Szaleństwo.

Ostatnio zrozumiałam, że oszalałam. Albo to świat oszalał. Nie wiem. Dalej wątpię. W co wątpię? We wszystko. W życie, śmierć, śmiech, płacz, dotyk, wzrok, słuch... Nawet w to, czy trawa jest zielona, a ptaki fruwają. W to też wątpię.

Świat jest wątpliwy. Ludzie są wątpliwi. Ich uczucia są wątpliwe. Ich uśmiechy. Bo nigdy nie wiesz, czy nie udają smutku, aby cię zmanipulować? Czy nie uśmiechają się do ciebie, niby serdecznie, a za twoimi plecami robią wszystko przeciwko tobie? Nie wiesz. Nic nie wiesz.

Oszalałam. Kurwa, po prostu oszalałam. Co jest ze mną nie tak? Czy nie mogę mieć normalnego życia, jak inni? Nie. Nie mogę. Urodziłam się. I zostałam szaleńcem. Moim przeznaczeniem jest szaleństwo, które zrodziło się we mnie za młodu i rośnie z każdym rokiem, miesiącem, dniem, godziną, minutą, sekundą...

Chcę bólu. Wszędzie. Chcę, żeby otaczał mnie ból. Lubię ból. Lubię ZADAWAĆ ból innym. Niech cierpią. Niech płaczą. Niech krzyczą, że mają dość, tak jak ja krzyczałam, że mam dość, gdy mówili mi, że jestem beznadziejna. Nienawidzę ich. Nienawidzę ludzi. Czyli logiczne to ujmując, siebie też nienawidzę. Nie. Ja nie jestem człowiekiem. Jestem psychopatą, sadystą, szaleńcem, a według innych oni nie są ludźmi. Nie jestem człowiekiem. Jestem potworem. Potworem, zrodzonym przez okaleczoną duszę, którą jednak posiadam.

Nawet nie wiem, czy mogę wierzyć samej sobie. Bo nawet siebie okłamuję, mówiąc sobie, że gdy będę starsza, stanę się normalniejsza. Gówno prawda. Szaleńcy nigdy się nie zmienią. Zostałam tym szaleńcem i nim pozostanę, aż do mojej zasranej śmierci.

Ale ja kocham swoje szaleństwo. Jest takie... niespotykane. Kocham swój sadyzm. Jest niczym ogień... nieokiełznany. Kocham to, jaka jestem. Jestem... sobą.

Mam ochotę kogoś skrzywdzić. Torturować go. Kazać sięgnąć ręką przez płomienie, inaczej go zabiję. Związać. Skuć. Ciąć. Powoli. Boleśnie. Wykrwawić na śmierć. Rozpruć flaki. Poddać elektrowstrząsom. Niech cierpi. Niech płacze. Wiję się w bólu, w udręce. Boi się, kiedy nastąpi kolejna fala bólu, którą zadam mu JA. Niech krzyczy, błaga, prosi o zabicie, o ucieczkę od tego bólu. Pozwolę mu uciec wtedy, gdy będę miała dość zadawania bólu. Wtedy po prostu strzelę mu w głowę.

Jestem pozbawiona serca. Współczucia. Nie posiadam żadnych uczuć. Nie umiem kochać. Ale kocham strach. Pojawia się on, gdy już okażę swoje szaleństwo. Ludzie się boją. Ludzie nas nienawidzą. Dlaczego? Dlatego, że jesteśmy inni. Lepsi. Bardziej inteligentni. Nieufni. Sami. Sami jak gwiazdy. Niby jest ich wiele, ale są od siebie oddalone o tysiące lat świetlnych. Są same. Jak ja.

Pytanie: czy mogłabym zabić? Tak. Tak, mogłabym. Nie widzę w tym problemu. Bo co znaczy zabójstwo? To tylko pozbawienie życia. Choć życie to taka cienka, słaba nić, którą można łatwo zerwać... Jedno życie mniej. To nic takiego.

Przyjaźniłbyś się ze mną wiedząc, że wraz z wybuchem wściekłości mogę zrobić ci krzywdę?

Przyjaźniłbyś się?

Pokochałbyś?

Ja nie.

Nie siebie.

Następne częściSzaleństwo - część druga.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • wiktoria 23.12.2016
    Wow zajebiste <3 i tak nawet jak wiem to wszystko to nadal chcę się z tb przyjaznic i nadal będę <3
  • NocnaŁowczyniXD 23.12.2016
    <3 dziękuję miś :*

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania