Poprzednie częściSyn Hadesa

Syn Hadesa#1

"Spóźniłeś się." uśmiechając się, cicho powiedziała, niska dziewczyna o krótkich, niebieskich włosach, schludnej sylwetce i dwóch dużych atrybutach. Ken nie zdążył nic powiedzieć, kiedy dziewczyna zauważyła jego rękę i zaczęła go wypytywać. Oczywiście powiedział prawdę, mimo tego co zrobił, co osiągnął i co jeszcze osiągnie, przy niej nie ma to znaczenia.

 

Po serii odpowiedzi obydwoje jak najciszej weszli do domu. Dom nie był jakoś specjalnie wielki ot co korytarz i cztery pokoje. Kuchnia, salon, wc i pokój dziewczyny oraz od trzech miesięcy chłopaka.

Idąc do swojego pokoju, Ken na chwilę zajrzał do salonu. Salon składał się ze starej sofy, stołu, na którym leżał podstarzały jednoręki mężczyzna z kilkoma butelkami alkoholu, a przed nim, na komodzie stał mały telewizor, nic więcej nie było.

W chłopaku zaczęła się zbierać gamma różnych emocji odraza' litość, współczucie. Kiedyś ten mężczyzna był żołnierzem, walczył na kilku frontach, czasem wracał na wpół żywy, a czasem bez zadrapania, niestety stracił prawą rękę, wtedy się stoczył, zaczął pić i to pochłonęło go za mocno. W końcu wpadł w długi i ledwo ciągnął koniec z końcem. Ken dalej podziwia w nim jedno, mimo wszystkiego, dalej jakimś cudem jest dobrym ojcem, a tak się złożyło, że jedyna i zarazem najlepsza przyjaciółka Kena to jego córka.

Dziewczyna też spojrzała, ale po chwili udali się spać, chłopak oczywiście spał na podłodze, a dziewczyna na łóżku.

 

Ken biegł, nieprzerwanie biegł, nie wiedział dlaczego, ale otaczał go dziwny cień. Bał się go? Nie. Ten dziwny cień był znajomy, zbyt znajomy tak jakby, był tam od zawsze, czekał na coś, ale chłopak nie mógł wiedzieć na co. Warkot i syczenie oraz inne dźwięki dobiegały z ciemności. Chłopak bał się tych odgłosów, wiedział, że sama ciemność, zapewni mu bezpieczeństwo, ale stwory w niej zabiją. "Nie uciekniesz." głos, nieznajomy głos wydobył się z ciemności, a za nim kilka łączonych śmiechów. Przerwał je silniejszy glos. "Dlaczego biegniesz?" głos był silny, zbyt silny odbijał się echem w umyśle chłopaka, ale już prawie dobiegł. Widział drzwi, za tymi drzwiami znajduje się wolność. Nagle z cienia, wyłoniła się wielka owłosione czarna łapa, zakończona pięcioma długimi pazurami, złapała chłopaka za skrawek bluzy, ale to już nie miało znaczenia. Natychmiastowo zrzucił z siebie bluzę i używając, całej siły swojego ciała, uderzył we drzwi. Oczywiście drzwi nie wytrzymały tego, poszły w drzazgi, chłopak był na zewnątrz, a ciemność za nim nie podążyła, ale wciąż mógł usłyszeć słaby niewyraźny głos. "I tak tutaj wrócisz...." dalsza część była już zbyt niewyraźna.

 

Ken wstał o siódmej, zalany potem, dosłownie każdy skrawek jego ubrania, przyklejał się do ciała chłopaka. "To sen." mocno dyszał tak jakby właśnie przebieg maraton. Dla uspokojenia nerwów rozejrzał się po pokoju. Różowe ściany z lekkim odcieniem błękitu nie zmieniły, się on dalej był w pokoju swojej przyjaciółki.

 

"Koszmar? Co się ze mną dzieje?" uspokojenie się zajęło mu dziesięć minut, podczas których zdążył założyć swój mundurek. Mimo że jego oddech był już uspokojony, a on stał przed drzwiami to i tak, przyłożył swoją dłoń do serca. Serce wciąż było przyspieszone, ale nie mógł tracić czasu. Nie chciał, martwić swojej przyjaciółki, już miał otworzyć drzwi, kiedy zauważył coś, czego nie powinno tam być. Opuchlizna na całym barku u prawej ręki. Pamiętał, że to właśnie jej użył do rozwalenia drzwi. Zaskoczony dotknął obolałego miejsca i oczywiście poczuł ból.

"Jak to możliwe?" postanowił na razie się tym nie przejmować i poszedł do kuchni.

Przywitała go tam jego przyjaciółka ze śniadaniem. Obecnie tylko ona potrafi tu gotować, chociaż Ken wciąż stara nauczyć się tej trudnej sztuki. Jego potrawy są tak dobre, że obecnie, najpewniej byłyby wykorzystywane jako broń biologiczna.

 

"Liz czy kiedy wstałaś coś się ze mną działo?" dziewczyna zamyśliła się na moment, po czym stwierdziła, że nie.

Chłopak odetchnął z ulgą i zajadając się śniadaniem rozmawiał z Liz o wszystkim i niczym naraz.

 

O 7:45 chłopak wyszedł z domu i skierował się, na najbliższy przystanek autobusowy, nie wiedząc o dziwnej rzeczy, obserwującej go z daleka. "Heh w końcu się zaczyna. To dobrze czekamy na to już zbyt długo."

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania