokochałam to opowiadanie <3. Nowe opowiadanie? Suuuppeeerrr <333. Leci ogromna 5 bo więcej nie mogę :(. Opowiadanie jest fantastyczne <3
  • Zozole 08.01.2017
    Dzęki leuś <3 Tak dodałam, bo mi się w głowie plan stworzył :D
  • Krystian244 08.01.2017
    Doczekałem się. Odemnie 5.
  • Zozole 08.01.2017
    Dziękuję i cieszę się że czytasz u mnie :D
  • Zozole 08.01.2017
    Dziękuję za anonimowe piąteczki ♡♡♡
  • Kobra 08.01.2017
    <3 Zostawiam 5.
  • Zozole 08.01.2017
    Dzięki :)
  • Hah. Kolejna pogubiona XD
    Nie zmienia to faktu, że rozdział jest fajny ;)
  • Zozole 08.01.2017
    Hihi. Ślicznie dziękuję :D
  • Iwona 24.01.2017
    Chce jeszcze!
  • Zozole 25.01.2017
    Już niedługo :D
  • Zozole 25.01.2017
    Już niedługo :D
  • zamyślona 19.02.2017
    Kocha, kocham, kocham, ubóstwiam <3 <3 <3. to jest jedno z moich ulubionych opowiadań! zostawiam 5 i czekam na dalsze losy! i nie chce końca :( przy okazju zapraszam do mnie :*
  • Zozole 19.02.2017
    Hah, dziękuję ♡

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania